MAŁŻEŃSTWO ŻAGLOWYM KATAMARANEM NA ATLANTYKU
z dnia: 2023-10-06


 O stopniowaniu trudności w morskim, 

a zwłaszcza oceanicznym żeglowaniu w SSI czytacie coraz częściej. 

Poprzeczka ciągleidzie w górę. Dziś o atlantyckim żeglowaniu małżeństwa

Piotrai Jolanty Przezdzieckich i to kolejno na dwóch żaglowych katamaranach. 

Oczywiście na swoich i za swoje. Małżeństwo wzorowe. O katamaranach mówią 

się że mniej się przechylają, a gdy już za bardzo to kapota. Nie mam zdania w tej 

materii.

Może ktoś skomentuje ?

Opis ciekawy, pouczający, mobilizujący naśladowców.

Dziękuję.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

==========================

 Drogi Don Jorge!
Jeśli możesz to zamieść u siebie informacje o naszych podróżach, może będą inspiracją dla innych.
Miło mi zawiadomić, że para 60 latków na 50 letnim katamaranie przepłynęła w tym roku Atlantyk. Nasza podróż zaczęła się 5 lat temu w (w 2018r.) W Gdańsku.  W tym czasie pokonaliśmy całą Europę szlakami śródlądowymi co opisalem w swoj książce "Katamaranem przez rzeki i kanały Europy" która wydał niezmordowany Andrzej Kowalczyk.


Na kanałach Francji

.
Tu zaskoczyła nas zima i Covid co zmusilo nas do pozostawienia łódki na poludniu Francji i powrotu do Polski. Jednak Cowid nie zatrzymał nas na długo i wiosna wróciliśmy razem nad Śródziemne samochodem. Wybraliśmy się na morze by zwiedzić Baleary, południową Hiszpanie i Ceutę, a na jesień popłynąć na Kanary. Wspomnę tylko, że moja żona jest wykwalifikowaną załogą i podziela moje pasje. Kiedy się poznaliśmy wybrała się na kurs żeglarski, ja jestem starym sternikiem morskim z tz. pełnymi uprawnieniami jak to było w starych przepisach.
Na Kanarach niestety straciliśmy swój jacht, ale niezrażeni tym traumatycznym przeżyciem kupiliśmy mocno sfatygowaną łódkę Catalac 9M. Remont był sporym wyzwaniem, silniki - zabytki w fatalnym stanie, żagiel jeden i to podarty, przerdzewiały maszt ledwo trzymał się kadłuba a na rufie ziała olbrzymia dziurą w której bujał się tymczasowo uwieszony ster, wszelkie instalacje w fatalnym stanie.
Przez 52 dni na lądzie reperowalismy co się dało. Kupiliśmy dwa nowiutkie silniki Tohatsu 10 KM z elektrycznym rozruchem i zdalnym sterowaniem. Z Polski przywieźliśmy nowe żagle i doposażyliśmy jednostkę we wszystko uratowane z naszej poprzedniej łódki.
Na Kanarach spędziliśmy 2 lata zwiedzając wyspy archipelagu i ciągle jeszcze remontując i wzmacniając łódkę. Catalac to stara angielska konstrukcja (nasz był z 74 roku), ale bardzo solidnie zbudowana z grubego laminatu i bardzo przemyślana pod kątem wygody, choć niezbyt szybka.


Jacht po remoncie.

.
W sumie odwiedziliśmy 14 portów i kotwicowisk na 5 wyspach (Gran Canarii, Fuertawenturze, Lanzarote, Gracjozie i Teneryfie. Spotkalismy tutaj Jacka Rajcha który swoim jachtem regularnie dwa razy w roku przemierza Atlantyk i przemiłych braci Ludwńskich na ich katamaranie " Wyspa Szczęśliwych Dzieci" (jak oni spelują tą nazwę przez VHF to nie mam pojęcia! )
Na jesieni ubiegłego roku (2022) zaczęliśmy szykować się do transatlantyckiej wyprawy. Przez Atlantyk przepływaliśmy z postojem na Capo Verde. W tej podróży zdarzyła nam się przykra przygoda, nawaliły stery hydrauliczne, które wydawały mi się najmocniejszym atutem naszego katamarana!  Po tymczasowej naprawie na środku Atlantyku dopadło nas prawdziwe nieszczęście przy wchodzeniu do Mindelo: cały olej z systemu sterowego spłynął do zęzy! Byliśmy między skałami brzegu, a skalistą wysepką z latarnią morską. Wiatr koło 36 knt, bardzo agresywna boczna fala w zwężającej się cieśninie na przestrzał między wysokimi wyspami. Przekonałem się ponownie jak zwodnicze jest ufanie w środki ratunkowe i pomoc z lądu.  Dryfowaliśmy do zmierzchu, a ja zdarłem gardło prosząc o pomoc dla jachtu przez radio VHF. Ratowanie życia owszem, holowanie jachtu w złych warunkach raczej nie ma chętnych...

