O PROJEKTOWANIU W ZEGLARSTWIE
z dnia: 2019-03-16
Tematyka projektowania wzbudziła zainteresowanie obustronne – projektantów i użytkowników.
Aby dobrze wejść w temat – zapraszam do lektur poprzednich – - http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3475&page=0
oraz http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3477&page=0 A jak by ktoś się zainteresował od czego to się zaczęło to
może jeszcze i tu: http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3460&page=15
Tomasz Piasecki odpowiada na news Jana Kłosowskiego oraz komentarze Józefa Sacharuka i Wojtka Bartoszyńskiego.
Wkrótce news o projektowaniu holownika.
Już możecie przestępować z nogi na nogę.
Oczywiście z niecierpliwości.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------
Uwagi Józefa Sacharuka i Wojtka Bartoszyńskiego dowodzą, że temat chociaż skomplikowany, nie jest obojętny. Obserwacje Pana Józefa - o pochylniach do wodowania łódek, a Wojtka - o jakości projektowania w ogóle - zasługują na głębsze zastanowienie, ponieważ widać, że kłopoty są i nie dotyczą tylko jakiejś jednej nieudanej pochylni czy pojedynczej toalety na przystani.
Komentarze zawierają trudną do podważenia, racjonalną krytykę realizacji, opartą na doświadczeniach z korzystania z tych obiektów. Niełatwo jest wyjaśnić takie cechy pochylni, jak niewłaściwy kąt nachylenia, czy położenie progu w poziomie lustra wody, bo to abecadło projektowania, ale gorzej, kiedy nie udaje się zrobić poprawnie choćby sanitariatów. W środku Europy w XXI wieku, powinny być to sprawy doskonale znane i opanowane przez architektów. Ale że to się nie zawsze udaje - taki przykład: uczelnia ze stołecznej czołówki zmodernizowała sanitariaty. W rezultacie kabiny wygrodzone jak przed laty murowanymi ściankami, są tak ciasne, że trudno zamknąć za sobą drzwi. Pewien stołeczny klub żeglarski zafundował, zamiast normalnych misek, toalety tureckie, potocznie zwane kucanymi. Skoro takie projekty sprawiają kłopoty - to co tu mówić o inżynierskich budowlach hydrotechnicznych ?
Wspomniany podręcznik Vitruviusza to historia. Dziś, oprócz znakomitych uczelni i nieskończonej ilości podręczników, są normy, przepisy, Eurokody, rozporządzenia, zalecenia, świadectwa dopuszczenia, uzgodnienia i cały system sprawdzania, czy projekt jest zgodny z prawem i sztuką budowlaną, a potęga komputerowo wspomaganego projektowania jest fantastyczna. Sprawdzenie ma upewnić, że projekt zrobiono jak należy, a w razie wątpliwości inwestor może poprosić o opinię uznanego specjalisty, niezależnego od zespołu projektowego, który winien zapewnić kompetentną i obiektywną ocenę sprawy. Jednak, mimo arsenału środków służących poprawności realizacji, nierzadko coś nie wychodzi, jak pokazują trzy, dosyć typowe przykłady z różnych dziedzin budownictwa ogólnego.
W największym i imponującym banku w stolicy zmodernizowano niektóre wnętrza, co niestety dotknęło także sanitariaty. Modernizując toalety dla pań i panów przewidziano po jednym oczku - chociaż doskonale wiadomo, że to zdecydowanie za mało, gdy w jednym korytarzu jest kilka dużych sal obsługi banku, zawsze pełen bufet i sklepy, jednym słowem - bardzo wielu ludzi. W dodatku, te nowiutkie toalety są tak ciasne, że człowiek z nogą w gipsie z nich nie skorzysta, bo się w kabinie zwyczajnie nie zmieści na siedząco, a osoba na wózku inwalidzkim tam się nie dostanie.
Wprawdzie prawo budowlane, a dokładniej - Rozporządzenie Ministra infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim mają odpowiadać budynki i ich usytuowanie - określa mimalne wymiary takich pomieszczeń, ale prawo sobie a życie sobie. A przecież odpowiednia instytucja, powołana prawem, dopuszcza do takich realizacji.
Wszyscy znamy szklane elewacje biurowców. Są modne, międzynarodowe, podobają się inwestorom, świetnie wyglądają na rysunkach projektowych, więc inwestorzy ulegają pokusie na prawdziwy szpan i zamawiają, nie tylko w biurowcach, ale czasem i w mieszkaniówce - szyby od podłogi do sufitu. Rzeczywistość, jak zwykle różni się od wyobrażeń, więc przez przejrzyste, szklane ściany biurowca - ogląda się kosze na śmieci, zwoje kabli komputerów, kartonowe pudełka na papier, kozaczki i torebki pań, ustawione na podłodze - bo nie ma gdzie tego schować. W mieszkaniówce, za szklaną ścianą, widać kaloryfery na których suszą się ściereczki w kuchni; w pokojach też kaloryfery, a dodatkowo - rewię pleców szafek, komódek czy kanap.
Na ogół uważa się, że środowisko naturalne należy chronić. Stąd wzdłuż naszych autostrad setki, czy już tysiące, kilometrów płotów z żelaznej blachy, zwanych "ekranami dźwiękochłonnymi". Płoty, o wysokości nieraz wielu metrów, oddzielają drogi od lasów, pól i łąk, czasem od rzek czy strumieni, bo widuje się to-to również na mostach. Dzięki płotom kierowca nie wie gdzie jest, bo nie widać otoczenia, a próby nadania temu jakiejś organizacji, kolorystycznej czy kompozycyjnej, z definicji są niewiele warte. W Internecie kiedyś napisano że płoty "izolują tereny pod budownictwo mieszkaniowe od hałasu drogowego" oraz, że już ogrodzono (czytaj: odizolowano od hałasu) tereny wystarczające dla osiedlenia około dwustu sześćdziesięciu milionów ludzi. Były dość liczne głosy, że płoty niewyobrażalnie oszpecają krajobraz, ale wkrótce okazało się, że to nic nie szkodzi - ponieważ nie mamy prawnie wiążącej definicji ochrony krajobrazu. Albo czegoś w tym rodzaju.
Pisząc o projektowaniu, Witruwiuszu, sanitariatach, brakujących knagach i drabinkach przy pochylni, widać jednak że mimo kłopotów postęp jest widoczny, skoro możemy się zastanawiać na takimi detalami.
tomek.
|