A teraz sprawa tytułu obrazu. Dzieło powstało w Ameryce, dlatego Marek nazwał je „To Close For Comfort”. Problem w tym, że to jest nazwa „textualmente” na polski nieprzetłumaczalna. No bo jak ? „Zbyt blisko dla wygody” – nie, to jest nie do przyjęcia.
Bo właściwie o co chodzi ?
Subiektywnie: uważam język angielski za język ubogi. Gramatycznie i słownie. Ogromna ilość słów to pochodne z języków romańskich. Nie wytrzymujący żadnych porównań do wykształconych i bogatych języków łaciny, hiszpańskiego, francuskiego, włoskiego. Angielski praktycznie to zbiór idiomów, powiedzonek, trudnych do zrozumienia bez przedstawienia genezy**). Bez wątpienia jest silny tylko „siłą przebicia” mocarstw – USA i brytyjskiej wspólnoty narodów. A o elegancji wymowy to już szkoda gadania. Już czuję Wasze zgorszenie.
Komentatorów SSI proszę o nadsyłanie propozycji polskiego tytułu tego obrazu.
Do dzisiejszej prezentacji obrazu Marrka Sarby przedstawiającego m/s „Częstochowa” i oceaniczny holownik „Jantar” dołączam jako premię reprodukcję „konkurencji” czyli obraz znanego i cenionego ilustratora Adama Werke zamieszczony w książce Jana Piwowońskiego “Flota Spod Bialo-Czerwonej”. Tak dla porównania.
Przepraszam za brak polskich znaków diakrytycznych.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
_________________________________________________________________________________________________
*) m/s „Częstochowa” – drobnicowiec typu „B-45”, dł. – 124 m, zan. – 6,5 m, nośność 5.320 DWT,
**) czy cudzoziemiec może zrozumieć nasze powiedzonka” „wziąć nogi za pas” czy „pisz do mnie na Berdyczów” ?
=============================================================================================================================================================
Historia holowania m/s “Czestochowa” w 1970r.
NIGERIA wojna i chaos
.
Grudzien 1969 dla statku Polskiej Zeglugi Morskiej m/s “Czestochowa” pod dowodztwem kapitana Alfreda Chudeckiego w nigeryjskim porcie Lagos byl bardzo uciazliwy. Stan wyjatkowy panujący w tym kraju nie sprzyjal dobremu samopoczuciu zalogi statku, rejs sie przedluzal a niebawem nadeszla dyspozycja armatora o ladunku do Rotterdamu z najbardziej wysunietego na poludnie Nigerii portu Calabar – będącym jeszcze w strefie walk. Po drodze do tego portu m/s “Czestochowa został ostrzelany (na szczescie niecelnie) przez startujace z wyspy Fernando Poo samoloty wspomagajace Biafranczykow. Dnia 6 Grudnia statek znalazl sie w rozlewisku rzeki Akpa Yafe, ktora byla podejsciem do odleglego 46 mil morskich portu docelowego Calabar. Locja tego akwenu podawala, ze na 10 mil morskich od Calabar bierze sie na poklad pilota. Zgodnie z zaleceniem “Czestochowa” rzucił kotwice czekajac na pilota na wyznaczonym kotwicowisku. Wiadomo bylo ponadto, ze statek nie zgloszony może byc ostrzelany i wladze nigieryjskie nie braly za to odpowiedzialnosc. Postoj na kotwicy w napietej sytuacji toczacej sie wojny zaczal sie przedluzac ponad przewidywana norme. Załodze “Czestochowy” udało się odkryć ze w porcie znajduje sie drugi polski statek - “Swidnica” z ktorym udalo sie nawiazac kontakt przez UKF. Po dyskusji z pilotem o sytuacji “Czestowchowy” dowiedziano sie ze pilot nie ma lodzi motorowej, ktora zostala zarekwirowana przez walczace jednostki, nie ma holowników. Z “Swidnicy” poradzono o wejsciu do Calabar o wlasnych silach bez pilota, podajac władzom nigeryjskim tylko informacje o trasie podjęcia. Czas naglil i kapitan “Czestochowy” podjal decyzje o samodzielnym wejsciu do portu wraz z zacumowaniem do nabrzeza bez pomocy holownikow portowych, ktorych nie bylo. Miejsce przy nabrzezu bylo dokladnie rowne dlugosci statku. To było istotne utrudnienie manewru samodzielnego dojścia do nabrzeża.
.
Basen portowy Calabar byl stosunkowo plytki, prad rzeki oraz malejąca odleglosc miedzy statkiem i nabrzezem spowodowała przyssanie “ jednostki do nabrzeza. Obracajaca sie sruba zaczela uderzac piorami w betonowe nabrzeże, tworzac awaryjną sytuacje techniczna. Szybka analiza uszkodzen wykazala skrzywienie glebokie pior oraz przesuniecie sie walu srubowego z symetrii (!). Nie bylo zadnej stoczni remontowej w poblizu i najblizsze miejsce do takiej naprawy to Europa. W tej sytuacji armator statku PZM podjal decyzje holowania m/s “Czestochowa” z jej ladunkiem do Europy - uzywajac holownika oceanicznego Polskiego Ratownictwa Okretowego “Jantar”.
.
21 grudnia - czyli tuz przed Swiętami Bozego Narodzenia holownik P.R.O. “Jantar” pod dowodztwm kapitana Wlodzimierza Slocinskiego opuscil Gdynie w podroz do Calabar w Nigerii aby odebrac m/s “ Czestochowa”z uszkodzonym napedem. Po dziewietnastu dniach podrozy - 9 Stycznia 1970 roku “Jantar” osiagnal Calabar i po zalozeniu holu na “Czestochowe” wraz z 2500 ton ladunku nastepnego dnia wyprowadzil uszkodzony frachtowiec z portu na kotwicowisko zewnetrzne skąd przy wysokiej wodzie konwoj opuscil Nigerie zmierzajac do Rotterdamu (z docelowym portem Gdynia). W okresie oczekiwania na holownik oraz podczas zaladunku zaloga maszynowa “”Czestochowy” rozlaczyla wal napedowy sruby z dwoch powodow. Po pierwsze - aby przyspieszyc czas przygotowania do naprawy w stoczni, a po drugie aby aby sruba podczas holowania mogla sie obracac. Tym samym zmniejszono znacznie opor jednostki holowanej co w efekcie podniosło predkosc zespolu holowniczego.
.
ZATOKA BISKAJSKA – okrutne morze.
.
Dnia 11 lutego zespol holowniczy osiągnął Zatokę Biskaskaj, podazajac w kierunku Kanalu La Manche. Prognozy pogody nie przewidywaly zadnych drastycznych zmian pogodowych (!). Jednak o polnocy oficer wachtowy na mostku m/s “Czestochowa” wpisal do dziennika uwage ze przechyly boczne statku zaczely dochodzic do 40 stopni (!) i wiatr do 12 stopni Beauforta. Oznaczalo ze wiatr ma siłę huraganu o predkosci powyzej 73 węzłów lub wiecej, a fale 14 m lub wiecej.
.
