LÓD MA MOC – CZŁOWIEK MA ROZUM
z dnia: 2025-01-13


Artykuł Witolda Kurskiego o zamarzaniu wody morskiej sprowokował innego z współpracujących z SSI  naukowców – także dobrze znanego Czytelnikom i Skrytoczytaczom SSI – Eugeniusza Moczydłowskiego do „pociągnięcia tematu”. Konkretnie - o tym jak to ludzie wyciągnęli naukę z doznanych porażek. Bo przecież wszyscy wiedzą, że lód jest mocarzem – bezlitośnie zgniata konstrukcje drewniane i stalowe, rozsadza skały, mury czy beton. Czyli ową siłę trzeba było przechytrzeć. I o tym właśnie jest artykuł Eugeniusza, doświadczonego kapitana polarnego jachtu żaglowego „Magnus Zaremba”. Na koniec tekstu ciekawostka – zmniejszanie się obszarów biegunowych lodów o dziwo ma też i dobrą stronę.

Eugeniuszowi dziękuję.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

==========================

Estimado Amigo Don Jorge!

Pytasz co sądzę o lodzie. Przede wszystkim mniemam, że posiadasz niezbędna cechę dziennikarską, czyli zdolność mobilizacji osobników bądź rzeczywiście zapracowanych, albo niedostatecznie pracowitych, których niełatwo wytrącić z obranego kursu. Tak szczęśliwie potoczyły się moje losy, że lodowe krainy zajęły w nim dość poczesną lokatę. Szczęście polega tu na tym, że jeszcze tylko niektóre takie rejony są ostoją wolności, która była przez milenia wizytówką wszystkich mórz i oceanów świata. Ze względu na umiłowanie wolności i tego co czasem uprawiam jestem zmuszony, za co Ci dziękuję, do spreparowania paru uwag pod znaczącym tytułem (poniżej)

Twój do usług 

El Viejo

--------------------------------------

NA LODZIE
Dwuznaczność jak najbardziej zamierzona, gdyż jak historia dramatycznie pokazuje, wszyscy eksploratorzy i odkrywcy krain polarnych poza nielicznymi wyjątkami, lądowali na lodzie co oznacza w języku potocznym: bez pieniędzy, wsparcia, zrozumienia; za to często z laurem sławy i nominacją na bohatera, z czego jak wiadomo, kieliszka chleba się nie pozyska. O takich lodach
można twierdzić z całą pewnością: lody „pingwin” lody „miś” – nie masz kasy – patyk gryź ! Ale nie jest tematem tego wypracowania lament nad roztopionym lodem tylko techniczne ciekawostki w temacie „statki w lodach i lód w statkach”. Ten pierwszy opisano najpełniej w książce dla której odkrywczości nie mam wystarczająco mocnych słów uznania: Pierre Berton, The Arctic Grail. To dzieło różni się zasadniczo od apologii bohaterów i ich wspomnień, którymi karmieni jesteśmy od zawsze, rzekomo dla pokrzepienia wiary w geniusz i nadludzkie możliwości najwybitniejszych przedstawicieli naszego gatunku. Nie ma to wiele wspólnego z prawdą i śmiem twierdzić, że mogło być istotną przyczyną długiej listy szokujących dramatów badaczy i odkrywców.


Dryfy "Frama" i "Tary"

.

The Arctic Grail jest przestrogą przed arogancją, pychą i głupotą. Ostrzega przed bezkrytycznym zawierzaniem uznanym autorytetom nawet najwyższej rangi jak na przykład Brytyjska Admiralicja. Trudno uwierzyć, że wybitnym ludziom morza, doskonale wykształconym praktykom, trzeba było kilkuset lat by zrozumieć, że statek w lodach morskich może ocaleć tylko jeśli znajdzie się na lodzie. Kilkaset statków i wiele tysięcy ofiar kosztowała wiara, że można zbudować statek drewniany, którego nie zmiażdżą napierające lody morskie pchane potężnymi prądami i wiatrem. Zagłada wyprawy Johna Franklina, spektakularnego pokazu możliwości i ambicji imperium brytyjskiego,
jest najbardziej znanym tego dowodem. Traktowana przez Brytyjczyków jako przykład wielkiego ducha narodu, a nie karygodnej ignorancji i lekceważenia wcześniejszych doświadczeń. Na poszukiwanie zaginionej wyprawy Franklina wysłano ponad trzydzieści wypraw, które pochłonęły dziesiątki statków i tysiące dzielnych ludzi. Z tego samego powodu uległy zagładzie doskonałe statki jak „Endurance” wyprawy Ernesta Shackletona, czy „Jeanette” narodowej wyprawy Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej porucznika Georga De Longa. I wiele, wiele innych, o których historia popularna milczy. Dopiero młody doktor nauk przyrodniczych Fridtjof Nansen zrozumiał problem i zmobilizował konstruktora Colin Archera, by zaprojektował statek, który pod naporem lodu zostanie wypchnięty na powierzchnię. Ponad sto lat później taki statek zbudowali Francuzi i Tara (ex Antarctica) powtórzyła dryf „Frama” w lodach Basenu Centralnego w latach 2006 - 2008.

   

W Prądzie Wschodniogrenlandzkim

.
„Fram” dryfował ponad trzy lata, „Tara” nieco ponad rok. Nie wiadomo, czy ta różnica wynika ze zmiany dynamiki prądów morskich i klimatu. Wiemy, że „Fram” miał trudności z wmarznięciem w lód, który wyrzucał statek na otwarte wody i mogła to być przyczyna znacznej długości trwania wyprawy. Nansen liczył, że dryf statku może potrwać osiem lat. Opuścił statek po roku z zamiarem zdobycia bieguna północnego. Nie wiemy, czy był to tylko pretekst. Ja bym się nie dziwił – osiem lat to już solidny wyrok, szczególnie dla człowieka z tak wielkim temperamentem jak Nansen.

