Mam dla Was dziś ciekawy opis rodzinnego rejsu bałtyckiego
Waldemara Cholcha. Oceniłem tekst także jako przydatny,
zwłaszcza dla tych, którzy „na swoim i za swoje” pożeglują w
rejon przepięknego „tylnego wybrzeża Szwecji” tego lata.
A co z tym wstydem?
Zawsze obruszam się gdy przykleja mi się etykietkę „upowszechniacza”
żeglarstwa morskiego. Bo to nieprawda. Otóż uważam, że nic
tak nie szkodzi żeglarstwu jak jego upowszechnienie. Owo
upowszechnienie wprowadziło na pokłady jachtów wielu takich,
którzy nie tylko szkodzą wizerunkowo środowisku, ale wyrabiają
ogółowi Polaków fatalną markę. To jest ta szczypta wstydu, o której
poniżej wspomina Waldemar.
Ja wiem, to jest niestety wytykanie bezskuteczne, bo przecież
„taki element” SSI nie czytuje.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=================================================
Dzień dobry Jerzy
W sezonie 2022 zamiast planowanego Sundu ,,zrobiłem" opływkę połowy Bałtyku. Tak wyszło. Nie mogłem więc, mimo że obiecałem, sprawdzić świateł w Sundzie Przepraszam. W załączeniu przesyłam krótkie sprawozdanie z rejsu wraz z uwagami jakie mi się w trakcie nasunęły. Tam także kilka zdjęć. Jeżeli uznasz, że komuś to się przyda i warto to upublicznić na Twoich stronach, będę zaszczycony.
Pozdrawiam
Waldemar
--------------------------------------------------------------------------------------
Bałtycka wyprawa 2022 s/y ”Amaretta”
Opis rejsu (i uwagi porejsowe) na jachcie „Amaretta” w sezonie 2022
S/y „Amaretta” to jacht typu Compis 28. Jacht zarejestrowany jest na 5 osób, ale staram się pływać w dwie lub trzy osoby. Gdy więcej robi się tramwaj, a po co mi to? Zanurzenie jachtu - 1,51 m, silnik stacjonarny Yanmar 8 Hp. Staram się pływać wg zasad wypracowanych przez śp kapitana Andrzeja Colonela Remiszewskiego CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI, to znaczy: pływam zportowo (z portu do portu, rano kawa, prysznic i dalej po śniadaniu)
Pływam spokojnie, pośpiechem się brzydząc(jeśli tylko mogę).
.
Pamiętam, że dżentelmeni pod wiatr nie żeglują (oczywiście jeżeli się uda ). Rejs trwał od 30.05.22 do 01.08.22. Przepłynęliśmy 1371 Nm, odwiedzając 26 zagranicznych
portów (+ 3 powtórnie) + 5 nocy w szkierach (niektórzy nazywają to ,,porty naturalne”)
Start z Gdańska, samotnie do Dziwnowa, gdzie zaokrętowała moja córka Magda (też
żeglarka). Dalej Świnoujście, morzem do Peneminde, Kroslin, Stralsund, Barhoft, przeskok do Klintholm, Rodvig, Kopenhaga (Kastrup).
.
Magda wróciła samolotem do Gdańska, a przyleciał Łukasz - żeglarz i opiekun naszego silnika. Płyniemy przez Hollviken, Falsterbokanal, Ystad, Kaseberga, Simrishamn, Solvelsborg, Karlshamn, Tjaro, Ekenas-Ronneby aż do Karlskrony. Łukasz wraca do Gdańska, a przylatuje moja żona Elżbieta. Dalej Drogą żaglową króla Waldemara przez : Sandhamn, Kalmar, Okno, Vastervik, Fyruden, Arkosund do Oxelosundu. Po drodze kilka noclegów w szkierach archipelagu Gryt.
.
.
Okno Oxelosund
.
MARIENHAMN. Freedom and Fraternity on the Seas
.
Elżbieta wraca do Gdańska, a przylatuje Grzegorz - jsm z Krakowa. Dalej idziemy przez szkiery i Kanał Dragets do Nynashamn. Dalej przez szkiery Sztokholmu na Alandy do Marienhamn. Nieco pływania i okazuje się że trzeba szybko wracać do Gdańska. Trochę na ,,wariackich papierach (wbrew zasadom mojego pływania) przez Nynashamn, Oxelosund, Vastervik, Burgsvik na Gotlandzie idziemy prosto do Władysławowa. Dalej już sam – szybki przeskok do Górek.
