NIKT MI NIE ZABRONI SIUSIAĆ NA WIATR
z dnia: 2025-09-06
Andrzej Kowalczyk nadesłał z Sródziemnego prześmiewczy felietonik na temat którego nie ma w programie
kursów kapitańskich. Napisał go ponoć ku przestrodze. Przeczytajcie (zanim lato się skończy) jaki urok ma burta zawietrzna
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
======================================
Don Jorge,
O czym może opowiadać żeglarz po rejsie? Przecież każdy dzień to, to samo. Dookoła tylko woda. Wiatr rzuca jachtem, a pomagają mu w tym fale. I tak przez 24 godziny na dobę. No to idźcie do portowej tawerny, a tam gadają tylko żeglarze. A już ci co właśnie wrócili z rejsu, mają najwięcej do powiedzenia. Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Ale grono słuchaczy liczne i słucha z zaciekawieniem.
Ja opowiem o sikaniu. Temat niby prosty. Panuje zasada, że sikamy z burty zawietrznej przytulając się najlepiej do wanty. To taka lina co trzyma maszt z boku. Niby teraz nawet na małych jachtach jest WC, ale prawdziwy żeglarz od zawsze chwali się syrenom co ma. Od zawsze, na żaglowce płeć piękna nie miała prawa wstępu, a więc sikało się bez krępacji.
Czasy skomplikowały się dopiero teraz, ale nawet gdy na pokładzie są żeglarki, a żeglarz staje koło wanty, to te wiedzą, że wtedy należy obserwować horyzont za rufą, a nie zadawać pytań w rodzaju: co będziesz robił? Doświadczone żeglarki wiedzą jak należy się wtedy zachować.
Płyniemy sobie więc gdzieś na środku błękitnego Morza Śródziemnego. Morze rozkołysane. Wiaterek taki sobie i nagle nadchodzi moment, że trzeba się wysikać. A na pokładzie dwie córki mojego syna. 16 i 10 lat. A więc spostrzegawcze i ciekawe życia panienki, ale nie syrenki ciekawe żeglarskich wdzięków. Nie pozostaje nic innego jak po raz pierwszy w moim żeglarskim życiu, skorzystać z WC.
Na tak małym, jak nasz 10-metrowy jacht, WC ma wymiary 60 na 60cm a muszla klozetowa to krawiecki naparstek o średnicy 25cm. A więc staję w żeglarskim i pewnym utrzymania pionu, rozkroku i zaczynam celowanie w ten naparstek. Jest. Uff, jaka ulga. I w tym momencie fala podbija jacht i widzę że sikam sobie na lewą nogawkę spodni. No to błyskawicznie koryguję kierunek sikania. Trochę wpada do naparstka, ale kolejna fala podbija jacht w drugą stronę i widzę, że sikam sobie do prawej kieszeni. Kto sika, ten wie, że jest to nie do zatrzymania. Zacząłeś, to musisz skończyć.
Wołam, przez drzwi, do mojego syna: Możesz mi podać jakieś spodnie? A ten w śmiech: Co? Sikałeś na stojąco? Zamarłem ze strachu. Skąd wie?
Zmieniłem spodnie, wyprałem, powiesiłem na relingach – to takie boczne linki nad burtami żeby nie wypaść z jachtu. I podpytuję syna, który już zdążył wypaplać córkom, że dziadek zsikał się w spodnie, co wywołuje u nich spazmy śmiechu. Co się która na mnie spojrzy, to parska śmiechem. Mądrale co już zapomniały gdzie same nie tak dawno sikały. No ale one z tego wyrosły, a wilk morski, po latach, nadal sika w spodnie. Ale śmieszne...
Podpytuję zatem syna, skąd wiedział jak sikałem, a on mi wyjaśnia.
- Z WC na małym jachcie zawsze korzysta się po damsku. Czyli na siedząco. Jeszcze nikomu nie udało się wysikać klasycznie, czyli na stojąco.
Zrozumiałem natychmiast. To tak jak w alpinizmie. Tu sytuacja jest odwrotna i alpinistki sikają po męsku czyli na stojąco. Do tego służą specjalne plastikowe muszelki zakończone rurką. Rozpinasz rozporek, przykładasz taką muszelkę i sikasz spokojnie tak jak każdy alpinista. Na ściąganie spodni, majtek i kucanie przeważnie nie ma i czasu i miejsca.

No i tak oto zdobyłem kolejne żeglarskie doświadczenie. A na fotce, moje suszące się spodnie. Możecie teraz podziękować mi szklaneczką whisky „Cutty Sark”.
Andrzej Kowalczyk,
napisane gdzieś koło Balearów.
|