O PRZEKUWANIU PECHA W SATYSFAKCJĘ
W poprzednich newsach pojawił się dylemat: mieliśmy pecha, czy mieliśmy szczęście - oczywiście na żeglarskim akweniku. Biorąc pod uwagę statystyczny wiek  Czytelników SSI - wydaje mi się, że mój horyzont doświadczeń życiowych jest jednym z najrozleglejszych. Przywołam też przysłowia, że "wszytko dobre, co dobrze się kończy" i "nie ma tego złego co by na dobre nie  wyszło".
Moje pokolenie doznało wszelkich mozliwych krzywd, niedogodnosci i upokorzeń. Moje pokolenie nabyło nieprawdopodobą umiejętność robienia władzy w konia. Systematycznie, codziennie. Moje pokolenie zaszczepiło "pampersom" niepokorność i poszczuło ich na te władze. Dziś praktycznie władza administracyjna i korporacja cwaniaków żeglarzom tylko ogonki może posolić. Nasz dawny pech urodził nasze obecne szczęście i satysfakcję.
Nie jestem jednak pewien czy potraficie to szczescie w pełni docenić i czy zdajecie sobie sprawę, że o dzisiejszą swobodę ktoś musiał się upomnieć i dzisiaj nadal jej pilnować (licho nie śpi).
Z uwagą i zrozumieniem przeczytajcie wypracowanie beneficienta - Edwarda "Gale" Zająca. Zimowe długie wieczory sprzyjają myśleniu i nadsyłaniu komentarzy.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
________________________

Mieliśmy pecha - czy mieliśmy szczęście?
   Nie lubię wracać pamięcią do lat "słusznie minionych". Nawet pomijając
zbrodnie pierwszego dziesięciolecia powojennego, traktuję je jako okres
straconych szans - zarówno dla kraju jak i wielu osób prywatnie. Jeszcze
obecnie odczuwamy skutki powszechnej wówczas schizofrenii; innej postawy
prywatnie w domu, i innej oficjalnie, na zewnątrz. Dotąd odczuwamy brak
odwagi wypowiedzi otwartej, pod swoim nazwiskiem. Nadal funkcjonują
powiedzenia o  pokornym cielęciu czy ciszej jedziesz  i wiele podobnych.
Miniony okres był klęską dla tych, którzy nie potrafili dostosować się do
tej dwoistości sumienia i poglądów.
Manewrówka
.
   Owszem, były różne "Przedszkola Neptuna" i "Latające Holendry", które
dostarczały dużo wiedzy. Jako nastolatek miałem tej morskiej wiedzy więcej
niż teraz; rozwiązywałem zadania z nawigacji astronomicznej, znałem nazwy
ponad czterystu lin "Daru Pomorza". Teoretycznie ...
Kadra i kursanci
.
   Byłem pełnoletnim uczniem liceum, gdy w jednym z czasopism "resortowych"
przeczytałem tekst o dwóch żeglarzach, którzy w trakcie rejsu zagranicznego,
jak wtedy mówiliśmy, "wybrali wolność". Oczywiście były słowa potępienia dla
zdrajców, którzy nie docenili zalet wspaniałego ustroju - no i następował
zwykły wykład o pięknie życia w socjalistycznej ojczyźnie, dbającej o swoich
obywateli.

   Nie wytrzymałem i napisałem szczerze, co o tym sądzę: że nie mamy
wolności, że prawie żadnych szans na posiadanie własnego jachtu i żeglowanie
nim po morzu, że pochwalam postępek tych żeglarzy i na ich miejscu
postąpiłbym tak samo. I oczywiście, podpisałem się pod tym i podałem adres.

   Proszę sobie wyobrazić - wydrukowali! Problem w tym, że tekst powycinali
i poprzestawiali tak, abym wyszedł na naiwniaka nie mającego pojęcia o czym
pisze. No i dodali opis dalszego losu dwóch takich, co niegdyś uciekli.
Owszem, już po paru miesiącach kupili używany jacht i wyruszyli w rejs, ale
było im zimno, mokro, goniły ich silne wiatry - same nieprzyjemności.