.
Obserwacje i wnioski.
Rejs jak rejs, pewnie jeden z wielu w sezonie 22. Nie ma co się rozpisywać. Nasuwają się jednak obserwacje i wnioski które mogą się komuś przydać w sezonie 2023.
Pomoce nawigacyjne: ja pływam na mapach Wartsila isailor na iPadzie. Jako zapas mam Navionics na tablecie. Oczywiście mapy papierowe pod materacem. Przewodniki Jerzego Kulińskiego: „Sund”, „Kalmarsund i Oland” (AKTUALNE I KONIECZNE ), mogą się przydać: „Wybrane porty Niemiec Wschodnich”, „Porty południowej Szwecji”, „Gotland”. Przewodniki Palacza, - szczególnie „Południowa Szwecja”. Podstawowy przewodnik w szkierach to „Havneguide” nr 7 i 8. Bez tego nie próbujcie wpływać w szkiery poza farwaterami. Ponadto „Gasthamnsguiden” – w formie elektronicznej można ściągnąć za free lub papierowej do uzyskania w wielu szwedzkich marinach też za free.
.
W marinie Kroslin w sklepie, widziałem piękne mapy papierowe formatu jachtowego
wód wewnętrznych Niemiec. Mariny dzielę na małe np. Barthof, duże np. Nynashamn i klubowe np. Okno.
- w małych zawsze znajdowałem miejsce, na pomostach ludzie uśmiechali się do siebie i zawsze pozdrawiali (choćby zwykle Hej ). Nie wspomnę o pomocy w cumowaniu - to normalka.
- w dużych, szczególnie po rozpoczęciu wakacji w Szwecji tłok, trudno o miejsce, na pomostach - sądząc po zachowaniu wielu nie żeglarzy
- klubowe (szczególnie Okno) - sam miód. Cisza, spokój, życzliwość, przystępne ceny.
Bosmani: na kei spotkałem tylko dwóch. W Barthof, aby pomóc w cumowaniu i w Burgsvik na Gotlandzie - informując że właśnie uruchomili saunę i zapraszają za pół godziny. Nigdzie nie zjawiali się nie proszeni aby ,,skasować”. To nie Hel ani Władysławowo. Barwy Narodowe: Miło jest widzieć w obcym porcie polską flagę. I tak - nasza flaga podniesiona na stałe np. w Kastrup, Vastervik lub stawiana po naszym wejściu np. Kroslin, Arkosund, Oxelosund. Banderka na jachcie: starałem się być na łodzi około godziny 20 i chowałem banderkę. Jak zauważyłem, tylko Niemcy i Holendrzy (a spotkałem ich na Bałtyku wielu) przestrzegają tego zwyczaju, Duńczycy już rzadziej. Szwedzi czym dalej na N tym mniej. Jeszcze dalej na N tzn. Finowie – przestrzegają.
.
A teraz oceńcie sami taką sytuację: Marienhamn, godzina 2000. Sygnał trąbki. Wypadam na pokład, a tam przy jej akompaniamencie (tzn.trąbki) spływa na dół majestatycznie wielka fińska flaga. Wszyscy zwijają swoje banderki. Przy sąsiednim pomoście cumuje rufą do pomostu polski jacht. Załoga w kokpicie z rozdziawionymi gębami przygląda się widowisku. Nikomu tam nie przychodzi do głowy zwinięcie banderki. O tym jachcie napiszę jeszcze dalej parę słów.