Piana zrywana wiatrem spowodowala spadek widocznosci niemal do zera. Zachodni boczny kierunek wiatru spowodowal ze holownik “Jantar” oraz holowany statek “Czestochowa” szly wolno prawie rownolegle. Na radarach statkow coraz wyrazniej zarysowywaly sie kontury francuskiej wyspy Ushant. Huragan rozhustal sie w pelni atakujac zespol holowniczy. Okolo godz 0510, w odleglosci 12 mil od skalistych wybrzezy wyspy Ushant nastapilo silne uderzenie zwalow wodnych ogromnej fali, powodujac pchniecie gwaltowne “Jantara”, silny wstrzas i hol ulegl zerwaniu (!), co w polaczeniu z naglym zanikiem oporu powodowalo nagly wzrost predkosci “Jantara” juz bez bez obciazenia. Holownik szybko przemiescil sie kilkadziesiat metrow do przodu. “Czestochowa” stał sie juz tylko dryfujacym niekontrolowanie obiektem slabo widocznym w szalejacym huraganie. Obserwowowany z mostku dryfujacej “Czestochowy” jak “Jantar” ukazywal sie na wysokosci mostku lub ginal w przepaścistych falach pokrytych piana niesiona wiatrem. Caly czas mimo ginacego kontaktu wzrokowego byla utrzymywana lacznosc radiotelefoniczna UKF pomiedzy oboma jednostkami. “Czestochowa” oczekiwala szybkiej pomocnej reakcji z “Jantara” a tymczasem “Jantar” mial powazne swoje techniczne. Potezne uderzenie fali, powodujace zerwanie holu spowodowalo urwanie sie zainstalowanej na pokladzie tratwy ratunkowej oraz beczek z olejem silnikowym zwykle mocowanych przy windzie holowniczej. Wylany olej pokryl caly poklad holowniczy tworzac bardzo sliska nawierzchnie wykluczajac mozliwosc jakiegokolwiek poruszania sie nie mowiac wogole o pracy wokol holu na ogromnych przechylach. Trzeba bylo wybrac 500 metrow pozostalego urwanego stalowego glownego holu o srednicy 50 milimetrow oraz 50 metrow dlugosci tzw. sprezyny nylonowej amortyzujace nagle zmiany naprezenia liny holowniczej. Masa holu rzedu wielu ton w polaczeniu z warunkami pogodowymi oraz rozlanym olejem stworzyly bardzo utrudniona sytuacje paralizujaca pomoc frachtowcowi.
.
O godz 0600 dryfujacy m/s “Czestochowa” znajdowal sie w odleglosci 10 Mm od skal Ushant. Mimo krytycznej sytuacji na pokladzie - kapitan “Jantara” zdecydowal sie zarezykowac ponowne polaczenie z frachtowcem przy uzyciu lzejszej prowizorycznej liny nylonowej. “Jantar” podchodzil do “Czestochowy” 4 razy od strony nawietrznej wystrzeliwujac linke pilotówkę przy uzyciu pistoletu systemu Schermuly. Pierwsze podejscie skonczylo sie niepowodzeniem (nieporozumienie w decyzji pomiedzy I-oficerem i kapitanem “Czestochowy” ….przypisek z pamietnika kpt. Slocinskiego), ale niestety nastepne próby skonczyly sie rowniez niefortunnie. Kapitan Slocinski widzac bardzo niebezpieczna pogarszajaca sytuacje zaczal domagac sie od kapitana “Czestochowy” zlaczenia rozmontowanego czesciowo walu srubowego za kazda cene zeby ratowac statek i zaloge (pamietnik kpt. Slocinskiego). M/s “Czestochowa” dryfowal z predkoscia okolo 5 wezłow. Sytuacja stawala sie coraz to bardziej groxna. Kapitan Chudzinski wyslal sygnal MAYDAY na co odpowiedzialy rozne stacje ratownicze, ale w rezultacie zadna nie mogla pomoc nawet z uzyciem helikoptera w tych warunkach pogodowych. Najbardziej realna byla mozliwosc pomocy ze strony stojacego w porcie Brest holenderskiego holownika ratunkowego “Friesland”. Niestety odleglosc okolo 100 Mm od miejsca wypadku wymagala ponad 3 godz. czasu na przybycie ratownika.
Kapitan “Czestochowy” kontynuowal dyskusje z holownikiem ‘Friesland” telegraficznie nie informujac ze “Jantar” znajduje sie obok i czyni proby ponownego przekazania holu (pamietnik kpt. Slocinskiego). Bezcenne minuty uciekaly. Pogoda do jakiejkolwiek pracy na olejem polanym pokladzie holownika przy temperaturze wody okolo 10 stopni C i temperaturze powietrza 6 stopni, kipieli wodnej i zacinajacym deszczu tworzyla sytuacje wiecej niz krytyczna. Z pokladu “Jantara” zauwazono wokol kadluba “Czestochowy” kleby piachu dennego a glebokosc w tym miejscu byla ok. 100m dajace wyobrażenie ekstremalnie glebokiego oddziaływania fal. Dyskusja z holenderskim ratownikiem zakonczyla sie bez pozytywnego rezultatu i Kapitan Chudecki wydal decyzje o przygotowaniu sie do opuszczenia statku. W poblizu tonely dwa statki. Grecki i belgijski. Kilka innych nadawaly sygnal MAYDAY.
.
O godz 0750 opuszczono z “Czestochowy” obydwie kotwice na maksymalna dlugosc łańcuchów - liczac o zahaczenie o cos, jedna z kotwic nawet stracila pazur zaczepiajac o prawdopodobnie skale, ale bez oczekiwanego rezultatu. Statek ciagle dryfowal w strone skal wyspy. Ale jednoczesnie, po godz. 0600 w czelusciach tunelu walu srubowego rozpoczeto niewiarygodna walka z czasem i z oporna ciezka materia walu srubowego probujac zainstalowac z powrotem ostatnia sekcje lini napedu sruby rozmontowana w porcie Calabar. Tunel walu srubowego jest bardzo ciasnym miejscem i jest trudno aby ktoś mogł stanac wyprostowanym. Zamontowanie bardzo ciezkiego elementu w krytycznie niebezpiecznych warunkach gdy statek jest rzucany moze ocenic tylko ten co zna taką prace. Ponowny montaz byl wykonywany przez 4 osoby, II-gi Ofic. Mechanik i trzech motorzystow, to byla maksymalna mozliwa do wprowadzenia ilosc osob w tej operacji. O godz 0800 statek znajdowal sie w odleglosci 1,3 Mm od kipieli wokol skal widocznych juz golym okiem.
O godz 0802 zaczeto podnosic wypuszczone kotwice i z zapartym tchem zastartowano silnik glowny “Czestochowy” , sruba zaczela sie krecic i powoli statek wstrzymal dryf i zaczal posuwac sie w kierunku nadanym z mostku, na polnoc - oddalajac sie od skal. O godz 1050 kapitan Chudecki odwolal generalnie stan S.O.S.. O godz 1730 odbylo sie nastepna proba przekazania liny laczacej z “Jantara” na “Czestochowe” tym razem uwienczona sukcesem sukcesem za pierwszym razem, podano hol glowny i normalny juz proces holowania w strone Rotterdamu z ladunkiem pechowego Calabar byl kontynuowany.