   Oczywiście odpisałem z pozycji żeglarza marzącego o rejsach, no i
wytknąłem to cenzurowanie zmieniające cały sens moich wypowiedzi. I ponownie
zamieścili - ale tu już trudno było doszukać się jakiegokolwiek podobieństwa
z wysłanym tekstem.

   Kolejnego sprostowania już nie zamieścili, nawet nie otrzymałem
odpowiedzi od redakcji. Po kilkunastu dniach miałem jednak spotkanie z dwoma
facetami z wiadomej instytucji, którzy dość grzecznie przekonywali mnie o
niestosowności mojego postępowania. Znali nawet treść mojej korespondencji z
różnymi osobami, zresztą też dość krytycznej w opiniach o socjalistycznej
władzy.
Był też dalszy ciąg tej historii, ale już nie związany z żeglarstwem.

   Po kilku latach wystąpiłem o klauzulę na pływania morskie. Po zwykłych
wtedy procedurach otrzymałem ją. Zapłaciłem za dwa wrześniowe rejsy z
Trzebieży na "Zewie Morza". Na drugi rejs brak było żeglarzy z patentami,
więc miałem płynąć jako "trzeci". Ekipa GPK w Świnoujściu coś tak długo
przeglądała dokumenty, że zacząłem żartować o tym, że jest ktoś podpadnięty.
Wykrakałem - zawołali mnie. Okazało się, że moja klauzula jest niewłaściwie
wystawiona. Nie pomogły tłumaczenia, że dopiero co wróciłem z rejsu;
spakowałem manatki i wróciłem do domu. Ponieważ nie puścili jeszcze jednego
sternika jachtowego, więc "Zew" nie wypłynął w morze.

   W następnym roku wypłynąłem w kolejny rejs, już z właściwie wystawioną
klauzulą. Później był kurs i egzamin na sternika morskiego, też w Trzebieży.
Jednak nie czułem się dobrze w licznych załogach, gdzie zwykle nie znałem
nikogo, a każdy grał wyuczoną rolę nie wiedząc kim jestem, a ja też nie
wiedziałem kto jest kim. -  to nie wiedziałeś, że to generał? A ten to
"gumowe ucho"?

   Jako sternik morski byłem instruktorem na obozie Latającego Holendra w
Gdyni. Wypłynęliśmy jachtem na "oślą łączkę". Dzieciaki pierwszy raz na
morzu, marzące o chociaż paru godzinach na jachcie. Prosiły, aby popłynąć
trochę dalej, bo tam fale większe. Jak można było im odmówić?! Przekroczyłem
łączkę o 5 kabli. W basenie panika: jakieś krzyki w naszym kierunku,
machanie rękami. Jak się później dowiedziałem, WOP szykował już motorówkę
pościgową. Podobno miałem szczęście - skończyło się mandatem w wysokości 
mojej ówczesnej pensji.

   W programie mieliśmy zwiedzanie stoczni i udział w bocznym wodowaniu
trawlera dla Francji. Opowiedziałem o tym, jak bardzo widowiskowe jest takie
wodowanie, jakie ciekawe zdjęcia można zrobić. Kto miał, szykował swoją
Smienę czy Druha. Na wejściu do stoczni zabrali nam wszystkie aparaty -
zakaz fotografowania! A na miejscu parę ekip fotograficznych i filmowych,
również zagranicznych, uwieczniało moment wodowania. Dzieciom nie wolno było
.
Nie, to nie był mój świat!