Cumowanie. Oczywiście jak uczyli ojcowie tzn. w obcym porcie dziobem do pomostu lub longside. Zawsze można liczyć na to, że ktoś z sąsiadów odbierze cumę. Z wyjątkiem, no właśnie. - port Sandhamn. Stoi polski jacht .Przechodzimy koło niego w odległości 5 metrów. W kokpicie dwóch kolegów żeglarzy. Udają że nas nie widzą. Dochodzimy do kei. Z nastepnego jachtu wyskakuje Szwed i odbiera cumy. DZIĘKUJEMY POLSCY KOLEDZY ZEGLARZE. - port Marienhamn. Do sąsiedniego pomostu podchodzi r u f ą polski jacht . Nie widzę chętnych do odebrania od nich cum. Na pokładach dużo ludzi. Wszyscy patrzą, ale nikt się nie rusza aby pomóc. Zacumowali. Pan kapitan cały dumny z manewru. To ten jacht o którym pisałem przy spuszczaniu flagi. Tylko sąsiad Szwed się pyta czemu oni stanęli rufą. Próbuję tłumaczyć, że dziób wysoki, z rufy łatwiej zejść na keję itd. Kiwa głową nie przekonany i słyszę:,, jeżeli stać go na taki jacht to stać go przecież na stołeczek”. I co mam powiedzieć? Że na kursach teraz uczą czarterowiczów manewrów z użyciem sterów dziobowych z myślą o południu Europy gdzie liczy się tylko ,,przerób” i wygoda załóg a na szkolenie z podstaw etyki żeglarskiej i żeglarskiego savoir-vivre nie ma już czasu?Przecież tego nie powiem Szwedowi, i tak nie zrozumie. W cywilizowanej Europie Skandynawowie mają na dziobach drabinki szkierowe więc łatwo im zejść na pomost. Niemcy,Holendrzy i Duńczycy mają zwykłe stołeczki. Niektórzy jeśli jacht wysoki ,mają stołeczki dwu stopniowe, ale cumują dziobem do pomostu.
Opłaty: większość automaty, w niektórych portach aplikacje (np. Kaseberga ) w Oknie po staremu – koperta z opłatą do skrzynki klubowej. Bosmani są w zdecydowanej większości po to aby pomóc, regulować korzystanie z pralek (Ystad ) tankować paliwo (Oxelosund w odpowiednich godzinach) lub na ribach witać gości przed mariną i prowadzić na miejsce (Vastervik, Arkosund) Podejrzewam, że to nie tylko uprzejmość , to ,,naganiacze”.Przygotujcie się i rozglądajcie. Obok, w przystaniach klubowych postój może być tańszy.
WC i inne usługi. W wielu marinach prąd wliczony jest w cenę, w innych możliwy zwrot na kartę opłaconej nadwyżki. Kody wejściowe do sanitariatów w wydrukach z automatów lub telefoniczmie po zgłoszeniu (Kalmar,Ekenas-Norreby ). Taka sytuacja: wracam na jacht z miasta (Karlskrona), przy wejściu do sanitariatów 2-ch młodzieńców kombinuje z klawiszami. Mówią po polsku. wiem jak to jest gdy kogoś ,,przypili”. Podchodzę, nie odzywam się .Koledzy grzecznie odsuwają się na bok i podglądają. Otwieram drzwi kodem i wchodzę. Oni za mną. Widzę, że nie są w potrzebie bo zwiedzają spokojnie przybytek. Zwracam im uwagę, że kody dostaną na wydruku z automatu i słyszę ,,po co płacić,można podglądnąć”. No cóż, można i tak. Pranie.We wszystkich marinach była możliwość korzystania z pralek. Niektóre w cenie np. w Karlskronie, za inne trzeba dodatkowo płacić. Na ogół zapisy. Pilnujcie swoich czasów. W Fyruden pewna Niemka wepchnęła się poza kolejnością zapisów. Po nieprzyjemnej scenie (interweniowała bosmanetka ) opróżniła już załadowane 2-wie pralki i mogliśmy prać. Wszędzie jak pralki to i suszarki. Na ogół bębnowe. Wyjątek to Oxelosund - tam jest szafa, bardzo się przydała. Po przelocie z Nynashamn do Oxelosundu i źle domkniętej forklapie (ostry bajdewind i fala wchodząca na pokład ) mieliśmy cały forpik do suszenia. Na nasze szczęście w szafę weszły nawet materace.
Paliwo. We wszystkich dużych i średnich marinach paliwo bez problemów na miejscu. Diesel bez dodatków BIO. Uważajcie na godziny otwarcia. Info na mapach wujka Gesegoogla. Wracając pospiesznie z Alandów, a wiatr silny i fala prosto w nos, szliśmy kryjąc się drogą wewnętrzną w szkierach, cały czas wspomagając się silnikiem. Paliwo było potrzebne. Po dojściu do Vasterviku okazało się, że stacja już jest zamknięta. Wychodziliśmy następnego dnia wcześnie ranonie mogliśmy czekać. Grzegorz z dwoma kanistrami w rękach pognał na stację ,,lądową” – około 2 km i przyniósł (szacun).