28 Lutego 1970 roku konwoj wszedl na rede Gdyni. Dokładnie w dniu urodzin kapitana Slocinskiego.
OBRAZ
.
Orginalny tytul obrazu “Too Close For Comfort”. Obraz o wymiarach 24 inches x 36 inches (60.96 cm x 91.44cm) w technice olejnej na belgijskim plotnie lnianym firmy Fredrix RIXOT 111DP. Scena przedstawia moment po nieudanej przekazania linki laczace z pistoletu Schermuly z “Jantara””. Holownik “ucieka” z krytycznej odleglosci od “Czestochowy” zeby zatoczyc kolo i probowac po raz nastepny. Z kluzy dziobowej “Czestochowy” wisi lancuch z resztka urwanego holu. Na pokladzie przy czesci dziobowej widoczne sa zarysowania postaci zalogi “Czestochowy” ktora musi wciagnac lancuch z kluzy dziobowej do ktorego byl przymocowany hol z “Jantara” aby po przekazaniu nastepnej liny mozna bylo ponownie przylaczyc nowy hol. Holownik ma palące sie zwykle swiatla nawigacyjne nie oznaczajace holowanie, a na “Czestochowie” wyswietlany jest sygnal na maszcie “Nie odpowiadam za swoje ruchy” Miedzy statkami w dali jest widoczna latarnia Navidic ktora jest namalowana symbolicznie podkreslajac bliskosc wybrzezy i skal zaczynajacych sie wlasnie przy latarni. Cale wybrzeze Ushant jest otoczone skalami oraz w odleglosci 10 mil gdy przeprowadzono nastepne proby podania nowego holu napewno wybrzeze w tych warunkach pogodowych nie bylo widoczne golym okiem.
/
Istnieje jeszcze jeden obraz na ten sam temat - namalowany prze znanego ilustratora Adama Werke zamieszczony w ksiazce Jana Piwowonskiego “Flota Spod Bialo-Czerwonej”
/
.
LUZNE MYSLI
.
Przez moment zastanawialem sie ktory jako nastepny obraz zaprezentowac w “Galeri Jednego Obrazu” w SSI. Po przedstawieniu histori zwiazanej z statkiem m/s “Jozef Conrad” w mojej pierwszej prezentacji. Jednak szybko znalazlem nastepny obraz wlasciwie ciekawie związany tematycznie. Wspolnym tematem dla dwoch obrazow pierwszym przedstawionym na stronie SSI “Zegnaj Conradzie !” oraz obecnie przedstawionej przez „Too Close For Comfort “ sa kapitanowie tych akcji. Kapitanem statku “Jozef Conrad” w okresie nieszczesliwego zdarzeniu w porcie Hi Phong w Vietnamie byl kpt.ż.w. Alfred Chudecki oraz ten sam kapitan dowodzil m/s “Czestochowa” w czsie niefortunnego wypadku w Nigeryjskim porcie Calabar. Ratownictwo wydobycie i odprowadzenia m/s “Jozef Conrad” w 1973 roku w Vietnamie przeprowadzono pod dowodctwem kpt.ż.w. Wlodzimierza Slocinskiego na holowniku ratowniczym PRO “Koral” oraz ten sam kapitan byl dowodca holownika ratowniczego “Jantar” -prowadzacego holowanie m/s”Czestochowa” z Calabar do Gdyni (zakonczonego w lutym 1970 roku). Nie tylko ci sami kapitanowie byli polaczenie z tymi dwoma akcjami ale mieszkali stosunkowo blisko siebie w odleglosci jednej przecznicy w Gadansku Oliwie. Znalem stosunkowo dobrze Kapitana Slocinskiego pracujac na dowodzonych przez niego holownikach PRO i (pozniej odwiedzajac prywatnie) , glownie na “Koralu” gdzie prowadziliśmy wiele dyskusji o literaturze, malarstwie i gdzie dowiedzialem sie o wielu historiach holowniczych z jego kariery marynistycznej. Wlasnie w tych dyskusjach poznalem bezposrednio historie holowania “Czestochowy”. Do namalowania tego obrazu jak zwykle zbieralem wszystkie mozliwe referencje abym mogl zatrzymac w czasie ten moment histori ktory bylby jak najblizszy orginalnemu zdarzeniu. Nie znalazlem zbyt duzo materialow w publicznych dostepnych miejscach ale znalem historie z ust tego kto prowadzil tę akcje a nstepnie udostepnione zostaly dla mie prywatne zapiski kapitana Slocinskiego i wycinki z prasy z tamtego okresu ktore moglem skonfrontowac. W zwiazku z ta sytuacja polakomilem sie na najbardziej detaliczny opis tego wydarzenia w calosci nadajacej klimat wokol “Czestochowy” i “Jantara”, klimat ktory pozwolil na odtworzenie krótkiego momentu ilustrujacego to pelne dramatu zdarzenie. Na zakonczenie dodam ze kapitan Alfred Chudecki zmarl w roku 1976 na dowodzonym statku PLO “Zakopane” w porcie Milwaukee (USA) . Pochowany został na cmentarzu w Gdansku Oliwie i na tym samym cmentarzu w roku 2010 pochowano kapitana Wlodzimierza Slocinskiego.
.
Marek
.
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
FOTOGRAFIA do komentarza Iwony i Marka Tarczyńskich (poniżej)
Jest coś niezwykle zachwycającego w malarstwie Marka Sarby. Przywołuje mi ono słodkie chwile dzieciństwa, gdy z Ojcem kilka razy w tygodniu bywałem w Muzeum Narodowym. Ojciec cierpliwie wyjaśniał mi epoki, style i techniki poświęcając tyle samo uwagi przesłaniu co technice. Potem na wykładach w warszawskiej ASP było podobnie – ale już nie tak ekscytująco, szczegóły technik wyraźnie przeważały szalę przesłania.
Co jest niezwykłego w malarstwie Mistrza Sarby? Przede wszystkim niezwykle harmonijne połączenie kompozycji i techniki ekspresji. Zwróćmy uwagę na morze na pierwszym planie. Z chłodnego, odpychającego granatu zrywane są pasma białej piany, nieco dalej jest już jaśniej – wyraźnie słońce znalazło okno w burzowych chmurach. Idealne ustawienie kadłubów tworzy jasne przesłanie – nasze drogi się rozchodzą. Cofnięcie „Jantara” na drugi plan eksponuje głównego bohatera obrazu, jednocześnie dla każdego, kto choć raz przyjmował hol, jest jasnym sygnałem nieudanej próby podania rzutki.
U Mistrza Sarby szczegóły są wyraźnie ważne. Zwróćcie uwagę na detale bramownicy. Czy widzicie subtelne podkreślenia grozy przez dwa szalejące bomy ładunkowe – śmiertelne dla każdego członka załogi, który musiałby się przedostać na fordeck, do windy kotwicznej?
