KUTER HYDROGRAFICZNY „SŁOŃ MORSKI” NA ANTARKTYDZIE
z dnia: 2025-01-15
Próbując nadążyć za ciągiem artykułów o lodach wód arktycznych – zajrzałem co w internecie opublikowano o lodach Antarktydy. W powodzi informacji na pierwszy plan wybijają się te, które zahaczają o Stację Badawczą PAN im. Henryka Arctowskiego założoną przez Polaków w 1977 roku i działającą do dziś. I właśnie w jednym z tych tekstów natknąłem się na notkę, że przez wiele lat naukowcom służył niewielki kuter hydrograficzny „Słoń Morski” zaprojektowany przez mgr inż. Tomasza Piaseckiego. Drgnąłem, bo w Klanie SSI mamy akurat współpracownika, który właśnie tak się nazywa. Do Warszawy poszedł mail: Tomku – „Słoń Morski” czy to Twój projekt ? Natychmiast przyszła odpowiedź: Rzeczywiście to ja.
Tym sposobem SSI pozyskał dla Was ciekawy artykuł.
UWAGA - 19 stycznia dodałem 2 fotografie z archiwum Autora.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
==========================
Don Jorge,
Artykuły Dra Moczydłowskiego o żegludze w rejonach polarnych skłoniły mnie do podzielenia się krótkim wspomnieniem z przygody, która spowodowała, że ja także miałem do czynienia z problematyką żeglugi na wodach polarnych, więc parę słów o mojej przygodzie. Pod koniec 1980 roku Zakład Badań Polarnych PAN zamówił u mnie projekt małego statku do badań hydrograficznych, który miał służyć w Bazie im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego, na Antarktydzie. Zaprojektowany przeze mnie, a zbudowany przez Stocznię we Władysławowie kuter hydrograficzny służył kilka dekad w Stacji PAN im. Arctowskiego. Wymagania Inwestora, oprócz wszystkich oczywistych warunków jakie ma spełnić statek do żeglugi na wodach polarnych, zawierały dwa punkty specjalne: po pierwsze kuter miał być - ni mniej ni więcej – amagnetyczny, a po drugie - miał mieć pomocniczy napęd żaglowy. Pierwszy warunek wynikał z wymagań dotyczących pracy bardzo szczególnej, wieloparametrowej amerykańskiej sondy przeznaczonej do badań warstw wody na szelfie antarktycznym, stanowiącej główne narzędzie badawcze statku. Drugi warunek opierał się na posiadanych przez pracowników ZBP PAN doświadczeniach i kwalifikacjach żeglarskich, a miał na celu, oczywiście, dążenie do poprawy bezpieczeństwa statku przez zdwojenie napędu.
. Zadanie skomplikowało się nieoczekiwanie w innym miejscu: względnie prosta i znana wówczas technologia budowy statku z laminatu poliestrowego, nie mówiąc o epoksydowym - nie wchodziła w rachubę. Nie było tkanin, mat, płyt wypełniaczy piankowych, ani żywicy. Nie było szans na zakup - zbliżał się rok 1981. Zatem pozostała jedna technologia: drewno, i to drewno masywne, w klasycznym, ciesielskim wykonaniu. Tak więc, w rezultacie zrobiłem projekt drewnianego statku o ożaglowaniu kecza i jestem dumny, że nadzór PRS - projekt od ręki zatwierdził bez uwag ! Zbudowanie takiego stateczku (10 m dług. kadłuba, wypór 8 ton, kecz 30 m2 żagla, silnik PZM „Rekin” 28 KM) na początku lat osiemdziesiątych - to było przedsięwzięcie !
. Trzeba znać tamtą epokę, inaczej nikt nie ma szans, aby sobie wyobrazić takie zadania jak kupowanie dębowych krzywulców na wręgi, nieżywicowanej sosny na poszycie kadłuba czy 4" miedzianych gwoździ i podkładek do nitowania - a to tylko najprostsze rzeczy, masówka i tylko wstęp do listy zakupów.
Dalej szły jakościowa stal, wysokiej klasy farby, supernowoczesna angielska elektronika (bo innej wtedy nie było), miedziane cynowane kable w wykonaniu okrętowym, kompletny napęd mechaniczny z Pucka, akumulatory, radiostacje MF i UKF, radar czy szyba wirującą do sterówki.
. Zresztą, co dziś może wydawać się dość niezwykłe, akurat ten mały radar był wtedy polskiej produkcji (Zakłady RAWAR), ale ta szyba wirująca - już nie, więc to naprawdę była sprawa !
. Zarówno Inwestor, czyli Zakład Badań Polarnych PAN jak i Stocznia we Władysławowie pokazali, co potrafią, a zwrotów akcji, niespodziewanych atrakcji i przygód po drodze nie brakowało. Jeden przykład: było pozwolenie na zakup, wszystkie sprawy były już uzgodnione, a tu dostawca powiada: OK. towar dla was jest i czeka - ale płacicie w dolarach (dla młodszych czytelników: chodziło o dolary amerykańskie, ale wtedy to było tak oczywiste, że nikt nie mówił "amerykańskich").
. Naturalnie nie miejsce tu na dłuższy opis, chociaż doświadczenie było, z dzisiejszej perspektywy, zupełnie niezwykle, żeby nie powiedzieć fascynujące. Jednak, mimo wszystko, mimo niełatwego czasu, bodaj w roku 1982, kuter „Słoń Morski” został zwodowany, a potem, załadowany na m/s „Antoni Garnuszewski”, ruszył na Antarktydę, na zawsze. Żyj wiecznie ! tomek
-------------------------------------------------
ILUSTRACJA DO KOMENTARZA MIKOŁAJA FELIŃSKIEGO - "Sloń Morski" - ŻYJE !
---------------------------------
Dwie nowe fotografie z archiwum Autora - poniżej.
|