Rowery. Darmowe rowery trafiliśmy w Hollviken - wycieczka do Falster. Sandhamn: wypad do Torhamn i sklepu, w Okno tu uwaga - bardzo wysoka rama w męskim rowerze - piękna okolica i oderwanie od ,,kieratu”, oraz w Oxelosundzie b. przydatne do dojazdu do miasta (świetnie zaopatrzony sklep) i zwiedzanie. Powtarzam : darmo. Korzystajcie bo u nas będziecie za rowery płacić.
Chleb, nasz jest bez porównania lepszy niż szwedzki, dlatego tam gdzie prąd był w cenie piekliśmy sami w prodiżu.
Szkiery. Nie schodźcie ze szlaków bez dokładnych map. Miejsc do przenocowania mnóstwo. Nie tylko te wskazane w Hamneguiden. Jeżeli zobaczycie wystające zza skał maszty - oznacza że miejsce się nadaje. Miejscowi wiedzą dużo więcej niż najlepsze przewodniki. Koniecznie sprawdźcie na mapie jak tam dojść (może akurat na Waszej trasie jest samotna podwodna skała - to bardzo ważne)!!
Woda w szkierach archipelagu Gryt mnie zawiodła. Bardzo dużo glonów. Nie zachęcały do kąpieli. Dalej na N było już dużo lepiej . Najlepiej na Alandach. W wielu miejscach w szkierach są przygotowane WC (patrz w przewodnikach ) ale nie wszędzie. W jednym miejscu sąsiedzi Szwedzi pomogli nam z cumowaniem do skał ale zauważyliśmy że pilnie nas obserwują. Bardzo szybko okazało się dlaczego. Mam na jachcie septitank do przechowania ścieków. Czy się go używa czy nie - to widać z zewnątrz. Po pierwszym użyciu Szwedzi ,,zdjęli obserwację”. Poszliśmy na spacer po skałkach. Ku naszemu zaskoczeniu trafiliśmy na świeże ,,papierzaki”. Po powrocie na jacht zwykłe sąsiedzkie pogaduszki. Okazało się, że poprzedniej nocy był na naszym miejscu jacht z Polski. To oni zostawili te ślady po sobie .Znowu wstyd za naszych! Jeżeli wybieracie się w szkiery koniecznie zamontujcie, jeśli nie macie, septitank, to naprawdę niewielki wydatek a opróżnianie darmo w każdej marinie i porciku w Szwecji. 1
Wymiana załogi. Pierwsza zmiana odbyła się w Kopenhadze przez lotnisko Kastrup. Niestety z Gdańska nie latają tam tanie linie. Odpowiednio wcześniej kupiony bilet kosztował ok 260 zł. Następna zmiana w Karlskronie przez lotnisko Vaxjo (tanie linie) dalej koleją z jedną przesiadką. Za 72 zł po 1,5 godz. od wylądowania Elżbieta była w Karlskronie. Dworzec 300 m od mariny. Dużo drożej i dłużej można promem z Gdyni. Ale za to można zabrać większe bagaże. Ja przed wypłynięciem z Gdańska odebrałem od załogi śpiwory, sztormiaki i inne ,,duże”. Za magazyn cały rejs robiła hundka. Następna zmiana w Oxelosundzie przez lotnisko Skavsta (tanie linie)+autobus miejski do Nykoping + drugi miejski do Oxelosundu. Razem po 1 godzinie od wylądowania Grzegorz był na jachcie, a Elżbieta po 1 godz. była na lotnisku (przelot do Gdańska też ok. 1 godz.)
.
Może moje uwagi po rejsowe komuś się przydadzą w sezonie 2023. Zdaję sobie sprawę, że te dotyczące etyki żeglarskiej mogą być komuś nie w smak. Nie zamierzam dyskutować i proszę nie oczekujcie ode mnie jakiejkolwiek odpowiedzi na ew. polemikę. Mogą się odezwać urażeni ,,rufowcy”.Po prostu - są to moje subiektywne obserwacje i już. Mnie uczono, że nos należy wydmuchiwać w chusteczkę i tak też czynię, mimo, że niektórzy twierdzą, że w rękaw jest wygodniej. Nie dyskutuję. Pozdrawiam cały Klan SSI. Do zobaczenia na wodzie.
