Potrzebującym pomocy pomaga, a przy okazji wszyscy pękają ze śmiechu.
Adam Słodowy z góry patrzy i się raduje.
Zostawił Następcę na tym świecie.
Pomyślunek i dwie prawe ręce nadal żywe !
I w cenie !
Tadeuszowi dziękuję !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------------------------------------
Panie Tadeuszu,
Ratunku !
Padł nam regulator napięcia w nietypowym alternatorze (prawdopodobnie z jakiegoś bułgarskiego traktora). Do końca rejsu jeszcze trzy tygodnie, a w morzu bez prądu jesteśmy w ciemnej części murzyna.
Wymyśli Pan coś?
PS. To od jednego z naszych załogantów.
I diagnozed lack of alternator exicitation. Output diode(s) seems to be ok. Controler is black box with one input and too outputs. We have simple multimeter on board. Any idea?
BSTRGRD
Alan Shermin
Panowie,'
Rozwiązanie jest proste.
Wymontujcie regulator i w jego miejsce włączcie dwie klasyczne żarówki nawigacyjne po 21 W (prąd wzbudzenia powinien wynieść około 4 A) - tak jak na rysunku Jeżeli nie macie żarówek weźcie ołówek nawigacyjny i przycinajcie grafit tak aby otrzymać opornik o oporności 12V/4A = 3 Ohm.
Jeżeli nie macie ołówka weźcie słoik i wlejcie morskiej wody. Włóżcie do niego dwa odizolowane przewody miedziane. Zanurzajcie je powoli, włączone zamiast regulatora, aż miernik pokaże Wam 4 A. Jeżeli Wasz amperomierz nie m takiego zakresu, to mierzcie napięcie na akumulatorach. Ładujcie je aż napięcie osiągnie 14.5V ale nie więcej - bo ugotujecie akumulatory. Trudno - to jest ręczne sterowanie i wymaga uwagi.
Jeżeli padnie Wam miernik, ale macie jeszcze naładowany akumulator rozruchowy zróbice następujący wskaźnik:
1. Na kartkę papieru wylejcie ćwierć łyżeczki oliwy jadalnej lub oleju silnikowego (czystego)
2. Podłączcie obok siebie dowolne dwie identyczne żarówki jakie macie na pokładzie (możliwie małej mocy). Jeżeli nie macie zapasu skanibalizujcie któreś z lampek kojowych.
3, Jedną podłączcie do akumulatora rozruchowego (wzorcowe źródło napięcia), drugą do akumulatorów hotelowych
4, Umieście żarówki obok siebie pod kartką z plamą oleju
5. Ładujecie akumulatory hotelowe do momentu, gdy plama oleju zrobi się równomiernie jasna (obie żarówki świecą tak samo jasno)
Przedostatnia deska ratunku:
Jeżeli nie wskrzesiliście ładowania a rozpaczliwie potrzebujecie prądu do nawigacji lub łączności to dobierzcie się do górnych biegunów cel w akumulatorze i połączcie dwa padnięte akumulatory w szereg przylutowując przewody do odpowiednich biegunów. Lutujecie sklepany wkrętem mosiężnym rozgrzanym nad kuchenką (jeżeli nie macie minaturowej lutownicy gazowej, zawsze warto ją mieć). Akumulatory zniszczycie niedowracalnie, ale w ten sposób możecie wyciągnąć kilkanaście, kilkadziesiąt amperogodzin przed ich zgonem w porcie.
Ostatnie deski ratunku
1. Pozbierajcie wszystkie miedziane blachy na pokładzie. Ewentualnie coś oderwijcie - na przykład z osłony kompasu lub kuchenki.
2. Weźcie folie aluminiową (do pieczenia) albo cienką blachę aluminiową.
3. Wytnijcie płytki od rozmiarach 30 na 30 mm - czym większe tym lepsze, ale musi być ich kilkanaście
4. Takie same z tektury
5. Zróbcie stos z ogniw: płytka miedziana, tektura, aluminium. Przypominam - kilkanaście takich cel.
6 Całość zanurzcie w mocno posolonej wodzie lub elektrolicie wylanym ze zdechłych akumulatorów. Mocno posoloną wodę uzyskacie wygotowując wodę morską.