.

Na szczęście, kiedy koło zachodu słońca wiatr osłabł udało mi się wejść do zatoki posługując się silnikami jak w czołgu: raz jeden to znów drogi do przodu. Próby naprawy mechanizmu hydraulicznego w Mindelo spełzły na niczym, to znaczy straciliśmy sporo pieniędzy u miejscowych "mechanikow". Zapewnienia, że będzie działać nie sprawdziły się.  Na oceanie trzeba polegać głównie na sobie. Na szczęście moje umiejętności i posiadane na jachcie części i narzędzia (w tym zapas kevlarowej liny 8 mm) pozwoliły zbudować na katamaranie klasyczny system sterowania linkami - typowy szturwał. Na wszelki wypadek dodałem jeszcze ster awaryjny na rufie. A moja żona uwierzyła, że ta plątanina linek nas nie zawiedzie. Spotkalismy tu też Edytę, która na swojej "Heroinie" rozważała przejście Atlantyku.

   

W Las Palmas                                                             s/y "HEROINA"

.Ponownie na Atlantyk ruszyliśmy w lutym tego roku. Przejście to nie było rekordowo szybkie i zajęło nam aż 35 dni, a to głównie za sprawą niezbyt typowej pogody. W strefie pasatu mieliśmy prawie tydzień ciszy z kilkom dniami absolutnej flauty i zupełnie płaskim oceanem. Wiatry które przyszły później były na tyle silne, że trzeba się było mocno refować, co spowalniało żeglugę. Niespodziewanie nastąpiła kolejna katastrofa: urwał się sztag. Szczęściem na Kanarach wymienione zostały fały na 8 mm kevlar co uratowało maszt. Musiałem wspiąć się na czubek masztu przy paskudnej fali i mocnym rozkołysie co kosztowało mnie sporo siniaków, jednak udało mi się założyć zapasowy sztag. Żona dzielnie asekurowala mnie z pokladu na solidnej linie. Roler który był powodem przetarcia sztagu w niewidocznym miejscu uległ przy tym niestety zniszczeniu. Moja żona doszyła więc raksy do mniejszego foka i dzięki temu mieliśmy znów dwa żagle!


W Las Palmas

.


Mogan

.

Był jeszcze jeden kłopot, zaraz po wyjściu z Capo Verde nawalił InReach Mini który był naszą jedyną łącznością że światem. Po prostu podłączony był na stałe kablem ładowania i kiedy zrobiło się przepięcie w innym kablu USB bateria przepaliła się niszcząc urządzenie.
Kiedy dotarliśmy do Wysp Karaibskich i znalazłem się w zasięgu sieci rozdzwonił się telefon z pytaniami czy żyjemy i czy potrzebujemy pomocy. To zadziałała siostra żony reagując na zanik naszego sygnału.
Na szczęście byliśmy cali i zdrowi a jacht sprawny.
Powoli wchodziliśmy do ogromnej zatoki na Martynice zwanej Le Marin (czyli po prostu marina). Nigdy wcześniej nie widziałem tyłu jachtów stojących na kotwicach! Dla nas też znalazło się miejsce. Staliśmy tu dwa miesiące próbując sprzedać jacht za uczciwą cenę. W znalezieniu kupców pomogło zarejestrowanie się na miejscowej witrynie internetowej, odpowiedniku polskiego "Allegro".
Musieliśmy niestety wracać do kraju, dalsza podróż była też powyżej naszych możliwości finansowych. Samo przejście Kanału Panamskiego ponoć kosztuje  obecnie 2 tyś. Euro. Tak oto pełni przygód i wrażeń z dużym nadbagażem wróciliśmy samolotem do Polski.
Oczywiście oprócz opisanych kłopotów te 5 lat pełne było wspaniałych dni pełnych słońca, ciepłego oceanu, nurkowania w nim, wspaniałych wycieczek na ląd.

 

s/y "WYSPA SZCZĘSLIWYCH DZIECI"

.

Niezapomnianych zachodów słońca i gwiazd na oceanie. Nie żałujemy niczego i ten czas pozostanie na długo w naszej pamięci.
Naszego Catalaca kupiło przemiłe francuskie małżeństwo z Martyniki, ponoć dalej stoi na kotwicy w tym samym miejscu zatoki.
Cieszymy się tymi ostatnimi latami przygód, choć nie jest to nasza pierwsza wspólna przygoda na żaglach. Kiedy jeszcze pracowałem zawodowo, zawieźliśmy maleńkie Mikro Polo do Chorwacji, gdzie zwiedzaliśmy nim tamtejsze wyspy przez 7 sezonów docierając z Rijeki na Vis i do Lastowa.
Żeglujemy na swoim i za swoje, pokazując że nadal tak można, choc dziś nie jest zbyt modne.
Pozdrawiamy serdecznie

Jola i Piotr Przezdzieccy.

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=4064