Waldemar
Z uwagą i lekką zazdrością przeczytałem sprawozdanie z ubiegłorocznego rejsu Amarettą po Bałtyku. Wiele cennych informacji bo dawno po Bałtyku nie żeglowałem a ponieważ nie dorobiłem się własnego jachtu ( i z pewnością nie dorobię się już ) żegluję tam, gdzie uda mi się zanęcić przyjaciół. Nie rozumiem nabożnego stosunku do cumowania dziobem. Rozumiem, jeśli ktoś wozi na rufie tender na żurawikach ale większość współczesnych jachtów ma otwartą rufę i podejście rufą wydaje mi się naturalne. Na ciepłych morzach inaczej się zresztą nie da, bo trzeba stanąć na kotwicy, która jest wyrzucona z dziobu. De gustibus non disputandum.
--Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
http://whale.kompas.net.pl
Drogi Don Jorge,
Z wielką przyjemnością przeczytałem relację Waldemara Cholcha z tegorocznego rejsu i bardzo żałuję, że nie dane nam
było spotkać się po drodze. Może uda się w przyszłym sezonie?
Nie sposób nie odnieść się do „szczypty wstydu”.
Przed laty organizowałem rewizytę grupy młodzieży w Luksemburgu. Kiedy gospodarze delikatnie zwrócili mi uwagę, żebym pouczył swoją grupę, w jakim stanie należy zostawiać po sobie łazienkę, myślałem że zapadnę się ze wstydu.
Niestety to uczucie czasem pojawia się znów, kiedy spotykamy polskie jachty za granicą. Dotyczy to raczej rejsów grupowych, o zgrozo, często stażowych lub szkoleniowych. Dawny koszmar z Luksemburga powrócił minionego lata w Karlskronie, gdzie polski skipper przyszedł do publicznej sauny z… piwem na oczach młodzieży ze swojego jachtu.
Dużo jeszcze pracy przed nami. Mam na myśli nie tylko edukację w zakresie etykiety żeglarskiej, ale zwykłej kultury osobistej.
Wypada zaapelować też do instruktorów żeglarstwa, aby nie zaniedbywali tych elementów na szkoleniach.
Pozdrawiam serdecznie,
Piotr
Drogi Jurku,
Z dużym zaciekawieniem czytałem opis rejsu bałtyckiego Waldemara Cholcha. 1371 mil po Bałtyku robi wrażenie. Wielkość jednostki, liczebność załogi, pływanie "zportowe" trasa rejsu, wpisują się idealnie w określenie "przyjemnościowy bałtycki rejs". Autor w telegraficznym skrócie przekazuje mnóstwo praktycznych informacji. Chwała mu za to i można tylko pozazdrościć wspaniale spędzonego czasu.
W opisie rejsu brakuje mi tylko wrażeń estetycznych, refleksyjnego postrzegania otoczenia. Nie wierzę, że w ciągu trzech miesięcy nie było słońca, które wynurzając się z wody, uwodziło swoją czystością, pięknem, narastającą do bólu jasnością. Woda i wiatr z pewnością też pokazywały swą siłę i majestat.
Panie Waldemarze, cieszmy się życiem, nie mamy obowiązku zakładania pokutnej szaty za wyczyny rodaków.
Osobiście mam już dość pierwszoplanowych informacji z rejsu w kategorii higieny osobistej, doskonałości zagranicznych wychodków i skomplikowanych dywagacji rodaków na widok płatnej czy bezpłatnej toalety.
Wyobraźcie sobie, na jakie naraziłbym się środowiskowe potępienie, proponując zlikwidowanie wszelkich otworów w kadłubie jachtu śródlądowego (z wyjątkiem chłodzenia silnika). Nie ten poziom cywilizacji, a walka z wiatrakami wymaga przynajmniej wiernego giermka.
Panie Waldemarze, bardzo proszę o drugą część opisu rejsu ze słońcem, chmurami, wodą i wszystkim tym, co ciągnie nas na morze: przyjemnościowe żeglowanie w ulubionym towarzystwie.