7 Zanurzcie stos. Zróbcie taki pakiet aby napięcie wyniosło ok. 20 V - i tak napięcie siądzie pod obciążeniem.Prądy będą bardzo małe - kilkadziesiąt do kilkuset mA maksimum
8. Podłączcie to awaryjne źródło do GPS'a lub baterii telefonu satelitarnego bezpośrednio do wejścia ładowania. Jak ogniwo się wyczerpie, rozbierzcie je, wyczyście, wymieńcie tekturę (separator) i zacznijcie ładowanie od nowa.
Wariant pesymistyczny (nie macie blach aluminiowych, ani mosiężnych ani tektury)
1. Spalcie jakieś drewno (poświęcicie sztormdeski, greting lub drzwiczki od szafek). Palcie małe porcje w garnku włożonym do wody.
2. Zbierzcie wszystkie kubeczki i ustawcie je w rząd zabezpieczając je aby nie powylewał się z nich elektrolit, który zaraz przyrządzicie.
3. Zbierzcie popiół ze zwęglonego drewna do butelki i rozpuście go w morskiej wodzie.
4. Owińcie odizolowanym drutem zwęglone kawałki drewna. Wrzućcie ten koniec do jednego kubeczka. Drugi koniec drutu rozczapierzcie w miotełkę (idealnie byłoby tam mieć kawałek folii aluminiowej - sprawdźcie czy w zapasach nie macie gumy do żucia. Ewentualnie tnijcie puszki od napojów gazowanych. Ten koniec idzie do drugiego kubeczka. Zalejcie kubeczki elektrolitem węglowym z butelki
5. Połączcie w szereg kubeczki, aż uzyskacie pożądane napięcie. To ogniwo pracuje dość długo. Kołysanie jachtu sprzyja czyszczeniu elektrod.
Napiszcie jak Wam poszło. Ponieważ sytuacja jest awaryjna to dzwońcie lub wysyłajcie SMS lub maile (lepiej - oszczędzacie konto w telefonie satelitarnym, a słyszalność była bardzo słaba)
Pozdrawiam cały Klan, nie usłyszałem nazwy jachtu
Tadeusz.
PS. Nowych właścicieli „Poloneza” ze Szczecina, którzy prosili o konsultacje dotyczące wymiany napędu proszę o powtórny kontakt. Znalazłem dla Was dwa rozwiązania
1. Wytrzymać do poniedziałku (choć i to może niekonieczne),
2. Pójść na stację benzynową,
3. Kupić zwykły, najtańszy prostownik samochodowy,
4. Oszczędzać w morzu, ładować w portach.
Andrzej Colonel Remiszewski
Po pierwsze wielkie dzięki za inspekcję portów Niemiec wschodnich. Zrobię z nich wklejki do kulińskich, które to słowo stało się już rzeczownikiem pospolitym wśród polskich żeglarzy. Część jeszcze pływa na reeds'ach, jednak większość moich znajomych w obrębie Bałtyku na kulińskich. Większość pisze na nich notatki z aktualizacjami - na przykład godzin otwarć mostów na Rugii.
Wracając do komentarza. Pytający mają na Atlantyku jeszcze około 2000 Mm do macierzystego portu w pobliżu Fortu Lauderdale. Zaproponowane rozwiązanie istotnie urzeka prostotą, jednak ma pewne ograniczenie w postaci stosunkowo niewielkiej ilości stacji benzynowych rozsianych na Atlantyku, na które można pójść w dzień powszedni.
Także zasępiła mnie też stosunkowo niewielka liczba słupków 230V/50 Hz lub bliższych sercu załogi 110V 60Hz wbitych w dno do których można by podłączyć prostownik.
Tak na poważnie, to chłopcy mają poważny problem, ponieważ początkująca załogantka po poleceniu zarefowania grota zwolniła topentę i bateria słoneczna 400W na dachu sterówki (pilot house), jakby to powiedzieć enigmatycznie, poszła się kochać...
Niestety bateria składała się z trzech dużych ogniw położonych w poprzek więc bom załatwił sprawę definitywnie.
Przypomnę sugestie dla tych którzy rozważają montaż baterii słonecznych.