Red on the red – the captain is death są jak mała wisienka na torcie. Widać, że to nie jest przypadkowe spotkanie w burzliwą pogodę na torze podejściowym. Umieszczenie ich w tak zwanym mocnym punkcie obrazu (miejscu, gdzie przecinają się prostopadle linie wyprowadzone z prawego dolnego rogu oraz przekątna poprowadzona z lewego dolnego do prawego górnego rogu) sprawia, że natychmiast przykuwają wzrok. W drugim mocnym punkcie mamy falę gotującą się do ataku na burtę unieruchomionej „Częstochowy”.
Detale w tych obrazach są subtelnym odwołaniem do osiągnięć amerykańskiego hiperrealizmu. Przywołajmy tutaj Johna Salta z jego Wreck With Writing On The Roof (1971) lub nieco późniejszym Fordem (1972). Nieprzypadkowo przywołałem tu Salta, mimo, że w tym kierunku znajdziemy mistrzów jeszcze bardziej perwersyjnej precyzji, np. Juana Francisco Casas z jego słynnymi, lustrzanymi kulami.
Wróćmy do obrazu. Nie powinien nam umknąć ważny szczegół „Jantara”. Popatrzcie na kaskady spienionej wody w szpigatach „Jantara”. Mistrz Sabra nie pozostawia tu widzowi pola do domysłów – to jest walka o przetrwanie.
Obraz od góry domyka niebo, które jeżeli przyjrzycie się większości obrazów Mistrza jest jego autorską wizytówką. Akurat w tym nie ma tej charakterystycznej świetlistości – jest subtelnie namalowana groza sztormu, nieco wycofana, dokładnie taka jaka ma być, by nie zburzyć dramaturgii przedniego planu. Te zobrazowania nieba zachwycają mnie w tym malarstwie – próbowało wielu, tak zaczął Sisley, w swoich krajobrazach, ale muszę stanowczo stwierdzić, że gdyby nie skromne 150 lat różnicy, to guru impresjonistów mógłby co najwyżej być wdzięcznym uczniem Mistrza Sarby.
I na koniec refleksja. Uważam, że nie powinniśmy dopuścić, aby te arcydzieła sztuki marynistycznej rozproszyły się poza Polską. Może macie jakiś pomysł, jak rozpocząć proces zakupu znaczącej kolekcji do polskich muzeów? Zróbmy to, zanim obrazy rozproszą się po świecie i znikną w półmrokach prywatnych galerii koneserów.
Tadeusz
Drogi Jurku,
Jestem pod wrażeniem.
Drugi obraz Marka Sarby utwierdził mnie w przekonaniu, że mistrz jest bardzo precyzyjny i zna fizykę morza. Można się trochę czepiać pozycji latarni i jej odległości, ale artysta ma prawo do pewnej symboliki. Licentia poetica ma swoje miejsce również w malarstwie. Szczególnie dynamika fali i ślady jej oddziaływania, są fantastyczne. Przechodzący grzbiet olbrzymiej fali, chwilę wczesniej zalał dziób holownika wodą, który pchany siłą wyporu do góry, pozbywa sie jej, przez kluzę kotwiczna i otwory nadburcia. Woda odpływa tak gwałtownie, że zamienia sie w strumienie białej piany. Zatrzymany kadr namalowanej walki statków żywiołem, przedstawia chwilę tuż przed ciosem fali w burtę "Częstochowy". Patrząc na obraz można przewijać w nieskończoność minutowy film, za każdym razem zwracając uwagę na coraz to mniejsze szczegóły. Wszystko ma swój perfekcyjny porządek zgodny z zasadami fizyki i szczególnej dynamiki morza, i wiatru.
"Cudowne ocalenie" statku przez czterech ludzi pracujących w tunelu wału śrubowego podczas sztormu, rzeczywiście graniczy z cudem. Wiem coś na ten temat. Praca w tunelu na pochylni, czy też na spokojnej portowej wodzie jest wystarczająco ciężka i niebezpieczna. Skuteczna praca w sztormie: to cud !
Więcej Marka Sarby w SSI !
Jestem również pod wrażeniem komentarza Tadeusza Lisa.
Żyj wiecznie
Gienek
Don Jorge,
Co do tytułu to tłumaczenie jest dość oczywiste – jeżeli mamy oddać subtelność amerykańskiego idiomu.
Propozycje oddające cień podtekstu seksualnego:
1. Niekomfortowe zbliżenie (najbliższe oryginałowi)
2. Niekomfortowa bliskość (j.w.)
3. Niebezpieczna bliskość (nieco odleglejsze)
4. Niebezpieczne zbliżenie (j.w.)
5. Zbyt blisko, by czuć się bezpiecznie… (mocne, wprost)
6. Zbyt blisko by czuli (czuły) się bezpiecznie…
7. Nie do końca bezpieczna bliskość… (z subtelnym podtekstem dylematu obu Kapitanów)
Etymologia:
Autor prawdopodobnie celowo nawiązał do popularnego przeboju Franka Sinatry.
Warto zwrócić uwagę na błyskotliwą grę słów (kontrapunkt) poprzedzającą słowo klucz temptation.
Oto pełen tekst piosenki.
Be wise, be smart, behave, my heart
Don't upset your cart, when she's so close
Be soft, be sweet, but be discreet
Don't go off your beat, she's so close for comfort
Too close, too close for comfort, please, not again
Too close, too close to know just when to say when
Be firm, be fair, be sure, beware
On your guard, take care, while there's such temptation
One thing leads to another
Too late to run for cover
She's much too close for comfort now
Too close, too close for comfort, please, not again
Too close, too close to know just when to say when
So be firm and be fair, be sure, beware
On your guard, take care, while there's such temptation
One thing leads to another
Too late to run for cover
She's much too close for comfort now
Too close, much too close
She's much too close for comfort now
Równie popularne, a może nawet bardziej jest wykonanie McFly’a:
Never meant the things I said
To make you cry
Can I say I'm sorry
It's hard to forget
And yes I regret
All these mistakes
I don't know why you're leaving Me
But I know you must have your reasons
There's tears in your eyes
I watch as you cry
But it's getting late
Was I invading in on your secrets
Was I too close for comfort
You're pushing me out
When I'm wanting in
What was I just about to discover
When I got too close for comfort
Driving you home
Guess I'll never know
Remember when we scratched our names into the sand
And told me you loved me
But now that I find
That you've changed your mind
I'm lost the words
And everything I feel for you
I wrote down on one piece of paper
The one in your hand
You won't understand
How much it hurts to let you go
Jeżeli przeanalizować zapis nutowy, to obaj wykonawcy zaakcentowali ten idiom – Sinatra zmianą tempa I uwypukleniem sekcji dętej, a McFly – dynamiką (bez zmiany tonacji – pierwotnie napisał to w D-dur)
Jurku zalaczam moje wrazenia w odpowiedzi na to co przeczytalem, ciesze sie niezmiernie ze powolutku pojawia sie dyskusja.
