KAPITAN LEPIARCZYK O REJSIE KAPITANA PASZKE

Ale Andy nie z tych, co pękają.
Czytajcie, może ktoś przyśle jakś komentarz do tego newsa.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
.
_____________________________
Don Jorge,
Nie uwazam sie za pesymiste. Jestem realista ktory potrafi fakty oceniac na zimno bez emocji:
1. Tak jak w kazdym wyczynowym sporcie przy biciu rekordow wieksze jest prawdopodobienstwo na niepowodzenie niz na sukces a awarie sa czescia skaldowa bicia rekordow.
2. Mozna opłynac swiat za pierwsza proba. Na pobicie rekordu zazwyczaj trzeba kilka prob. Potrzeba wytrwalosci. Paszke po jednym niepowodzeniu zabiera sie do bicia innego rekordu w innej kategorii.
3. Ze Wschodu na Zachod to fizycznie najbardziej wymagajaca/mordercza trasa. Paszke ma 60 lat. Cudow nie ma.
4. Bez uprzedniego doswiadczenia mozna oplynac byle tylko oplynac. Sa wyjatki, ale rekordy bija na ogol zeglarze specjalizujacy sie (Alberto Tomba nie wygral ani jednego bigu zjazdowego itd.). Na starcie jako wyczynowy solista Paszke mial bardzo ograniczone doswiadczenie, zeby nie powiedziec ze praktycznie to nie mial zadnego.
5. Jak do tej pory to na tej trasie katamaranem dla rekordu jeszcze nikt nie probowal bo pod wiatr katy traca swoja przewage nad jednokadlubowcami... Oczywiscie jako zawodowiec Paszke wiedzial co robi. Musial miec jakis chytry plan ktory slusznie trzyma w tajemnicy??? Byc moze ze to jego szansa na ktora liczy bo inni o tym nie wiedza.
Innymi slowy ja widzialem sporo przeciwnosci. Poza zdolnosciami organizatorskimi nie dostrzegalem niczego co wrozyloby sukces. Za rok, jezeli sie zdecyduje na powtorny atak szanse beda odrobine wieksze, nie znaczy ze beda duze.
I to jest moja opinia na ten temat.
Andrzej
P.S.
Paszke nie jest gwiazda takiego kalibru za jaka uznaje sie go w Polsce. Gdyby mu sie powiodlo to szczegolnie we Francji stalby sie natychmiast gwiazda pierwszej wielkosci. Wsrod zawodowcow Jego rekord (niecale 9 dni) z zaloga przez Atlantyk trasa Kolumba (trasa rekreacyjna) nie jest prestizowym rekordem swiata jak a tym wrzeszczaly Polskie media. Rekord Swiata przez Atlantyk (niecale 4 dni) zostal ustanowiony rok wczesniej. Zawodowcy scigaja sie po Kasprowym a nie po Gubalowce.
http://yachtpals.com/sailing-record-bp5-4194
Jeszcze raz podziwiam niesamowite zdolnosci organizatorskie Paszkego. Rzeczywistosc jest taka ze jezeli sie nie bylo mistrzem olympijskim to aby zorganizowac kase potrzebna do bicia rekordow najpierw trzeba udowodnic co sie potrafi w lkasie MINI
http://www.youtube.com/watch?v=j0MGQEVRyQg&feature=related
Po mini trzeba miec sukcesy w klasie Figaro
http://www.youtube.com/watch?v=p2FQsS7HX5U&feature=list_related&playnext=1&list=SP99A4707E34FFED37
a po Figaro trzeba po raz trzeci udowodnic co sie potrafi w Vendee Globe
http://www.youtube.com/watch?v=xOvtg6CgYHE&feature=related
Dopiero wtedy mozna znalesz sponsorow z duzym portfelem potrzebnym do bicia rekordow. Paszke te wszystkie szczeble dawno przeskoczyl. Sprytny facet. Gratulacje.
W America's Cup jest podobnie.
http://www.youtube.com/watch?v=czK4ypeZIRs&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=bxQ72gsS-t0&feature=relmfu
A w miedzyczasie poprzeczka poszła w gore. Bariera predkosci 50 wezlow zostala przelamana.
http://www.youtube.com/watch?v=2boayPZ3GbE&feature=related
Przyjemnego ogladania.
A
1. Tak jak w kazdym wyczynowym sporcie przy biciu rekordow wieksze jest prawdopodobienstwo na niepowodzenie niz na sukces a awarie sa czescia skaldowa bicia rekordow.
2. Mozna opłynac swiat za pierwsza proba. Na pobicie rekordu zazwyczaj trzeba kilka prob. Potrzeba wytrwalosci. Paszke po jednym niepowodzeniu zabiera sie do bicia innego rekordu w innej kategorii.
3. Ze Wschodu na Zachod to fizycznie najbardziej wymagajaca/mordercza trasa. Paszke ma 60 lat. Cudow nie ma.
4. Bez uprzedniego doswiadczenia mozna oplynac byle tylko oplynac. Sa wyjatki, ale rekordy bija na ogol zeglarze specjalizujacy sie (Alberto Tomba nie wygral ani jednego bigu zjazdowego itd.). Na starcie jako wyczynowy solista Paszke mial bardzo ograniczone doswiadczenie, zeby nie powiedziec ze praktycznie to nie mial zadnego.
