SZOPKA NOWOROCZNA ZBIERAJA
z dnia: 2008-12-29
Może wiecie, może nie, ale kpt. Janusz Zbierajewski znowu cumuje do palmy na wyspie Antigua. Zgodnie z zapowiedzią - napisał dla was Szopkę Noworoczną w konwencji ... hmm - opery. Nawet najpoważniejsze media decydują się na sylwestrowe programy rozrywkowe. No to to i my rozluźnijmy krawaty, a nasze panie i panienki niech odepną haftki staniczków.Panowie mogą im w tym pomóc. Janusz prosił, aby powiesić ten news w czasie nie kolidującym z szopkami telewizyjnymi, bo ludzie chcą zobaczyć szopki z Prezydentem.
Uwaga praktyczna: aby dobrze zrozumieć wszystkie aluzje naszej szopki - warto nawiazać kontakt z liderem Grupy Północnej SIZ - Jurmaczkiem. Bo proszę was - dopiero systematyczne uczestnictwo w SIZowych imprezach (myslę głównie o puckich kongresach) wyjaśni podteksty poniższego "opusu".
Autor śniada ze sternikiem
Uwaga formalna - okoliczności rangi racji stanu zmusiły mnie do ocenzurowania libretta. Spoko - wyciąłem tylko maleńki fragmencik, ale musicie uwierzyć mi na słowo - to było absolutnie konieczne. Ubolewam także nad kilkoma "brzydkimi wyrazami", ale zakładam, że to tylko forma "artystycznego przekazu uczuć". Inna sprawa, że co wolno Zbierajowi (sporadycznie, od wielkiego dzwonu) to nie mnie. Przepraszam i liczę na zrozumienie.
3 x D w Nowym Roku ! Żyjcie wiecznie ! Don Jorge ____________________________________ Drogi Jerzy! Muszę Cię skrytykować ostro i pryncypialnie. Publikujesz w tej swojej witrynie materiały o sprawach różnych, poważnych, mniej poważnych i niepoważnych (o tych ostatnich – to głównie ja). Zapominasz jednak o sprawie najważniejszej: o podsumowaniu roku w postaci tradycyjnej szopki. I znów – jak w przypadku Locji Zatoki – muszę nadrabiać Twoje zaniedbania.
Załatwiłem to za Ciebie. Usiadłem pod karaibską palmą, odpiłem dwa drynki z palemką, no i mi odbiło. Co mi odbiło? Głupie pytanie! A niby co ma odbić facetowi, który siedzi pod palmą??? No więc napisałem libretto. Tak, tak, właśnie libretto.
Szopka u Kulińskiego – to nie byle szanta typu Mazury, łajba z tektury, biała panienka (czy sukienka, co to za różnica), fale jak domy, Neptun nam łódź wywróci i inne dyrdymały.
Szopka u Kulińskiego – to sprawa poważna i czymś poniżej opery nie da się tego załatwić.
Napisałem Ci więc Szopkę w postaci opery. Kiedy wieść się rozeszła, że piszę libretto, rzucili się na mnie moi kumple, znani i szanowani szantymeni: Staszek Moniuszko, Jurek Bizet, Józek Verdi i jeszcze paru, z ofertami napisania muzyki do tego wybitnego dzieła. Oskar Kolberg zaoferował mi nawet ogromną skarbnicę twórczości dzielnego ludu polskiego. A ja im na to: O kej, sękju bojs, ale już w życiu dość się napracowaliście. Sam sobie dobiorę z waszej przebogatej twórczości jakieś bardziej podchodzące kawałki. Oto Dzieło, wraz z didaskaliami:
A oto słynna palma, pod którą kapitan Zbierajewski napisał operę. Źródła zbliżone do UNESCO twierdzą, iż dzięki temu ta palma stanie się pierwszą rośliną, zaliczoną do KULTUROWEGO dziedzictwa ludzkości.
OPERA W DWÓCH AKTACH p.t. SZOPKA U KULIŃSKIEGO 2008
Muzyka: Stanisław Moniuszko, George Bizet, Giuseppe Verdi i inni Libretto: Janusz Zbierajewski Obsada: E, tam, za dużo pisania. Sam sobie w tym miejscu przepisz książkę telefoniczną.
