JAKI JACHTKLUB ?
Jacek Chabowski rozmyśla nad rolą i przyszłością jachtklubów. Myślenie ma kolosalną przyszłość, ale nie przesadzajmy - jachtkluby to nie polska wyłączność. Co więcej - Polska w tej dziedzinie jest absolutnym nowicjuszem.
Rozmyślania nad przyszłością i rolą naszych jachtklubów wynikają tylko z tego, że prawie przez pół wieku funkcjonowały one w stanie wymuszonej deformacji.
Można zaryzykować generalną klasyfikację: jachtkluby żeglarstwa sportowego i jachtkluby żeglarstwa przyjemnościowego. Właściwie różni je wszystko - wspólne jest tylko słowo "żagiel".
Jachtkluby sportowe są dla młodzieży i finansowane powinny być przez Państwo i sponsorów komercyjnych. Przystanie pełne jachtów regatowych, deskowych itp.
Jachtkluby rekreacyjne powinny być stowarzyszeniami armatorów jachtów prywatnych, w dużej części będących własnością ludzi, którzy na emeryturach umieją odcinać kupony przyjemnościowego
żeglowania "na swoim i za swoje".
Te jachtkluby powinny działać na zasadach, przyświecających kiedyś pomysłodawcom "kółek rolniczych". Armatorzy utrzymują swe jachtkluby na zasadzie solidarnie ponoszonych wydatków, samopomocy i ... samoobrony.
Wszelkie próby łączenia działalności oby tych rodzajów aktywności prędzej czy później doprowadzą do hmm ... nieprawidłowości :-)
A czartery? Och - czartery nie powinny mieć nic wspólnego z jachtklubami.
Zostawiam Was sam na sam z Jackiem.
Kamizelki !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
------------------------------------------------------------
Witaj Don Jorge,
Tym razem nie do końca moja dziedzina, dlatego spojrzenie będzie tzw. z zewnątrz. Kilka dni temu, podczas nocnych, jachtowych rozmów, pojawił się
wątek przynależności klubowej. Funkcjonowanie klubów w obecnej rzeczywistości, to jest zupełnie oddzielna opowieść, a ilość rozdziałów będzie równa
Tym razem nie do końca moja dziedzina, dlatego spojrzenie będzie tzw. z zewnątrz. Kilka dni temu, podczas nocnych, jachtowych rozmów, pojawił się
wątek przynależności klubowej. Funkcjonowanie klubów w obecnej rzeczywistości, to jest zupełnie oddzielna opowieść, a ilość rozdziałów będzie równa
ilości dyskutantów.
Nie nad tym, ale nad przyszłością klubów chciałby się pochylić. Wydaje mi się, że w dawnych czasach, proporcje ilości młodych członków, w stosunku
do części dorosłej i senioralnej miała się tak, że nie brakowało kandydatów do tzw. przynieś, podaj, pozamiataj.
Żeglarze Seniorzy, to byli zacni członkowie, kapitanowie i komandorzy budzący respekt nawet z drugiego krańca basenu jachtowego. Młodzież wykorzystywana
Żeglarze Seniorzy, to byli zacni członkowie, kapitanowie i komandorzy budzący respekt nawet z drugiego krańca basenu jachtowego. Młodzież wykorzystywana
była do prac prostych, brudnych i nudnych. Dzisiaj to się nazywa wolontariat lub tym podobnie, wykorzystywanie źle się kojarzy.
Oczywiście tamtejsze wykorzystywanie związane było z nadzieją na nagrodę w postaci możliwości pożeglowania z którymś z klubowych kapitanów. Taki był
system przygotowywania i szkolenia przyszłych żeglarzy. Wielu z nich sentymentalnie wzdycha do tych czasów i wydaje mi się, że po części słusznie.
Jak postrzegam dzisiaj kluby? Bardzo różnie. W większości, jest to wspólne miejsce postoju jachtów członków klubu, którzy znają się już całkiem długo.
Niektóre kluby ledwo przędą i tylko dobre relacje z jakimś z mecenasów instytucjonalnych dają nadzieję na jakieś wsparcie. Są też kluby, które miały to szczęście,
Oczywiście tamtejsze wykorzystywanie związane było z nadzieją na nagrodę w postaci możliwości pożeglowania z którymś z klubowych kapitanów. Taki był
system przygotowywania i szkolenia przyszłych żeglarzy. Wielu z nich sentymentalnie wzdycha do tych czasów i wydaje mi się, że po części słusznie.
Jak postrzegam dzisiaj kluby? Bardzo różnie. W większości, jest to wspólne miejsce postoju jachtów członków klubu, którzy znają się już całkiem długo.