5. Jak do tej pory to na tej trasie katamaranem dla rekordu jeszcze nikt nie probowal bo pod wiatr katy traca swoja przewage nad jednokadlubowcami... Oczywiscie jako zawodowiec Paszke wiedzial co robi. Musial miec jakis chytry plan ktory slusznie trzyma w tajemnicy??? Byc moze ze to jego szansa na ktora liczy bo inni o tym nie wiedza.
Innymi slowy ja widzialem sporo przeciwnosci. Poza zdolnosciami organizatorskimi nie dostrzegalem niczego co wrozyloby sukces. Za rok, jezeli sie zdecyduje na powtorny atak szanse beda odrobine wieksze, nie znaczy ze beda duze.
I to jest moja opinia na ten temat.
Andrzej
P.S.
Paszke nie jest gwiazda takiego kalibru za jaka uznaje sie go w Polsce. Gdyby mu sie powiodlo to szczegolnie we Francji stalby sie natychmiast gwiazda pierwszej wielkosci. Wsrod zawodowcow Jego rekord (niecale 9 dni) z zaloga przez Atlantyk trasa Kolumba (trasa rekreacyjna) nie jest prestizowym rekordem swiata jak a tym wrzeszczaly Polskie media. Rekord Swiata przez Atlantyk (niecale 4 dni) zostal ustanowiony rok wczesniej. Zawodowcy scigaja sie po Kasprowym a nie po Gubalowce.
http://yachtpals.com/sailing-record-bp5-4194
Jeszcze raz podziwiam niesamowite zdolnosci organizatorskie Paszkego. Rzeczywistosc jest taka ze jezeli sie nie bylo mistrzem olympijskim to aby zorganizowac kase potrzebna do bicia rekordow najpierw trzeba udowodnic co sie potrafi w lkasie MINI
http://www.youtube.com/watch?v=j0MGQEVRyQg&feature=related
Po mini trzeba miec sukcesy w klasie Figaro
http://www.youtube.com/watch?v=p2FQsS7HX5U&feature=list_related&playnext=1&list=SP99A4707E34FFED37
a po Figaro trzeba po raz trzeci udowodnic co sie potrafi w Vendee Globe
http://www.youtube.com/watch?v=xOvtg6CgYHE&feature=related
Dopiero wtedy mozna znalesz sponsorow z duzym portfelem potrzebnym do bicia rekordow. Paszke te wszystkie szczeble dawno przeskoczyl. Sprytny facet. Gratulacje.
W America's Cup jest podobnie.
http://www.youtube.com/watch?v=czK4ypeZIRs&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=bxQ72gsS-t0&feature=relmfu
A w miedzyczasie poprzeczka poszła w gore. Bariera predkosci 50 wezlow zostala przelamana.
http://www.youtube.com/watch?v=2boayPZ3GbE&feature=related
Przyjemnego ogladania.
A
Dla mnie Anrzej Lepiarczyk to przykład polskiego piekiełka,które zanika , ale w Kanadzie /pewno też nie wszyscy/ nie wiedzą o tym.
Pozdrawiam
Witold Pawłowski
Podejmujac sie oficjalnej proby ustanowienia nowego rekordu swiata, Roman Paszke powiedzial ze jest sportowcem i turystyka go nie interesuje. Prawdopodobienstwo na sukces w kazdym ryzykownym przedsiewzieciu, wliczajac prawdopodobienstwo sukcesu wyczynowego sportowca szacuje sie na zimno w oparciu o dostepna baze finansowa, poprzednie osiagniecia i doswiadczenie zawodnika, stopien wytrenowania, kondycje fizyczna, wiek, etc. Kierujac sie tymi kryteriami przedstawilem moja ocene szans, a raczej ich brak. Przyczyn awarii "Gemini 3" nawet nie poruszylem. Stwierdzilem jedynie ze jak w kazdym innym wyczynowym sporcie awarie sprzetu sa czescia gry. Na chlodno w rzeczowy sposob, punkt po punkcie jestem gotow dyskutowac najostrzejsza krytyke mojego stanowiska.
Niestety, w przeciwienstwie do przedstawiaonych przeze mnie suchych faktow, komentarze Witolda Pawlowskiego i Marka Koniecznego oparte sa na emocjach.
http://www.kulinski.navsim.pl/index.php?pae=0
Kiedy cisnienie (krwi) idzie w gore, temeratura tez sie podnosi zgodnie z prawami fizyki. Kiedy osiaga temperature "piekielka" polemiki niczego nie wyjasniaja. Czekam na rzeczowe argumenty.
Andrzej Lepiarczyk
Witam,
Uwagi o zdolnościach organizacyjnych kpt. Paszkego rzeczywiście nie zabrzmiały zbyt sympatycznie, ale trudno się nie zgodzić z pozostałą częścią opinii kpt. Lepiarczyka.
Jego analiza dotyczy próby bicia rekordu w żegludze samotnej, gdzie nawet bogate doświadczenie z rejsów załogowych jest pomocne w umiarkowanym stopniu.
Bardzo bym się cieszył z sukcesu kpt. Paszkego, niemniej obawiam się, że szanse są niewielkie.