AKT I - liryczny Kurtyna opuszczona. W kanale siedzi orkiestra Opery Śląskiej. W tenże kanał zostaje wpuszczony Paweł „Banana boat” Jędrzejko jako conductor, ubrany w strój konduktora. On jest muzykalnym anglistą, więc odróżnia, czym się różni jeden conductor od drugiego, a obaj od kabla z prądem.
Dlaczego Opera akurat Śląska? Żeby było jak u Hitchcocka. Bo Paweł jest z Sosnowca. A w orkiestrze gro na trumpecie taki jedyn ślunski karlus, Kuś Maryjan. Conductor Jędrzejko podnosi batutę, co owocuje warknięciem Maryjana:
„Tyn zatracony karlus z Altrajchu nie bydzie mi groził tym drzywnianym pyrlikiem! Jak jo go zarozki kopna w rzyć, to zrobia z niego pirata, bo se bydzie musioł Holzbajn kupić”. Zapowiada się, jak widzisz, nieźle!
Orkiestra zaczyna grać uwerturę w postaci słynnego „Um-papa, um-papa” z równie słynnej szanty „Traviata” Józka Verdiego, zaczynającej się od słów „Więc pijmy, więc pijmy za zdrowie miłości…” Po czterech um-papach kurtyna się podnosi.
Na sceną wchodzi duet: Bury Kocur (sznapsbaryton) z Bogną-Katarzyną dwojga imion i cholera wie ilu nazwisk (Bogna – sopran, Katarzyna – nieco- (a może mezzo-) sopran).
Kocur śpiewa: A z tobą, świat cały opłynę, o Pani. Każdy dobry powód, Aby rzec „Jajowód”, Wypić, zjeść. Najbardziej w tym roku mnie wkurwił Tomjani, Mordy nie obiłem, Lecz go wyrzuciłem. Cześć!
Włącza się podduet Bogny z Katarzyną. Jest o podduet typu „wash and go”, bo dwie w jednej. Conductor Jędrzejko podnosi brwi ze zdumienia, bo Bogna z Katarzyną nagle zmieniają podkład muzyczny na „Pamiętasz Capri”:
Pamiętasz może, mój drogi Kocurze Jak na „Kocurze” mijaliśmy Hel. Twych słów dokładnie już dziś nie powtórzę, Lecz coś tam było, że Horn to Twój cel.
Lekko przerażony perspektywą zaliczania Hornu „Burym Kocurem” Bury Kocur sadzi długimi krokami przez scenę. Za nim Bogna z Katarzyną, z powodu obcisłych spódnic, biegną kurcgalopkiem.
Na ich miejsce wchodzi Agnieszka Krakowska, o, pardon, Krajewska, (mezzosopran energiczny) przebrana za Halkę. Orkiestra gra szantę „Jako od wichrów krzew połamany” - Stasia od Moniuszków. Jak ten od sztormów bezan porwany Tak się me stadło skończyło. Lecz „Wisła” dziady, „Cracovia” Pany, Teraz jest fajnie, jest miło.
Agnieszkę spycha ze sceny Maksio (sopran wychudzony), też przebrana za Halkę: Już chyba wszyscy słyszą, o, rany Hercklekot serca mojego. Bo Zbieraj, w siwą brodę szarpany Zwie mnie „zarazą”. Dlaczego?
Niepocieszona Maksio udaje się za kulisy, skąd wychodzi Iwa, (sopran liryczny, smutny czegoś) też przebrana za Halkę (Cholera, epidemia jakaś, czy co? Same halki? Nie mogła się któraś przebrać za figi, stringi albo biustonosz?). Orkiestra dalej leci Moniuszką. Chyba mnie znacie, jam biedna Iwa I cóś mi chodzi po głowie. Ja strzegę granic, Jaromir pływa, Kiedy powróci?… Kto go wie?
Tu Iwa, pamiętając, że reprezentuje władzę, a władza zawsze koniecznie chciała się bratać z ludem, wstawia góralski element ludowy. Śpiewa a capella! Anim ja nie baca, Anim ja nie hrabia. Hej, jam ci na państwowym. Jaromir zarabia. Hej, jam ci…
Iwę wyprasza delikatnie ze sceny Marek Grzywa (tenor bohaterski z Pragi Północ), przebrany za Jontka. Orkiestra zasuwa słynną szantę Jontka z „Halki” „szumią jodły na górszczycie”. Wprawdzie nie bardzo wiadomo, co to jest ten górszczyt, ale mimo to szanta jest dość popularna. Szumią kliwry na bukszprycie Wkoło wilgoć, ziąb. Zbieraj to ma klawe życie, Ciepłe wody wkrąg.