Dziekuje
Marek
---------------
1 .Jeśli Szanowni Czytelncy slysza te grzmoty, to ja wale sie w piersi za slownictwo uzyte. Absolutnie Jurek ma racje o tytule ktory pasuje w jezyku angielskim niestety tlumaczac dosłownie wychodzi to bardzo cieniutko. Wiele filmow z Holywood na ekranach polskich kin posiadaja zmieniony tytul gdyz po prostu tlumaczenie slowo za slowo czesto poprostu jest bezsensowne tak jak zapytac kogos z anglojezycznego kraju o “pisz do mnie na Berdyczow” co zeby wytlumaczyc trzeba by napisac mala nowelke a i tak cel bylby niezamierzenie watpliwy. Wniosek: zapraszam do nadania tytulu naprawde polskiego.
2. Nawiazujac do komentarzy Panow Lisa oraz Ziolkowskiego. Dziekuje slicznie za odbior tego co chcialem powiedziec w formie obrazu. Najwieksza satysfakcju kazdego bez wyjatku tworcy formy artsytycznej niezaleznej jak zaprezentowanej poczawszy od slowa pisanego poprzez scene, rzezbe, architekture czy malarstwo jest zeby byc odczutym i zrozumianym. Dziekuje za ta satysfakcje. Tak sie zlozylo ze znam kilku malarzy ktorzy znaja morze z wlasnego mozna powiedziec zawodowego doswiadczenia i sa bardzo dobrzy. Niestety jest to bardzo malutka liczba i ja probuje tam sie wcisnac. Wracajac do obrazu bylem w takich sytuacjach, pracowalem rowniez na tymze “Jantarze” i nie tylko widze co sie dzieje , ja to slysze i to jest malowane z tego co zostalo w wspomnieniach. Dzikeuje Panom za satysfakcje osobista. Zapraszam do dyskusji oraz nasladuje Jurka zyczac czytelnikom wiecznego zycia
Z szacunkiem
Marek Sarba
Wyrazy uznania dla Gospodarza za zaproszenie na łamy SSI naszego wybitnego Rodaka z Ameryki. Podzielam w całości ocenę kolegi Tadeusza Lisa obrazu z „Częstochową” i „ Jantarem". Z niecierpliwością i zainteresowaniem czekam na kolejne odcinki Galerii.
Obrazy pana Marka Sarby to nie tylko prawdziwa sztuka, ale i wizualna historia obecności Polski na morzach.
Myślę, że najbardziej powołaną do zbiórki funduszy na zakup kolekcji jest Liga Morska i Rzeczna.
Będzie na to odpowiedni czas po ostatnim odcinku serialu.
Pzdr.
Adam
Dzień dobry.
Zaproszenie p. Marka Sarby do SSI - to pomysł genialny.
Dbałość o realizm i szczegóły robią wrażenie.
Dodatkowa moc przekazu - to bezpośredni komentarz i opis Autora.
Bez tego - 2 statki w sztormie.
Z komentarzem - zupełnie inna kategoria (nasunął mi się tytuł: "Opatrzności, działaj " ).
Liczę, że p. Marek Sarba zagości w SSI na dłużej i regularnie.
.
Pozdrawiam
Lechosław Napierała
Odpowiadając wprost na zadane pytanie - obraz nazwałbym po prostu "Na ratunek".
Widać, że statek jest w tarapatach na wzburzonym morzu i podchodzi do niego holownik ratowniczy.
Czy mu się uda ? Oto jest pytanie - nie znamy odpowiedzi.
Czy mu się uda ? nie wiadomo. Tylko z opisu, poza obrazem, już wiemy, że się udało.
Czy mi się podoba ? Tak !
Kiedyś pytałem znajomego malarza jak ocenić, który obraz jest "dobry" ?
Przecież są takie różne maniery, style i techniki.
Bez zbędnych deliberacji odpowiedział: "ten który ci się podoba !"
Dlatego patrzę i widzę, i nie zastanawiam się nad tym czy ta fala właśnie przeleciała, a druga dopiero się zbliża.
Gdzie mi prostaczkowi do rozważań o kolorystyce, perspektywie i tym podobnych aspektach.
Nie mówiąc o skojarzeniach muzycznych, poetyckich, czy filologii angielskiej ...
Tego lata będąc pod wrażeniem oglądanego na youtube życiorysu rosyjskiego, pochodzenia polskiego,
malarza Kazimierza Malewicza wdałem się w dyskusję, ze znajomym malarzem oferującym obrazy na ul. Długiej.
Byłem zainspirowany wypisami z Wikipedii:
"Czarny kwadrat na białym tle" - jedno z najsłynniejszych dzieł Kazimierza Malewicza" i dalej: "na temat "Czarnego
kwadratu" napisano już setki prac naukowych [sic!-ml], jak widać, do dzisiaj kryje on tajemnicę. Swojego dzieła, zdaje się,
nie rozumiał nawet sam Malewicz." ("Gazeta Wyborcza").
Artysta podniósł palec do góry i rzekł: "oooo - to już wyższa szkoła jazdy !"
Dlatego mi prostaczkowi obraz "Na ratunek" się podoba, i tyle !
Co prawda, jako związany z morzem i morskimi tematami jestem tak jakby, emocjonalnie, bardziej zaangażowany ...
Kiedyś w "Conradinum", gdy prof. Kobzdejowi nie podobało się moje pismo techniczne, kazał napisać sto razy: "wprawa czyni mistrza" - pomogło !
Na zakończenie.
Św. Jan Paweł II w "Liście do artystów" pisał: "Każda autentyczna inspiracja artystyczna wykracza bowiem
poza to, co postrzegają zmysły, i przenikając rzeczywistość, stara się wyjaśnić jej ukrytą tajemnicę."
Zupełnie pozbawiony talentów.
Z pokorą
R. XXI
Witaj Jurku,
ciesze sie ze Czytelnicy oceniają i mysle ze zostal tylko wybor jurora do zatwierdzenia tytulu w wersji polskiej.
Ja osobiscie zyczylbym sobie zebys przyjal ta nominacje a z chwila pokazania sie nastepnego tamatu oglosil werdykt polskiego tytulu a ja naniose zdecydowanie do oficjalnego tytulu, ktory zostanie na zawsze.
Nie znam osobiscie nikogo z Komentatorów, ale wypowiedzi sa bardzo mocne i wywody tytulowe ciekawe.
A wiec zapraszam na krzeslo jurora.
Zreszta bedziesz zyl wiecznie
Marek
Don Jorge !
Zainspirowany słowami Jana Pawła II, po głębszym namyśle zmieniłem zdanie.
Zająłem się "duszą" obrazu !
Obraz powinien nosić nazwę "Moment ostatniej chwili" - przedstawia dramatyczny ułamek sekundy !
Tytuł "Na ratunek" jest bardziej prozaiczny: ratunek to cała długa akcja i właściwie mówi tylko o holowniku.
A tu mamy tą jedną chwilę, ten moment, gdy "los" się zawahał: "albo, albo", albo się uda, albo nie uda ?
Wielki znak zapytania !
Tyczy i statku, i holownika ! Statek nie jest samotny, ale nie wiadomo co będzie dalej ...
Sytuacja jest bardziej dramatyczna. Jest holownik ratowniczy, ale nie wiadomo,
czy uda mu się udzielić skutecznej pomocy i nie wiadomo, czy statek nie wyląduje na skałach.
Jak widać holownik jest już w akcji, znaczy się, jest już gorąco !