Pozdrawiam,
Paweł Kazior
Zorganizownie kampanii takiego wiekiego przedsiewziecia i zabezpieczenie srodkow finansowych jest trudna do pokonania przeszkoda. Nie bez powodow wsrod zawodowych zeglarzy wliczajac super gwiazdy jak Dennis Connor jest powiedzenie ze najtrudniesze to znalezc sponsora, aby stanac na linii startu. Wbrew czestemu mniemaniu tutaj na Zachodzie sponsorzy tez nie czekaja w kolejce. Nawet gwiazdy takiej jasnosci jak Dee Caffari borykaja sie z brakiem funduszy.
http://www.youtube.com/watch?v=neHCdsXyeieb0&feature=related
Majac zapewnione srodki finansowe mozna sie skoncentrowac na sednie sprawy. Wsrod samotnikow ktorzy na ogol zaczynaja sami jako manager i robotnik w jednej osobie, to takze sprawa bezpieczenstwa. Wystarczy tu przpomniec nazwisko Mike Plant. Brak srodkow finansowych, opoznienia przygotowan, potem pospiech... i tragedia rozegrala sie na Atlantyku jeszcze przed startem. http://www.sevenoceans.com/soloaroundtheworld/shipmail/Plant.htm
Andrzej Lepiarczyk
Andy już kilka razy pokazał, że potrafi pisać na każdy temat wprost, bez owijania sprawy w bawełnę. Tak było chociażby ze sprawą nagród „Rejs Roku” w 2009 roku. W jakimś stopniu jest to jednak wynik przebywania poza Polską, poza naszymi zwyczajami czy doświadczeniami.
Byłem na pewnym spotkaniu, gdzie wykład na temat eksploatacji portów miała starsza Pani Profesor. W pewnym momencie zaczęła mówić takie głupstwa, że nawet osoby mało zorientowane w temacie zaczęły się uśmiechać porozumiewawczo. Jednak nikt nie przerywał – to przecież nie wypada, to jest Pani Profesor. I wtedy wstał jeden z biznesmenów, który wiele lat spędził w Australii. Powiedział wprost, bardzo dosadnie, co myśli o takiej wiedzy. Powiedział prawdę, ale obecni uznali: cham, jak mógł tak obrazić Panią Profesor!
Byłem też świadkiem, gdy ten sam biznesmen w podobny sposób potraktował Pana Senatora – kazał mu uzupełnić wiedzę z czasów komunistycznych, bo nie ma pojęcia o czym mówi. I też opinia była taka sama – tak nie wolno mówić do osoby mającej taką pozycję.
Niestety, przyjęło się w Polsce, że negatywnie, w obecności krytykowanego, nie wypada się wypowiadać. Powstała hierarchiczność, niemal kastowość – wolno ci krytykować jedynie kogoś mającego pozycję niższą.
Nie dziwi mnie więc, że Andy mieszkając tyle lat poza Polską wprost wyraża to, co myśli o żeglarzach czy żeglarkach. To jest jego prawo i takie samo ma każdy z nas. Przypomnijmy sobie rok 2009 i ówczesne nagrody. Wielu miało pretensje do Krzysztofowi Baranowskiemu za uzasadnienie, dlaczego „Jachtsmena Roku” otrzymała Natasza Caban. A przecież to uzasadnienie nie różniło się w faktach od tego, co napisał Andy. Było sporo anonimowych wypowiedzi, ale czy większość nie wolała zamieść sprawy pod dywan?
Andy w swoim trzeźwym osądzie naszych sukcesów i „sukcesów” żeglarskich znacznie różni się od naszego postrzegania ważniejszych rejsów. Polska nadal nie jest krajem morskim. Nadal liga podwórkowa piłki kopanej budzi większe emocje od startu żeglarza w mistrzostwach świata. Może stąd wynika świadome podwyższanie rangi niektórych sukcesów przez tych, którzy chcieliby upowszechnić wiedzę o polskim żeglarstwie, uczynić z nas naród morski?
W minionym roku dwóch polskich żeglarzy pokazało mistrzostwo w regatach oceanicznych. Andy obu ocenia pozytywnie, ale ile osób w kraju wie coś o Radku i Gutku? W Ustce na molo zapytałem 10 osób, czy kojarzą te dwa nazwiska – nikt nie wiedział kim oni są!
Pamiętam reakcję władz Iławy – rodzinnej miejscowości Tomka Lewandowskiego: nie interesuje nas, nie jest członkiem naszego klubu! Natasza Caban najwięcej negatywnych opinii mogła przeczytać na forach internetowych najbliższych jej miejscowości, Słupska i Ustki.
Świetnie, że Andy Lepiarczyk wypowiada się na forum SSI. Może ułatwi to nam bardziej racjonalne spojrzenie na nasze żeglarstwo? Z drugiej strony - może jednak trochę żal tej trochę dmuchanej oceny naszych sukcesów żeglarskich? Może przykro jest uświadomić sobie, że rejs dookoła świata trasą pasatową, z wieloma przystankami, na luksusowym jachcie z liczną załogą, niczym nie różni się od setek podobnych rejsów trwających w każdym roku?