Serio płyniesz, czy na niby? Po cholerę Karaiby? Powiem Gadze, że na Pradze Też fajowo jest.
Też fajowo jeeeeeeest (o rany, Grzywiasty pojechał o całą oktawę do góry, dojeżdża do wysokiego „C”, podnosi w górę środkowy palec lewej ręki i kontynuuje): Palec ony Podniesiony To przyjaźni gest.
Na scenę wchodzi Szocik-kojocik z Szotaśką, ubrani – nie wiedzieć czemu – w ludowe stroje kaszubskie, z Juzingiem w wózku. Szocik nie kuma, że to opera i leci „Czerwonym jabłuszkiem” czyli na ludowo: Na naszym weselu Zatańczylim swinga I już pierwszej nocy Machnęlim Juzinga.
Juzing zaczyna się drzeć, więc Szoty pośpiesznie opuszczają scenę, na którą wchodzi Cłapik ubrany w strój młynarza (?)i też leci Kolbergiem: Cztery córy miał Cłapa Znany żeglarz ze Zgierza…
Za nim wbiega, rwąc włosy z głowy Cłapikowa i zaczyna zwrotkę od początku: A mówili, że chłopa Stale trza mieć na oku, Stale trza mieć na oku. Cztery córy? To chyba Gdzieś dorobił na boku…
Energicznym ruchem wyprowadza Cłapika ze sceny. Na ich miejsce wchodzi Stara Zientara z Tatianą. Stara Zientara (sznapsbaryton nie do końca muzykalny) nie całkiem kuma, o co tu chodzi, więc usiłuje zdobyć przynajmniej tę najważniejszą dla niego informację. Rozgląda się po scenie i widowni, i śpiewa krakowiaka: Co jest tutaj grane? Tati, moja divo! Spróbuj się dowiedzieć Gdzie tu dają piwo?
Orkiestra gra szantę Skołuby ze „Strasznego Dworu”. Choć to szanta męska - Tatiana (alt belcantowy) podejmuje wyzwanie: Zientara Stara gdyby świat Kufelki ciął jak z nut. I każdy piwosz jest mu brat I piwa wszak ma w bród.
Przylgnie do niego ksywa „Skiper Przyjaciół Piwa” Już sama nie wiem: mąż-niemąż On do tawerny wciąż.
Jak ci się ta Podoba ksywa? Boisz się? Nie? Napij się piwa.
Ściąga go ze sceny. Na ich miejsce wchodzi zafrasowany elektronik Wojtek Kasprzak, wpatrzony w miernik częstotliwości, trzymany w ręku i leci Niemenem: Jednego herca …. za mało
Za Wojtkiem wpada na scenę Skipbulba, kopie go w kostkę i teatralnym szeptem (lekko przepity basbaryton) mówi: Nie zaprosiłem cię tutaj po to Byś śpiewał Niemena w operze, idioto.
Przywołany do rzeczywistości Wojtek wychodzi na środek sceny. Orkiestra gra szantę toreadora z „Carmen” Jurka Bizeta. Wojtek (tenor refleksyjny) śpiewa: Zrobiłem „Sztrandka”, ach cóż to za łódź. robię drugiego, bo mnie bierze chuć.
Po czym - olewając orkiestrę – ujmuje się pod boki i schodzi ze sceny krokiem tanecznym, podśpiewując: Jak zatańczę „usia-siusia”, Może wyjdzie i „Sztrandusia”…
Kurtyna opada z obawy o to, że na skutek wybryku Wojtka opera zmieni się w balet. Koniec aktu I.
AKT II - dramatyczny
Na sceną wchodzi krokiem dostojnym znany zwolennik szkolenia w stylu angielskim, czyli Mariusz Główka.(tenor czysty, nieskażony nikotyną). O, kurczę, zapowiada się, że teraz chyba rzeczywiście skończył się wodewil i zacznie się dramat.