Holownikowi też może się coś przydarzyć ! Nie jeden strażak zginął w płomieniach !
Jak mawiają piłkarscy kibice "krótka piłka" !
A nawet, gdy ratunek się, niestety, nie powiedzie i statek wyląduje na skałach ilu mądrych po szkodzie
przypisze mu (kapitanowi) niedociągnięcia, czy nawet winę. Ile razy tak bywało ...
Tego momentu, tego znaku zapytania, u Mistrza Werki brak (no i gdzie się podziała "druga część holu"),
dlatego, gdyby tak spojrzeć - Pan Marek Sarba przedstawia sprawę głębiej !
R. XXI
Drogi Don Jorge,
Sztuka to wielka sprawa. Ja jestem przeciwny komentowaniu dzieł artysty. Zgadzam się
z Rafałem Olbińskim, że obraz jest tylko dobry lub zły. Dzieło sztuki powinno być co najmniej
piękne, zrozumiałe i poruszające (zapadające w pamięć). Mistrz Olbiński twierdzi też, że
dzieło sztuki powinno być kontrowersyjne, bo jeśli nie jest, to jest ilustracją.
Z tym sie raczej nie zgadzam: ostatnio sprzedany za 450 milionów dolców
Chrystus Król świata, nie jest kontrowersyjny.
Obraz mistrza Sarby podoba mi się bardzo. Najbardziej, cały warsztat artystyczny, dbałość
o szczegóły, znajomość tematu, kompozycja i dramaturgia.
Nazwałbym ten obraz ŻYWIOŁ. Gdyby nie opisy, nie wiedzielibyśmy o co chodzi,
a na pewno nie wiedzieliby ludzie z morzem niezwiązani. Niechętnie, ale
skoro opisujemy story i realia to mam kilka nieistotnych uwag:
- akcja odbywa się godzinę przed wschodem słońca, a więc w nocy, a statki są
w pełnym świetle. Nocna sceneria byłaby jeszcze bardziej dramatyczna.
- morze ma kolor granatu raczej właśnie nocą. Tu oczywiście podnosi napięcie.
W dzień morze ma kolor bardziej brudnobutelkowy. No i ktos napisał chyba,
że mamy tu grozę sytuacji gdy "red to red". Tu mamy „red to green”.
Dla mieszkańców Wybrzeża: przy księgarni „Róży Wiatrów” w Gdyni w galerii
widziałem znakomite obrazy marynistyczne.
I cieszmy się pięknem!
Twój
El Viejo - Gienek Moczydłowski
Cześć Jurku
Docenisz, mam nadzieję, wrażenie jakie zrobiły na mnie obrazy i dyskusja pod nimi, skoro, mnie leniucha klawiaturowego, wyrwało do odezwania się. Chciałbym stanąć trochę w obronie Adama Werki na którego obrazach w MORZU kształtowałem się gdzieś w latach 60-tych. Z jednej strony nie mogę odmówić trafności Marysiowi Lenzowi, że na obrazie Werki sytuacja jest nie pełna . Brak drugiego uczestnika dramatycznej sytuacji, ale po chwili naszła mnie refleksja, że malarstwo Werki powstawało najczęściej jako zamówione ilustracje do artykułów w tymże MORZU, czyli cały ładunek informacyjny wynikał z treści drukowanej, a nie z ilustracji.
Dla mnie też jest widoczny wyższy poziom techniki i kompozycji Marka Serby, ale tu też trzeba pamiętać o kontekście powstawania obrazów Werki jako kolejnej, zamówionej ilustracji z terminem druku.
Zbyszek Rembiewski
Drogi Jurku
Zabierałem się już wcześniej, żeby gorąco pochwalić Cię za wpuszczenie
na łamy SSI malarstwa. Liczba reakcji pod tekstami i reprodukcjami
obrazów bardzo podnosi mnie na duchu, że tak wielu z nas jest
spragnionych sztuki.
Oba obrazy Pana Marka Sarby są rzeczywiście bardzo przemawiające.
Jeżeli jednak miałbym wybierać, który wywiera większe wrażenie i bardziej
skłania do przemyśleń - pierwszy czy drugi z zaprezentowanych - wybieram
zdecydowanie pierwszy, czyli "Żegnaj Conradzie". Pozornie spokojniejszy,
bo prezentuje statki w czasie dobrej pogody, niemal statycznie - w odróżnieniu od
dynamicznej, rozchwianej i przerażającej rzeczywistości ukazanej na
obrazie "Too close to comfort". Jest jednak w nim ukryte napięcie.
Stan jaki widzimy ułamek sekundy przed wykonaniem ruchu. Jest wielki
ładunek emocji, który porównałbym do sytuacji wydania żywej jeszcze
osoby w ostatnią drogę,w obce ręce, w kierunku nieuniknionego.
Tak właśnie wygląda ta scena, gdy dwa holowniki podprowadzają „Conrada” aby
oddać go niewidocznemu, który powiedzie go nie wiem gdzie, na zawsze.
Wielkie gratulacje i czekam na więcej!
Żyj wiecznie, drogi Jurku!
Lech
Dokładam swoje dwa grosze albo centy do dyskusji nad polskim tytułem. Na odsiecz "Częstochowie".
Jeżeli chodzi o idiomatyczne “Too close for comfort” - sugeruję posłużenie się rodzimym idiomem
“o mały włos”
Używa się oba w podobnym kontekście.
Pozdrawiam,
Darek Jezierski,
s\y „Dream Catcher”
Vancouver
Uszanowanie Jurku
Mamy troche dyskusji a wiec odpowiadam. Dziekuje za zainteresowanie Panow moją pracą i sprobuje krociutko nawiazac do poruszonego tematu.
.
Pan Zbyszek Rembiewski, zgadzam sie z Panem absolutnie mam duzy szacunek dla Adama Werki i nigdy nie podwazalem lub opiniowalem jego prac. Adam Werka byl najlepszym ilustratorem jakiego znalem w Polsce. Pisalem poprzednio ze jego wystawa w Muzeum Marynarki Wojennej pozwolila mi zobaczyc po raz pierwszy jego orginalne prace i wiele prac bylo godnych podziwu a ja bylem szczesliwcem ze akurat odwiedzilem kraj. Swietnie sobie radzil mimo ze nie byl zwiazany z morzem “od wewnatrz”. Do dzis przytaczam jego ilustracje z zatopienia “Cyranki” a to bylo wiele lat temu. Dotknal Pan napietych terminow i to tez racja, zawod artysty malarza jest najmniej dochodowym i bardzo niepewnym zawodem. Czasy ilustracji bez mala sa za nami. Zalatwila to elektronika i zdolny operator programu z inteligientna wyobraznia tak jak impresjonisci “zalatwili” Matejke” ksztaltujac nowy trend/styl.
.