Co do rejsu Romana Paszke – bardzo dobrze, że spróbował. Zdobył nowe doświadczenia. Jeśli znajdzie siły i sponsorów, to znowu będziemy życzyć mu pomyślności. I Andy też w ten sposób pisze. Natomiast co do wieku, to jestem od Romana parę lat starszy. Nie metryka decyduje o tym, czy powinniśmy podjąć się trudnego wyzwania. Być może to właśnie ten wiek może stanowić dodatkową motywację; muszę to zrobić teraz, bo za rok czy dwa może być trudniej.
Edward „Gale” Zając
Punkt widzenia znowu z Vancouver...
Zdjecie jest mojego autorstwa aby nikogo nie oburzyc.
Pozdrawiam
Darek Jezierski
SV Dream Catcher
Vancouver, Kanada
Lata uciekaja i czas nikogo nie oszczedza. W Kanadzie, gdzie rowniez mieszkam, wiek nie moze byc byc powodem do dyskryminacji przez pracodawcow, jednakze owi pracownicy musza byc w stanie podolac swoim zawodowym obowiazkom. Autor potwierdza, ze Roman Paszke “papiery” ma w porzadku i tego nie neguje. Opinie autora sa jednak inne od moich na temat mozliwosci osiagniecia sukcesu przez Romana. Solowe zeglarstwo wyczynowe jest wymagajace fizycznie, psychicznie i finansowo. Sponsorzy czyli pracodawcy Romana Paszke nie mieli latwych decyzji bo sponsoring to nie tylko gest sponsora ale przede wszystkim biznesowa decyzja, a te zawsze wiaza sie z ryzykiem. Ich kalkulacje daly szanse na powodzenie rejsu i jestem przekonany, ze decydentow tej rangi ciezko nabic w butelke. Wiek i kondycja fizyczna kapitana musiala byc brana pod uwage. Zeglarstwo rangi profesjonalnej, tej w ktorej pracuje Roman Paszke nie zostawia duzo szans na odcisniecie swojego pietna w historii. Do niej przechodza jedynie osobistosci wybitne, ktore sa w stanie osiagnac wybitne cele. Poprzeczka jest postawiona wysoko a jednak magia bicia rekordow ciagle przyciaga smialkow i budzi emocje. Autor, doswiadczony zeglarz nawiguje w swoich rozwarzaniach cienka linie pomiedzy negatywizmem i trzezwym mysleniem, ale aby dyskusja u Kulinskiego potoczyla sie w cywilizowanym kierunku argumentacja komentujacych powinna pozostac przy meritum sprawy a nie na emocjonowaniu sie na autorach artykulow i komentarzy.
Odpowiedz na to czy jest szansa na osiagniecie celu przez kapitana Paszke niewatpliwie bedzie zwiazana z opinia publiczna. Jezeli bedzie ona stronniczo negatywna, sponsorowie odwroca sie plecami do zeglarstwa i podaza w stylu klasycznym badz lyzwa lub moze motylkiem za kims innym. Jezeli my zeglarze chcielibysmy pomoc w promocji naszej pasji, zdabedzmy sie na myslenie i dzialania upozytywniania zeglarstwa. Alternatywa sa uszczypliwe komentarze antagonizujace srodowisko i nie prowadzace w zadnym innym kierunku jak tylko ciecie galezi, na ktorej siedzimy.
W moim wypadku emocje stoja po stronie trzymania kciukow za powodzenie i zyczenia stopy wody pod kilem a nie wody w lewym plywaku. Za sterem nie koniecznie musi stac Roman Paszke ale nie wyczytalem na razie przemawiajacego argumentu dlaczego nie. Chetnie poczytam komentarze kto by sie nadawal.
Niestety z Kanady ciezko sie niektorych zeczy w Polsce dopatrzyc, jakosc optyki nie jest najlepsza.
Nie widze rowniez powodow dawania dobrych rad tym ktorzy sa ciagle na pokladzie, przez tych ktorzy z niego zeszli a do nich sie przeciez zaliczam.
Prosze wiec o potraktowanie tego co napisalem jako sugestii raczej niz rady.
DO JURKA KULIŃSKIEGO SŁÓW PARĘ...
EFFENDI!! Ty chcesz żeby mnie w końcu szlag trafił! SSI to ciągle dla sporej grupy Czytelników jest SUBIEKTYWNY SERWIS INFORMACYJNY i bardzo proszę o utrzymanie dotychczasowego, nie małego, wieloma lat pracy wykreowanego i szanowanego wizerunku.
Jurku! Na litość Boską, segreguj Ty tych swoich Autorów. Na szczęście nie masz posuchy na „piśmiennych”, dla wielu Respondentów zabranie głosu na Twoich lamach to ciągle wielka radość, a i nobilitacja. Nie marnuj Ty tego. Jako starszy od Ciebie doświadczony przez życie i obity wiele razy w bojach o prawdę, rzetelność i przyzwoitość,cechy niezbywalne dla pojęcia JACHTING” proszę, nie drukuj wszystkiego jak leci. Wyobraź sobie, drogi Autorze uwag o Panu Kapitanie Romanie Paszke, że wielu żeglarzy- aborygenów przeczyta ten donosik i zapyta - „kto to jest Lepiarczyk? Jakież to kwalifikacje super giganta tras regatowych czy skippera uczestniczących jachtów w Pucharze Ameryki, wybitnego znawcy marketingu, a może i beneficjanta cudzych dotacji upoważniają Go do wygłaszanie ex cathedra tych „prawd objawionych”?!