  

.
„Tara”, dwukrotnie wmarzała w lód przy pomocy rosyjskiego lodołamacza i to za pewne skróciło okres dryfowania w lodach. Opis w książce dowódcy i jedynego uczestnika całej wyprawy, nowozelandczyka Grant Redvers’a, Tara Antarctic. A New Zealander’s Epic Voyage. Dwie polarnewyprawy zdołały uniknąć zagłady dzięki geniuszowi wielkiego ducha uczestników. Belgijska wyprawa z międzynarodową obsadą (w tym Polacy: Henryk Arctowski i Bolesław Dobrowolski) na statku „Belgica” dryfowała dwa lata w lodach Morza Bellingshausena. Statek uwolniła załoga wycinając katorżniczym wysiłkiem kanał w lodzie morskim. Słynny „Fram” pod dowództwem Otto Sverdrupa spędził trzy zimy wmarznięty w lód koło wyspy Ellesmere. W czasie ostatniej zimy załoga zbierała ziemię z powierzchni wyspy i usypała długi pas w kierunku latem wolnej od lodu cieśniny. Zwiększyło to absorpcję promieniowania słonecznego, stopiło lód i tylko dlatego statek zdołał się uwolnić. Przeczytamy o tym w książce Gerada Kenneya: Ships of Wood and Man of Iron. Znam tylko trzy stateczki które obecnie maja szansę przetrwać wmarzanie w lodzie otwartego morza według koncepcji Fridtjofa Nansena. Weteran francuski w służbie od niemal pół wieku – „Tara”, holenderski „Nanuq” i nasz rodzimy „Magnus Zaremba”. Każdy jest nieco inny i różnią się od
pierwowzoru, czyli „Frama”.

  

"Tara"

.

  

„Tara” ma śruby napędowe ukryte w zagłębieniach dna, „Nanuk” – ma hybrydowy napęd, w tym hydrauliczny z czujnikiem wzrostu oporu na śrubach napędowych, który w zetknięciu śruby z lodem zatrzymuje obroty wału. Cały zewnętrzny układ napędowy „Magnusa Zaremby” może być zdemontowany, ale wymaga to trudnego nurkowania. W czasie dryfu w lodach Prądu Wschodnio-Grenlandzkiego, osłona śruby napędowej o kształcie walca została spłaszczona jak naleśnik, a śruba uszkodzona. Płetwa sterowa nie jest chroniona na „Framie” i jest to dla mnie tajemnicą jak przetrwała wiele lat wmarznięcia i dryfu w lodach morskich. „Tara Polar Station” - nowy francuski projekt także ma śrubę napędową nie chronioną – patrz zdjecie. Na „Magnusie” płetwę sterową demontuje się po odkręceniu szesnastu śrub utrzymujących łożysko trzonu sterowego. Statek w lodzie skrywa tajemnicę opisaną przez Granta Redwersa: pod kilem „Tary” utworzyła się ośmiometrowej wysokości struktura lodowa obciążająca kadłub, a powinno być odwrotnie, gdyż lód morski ma ciężar właściwy około 10% mniejszy od wody. Lodu morskiego jest
w Arktyce znacznie mniej obecnie niż było go w 1975 roku, podczas rejsu „Gedanii”, pierwszej, od czasów wyprawy Roalda Amundsena na kutrze „Gjøa”, próby przepłyniecia Przejścia Północno-Zachodniego. Nie jest to kataklizm jak sądzą skołowane dzieci Ostatniego Pokolenia z Gretą Thunberg na czele i zawodowi kimatyści od siedmiu boleści. Wręcz przeciwnie: większy obszar wody latem wolnej od lodu oznacza większą produkcje pierwotną oceanów, a za tym więcej ryb, fok i wielorybów. Więcej fok to świetna wiadomość dla białych niedźwiedzi, a twierdzenie, że kurczy się ich naturalne środowisko jest nieprawdą w konfrontacji z ogromem zalodzonych połaci Oceanu Arktycznego. Tereny łowieckie mają tylko bardziej północną lokalizację. Większa produkcja pierwotna to zwiększona absorpcja CO2 redukująca wpływ efektu cieplarnianego na wzrost temperatury na Ziemi. Lód w statku może być niebezpieczny, ale przede wszystkim jest wyjatkowo uciążliwy. Bierze się z zamarzającej pary wodnej pochodzącej z kuchni i oddechów załogi. Osadzający się lód zniszczy urządzenia elektryczne i tym bardziej lektroniczne, skoroduje wszystko co metalowe. Topniejąc wskutek grzania wnętrza zaleje załogę sączącą się wodą, namoczy śpiwory i ubrania. Wszechobecna wilgoć, grzyby i pleśń to permanentna zmora wszystkich wypraw polarnych i tylko Nansen i Sverdrup opisują komfortowe warunki panujące na „Framie” dzięki przemyślnej, wydajnej wentylacji. To tyle tytułem wprowadzenia. Reszta we wspomnianych pozycjach literatury obowiązkowej, których tłumaczenie zalecam usilnie wydawcom i entuzjastom.
Gienek Moczydłowski

=========================================

ILUSTRACJA DO KOMENTARZA J. CZYSZKA


 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=4196