Orkiestra daje podkład muzyczny: dalej leci Jurkiem Bizetem. Tym razem jest to szanta: „Bo miłość to cygańskie dziecię” z „Carmen”.
Mariusz śpiewa: Gdy chcesz powłóczyć się po świecie To pływaj sobie tam, gdzie chcesz. Olej te kwity w Pezetżecie I kwity z RYA śmiało bierz!
Powtarzam wszystkim już od rana: „Lipcowy” patent – samo zło. Inwencja kurwy i szatana! Patenty RYA – to jest to!
Za Mariuszem na scenę wchodzi Grześ Firlik (tenor młodzieżowy) z plakietką „Sprawozdawca parlamentarny” na piersi i – skubany – olewając konwencję operową, sprawozdaje w rytmie „Jeszcze jeden mazur dzisiaj”: Powiem, jak to podkomisja Sportów ekstremalnych Chciała wsadzić nam żeglarstwo Do zajęć fatalnych.
-Czy bezpieczne jest żeglarstwo? Poseł Kulej pyta. I sam sobie odpowiada: - Nie, bo nie! I kwita!
- Niebezpieczne jest żeglarstwo Faktu nic nie zmienia. Najgroźniejsze są jeziora, Tam są wybrzuszenia.
Poseł nie dał się przekonać Mimo próśb i namów: - Boks to sport dla dżentelmenów, Żeglarstwo dla chamów.
- Ależ panie pośle Kulej! Rzekł senator Rocki. - Pański genre to mordobicie, Gramy w inne klocki.
Teraz wchodzi na scenę prezes Kapłan z „Samosteru” Też nie trzyma się konwencji operowej i ładuje raz na ludowo: Czerwone jabłuszko Przekrojone na krzyż. Czemu, Pezetżecie, Krzywo na mnie patrzysz?
Czy to jest królestwo, Republic, czy carstwo, Świat uprawia jachting A my – wciąż żeglarstwo.
Jachty za wodą, Flagi za wodą, Yellow-blue bandery Prym u nas wiodą…
Orkiestra Opery Śląskiej baranieje. Conductor Jędrzejko też. Dramatycznym głosem woła: „Czy my to mamy grać?” Z kanału wychyla się trumpecista Kuś Maryjan i krzyczy zdziwiony do Jędrzejki: „Panie kapelmajster, ale my do tego ni momy nutów!”
Na scenę wchodzi prezes Kaczmarek (tenor bohaterski) w towarzystwie sekretarza nadzwyczaj generalnego Stosia (basso-prawie-profondo). O dziwo, wpadają w tę samą nutę, co prezes „Samosteru” (czyżby signum temporis?): Niech się J. Durejko Z min. Drzewieckim kisi, My już stąd spadamy, Nam już wszystko wisi.
Zrozpaczony Maryjan woła do prezesa z kanału orkiestry: - A ty wisz, karlusie jeden, jak wyglonda koń? Prezes z sekretarzem (unisono), choć gorole, odpowiadają tak, żeby tyn ślunski pieron zrozumioł: My ni momy kunia, My ni momy owcy, My tera bedymy Dwa pro-wolnościowcy.
Na scenę wkracza chór prezesów OZŻ-tów, najwyraźniej sprzyjających prezesowi Durejce i zaczyna na zupełnie inną (rzecz jasna) melodię, zwracając się do duetu Kaczmarek-Stosio: To ostatni już sejmik, Wkrótce się rozstaniemy…
Zza drugiej kulisy wpada na scenę chór innych prezesów innych OZŻ-tów i przerywa pierwszej grupie, powracając do poprzedniej melodii o czerwonym jabłuszku: Nie odchodź Prezesie! Wiesiu, jesteś wielki! Lepszy ONE Kaczmarek Niźli dwa Durejki.
Pierwszy chór prezesów odpala bez namysłu: Przecież wszyscy wiedzą Od Żywca do Warki: Lepszy ONE Durejko Niźli dwa Kaczmarki.
Rozpierducha na scenie robi się coraz większa. Grozi wręcz mordobiciem. Znany znawca prawa i wszelkich podatków prezes „Bryfoka” Hasip postanawia zastosować metodę arbitrażową. Wiadomo wszak, że w sytuacjach konfliktowych obecność damy łagodzi obyczaje. Hasip (tenor energiczny) wchodzi na proscenium i zarządza śpiewnie: Każde mordobicie Ma wysoką cenę. Trzeba załagodzić. Gaga, właź na scenę!