O Kapitanie Romanie Paszke, nie masz ani prawa,ani kwalifikacji do krytyki w takiej formie, jaka nam zaprezentowałeś.. Bo dla przeciętnego, polskiego żeglarza, aborygena, kim jest jakiś Pan Kapitan Lepiarczyk? - po pierwsze - jaki kapitan, jakiej asocjacji żeglarskiej, co On takiego zrobił, że na Romanie ćwiczy polszczyznę? Bredzi Pan coś o wieku 60 lat, jakby to była nieprzekraczalna granica fizycznej i psychicznej aktywności, co jest wielkim pechem dla Pana, bo nie gdzie indziej, jak w Kanadzie, na dalekiej Północy bohaterowie Curwooda i Londona pokazywali, co może starszy pan!! Co Pan wie o pływaniach, udanych rejsach, pokonanych rekordach na trasach europejskich Kapitana Paszke? Dlaczego Pan zarzuca Mu , że zmienia co i rusz obiekty swoich zamiarów? Nie wystarczyło by zwykle, ludzkie „ ma chłop pecha” Twierdzi Pan, Panie Kapitanie Lepiarczyk, ze Roman Paszke nie ma praktycznie żadnego doświadczenia w pływaniu solo. To efekt Pańskich dociekań i wnikliwych analiz, Panie Kapitanie Lepiarczyk? A On, ten Paszke, już w kilku przerwanych przez awarie rejsach dawno załatwił „dookoła”. Pisze Pan o amatorszczyznach, Kasprowym i innych takich tam, poucza jak to trzeba zaczynać w regatach MINI, a potem piąć się w górę startując w różnych egzotycznych klasach. No i koniecznie trzeba mieć wyniki. Nie zawsze, nie zawsze. Przepłynięcie trasą Kolumba w 9 dni nie znalazło w Pańskich oczach uznania, no i „ten wrzask polskich mediów (przymiotnik „polskich” pisze się z małej litery, Panie Inżynierze) oburzył Pana niepomiernie, prawda? A przecież o nagrodach Rejs Roku krajowe, tubylcze gazety nie milczały, prawda? Nie pomyślał Pan, Panie Kapitanie Lepiarczyk, ze to właśnie TU, W POLSCE cieszymy się z sukcesów naszych żeglarzy, obywateli Rzeczpospolitej. Mamy do tego prawo, do tej dumy i wrzasku. Bo to nasze, ciężko wypracowane. Czy nie pomyślał Pan czasem. Panie Kapitanie Lepiarczyk, ze Nagroda , II, Rejs Roku 2009 została przyznana trochę z kurtuazji, bo nagradzane czasem są rejsy byłych obywateli polskich, nawet jak są lepsi, krajowi kandydaci? Bo rejsy Krzeptowskiego, May- Majewskiego i Marty są żeglarsko o wiele bardziej wartościowe, ale przez kurtuazję właśnie nikt tego Panu nie powiedział. A taka jest prawda, może dla Pana niespodziewana, ale jest. I niech Pan, Panie Kapitanie Lepiarczyk nie usiłuje nam sugerować swoimi przemyśleniami, żeśmy, ubogie i zaściankowe matołki, że cieszymy się, jak nie ma z czego, bo przecież z czego tu się cieszyć, jak nic nie warte, głupawe, sknocone, robione na wariata, typowa polska robota,
Ja zdaję sobie sprawę z potęgi Stanów zjednoczonych, Kanady , Prowincji Alberta czy innych miejscowości w wyczynowym jachtingu bezpiecznego pływania na światowym poziomie, ale trochę proszę przyhamować w impertynenckich twierdzeniach. Nazwisko Autora pouczeń dla Paszkego ( tak by to skrócić można) bardzo sporej grupie, a właściwie prawie wszystkim polskim
żeglarzom nic nie mówiło. Nieproszonymi uwagami poddającymi w wątpliwość kwalifikacje naszego Kolegi do pływań, o których mowa, nie zdobędzie Pan Kapitan ani poklasku,
ani sympatii, co najwyżej trochę lekceważenia. A nie o to chodzi przecież, by być pamiętanym jako napastliwy facet, co to nie proszony pokazuje swoje obsesje. Pamiętają tu Pana Kapitana jako zwyczajnego, fajnego chłopaka. Sukces tak zmienia, ? Nie wierzę.
Jurku, Effendi! Przyjmij należne pokłony.
Mariusz
Andrzej Lepiarczyk stworzył coś, co Gospodarz tej witryny uznał za okazję do ”przejechania go”. Nie zamierzam nikogo przejeżdżać, jeden zaliczony dzik mi wystarczy na całe życie. Ale na wyraźne zaproszenie Don Jorge zamieszczone we wprowadzeniu ustosunkuję się do kilku kwestii.