Eugeniusz
Wady i zalety
Rację ma Marek Popiel pisząc: "nie mam nabożnego stosunku do cumowania dziobem".
Od siebie dodam: też do prześmiewczego cumowania rufą, czyli "romische-katholische" jak to
pewna nacja nazywa.
Oba sposoby mają swoje zalety i wady. Szczegółowo je omówiłem w artykule: "O kotwicy na rufie"
- "Żagle" nr 02/2010, 6 zdjęć (o! akurat trzynasta rocznica !) i nie ma sensu się nad nimi natrząsać,
korzysta się z nich, zależnie od okoliczności.
Więc zalety cumowania dziobem:
- gdy płytka woda przed nami (obowiązkowo)
- w szuwarach (tak jak może Ojcowie uczyli na Mazurach ?)
- przy skałach
- gdy chcemy uniknąć "oglądu" kokpitu z kei
Wady:
- 8% urazów przy wychodzeniu/wchodzeniu na jacht
- 8% urazów podczas manewrów portowych cumowania/odcumowania
(szczegóły: "Czy żeglarstwo jest przyjemne?", "Żagle", nr 12/2008),
- konieczność posiadania i rzucania kotwicy na rufie.
Zalety cumowania rufą:
- cumy dziobowe wybierane są pilotówkami
- dziób "przyjmuje" ew. fale
- łatwiejsze zejście na ląd
- ew. ponton na dziobie nie utrudnia zejścia na ląd
- tu znajdują się różnego rodzaju trapy i ich mocowanie
(polecam: "Trap - bezpieczny łącznik z lądem?" - "Żagle", nr 09/2012, 10 zdjęć,
także: "Platformy, stopnie, schody ..." - Żagle", nr 09/2013, 8 zdjęć)
- tu znajdują się: podłączenie do prądu i wlew paliwa.
Natomiast rozwiązania techniczne do kotwiczenia z rufy to cała poezja: mocowanie kotwic, wysięgniki łańcucha,
rolki prowadzące, półkluzy, stopery, kabestany zewnętrzne i wewnętrzne, pojemniki na liny i łańcuchy, komory łańcuchowe na rufie, obudowy, liny stalowe i zwykłe. Część z tych rozwiązań oglądałem czy to na 50. Targach Hanseboot, czy to na XX Targach "Wiatr i Woda.
Ramzes XXI
Don Jorge ,
Waldemar napisał :
„...W cywilizowanej Europie Skandynawowie mają na dziobach drabinki szkierowe ...”
Ja akurat zwróciłem uwagę na słowa „w cywilizowanej Europie” .
Sugestia ,że my jeszcze nie jesteśmy w cywilizowanej Europie .
Akurat ja bym użył słowa - w bogatej Europie .
Bogatym jest łatwiej ,poręczniej być społeczeństwem cywilizowanym ,a nawet można powiedzieć ,że ich stać na to .
Jak te bogactwo powstawało to już nie wszyscy chcą pamiętać .
A np. Szwedzi podobno w czasie potopu kradli wszystko .
Że o afrykańskich i azjatyckich koloniach Zachodu nie wspomnę…
Ale to nie znaczy ,żeby nie piętnować wstydliwych zachowań rodaków.
Ale mnie akurat zdarzyło się być dumnym wielokrotnie z naszego młodego pokolenia za ich znajomość angielskiego,obycie w świecie ,wysoką kulturę .
Chociaż mnie się też zdarzało ,że z czarterowego jachtu nikt nie pomógł przy cumowaniu – może byli pierwszy raz na żaglach ,a skippera nie było ?
Następny raz poproszę ich głośno o odebranie cumy.
Chciałbym poznać stopień wykształcenia Polaków w porównaniu właśnie ze Skandynawami ,ale mam wrażenie graniczące z pewnością ich znacznie przewyższamy , a w PKB na głowę niestety nie,jeszcze nie , bo tłuste koty są wolniejsze niż młode wilki .
Pozdrawiam
Witold
Lektura porejsowej relacji Waldemara dotyczącej niedostatku kultury i nie przestrzegania elementarnej etykiety żeglarskiej skłania mnie do przedstawienia takiej oto propozycji. To apel do korespondentów SSI, aby w przypadkach podobnych obserwacji bez skrupułów podawać okoliczności: opis zdarzenia, datę, miejsce, nazwę jachtu. Prędzej czy później takie przypadki rozniosą się w sieci. Od czegoś trzeba zacząć. No nie?