Pan Eugeniusz Moczydlowski, tu moglbym ciut podyskutowac ale naprawde najlepiej była by dobra filizanka kawy w zacisznym miejscu. Moja teoria malarstwa jest bardzo prosta. Technika to mieszaj farby tak abys osiagnal ten kolor ktory potrzebujesz i to samo w stosunku do pedzli. To wynioslem z ostatnich 50 lat prob malarstwa. Absolutnie nie jestem zamkniety pogladowo w realizmie. Tak sie zlozylo ze jestem w “ciasnym” realizmie bo to jestem ja. Jest to bardzo niebezpieczny styl gdyz wyrazistosc detalu moze znalezc sie za blisko fotograficznego odtworzenia i cala magia odczucia prysnie, wszystko stanie sie martwe mimo ze kosztuje ten styl mase pracy i dyscyplina jest na pierwszej pozycji. Temat poruszany w poprzednich uwagach ze “nie jestem znawca artu ale…” to jest typowe i z tym podejsciem spotykam sie bardzo czesto. Moja odpowiedz jest zawsze ta sama “ lubisz lub nie” i mysle ze to jest najlepsze okreslenie w mojej opini.
Sprawa czasu i swiatla. Coz - tu wchodzimy w bardzo delikatne sytuacje. Malarz jest rezyserem teatralnym filmowym z tym ze nie ma dźwięku, wiec jest gorzej. O godz 6 rano w kipieli wodnej nic nie widac tylko pyl wodny na wierzcholkach fal w strumieniu reflektorow poszukiwaczy - bardzo kiepsko to wychodzi. Scena jest ciemna i troche swiatelek wokol ktore skacza. Forma odzwierciedlenia sceny wymaga swiatla .
Panowie z poprzednich uwag (Pan Lis) nadmienil o chmurach i odczytal mnie bardzo dobrze. Zaczynam zawsze od swiatla i nieba i to doprowadza do oswietlenia sytuacji nawet jezeli nie pasuje do momentu. Pokazywac detalicznie co sie dzieje jest niemozliwe bez swiatla. To robil kazdy znay malarz.
Dwoch najbardziej znanych to James Abbot McNeil Whistler z jego “Nokturnami” oraz John Atkinson Grimshaw ktory „używał” ksiezyc jako zrodlo swiatla. Na temat koloru wody powiem jedno - zalezy gdzie i jakie jest swiatlo, czy Morze Czerwone jest czerwone, jak wyglada woda w Morzu Srodziemnym 20 mil od Aleksandrii, a jak za nastepne 20 mil.
Pan Oblinski, jezeli Pan lubi jego prace po prostu gratuluje.
Powolam sie na sliczne Pana zakonczenie “I cieszmy sie Pieknem”
Dziekuje i zawsze zapraszam do dyskusji i zyjcie wiecznie aby dyskusja trwala w nieskonczonosc
Marek Sarba
Co do polskiej nazwy obrazu to Ramzesa propozycję „ Na ratunek” rozszerzyłbym na „Ostatni moment na ratunek „ .
Piszesz Jerzy, że angielski język jest ubogi, a zaraz potem, że „… jest silny tylko „siłą przebicia „ mocarstw – USA i brytyjskiej wspólnoty narodów …”
Ale jak do tego doszło, że Anglicy opanowali świat ?
Czy nie czasem dlatego, że byli najlepsi w polityce : „dziel i rządz „ , a także w brutalnej bezwzględności w traktowaniu innych narodów?
Polityka jest brudna, okrutna, ale czym jestem starszy to myślę że właśnie taki jest człowiek.
Więcej, rzekłbym, że to nie jest świat dla uczciwych ludzi.
Cytuję Woody Allena: "Dobrzy ludzie śpią lepiej niż źli, ale złym lepiej się wstaje."
Ale choć zdarza się często, że ludzie cenią sukces tych drugich, to ja wolę być optymistą (jeszcze).
Pozdrawiam
Witold
Szanowny Don Jorge,
Z ciekawością i zainteresowaniem przeczytałem historię m/s "Częstochowy" i oczywiście wypowiedzi wszystkich Szacownych Zainteresowanych tematem marynistycznym oraz samego Autora obrazu Marka Sarby i w świetle obejrzanego właśnie filmiku (wracam do tematyki żeglarskiej) naszła mnie myśl "dramatyzm inny ale jak by trochę podobny".
Inny bo tam statek "Częstochowa", a tu jacht. Zarazem jakby podobny bo tam pobliskie skały tu gwiazdobloki, tam bezlitosne fale tak jak i tu, tam zmagania o podanie holu też podobnie jak tu, tam dramatyczna walka ludzi z wałem napędowym tu dramatyczna walka jachtu (raczej jachtu) ze złapaniem wiatru w żagiel, tam ocalenie i tu ocalenie, ale czy na pewno?
Zapraszam do obejrzenia filmu "Czy jacht może wytrzymać wielokrotne wejście przy dużej fali na gwiazdobloki" na stronie Krzysztofa Krygiera, a dotyczącego dramatycznej sytuacji jachtu.
http://www.portalzeglarski.com/news_sailportal,7368.html
Z poważaniem
Lech Lewandowski
Drogi Jurku,
Galeria twórczości Marka Sarby wnosi zupełnie świeży powiew w "proces mielenia" problemów żeglarskich w SSI. Obok przeżywania dzieł Mistrza dała ona szanse pokazania zaskakującej wrażliwości i wyobraźni artystycznej żeglarzy, którzy na codzień mówią w SSI o raczej praktycznych i technicznych sprawach.
Dla nas symbolem najdobitniej i wymownie ilustrującym grozę sytuacji na To Close For Comfort, jest urwany hol zwisający z dziobu "Częstochowy".
Warto może wspomnieć , że urwany łańcuch kotwiczny stanowi główny motyw pomnika w portugalskim porcie Viana do Castelo, poświęconego statkom, które nie powróciły. Oglądaliśmy go w drodze na Biskaje w 2012 r. Niestety, nie zapisaliśmy nazwiska autora.
W załączeniu zdjęcie (powyżej - pod newsem)
Serdecznie pozdrawiamy Ciebie i Najbliższych.
Iwona i Marek Tarczyńscy.
Jurku,
monument skoncypowany przez Jose Rodrigues'a stoi na Placu Wolności i upamiętnia Rewolucje Goździkow z 1974 roku. Zerwane łańcuchy symbolizują wolność i upadek reżimu Salazara.
Zyj wiecznie
Pozdrowienia - Jarek Czyszek
https://www.minube.com/rincon/monumento-al-25-de-abril-a89466
https://www.colourbox.com/image/gates-of-steel-iron-gate-praca-da-liberdade-liberty-square-25-of-april-monument-sculputre-sculptor-jose-rodrigues-viana-do-castelo-minho-district-portugal-september-2016-image-21496507
Bardzo dobrze, że Sarbamalereidiskussion trwa i się rozwija, zwróć uwagę, że ludzie się nie powtarzają, a każdy ma coś do dorzucenia,
a piętnaście komentarzy różnych autorów to nie jest nic.
A o słynnym bądź co bądź Michale Leszczyńskim - wśród słusznych zresztą zachwytów nad Markiem - nikt się nawet nie zająknął.
tomek
Drogi Jurku,
Bardzo dziękuję Panu kapitanowi Czyszkowi za ważną informację (do której nie dotarliśmy), dotyczącą pomnika w Viena do Castelo, a zwłaszcza nazwiska jego autora i intencji wzniesienia.