Czas najwyższy wkroczyć I zapobiec draństwu. Gaga, właź na scenę I ukłoń się państwu!
Gaga wchodzi na scenę, ale – jak to u kobiet bywa – mylą jej się kierunki i – zdaje się – nie do końca zrozumiała, czy „państwo” to ci na scenie, czy ci na widowni. Pochyla się i zastyga w głębokim ukłonie, tyłem do publiczności. Zamiąch ze sceny przenosi się także do kanału orkiestry. Pianista, wrzucony do pudła fortepianu, woła zrozpaczony: Świat mi przesłoniły cały Te klawisze i pedały….
Siedzący przy samej scenie Zbieraj, który ma tuż przed oczami Gagę, a właściwie jej istotny fragment, woła z oburzeniem do pianisty: Guzik mnie obchodzi Twych klawiszów kupa, Bo mi świat przesłania Piękna Gagi sylwetka.
Zza kulis wybiega przerażony Zwierzak i z pianą na pysku i obłędem w oczach woła: Co to teraz będzie! O rany! O zgrozo! Chyba koniec świata, Zbieraj gada prozą!
Za nim wybiega Wera i mówi pojednawczo: Spoko, Zwierzak, spoko. To się trzyma kupy. Jeśli gada prozą To z powodu dupy!
Sytuacja i na scenie, i w kanale orkiestry, i na widowni staje się niebezpiecznie gorąca. Prezes Kaczmarek postanawia zastosować znany w żeglarstwie manewr ostatniej szansy i śpiewa: Nie będziem się kłócić, Nie będziem się wadzić. Sztandar Pezetżetu Proszę wyprowadzić!
Następuje powszechny entuzjazm. Na widowni szał, standing ovations, burnyje apłodismienty, wsie wstajut.
Na scenie Prezes Kaczmarek robi niedźwiedzia z prezesem Kapłanem, Mariusz Główka pada w ramiona Stosiowi, Tomjani całuje się z dubeltówki z Burym Kocurem, Maksio obiecuje Zbierajowi, że trochę utyje, Gaga wyprostowuje się, zasłaniając drugą połowę świata, Krzyś Bieńkowski wznosi toast za zdrowie Jacka Cisa, grupa p.r.z-towska woła: xxxxxxxxxxxxxx xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx (interwencja cenzury J.K). Grzywiasty szerokim gestem zaprasza wszystkich na degustację napojów zakupionych o czwartej nad ranem w bramie na Stalowej, u starej Sobieskiej herbu Zacier.
Zewsząd padają okrzyki: Fredro woła: - Zgoda, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda! Na to Marks: - Żeglarze wszystkich krajów, łączcie się! Żeromski zaczyna pisać powieść żeglarską pod tytułem ”Pierdoły”. Już napisał pierwszy fragment: „Mazuranty poszły w las. Echo ich srania…”
Juliusz Fuczik - ostrzegawczo: - Ludzie, kocham was. Bądźcie czujni!
Kurtyna opada.
KONIEC OPERY!
_______________________________ Jureczku! PS 1. Napisałem na początku, że odpiłem dwa drynki z palemką. Że te drynki były tylko dwa – nie będę się upierał, ale po przeczytaniu sam rozumiesz, że takiego dzieła nie da się popełnić całkiem na trzeźwo.
PS 2. Pewnie się niektórzy na mnie za to obrażą. I bardzo dobrze. Jak powiedział pewien mało znany wieszcz:
Kiedy się dożyło tak ciekawych czasów - dobrze jest mieć z głowy tych paru kutasów.
PS 3. A z okazji nadchodzącego 2009 - wszystkim Twoim Czytelniczkom i Czytelnikom, Pisaczkom i Pisaczom, Skrytoczytaczkom i Skrytoczytaczom, partyjnym i bezpartyjnym, wierzącym i niewierzącym, oraz: I górnikom, i hutnikom, I murarzom, kolejarzom, Krawcom, tkaczom i spawaczom, Słodkowodnym, słonowodnym Oraz tym motorowodnym Szczęścia do grobowej deski
Życzy Janusz ZbierajewskiJ))
__________________________________________
Podobało się ? Jeśli tak - kliknij tu:
|