1. Najlepszym miejscem jest daszek bimini poza zakresem cienia rzucanego przez żagiel i olinowanie najlepiej na dedykowanej ramownicy.
2. Jeżeli macie wybór kupujcie mniejsze moduły bezramkowe (są tylko nieznacznie droższe od taniej, chińskiej dolnej półki)
3. Z nich składajcie stringi szeregowo-równoległe. Jeżeli któryś z nich ulegnie uszkodzeniu to zawsze możecie zmienić w morzu ich konfiguracje zmniejszając ich moc - ale zawsze coś wykrzeszecie.
4. Jeżeli będziecie pilnowali napięcia końcowego ładowania to możecie podłączyć awaryjnie baterie słoneczną wprost do zacisków akumulatora. Praktyka: nastawiajcie budzik na dzwonienie co godzina. Odczytujcie napięcie. Po przekroczeniu 14,5-15 V odłączcie ładowanie
Tadeusz
--------------------
P.S.. Odnośnie Anonima wyśmiewającego budowę awaryjnych ogniw jako rozważanie teoretyka. Nie mam czasu zbudować teraz dla Was demo takiego ogniwa, ale tutaj macie filmiki z podobnych konstrukcji na YouTube
https://www.youtube.com/watch?v=rIdPfDHeROI
https://www.youtube.com/watch?v=vIHfUJu3aKo
O tym, że to Atlantyk nie wiedziałem, bo i skąd.
Co do "uzupełnień": to nie to samo, co praca Don Jorge, to tylko odpryski wakacji emeryta.
Ale będzie jeszcze jeden porcik na uzupełnienie.
Colonel
Tym razem jako “cichocztacz” zostalem poruszony publikacja KONSULTACJE TECHNICZNE NIE Z TEJ EPOKI. Troszeczke jestem zorientowany w zagadnieniu gdyz elektrotechnika okretowa utrzymywala mnie przy zyciu wiele lat . Produkcja energi elektrycznej byla duza czescia tego zagadnienia. Nie zlicze ile generatorow przeszlo przez moja uwage bezposrednia ale nie o tym chce napisac. Opowiesc techniczna Pana Lisa byla wrecz niesamowita, jeszcze takiej rozprawy nie czytalem a juz myslalem ze znam wszystko. Gratuluje tej rozprawy a szczerze mowiac z zainteresowaniem poczytalem gdyz byla ta ciekawa interpretacja ratunku technicznego przedstawionego na wstepie jako glowny problem. Moze sobie troszke zartuje z wcale nie wesolej sytuacji probujac wejsc w “buty” zalogi jednostki. Dodam tylko ze po przeczytaniu glownej informacji bylem zaskoczony brakiem sprzetu awaryjnego o czym napisal Pan Tadeusz w swoim drugim liscie a wiec panele sloneczne oraz mala elektrownia wiatrowa. Obecnie sa to dosc tanie i masowo stosowane dodatki techniczne. Do opisu Pana Lisa dodalbym tylko dosc wazne punkty.
Gratuluje tworcy rozprawy technicznej a zalodze zycze pozytywnego rezultatu. Doskonale wiem ze siedzac za komputerem w domu a na jednostce gdzies na morzu w ciezkiej sytuacji politycznej (chodzi o opis porownywawczy stopnia ciemnosci ktore doprowadziloby prase lewicowa do ataku o dyskryminacji) to jest roznica . Zycze pozytywnej naprawy i trzymanie lekkiej wachty na stanowisku regulatora napiecia. Swoja droga czy szczotki na pierscieniach slizgowych napewno sa dobre?…ot tak dodalem.
Marek
Don Jorge,
We wstępie do ostatnich porad Tadeusza Lisa jest zdanie: "Adam Słodowy z góry patrzy i się raduje".
Wg Wikipedii Adam Słodowy jeszcze nie "patrzy z góry" https://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_S%C5%82odowy
--
Pozdrawiam Marcin KonstańczakDon Jorge,
Bardzo dziękuję za komentarz Mistrza Sarby. To dla mnie prawdziwy zaszczyt.
Chciałbym zwrócić uwagę na ważny szczegół.