To znakomity przyczynek do zastanowienia się nad interpretacją dzieł sztuki.
Swoją drogą żałuję, że moja interpretacja treści tego właśnie dzieła tak bardzo odbiega od wizji twórcy.
Gwoli skrupulatności dodam tylko, że w chwili, gdy dokonywała się Rewolucja Goździków, skierowana przeciw rządom dyktatorskim - Antonio Salazar już od paru lat nie żył.
Pozdrawiam serdecznie.
Marek Tarczyński.
Drogi Jurku,
Moja propozycja polskiej nazwy obrazu Marka Sarby to "Zerwany hol"
Nazwa prosta opisująca sytuację wprost bez dalszego ciągu zdarzeń.
Moim zdaniem zrozumiała dla każdego. Przeważająca większość społeczeństwa ogląda morze z plaży a prosta informacja zawarta w nazwie, wyjaśni im obecność dwóch statków tak blisko siebie podczas sztormu. Jeśli będą chcieli dalej drążyć temat to i tak musi im pomóc ktoś, kto opisze grozę sytuacji.
Dla koneserów malarstwa marynistycznego, zaproponowany tytuł zostawia wolne pole do interpretacji. Sytuacja na obrazie wcale nie jest tak jednoznaczna co do nieuchronnego zagrożenia rozbicia o skały. Bez części opisowej Marka Sarby można wyobrazić sobie, że przy kierunku wiatru na obrazie, statek ominął bezpiecznie skały oznaczone latarnią i dryfuje dalej.
Pozostawmy w tytule miejsce na dowolną interpretację ciągu dalszego. Tytuł to nie streszczenie.
Żyj wiecznie!
Gienek
Nie tylko Serba mi się podoba !!
Ale też Twoje komentarze !!!
Pozwalam Ci żyć długo w dostatku !!!
Serdeczności !
FDP - Latający Holender Polska
Uważam, że jest to znakomita, prosta nazwa.
Co Czcigodni na to?
Pozdrawiam Cały Klan
Tadeusz
PS.1. Małe dzieci tak postrzegają świat, że gdy coś nazwą to to JEST (w sensie Arystotelesowskiego bycia w akcie, a nie możności). Ja też tak mam jak małe dziecko, może tylko nieco bardziej z ukłonem w kierunku św. Tomasza, który akt utożsamiał z formą czyli istotą (łac. quidditas, essentia) bytu, która sprawia, że materia (tu płótno, podkład i farby) przybiera postać konkretnego bytu.
Tak więc dzięki Koledze Gieńkowi obraz w moich oczach i sercu, po uzyskaniu nazwy, stał się całkowicie kompletny.
PS.2. Nasz Nauczyciel powiedział nolite iudicare, et non iudicabimini. Muszę się przyznać do drobnej rzeczy, gdy studiowałem obraz Mistrza Sarby. Otóż w pewien dysonans wprowadziły mnie jednolicie czarne okna „Jantara”. One nie mogły tak wyglądać przy tym układzie światła…
Uproszczenie niegodne Mistrza, no ale skoro mamy nierealistyczną latarnię w tle….
Ta dysharmonia nie dawała mi jednak spokoju, gdyż jest to malarstwo wybitne i taki mały zgrzyt detalu nie powinien się tu przydarzyć. Jakoś się z tym pogodziłem, ale tak nie do końca. Dzisiaj znalazłszy chwilę czasu powiększyłem pięciokrotnie obraz i OCZYWIŚCIE WSZYSTKO JEST IDEALNIE ZOBRAZOWANE – o ile można użyć takiego słowa.
Nie tylko światło odbija się w szybach w sposób w którego nie powstydzili się siedemnastowieczni mistrzowie holenderscy (patrz białe wino w kielichu w słynnym Deserze Willema Vlaesza Hedy lub krople mleka u Vermeerowskiej „Mleczarki”), ale również wyraźnie zaznaczono cień od owrężnic okien wyspawanych z bednarki. O!
Zatem, Czcigodni, nie sądźcie pochopnie, byście nie byli sądzeni – efekty kompresji jpg potrafia jednak wyprowadzić na niezłe manowce…
Jeszcze raz pozdrawiam Cały Klan kontemplujący „Zerwany Hol”.
Jurku!
Zatwierdź nazwę i tak osadzimy ją w naszym kanonie kulturowym.
Roma locuta, causa finita.
Siedze cicho i czytam komentarze bardzo uważnie. Radosna sprawa ze jest dyskusja nawet poruszyla temat pomnika w Portugali z symbolicznym zerwanym lancuchem. Dla ciekawosci dodam ze bylem przed tym portem (nie w srodku) gdy wstapilismy tam raz naszym holownikiem tylko na rede aby odebrac surowy kadlub “Arya Sun” z lokalnej stoczni z przeznaczeniem do Gdanska gdzie zostal wykonczony i oddany w rece zleceniodawcy. Ale dodam tylko rozszerzajac temat urwanych holi ze ten wlasnie kadlub juz w drodze do kraju z Wietnamu (najdluzszy rejs trwajacy ponad 1 rok) i innych holowan po drodze (1974) w czasie bardzo brzydkiej pogody zerwal sie o okolo godziny 20 w Kanale La Manche. Musielismy nagle zwolnic w bardzo duzym ruchu (kazdy zeglujacy wie co to jest ten Kanal) co spowodowalo duzy zwis holu i zaczepiliśmy nim o cos na dnie. Male a odczute zawahanie sie naszego holownika i odezwaly sie dzwonki alarmowe. Nastepstwo to radiowe ostrzezenia, sygnaly, swiatla, wiatr i ulewa a nasz holowany nowy kadlub statku pchany sztormowym wiatrem uciekal w zatoke Baie de la Seine kierunek na Cherbourg. Oczywiscie odpowiednie powiadomienia radiowe wladz gdyz znalezlismy sie na wodach terytorialnych Francji w nastepstwie otrzymalismy pozwolenie “legalnego pobytu” zlapalismy prowizorycznie nasz kadlub ktory trzymalismy powolutku poruszajac się. O swicie przekazalismy hol wlasciwy w miejsce urwanego i pozeglowalismy juz bez przeszkod do Gdanska. Ten sam kapitan Wlodzimierz Slocinski.
Dodalem jako temat jeden z wielu do opowiadania wnukom za kilkadziesiat lat lub poprostu namalowac.
Wlasciwym moim motywem jeszcze raz podziekowac za slowa Pana Lisa .
Nastepnym wazną sprawą jest juz zwrocic sie do Jurka aby w odpowiednim czasie uniosl berlo sedziego wydajac decyzje.
Bardzo ciekawe dla mnie wnioski i uwagi Panstwa udowadniajace ze zeglarz tez ma wrazliwa dusze.
Ten typ obrazu dla szerokiej publicznosci radujacej sie na plazach i z tej perspektywy ogladajacych morze jest ciezki do prawdziwego odebrania dlatego Czytelnicy SSi sa ta grupa duzo mniejsza ktora oglada z kolei plaze z morza (gdy sie zblizaja do portu) coz za inny punkt spojrzenia.
Klaniam sie
Marek Sarba