Zacznę od końca. Ironiczne gratulacje zamieszczone w post scriptum trudno mi potraktować inaczej, niż jako wyraz frustracji, szczerze mówiąc nie wiem czym wywołanej. Większość publikacji o wyczynach żeglarskich mówi, że najtrudniejsze jest zdobycie funduszy (czyli sponsorów), i kolejno, właściwego sprzętu. Paszke akurat w tym zakresie moze byc uznany za lokalna polską znakomitość, poczynając od historii budowy jego pierwszych „Gemini”, i „kaw” jeszcze w słusznie minionej epoce. Potem była „Polpharma-Warta” i start w The Race, co pokazało wszystkim, że w Polsce też jest możliwe to, z w latach 90-ych wydawało się być zupełnie z innej planety.
Nie wiem kto kreuje Paszkego na gwiazdę, ja nie zaobserwowałem takowego procesu w krajowych mediach. Andrzej Lepiarczyk stosuje metodę znaną u niektórych krajowych polityków, którzy mają zwyczaj polemizować z niewypowiedzianymi nigdy tezami swych przeciwników. Przez kilkadziesiąt lat regatowej kariery Roman Paszke nigdy nie był traktowany jak gwiazda sportu, nie mam też wrażenia bym sam się na takową kreował. To, że w ogóle The Race i obecna próba przebiły się do mediów polskich to i tak zakrawa na rodzaj cudu w naszym „morskim kraju”.
Niewątpliwie istnieje natomiast inne zjawisko – czekania, aż się mu noga gdzieś powinie. Nie lubię używać określenia, że to „polskie piekiełko”, nie sądzę byśmy bardzo różnili się od innych nacji. Ale z pewnością można obserwować zawiść mniej uzdolnionych, mniej wytrwałych albo po prostu mających mniej szczęścia kolegów żeglarzy, w szczególności regatowców. Nic nowego. Przerabiali to na przykład Kuba Jaworski, czy Czesław Gogołkiewicz. Jak słusznie zauważa Zbyszek Klimczak „jedynie nie atakowano Leonida Teligi”. Tu możnaby zrobić całą analizę dlaczego tak było. Wchodzi w grę jego charakter (bezwarunkowego przyjaciela całego świata), fakt, że z nikim nie konkurował i zapewne Jego szybka śmierć. Ale już złośliwe komentarze na temat zredagowanej przez Jego Brata książki pamiętam.
Paszke przeszedł całą drogę żeglarską i regatową, szczebel po szczeblu, niczego nie przeskakując na skróty, od adepta, poprzez kapitanowanie (w tym medale w mistrzostwach Polski), współprojektowanie i budowę kolejnych jachtów (zawsze jak na polskie warunki nowatorskich), załogowe i samotne rejsy oceaniczne na wielokadlubowcach. Wydaje się, że pod tym względem nie ma w Polsce bardziej kompetentnego żeglarza. Z pewnością są lepsi od niego, szczególnie we Francji, można mówić, że ma pecha urodziwszy się o 30 lat za wcześnie i nie po tej stronie Łaby co trzeba. Doświadczenie Romana Paszke, nie tak znów małe, zwiększyło się, być może w kolejnym podejściu jego szanse na sukces będą lepsze.
Osobna sprawa to obrany kierunek rejsu. jak widać z ilości opłynięć świata dookoła jest to rzeczywiście wyzwanie. Czy wykonalne? Nie ma innego sposobu, niż sprawdzić.
Mnie osobiście tego typu żeglarstwo nie odpowiada. Nie mam też do niego kompetencji podobnie jak nie poradziłbym sobie na nartach zjazdowych ani w aucie Formuły 1. Ale nie przeszkadza mi to kibicować kolejnym próbom, mając jednocześnie świadomość przepaści finansowej, technologicznej i organizacyjnej, jaka dzieli polskie możliwości od np. „Banque Populaire”.
Andrzej Colonel Remiszewski
Do komentarza Edwarda Zajaca
Gratuluje odwagi. Rozumiem ze poza roznicami pogladow odnosnie wieku zawodnika myslimy bardzo podobnie. Piekno zeglarstwa, jazdy konnej i szybownictwa polega miedzy innymi na tym ze mozna te displiny uprawiac od wczesnej mlodosci do poznych lat zycia. Tym niemniej fakt pozostaje faktem ze bedac kilka lat modszym niz ja, Paszke jako sportowiec ma juz poza soba optymalny wiek do wyczynu na najwyzszym swiatowym poziomie.
Do komentarza Darka Jezierskiego
Nie ma dwuch zdan ze Paszke nie dostal dotacji na piekne oczy. Sponsorzy dobrze przekalkulowali jakie jest ryzyko i jak zainwestowane pieniadze moga zaprocentowac. Rownoczesnie jest malo prawdopodobne aby ich lista za i przeciw roznila sie znacznie od mojej. Widze dwie mozliwosci:
1. Po analizie potencjalnych szybkosci jachtu vs. spodziewanych wiatrow, Paszke wypracowal jakis chytry plan na trase drugiej fazy rejsu. Trasy pierwszej fazy na Horn i trzeciej od Przyladka Dobrej Nadzieji do Las Palmas nie sa skomplikowane. Tym planem Paszke przekonal sponsorow ze szanse sa lepsze nizby to wynikalo z ich listy za i przeciw (punkt No.5 w mojej analizie). Sprytny facet.