--
Adam.
Pedagogika wstydu.
Przeczytałem tekst o pływaniu po Bałtyku. Fajny rejs tylko ta pedagogika wstydu w stosunku do własnych krajanów.
Przycumował rufą, a gdzie jest to w regulaminie portu zapisane że nie wolno? Załoga polska nie wyskoczyła z jachtu odebrać cumę – wstyd na Europę kto tak postępuje.
A czy pan skipper nie podszedł do załogi i ich nie wyedukował? Pływając po portach zachodniego Bałyku jakoś nie widziałem tłumu biegnącego po cumę – a byli to żeglarze ze wszystkich stron świata.
Ja kiedyś na Mazurach zacumowałem dziobem bo mi nie chciało się jachtu odwracać i co? Przy próbie wejścia na pokład obiłem mocno żebra bo lata już nie te, a na piachu i skarpie krzesełka nie podstawi.
Co ma zrobić osoba którą przypili i nie ma na jachcie zbiornika na fekalia? Kołkiem zatkać? Oczywiście mile widziana tak jak na Mazurach saperka!
Może nie Szwecja, czy Finlandia – tylko Norwegia! Duża Marina? bez zaplecza socjalnego – a co robić gdy się potrzeby fizjologiczne „zachcą” to do pobliskiego supermarketu tak nam obsługa poradziła.
Owszem na jednej wysepce rekreacyjnej była „Sławojka” ale chyba latami nie wybierana - ciągle ta cywilizowana Norwegia.
W Grecji widziałem „cywilizowanych” Szwedów wpływających do mariny Kalamaki w Atenach tak „nabombionych” że obsługa firmy czarterowej wsiadła w ponton przejęła ster i zacumowała za nich. Co z tego wynika? Kompletnie nic. Jakiś wstyd dla Szwecji? Moim zdaniem nie. Czy obywatele Szwecji płynący na tym jachcie powinni się wstydzić? Nie wiem, ale „bombili” się dalej gdy za nich zacumowali Grecy. Gdy cumowaliśmy w dwa jachty w miejscowości Vitte – to Niemcy nas przestrzegali po 22 proszę nie grać nie zgasić ognisko o ma być cisza nocna. Poszliśmy na jachty rufa w morze to nikomu nie przeszkacaliśmy. Jedocześnie jak się Niemcy ruszą po za swój „muterland”, to im hamulce puszczają z hałasem i organizacją imprez na „kei” dla wszystkich cumujących. Raz widziałem jak na Chorwacji próbowali rozpalić grilla – ale im obsługa portu zabroniła. To ostatnie zdanie to prowokacja – bo nie wszyscy Niemcy tylko część, ale czy któryś z innych opisuje to z nutką „pedagogiki wstydu”? Ni wiem nie znam niemieckiego. Wyciągam wniosek że rejs byłby fajny gdyby nie te „Polaki” cumując tyłem i nie odbierający cumy!
MariuszDenerwuje mnie do ta pedagogika wstydu
Ja jeden wiem dobrze jak żeglować inni mi nie dorastają do pięt
Z cumowaniem to jest tak jak zacumujesz nie uszkadzając innych okrętów i swojego to jest dobrze.
Pamiętam jak w Grecji cumowałem pierwszy raz na kotwicy to ze 4 razy podchodziłem
No i można wyśmiać, szyderą obrzucić – patrzcie kogo to szkolą
Pozdrawiam
MariuszDon Jorge ,
Jednak Mariusz Wiącek pojechał trochę po bandzie, bo w zasadzie to trzeba się pogodzić z tym, że jak nie mam brudnego zbiornika to w szkiery nie płynę i stawanie na dziko nie dla mnie, a saperka na skale nie pomoże .
I tu dochodzimy do jednego z najważniejszych problemów, że żeglarstwo na swoim to pieniądze.
A ogłoszenie – "sprzedam jacht do wykończenia, mnie już wykończył" - jest bardzo częste niestety, chociaż nikt tego drugiego członu tego ogłoszenia nie podaje.
Pozdrawiam
Witold