Niektóre kluby ledwo przędą i tylko dobre relacje z jakimś z mecenasów instytucjonalnych dają nadzieję na jakieś wsparcie. Są też kluby, które miały to szczęście,
że weszły w nowe czasy z własnym, nieruchomym majątkiem i teraz częściowo z niego finansują swoją działalność (niestety pojedyncze przykłady). Różnorodność,
nic złego, wręcz odwrotnie, bo jest wybór.
Tu pojawia się problem, a właściwie pytanie: dla kogo jest ten wybór? Skoro ktoś jeszcze nie wybrał i szuka, znaczy nie jest jeszcze formalnie przynależny
do którejś z wspólnot żeglarskich. Skoro szuka, to być może chce przynależeć albo jeszcze o tym nie wie, że będzie chciał. Armator będzie rozważał korzyści związane
z możliwością parkowania i obsługi swojego okrętu. Niearmatorzy? Czego będą szukać? Może możliwości pożeglowania? Może atmosfery żeglarskiej? Może
wymarzonego sposobu na życie?
Czy nasze kluby mają ofertę dla nowych członków? Wybacz, ale mam wątpliwości czy ją mają. Co więcej, mam wrażenie, że jest sprzeczność między deklaracjami
Czy nasze kluby mają ofertę dla nowych członków? Wybacz, ale mam wątpliwości czy ją mają. Co więcej, mam wrażenie, że jest sprzeczność między deklaracjami
o chęci przyjęcia nowych członków, a tym co oferują w rzeczywistości.
Na zakończenie jeszcze jedna refleksja. Czy ktoś z władz klubowych przeanalizował jaka jest średnia wieku członków klubu? Może znalazł się ktoś odważny i
Na zakończenie jeszcze jedna refleksja. Czy ktoś z władz klubowych przeanalizował jaka jest średnia wieku członków klubu? Może znalazł się ktoś odważny i
przejrzał metryki członkowskie. Wydaje mi się, że większość PESELi z tych metryk, została nadana jeszcze w innym ustroju naszego kraju. Nasuwa się pytanie
jaka jest przyszłość tych organizacji? Czy przypadkiem ciągłość pokoleniowa nie została już przerwana?
Dziwnym jestem autorem tekstu, bo tym razem bardzo bym chciał aby w komentarzach zalała mnie fala wpisów, że jestem w błędzie, "bo u nas..".
- pozdrawiam
Jacek Chabowski
Dziwnym jestem autorem tekstu, bo tym razem bardzo bym chciał aby w komentarzach zalała mnie fala wpisów, że jestem w błędzie, "bo u nas..".
- pozdrawiam
Jacek Chabowski
Czarek będzie pozdrowiony!
Żyj wiecznie!
Przemek
Drogi Don Jorge,
z zaciekawieniem przeczytałem tekst Jacka Chabowskiego poświęcony jachtklubom, czy kluby to relikt przeszłości czy przyszłość polskiego żeglarstwa. Kilka słów na temat moich doświadczeń w zrzeszaniu się żeglarzy.
Poprzedni system zohydził naturalną skłonność ludzi do zrzeszania się w celu realizacji wspólnych celów. Nie będę pisał tu o formach: spółdzielniach czy stowarzyszeniach bo to nie jest najistotniejsze. Ważne są cele i funkcje jakie zrzeszenia mogą realizować, o kilku z nich poniżej.
Od pewnego czasu jestem członkiem JKM Gryf z Gdyni. Klub, który w przyszłym roku będzie obchodził swoje 90-lecie, klub z olbrzymimi tradycjami, dorobkiem, klub wspaniałych żeglarzy. Któż nie słyszał o Leonidzie Telidze czy Zbigniewie Puchalskim?
Klub, który odzyskał swoją podmiotowość, któremu udało się oddzielić od LOK po wielu latach uzależnienia.
Zdecydowanie nie jest to klub, nastawiony na rabunkową eksploatację jachtów, bez prowadzenia właściwej polityki remontowo-inwestycyjnej. Wszystkie jachty są w co najmniej stanie dobrym lub doskonałym. Remonty prowadzone są systematycznie.
Aktualnie klub utrzymuje (co jest istotne, na wodzie) 9 jednostek. 7 jachtów żaglowych i 2 jednostki motorowe. Dodatkowo klub dysponuje wyremontowanym kadłubem Conrada 46 do zabudowy. Jachtem flagowym jest jeden z najstarszych polskich jachtów, drewniany Rasmussen s/y Orion z 1936r.– 13,4m., utrzymywany w doskonałym stanie. Kolejne jednostki drewniane to s/y Andromeda 10,5 m. i s/y Tauri 9,8m., przywrócony 3 lata temu do świetności, prawie 50 letni jacht konstrukcji, inż. Tumiłowicza (bliźniacza jednostka do Opty L.Teligi). Ponadto 2 Cartery 30, Tango Family 780 i 2 Conrady 24R. Jest na czym pływać. Dodam, że jachty nie są czarterowane, jachty służą przede wszystkim członkom.