2. Sponsorzy doszli do wniosku ze nawet najwieksze ryzyko jest oplacalne. Co tu duzo mowic, gdyby Paszce sztuka sie udala to byloby to wydarzenie sezonu na skale miedzynarodowa. Echo takiego wyczynu graniczacego niemal z cudem szybko by nie ucichlo. Dlatego tak na marginesie to dziwi mnie jedynie ze sponsorzy nie zarzadali od Paszki zmiany nazwy jachtu.
Oczywiscie moje serce tez by chcialo aby Paszkemu proba sie udala, ale lista za i przeciw wskazywala co innego. Jezeli nie Paszke to znajda sie inni, ktorzy udowodnia ze wsrod Polskich zeglarzy nadal panuje duch Kuby Jaworskiego.
Zbigniew Gutowski i Radoslaw Kaczorowski sa tego najlepszymi zwiastunami. Tak trzymac chlopaki. Bylem chyba pierwszy ktory na SSI zlozyl Gutkowi gratulacje po pierwszym etapie do Cape Town. Podobnie dla wyczynu Radka nie mam slow uznania.
Do komentarza Zbigniewa Klimczaka
Liste za i przeciw przemyslalem przed awaria Gemini 3. Gdyby sie rejs powiodl to nie ograniczylbym sie jedynie do przytoczenia tych samych fakow, lecz dodatkowo bym skomentowal ze tak jak w kazdym innym sporcie czasami najbardziej obiektywne analizy zawodza i wczorajsze sny staja sie dzisiejsza rzeczywistoscia. Cos w tym rodzaju.
Nie wiem gdzie jest precyzyjna granica pomiedzy "gwiazda" zeglarska a "znanym zeglarzem regatowym". Nie sadze ze roznica miedzy jednym i drugim jest duza. Istotne jest to ze nie zmienia ona zestawionych faktow.
Pisze to co mysle bez dwuznacznosci i podtekstow. Uwazam ze Paszke to sprytny i obrotny facet. Gdyby ktos tak o mnie powiedzial to bym to wzial za duzy komplement, szczegolnie ze moj podziw dla Jego zdolnosci organizatorskich podkreslalem kilkakrotnie. Dopatrywanie sie czegokolwiek wiecej jest bezpodstawne. Za podobne zdolnosci niespelna rok temu podziwialem na tej stronie Krzysztofa Baranowskiego piszac ..."chcialbym miec Jego kontrowersyjne zalety"... Dla mnie ze ktos potrafi cos zaplanowac, zorganizowac, zgromadzic fundusze, ze jest sprytny i obrotny to zaleta. Ewidentnie w Polsce te same cechy charakteru nadal sa uwazane za wady.
Paszke stanowczo podkreslil ze jest sportowcem i inny rodzaj zeglowania go nie interesuje. Mam dla Niego uznanie ze sie tak jednoznaczne zidentyfikowal. W takiej sytuacji byloby duzym nietaktem oceniac go kryteriami z pionierskich czasow Chichestera, albo ulegac emocjom czesto towarzyszacym ocenie zeglarskich wycieczek turystycznych trasami passatowymi. W sporcie wyczynowym liczy sie przede wszystkim wynik. Nie ma powodu aby dla Paszki jako sportowca stosowac jakies inne kryteria. Dlaczego szanse sportowgo wyczynu w zeglarstwie nie powinny byc analizowane jak szanse reprezentacji w pilce noznej?
Do zarzutow Mariusza Pycza Pyczewskiego
Tytulem wyjasnienia informuje ze pomimo 31 lat poza granicami, nadal jestem obywatelem Rzeczypospolitej Polskiej.
W przeciwienstwie do Pana wiele osob uwaza ze przyjecie z Polski nagrod nie powinno byc kneblem w moich ustach. Co wiecej szereg osob uwaza, ze moja skromnosc jest przesadna i otrzymane wyroznienia bylyby zmarnowane gdybym sie publicznie moimi uwagami nie dzielil. Moich przemyslen nie pudrowalem aby jednym sie przypodobac a innych jedynie nie narazic. Osobiscie wole aby wszyscy niezaleznie od okolicznosci i stopnia znajomosci wolali mnie po imieniu. Mieszanie tytulow zawodowych w dyskusji zeglarskiej uwazam za smieszne. Uzywanie tytulu "kapitan", jest moim zdaniem naduzywane, ale Ja polskich zwyczajow nie ustalam. Byc moze Gospodarz tej strony zechce powyzsze sprawy lepiej Panu wyjasnic. Odnosnie innych poruszonych przez Pana kwestii odsylam do odpowiedzi jakiej udzielilem Markowi Koniecznemu i Witoldowi Pawlowskiemu.
Do komentarza Andrzeja Colonela Remiszewskiego ustosunkuje sie niebawem oddzielnie.
Andrzej Lepiarczyk
Witaj Don Jorge!
Dawno do Ciebie nie pisałem a nie widzieliśmy się jeszcze dawniej, ale to nic, ważne, że jeszcze żyjemy i działamy. Czytam burzę, którą wywołała wypowiedź Andego o rejsie Romana i ręce mi opadają. Przecież sprawy sponsorowania, finansów,"rekordowości" tego rejsu nie powinny nas w tym momencie interesować. Ważne jest, że nasz kolega dał sobie radę w trudnej sytuacji i jakie stąd wynikają wnioski. Wyczytałem, że musiał forsować żaglami, żeby nie dopuścić do zatonięcia pływaka.To jest ciekawe!