Dość regularnie dostaje zapytania o radę w przypadku uszkodzonego regulatora napięcia na jachtach. To nie może być przypadek. Zadałem sobie pytanie o przyczynę pierwotną metodą root cause analysis.
Wydaje mi się że odpowiedź najbardziej prawdopodobna brzmi następująco:
Powodem jest kombinacja bardzo silnego nagrzewania się alternatora przy pracy z mocą maksymalną oraz kiepskiego chłodzenia w typowej komorze silnikowej jachtu średniej wielkości.
Dlaczego tak się dzieje? Do lamusa powoli odchodzą małe alternatory o mocach rzędu 500-600W. Na moim malutkim Donaldzie na 20-konnej Kubocie wisi alternator o mocy przeszło 2kW (sic! dwa kilowaty -> 145A x 14,5V).
Sprawność elektryczna takiego alternatora wynosi przy tym obciążeniu około 85-87%. Zatem mamy zamontowany w nim grzejnik około 300W.
Pytanie dlaczego samochodowe alternatory padają często na jachtach, a nie padają w samochodach?
W samochodzie akumulator rozruchowy jest praktycznie stale naładowany. Zatem pobiera z alternatora relatywnie mały prąd.
Na jachcie jeżeli dopuścimy głębokie rozładowanie dużego banku baterii hotelowych, to przez dłuższy okres czasu będziemy pobierali znaczny prąd z alternatora. Przykładowo na Donaldzie pod podłogą kabiny w forpiku mieszka 500+ Ah. Jednocześnie sam alternator jest dużo gorzej chłodzony niż w samochodzie ponieważ:
1. Nie ma silnego strumienia powietrza pod maską wynikającego z ruchu samochodu na drodze.
2. Zazwyczaj komory silnikowe na jachtach są słabo wentylowane ze względu na walkę z hałasem przy pomocy grubych mat głuszących i taśm uszczelniających szczeliny połączeń - bylibyście zdumieni, jak bardzo gorąco potrafi być w komorze silnikowej Waszego jachtu w upalny dzień.
Zatem nie dopuszczamy do bardzo głębokiego rozładowania akumulatorów. No dobrze, ale chłopcy na Atlantyku rozładowali akumulatory do cna. Co wtedy? Proponuje w takiej sytuacji tymczasowe rozpięcie banku na pojedyncze akumulatory, które zwykle mają około 100 Ah (co jest jednostkową pojemnością optymalną ze względu na możliwość wyjęcia i włożenia takiego akumulatora przez jednego człowieka).
Ładujemy wtedy akumulatory po kolei. Lub ewentualnie najpierw pierwszy akumulator, a potem po podłączeniu go czekamy aż nastąpi wyrównanie napięć.
Uważacie to za zawracanie głowy? No jasne! Ale pomyślcie ile kłopotów jest z niedziałającym alternatorem...
Poza wszystkim warto jest mieć na pokładzie awaryjny generator na mieszankę benzynową identyczną jak do silnika od pontonu. Miniaturową wersję awaryjną (1KW mocy ciągłej, waga około 2 kG i wymiar małego pudełka od butów) zaprojektowałem i zbudowałem dla Edzia Zająca na Jester Challenges. Działał nienagannie. Dziś byłbym w stanie zrobić go dwa razy mniejszym.
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany mogę opisać tę trywialnie prostą kontrukcję - zajęła mi jedno sobotnie popołudnie - choć nie ukrywam, że sporo się natrudziłem nad jej wymyśleniem....
Pozdrawiam cały klan SSI. T.L. w wersji optymistycznej, z perspektywą żeglowania z Ulubioną Żoną :)
Tadeusz
Tadeusz Lis pisze:
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany mogę opisać tę trywialnie prostą konstrukcję - zajęła mi jedno sobotnie popołudnie - choć nie ukrywam, że sporo się natrudziłem nad jej wymyśleniem...
Ja jestem (choćby i dla samej przyjemności czytania Tadeusza)!
Wojtek Bartoszyński
Drogi Jerzy,
Przyłączam się do komentarza Wojtka Bartoszyńskiego,
Też jestem zainteresowany awaryjnym alternatorem Tadeusza Lisa.
pozdrawiam
Paweł