Członków klubu możemy podzielić na tych co posiadają własny jacht i tych, którzy go nie posiadają. Ci drudzy stanowią większość, ale nie ma podziału na tych lepszych i tych gorszych.
Czy po zapisaniu się do klubu od razu możesz dostać jacht? Otóż nie, w klubie obowiązują niepisane dobre praktyki, jak i pewna hierarchia, są osoby organizujące pracę, są świetni fachowcy ds. technicznych, nadzorujący zadania, są opiekunowie jachtów, wszyscy wiedzą co mają robić. Pomimo kilku osób etatowych organizacja oparta jest na pracy społecznej członków. Każdy opiekun ma swoją grupkę ludzi, która bardziej udziela się w pracach przy konkretnym jachcie. Każdy z członków ma obowiązek odpracować na rzecz klubu 20h rocznie. Można się wykupić gotówką ale większym szacunkiem cieszy się praca. Odpowiadając, na pytanie co z tym jachtem? Trzeba swoje odstać, poznać ludzi, popływać z członkami, popracować na rzecz klubu, wykazać się gotowością do samodzielnego prowadzenia jachtu. Klub musi być pewien w czyje ręce oddaje jacht i jakie są jego umiejętności. Oczywiście pływanie zaczyna się od mniejszych jednostek.
Co skłoniło mnie do zapisania się do klubu? Pierwszy kontakt z klubem miałem zapisując się na 4 dniowy porting (wszystkie porty Zatoki). Odpowiadając to chyba atmosfera, możliwość pływania na różnych jachtach po niekomercyjnych cenach, możliwość zdobywania doświadczenia żeglarskiego, podpatrywania starszych kolegów, w tym możliwość rozpoczęcia stażu kapitańskiego. Mała dygresja, nie ma dla mnie znaczenia patent (od listonosza czy rozbójnika, a może po dziadku), czy masz przepływane 1 tysiąc, 3 czy 5 tysięcy godzin (prowadząc jacht czy jako worek), ale ważne jest czy jesteś już na tyle doświadczony i odpowiedzialny żeby zabrać w rejs rodzinę: np. żonę i 2-letnie dziecko. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Klub ma doskonałe zaplecze techniczne, należy do tych szczęśliwców, którzy wyszli z poprzedniego systemu z majątkiem trwałym. Klub ma siedzibę w marinie Gdynia, hangar, warsztaty, boxy, miejsce spotkań członków, miejsce do prowadzenia szkoleń i miejsca do slipowania jachtów, zaplecze kuchenne, sanitarne i rekreacyjne. Niewykorzystane powierzchnie wynajmuje. Klub ma jeszcze coś, czego innym brakuje, olbrzymi kapitał ludzki.
Ilu jest członków? Tego nie wiem, wiem, że na Walne Zebrania przychodzi grubo ponad setka aktywistów.
Klub od wielu lat organizuje regaty, ostatnio odbyły się 27 Regaty „Samotników” o Memoriał Leonida Teligi oraz Regaty Gdynia-Władysławowo-Gdynia, we wrześniu odbędą się już po raz 58. W imieniu kolegów serdecznie zapraszam. Członkowie klubu aktywnie również uczestniczą w innych regatach organizowanych na Zatoce.
Ponadto klub prowadzi bardzo popularną Szkołę żeglarstwa szkoląc żeglarzy i sterników, a także motorowodniaków. Może wielu się ze mną nie zgodzi (PZŻ na pewno), ale kurs żeglarski na Zatoce, na sprzęcie balastowym, w marinach morskich to coś zupełnie innego niż omegą na Zegrzu, przy pełnym szacunku do omegi i Zegrza.
Organizowane są rejsy klubowe, a także rejsy adresowane do absolwentów kursów oraz osób z zewnątrz. W czerwcu na przykład koledzy zorganizowali dwoma jachtami rejs na Gotlandię upamiętniając 100 lecie urodzin Leonida Teligi.
W klubie jest atmosfera, której można pozazdrościć, niemal o każdej porze można przyjść, kogoś spotkać, porozmawiać, wypić herbatę. Przychodzą młodzi, jak i starsi koledzy, nie tylko żeby wspominać, ale żeby planować, czy podzielić się doświadczeniem. Leśnych dziadków nie spotkałem.
Żyj wiecznie!
Przemek Woliński