Jakie stąd płyną wnioski dla konstrukcji i praktyki? Może Jurek Pieśniewski chciałby wypowiedzieć się w tej sprawie? Przestrzegam wszystkich dinozaurów (łącznie z sobą) przed pouczaniem innych.Jak chcesz, to zamieść na stronie ten list. Pozdrawiam,
Jarek Marszałł
Szanowny Panie!
Nagroda „REJS ROKU” to nie knebel, a zobowiązanie do rozsądnego postępowania, fair, do uważania, co się pisze. Laureaci uważają co piszą nie dla tego, że chcą się komuś podlizać, ale żeby się nie ośmieszyć, co ma miejsce w pańskim przypadku. Zupełnie kuriozalne jest oświadczenie, jak to znajomi twierdzą, że jest Pan zbyt skromny i powinien swoja sytuację wykorzystać bardziej medialnie. Na Boga, właśnie Pan to zrobił, czy świadomie, to nie wiem, ale ze złym skutkiem dla siebie, prostacko, to na pewno. Pisze Pan, ze zwyczaje nadużywania tytułu „Kapitan” jest co najmniej zbyteczne. Tak, zgadzam się z Panem, tylko to była kpina, czego Pan nie zrozumiał. Proponuje Pan, aby zwracać się no Niego po imieniu.
Rozumiem pańską chęć fraternizacji, ale to chyba powinno być obustronne, prawda? Ja rozumiem pańska chęć pokazania się, w końcu to ludzkie. Popływał Pan sporo, poczuł się na siłach, by zabrać głos w sprawach nieco dla Pana obcych. Zrobił Pan to niezręcznie, i dostał trzy klapsy. Trudno, tak jest w życiu. Jako starszy, bardziej doświadczony , zaproponuję Panu pewien układ, na który Pan powinien przystać, bo drugiej okazji nie będzie.
Otóż proponuję, aby Pan z okazji moich imienin zrobił mi prezent i już więcej na temat Kapitana Paszke nie zabierał głosu. Proszę nie rozdrapywać nieistniejących ran, prowadzić nic nie wnoszących dyskusji, przekonywać do swoich racji. Mnie Pan nie zaszkodzi, sobie nie pomoże. Dziś jest Henryka i Mariusza.
Proszę nie składać mi życzeń, proszę już nic nie pisać. Sprawę uważam za zakończoną. Na Pana ręce składa dużo serdeczności dla wszystkich żeglarzy pańskiego Klubu.
Pycz
Odpowiadam na odpowiedź
Dziękuję za specjalne uhonorowanie odrębną odpowiedzią. Dziękuję także za uhonorowanie tytułem „Pana”, lecz w żeglarstwie polskim i w Internecie polskim jesteśmy wszyscy „na ty”. Może to kwestia tych kilkudziesięciu lat oddalenia – ale zapewniam, że nie jesteśmy tu przewrażliwieni, ani na punkcie tytułomanii (poza Szanownym Gospodarzem, który wyzywa nas od kapitanów, aż musiałem sam awansować się na pułkownika).
Wynikałoby, że nasza polemika powstała na skutek różnej wrażliwości językowej. Śmiem jednak twierdzić, że nie jestem jedyny, który tak odczytał poszczególne słowa i cały wydźwięk tekstu. Dodam, że choć inżynier z wykształcenia, zawsze uważałem się za humanistę, pożeracza druku i czasem wytwórcę lub poprawiacza różnych testów. Tak więc arogancko powiem, że tego wyczucia językowego mam raczej więcej, niż mniej, więcej niż średnia żeglarska. Stad też moje wzburzenie.
Komplet polemik i wyjaśnień Andrzeja przyjmuję. Rozumiem, że jest to wyraziste stwierdzenie, ze słów nie należało tak rozumieć, jak uczyniliśmy to tu na miejscu.
I tak już na marginesie chciałbym podkreślić, że przeżywamy kolejny etap rozwoju żeglarstwa w Polsce. Kiedyś były to wyprawy romantyczne, jak rejsy "Śmiałego", Teligi, Mączki, Ciska, północne rejsy –sponsorowane i firmowane przez państwo albo prywatne.
Potem żeglarstwo się sprywatyzowało i stało się bardziej „rekreacyjne”. Pojawiły się rejsy i wyprawy, robione nie dla wyczynu, a dla własnej satysfakcji. Szanownemu Polemiście nie muszę tłumaczyć, tak rozumiem Jego żeglowanie. Tysiące Polaków żegluje dziś po cichu, na mała skalę, setki nieco dalej, nieliczni także „głośniej”.
Od mniej więcej początku tysiąclecia zaczyna się nieśmiało pojawiać polskie żeglarstwo wyczynowo-zawodowe. I kiedyś następcy Paszkego, Gutka, Jaro i innych będą się uśmiechać pod nosem na opowieści o dzisiejszych czasach. Tak jak niektórzy Francuzi mogą uśmiechać się na wspomnienie „Blondie” Haslera. To nie moja bajka ale kibicuję im nie mniej niż skoczkom narciarskim, czy tyczkarzom.
Czego i innym życzę, pozostając z szacunkiem
Colonel Andrzej