   Dla równowagi zdarzenie bardziej optymistyczne. Lata osiemdziesiąte, już
po stanie wojennym. Jeziora Mazurskie były jakąś oazą "Solidarności"; dużo
porozklejanych ulotek, nieprawomyślne nazwy jachtów. Pływał "Lechu", cała
flotylla studenckich "Omeg" miała nazwy w rodzaju "Zapluty karzeł reakcji".
"Orion" na którym pływałem z rodziną miał na dziobie nazwę "MARSZAŁEK
PIŁSUDSKI". Słońce, prawie bez wiatru i w żółwim tempie przesuwam się obok
pomostu ze starszym wędkarzem. Ten z wyraźnym zdziwieniem odczytuje nazwę,
wstaje, pręży się na baczność i salutuje do maciejówki, łudząco podobnej do
tej noszonej przez Marszałka. Oddaję salut i mam ogromną satysfakcję; myślę,
że dla Niego była to też przyjemna chwila.

   Kto z obecnej młodzieży rozumie, czym było w tamtych latach zdobywanie
chwil wolności, słuchanie zakazanych rozgłośni radiowych, wyszukiwanie
prawdziwej historii?
Houseboty - zachodnie nowinki przeciskały się już niemal  ukradkiem do nas różnymi szczelinami.
.
   To, że teraz żegluję, zdaniem niektórych, zbyt ryzykownie, to jakby
odreagowanie tamtych czasów, do których nie potrafiłem się dostosować. Nie
cieszy mnie, że byliśmy najweselszym barakiem w socjalistycznym obozie - bo
jednak był to obóz! Nie jestem wyznawcą teorii, że wszędzie można czuć się
wolnym - wystarczy tylko dostosować się do wprowadzonych ograniczeń.

   Nie potrafiłem dostosować się. Teraz też nie potrafię zrozumieć systemu w
którym uczą nas demokracji również ci, którzy byli nadzorcami i ideologami w
obozie. Wypływam więc na morze gdzie wszystko, od początku, jest jasno
określone, niezmienne. Na morzu jestem wolny. Wracam na ląd, walczę z
wiatrakami, wygrywam bitwy i przegrywam wojny - i znowu szukam spokoju w
samotnych rejsach. Gdy zostałem armatorem pod obcą banderą, mam to miejsce
azylu, gdzie jestem zależny jedynie od morza i wiatru.

Edward "Gale" Zając




Komentarze
dzisiejsza swoboda wyzwala u mnie udczucie że miałem pecha Izydor Węcławowicz z dnia: 2011-12-12 19:27:22
sanacja też była "be" Witold Pawłowski z dnia: 2011-12-14 17:39:00
sanacja nie była gorsza niż systemy innych krajów Europy Andrzej Colonel Remiszewski z dnia: 2011-12-14 19:37:33
spoko - po to się robi crash-testy Andrzej Kapłan z dnia: 2011-12-14 19:40:40
wolność determinuje system zero-jedynkowy Krzysztof Kwapiszewski z dnia: 2011-12-15 13:18:32
widać nasze życiorysy są różne Edward Zając z dnia: 2011-12-15 21:53:32
widziane z oddali Monika Matis z dnia: 2011-12-15 22:00:01
Monika jest delikatna Tomasz Konnak z dnia: 2011-12-16 09:01:00
no to czy obejrzał Pan już test-crash Dehlera? Mariusz Wiącek z dnia: 2011-12-16 09:22:00
ale to co cytowany niżej pisze - w głowie się nie mieści Izydor Węcławowicz z dnia: 2011-12-16 15:40:00
Lenin o wolności Jacek Woźniak z dnia: 2011-12-16 15:47:00
jak to dobrze, ze już nie ma inkwizycji - a Edwarda odpuszczam Witold Pawłowski z dnia: 2011-12-16 21:11:44
nie uchodzi, nie uchodzi ! Marian "Ramzes" Lenz z dnia: 2011-12-17 07:40:04
Komuna to był raj dla przedsiębiorczych Stefan Hołownia z dnia: 2011-12-17 17:50:00