MAŁA TANIA LODÓWKA NA MAŁY JACHT
z dnia: 2023-04-12


To kolejny newsik poradnikowy Tadeusza Lisa adresowany

do  praworękich, czyli do tych z gatunku zapalonych

„lubieżników” hołdujących ponadnarodowej zasadzie

„zrób to sam” (do it yourself, hazlo tu mismo, mach es

selbst,  fais le toi-même, etc). Lodówka, chłodziarka

to bardzo pożądany element wyposażenia jachtu,

choć jak wszyscy wiemy niestety dość prądożerny.

Na jachcie zmagazynowanych amperogodzin nigdy za

wiele. Na pociechę tylko oświetleniowe LED-y manifestują

oszczędność. A lodówka na jachcie to temat istotny.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

----------------------------------------------------------------------

Mała tania lodówka na jacht

Czcigodni. Za chwile wodujemy nasze maleństwa. Pływanie weekendowe (kilkudniowe) wciąż jest bardzo popularne. Jest dla mnie naturalne, że właściciele mniejszych jednostek pytają o tanią lodówkę. Osobne pytania są o lodówkę na dłuższy rejs, w kontekście kuchni którą propaguję.

Są to jednak dwa osobne tematy. Najpierw możliwie tania lodówka dla tych, którzy nie boją się trochę pomajsterkować. Co znaczy tania? Zastanowiłem się chwilę nad tym i odpowiedź brzmi: tańsza o około 2000 zł, niż dobrej jakości przenośna lodówka kompresorowa.

Mamy dwie opcje: modernizujemy najtańszą lodówkę chińską jaką da się kupić lub budujemy własną.

Opcja pierwsza

Kupujemy najtańszą lodówkę jaką znajdziemy w internecie (100-200 zł). Może być używana. W praktyce najbardziej sprawdzały mi się modele o pojemności około 20-40 l. W środku jajka, wędliny, sery, masło… W krótkim rejsie nie trzeba nam wiele więcej.


Rysunek 1 - typowa, tania lodówka turystyczna

.

Modernizację wykonamy w dwóch krokach. Zaczynamy od zamknięcia się z silną latarką w ciemnej łazience. Wkładamy latarkę do środka i stwierdzamy ze zdumieniem, że większość bocznych ścianek świeci jasnym światłem, ponieważ w środku między nimi jest powietrze zamiast pianki ocieplającej. Co z tym robimy? Kupujemy najtańszą piankę ocieplającą w sprayu. Wiercimy na górnej krawędzi otwory o średnicy odpowiadającej rurce którą podamy piankę. Wstrzykujemy ją, pozwalając, aby ekspandująca pianka utworzyła grzybki nad otworami wlotowymi. Oznacza to, że pianka wypełniła całą przestrzeń, co potwierdzimy późniejszym testem latarki. Grzybki ucinamy ostrym nożem. Otwory zabezpieczamy taśmą klejącą dobrej jakości (ja używam 3M), po to, aby nie chłonęły wilgoci. Poprawa w izolacyjności jest skokowa. Być może to nam wystarczy.

W drugim kroku możemy uszyć dedykowaną torbę termiczną. Można to zrobić na dwa sposoby z wykorzystaniem gotowej maty.


Rysunek 2 - mata termoizolacyjna. Polecam BitMat

.

Ze względu na jakość oraz bardzo dobrą cenę polecam maty polskiej produkcji BitMat. Można ją kupić w arkuszach, tak, aby nic się nie zmarnowało.

Sposób pierwszy. Robimy dedykowaną torbę termiczną i matę kleimy do ścianek torby w kształcie prostokąta. Uwaga. Górne zamknięcie torby (tam gdzie jest pokrywa z wentylatorem) powinno mieć podwójną warstwę. Gdy transportujemy lodówkę na jacht i nie jest ona podłączona do prądu górna pokrywa jest zamknięta – lodówka działa w trybie pasywnym. Jednak jeżeli to jest dłuższa trasa proponuje jednak żeby była ona podłączona pod gniazdo zapalniczki. Takie dodatkowe gniazdo można bez problemu zrobić w bagażniku. Przewody prowadzimy pod plastikami progu. Przewód dodatni powinien być włączony po stacyjce – aby lodówka na postoju nie rozładowała nam akumulatora. Jeżeli nie chcemy lub boimy się grzebnąć przy stacyjce (nie słusznie!) to możemy zasilanie tego gniazda włączyć przez przekaźnik samochodowy z diodą Zenera 13,5V. Wtedy zasilanie włączy się dopiero gdy alternator poda napięcie ładowania na akumulator z włączonego silnika. Proste, tanie i eleganckie.

W tym rozwiązaniu lodówka wyciągnięta z torby cały czas wygląda elegancko. Inny wariant polega na tym, że oklejamy ścianki lodówki oraz bierzemy gotową dużą torbę do noszenia. Jest to trochę gorsze rozwiązanie, bo w praktyce nie wygląda to ładnie oraz nie jest trudno uszkodzić cienką aluminiową folię w transporcie.

Rozwiązanie które podałem istotnie wydłuży Wam czas przechowywania produktów. Ale jeżeli będą naprawdę gorące dni to nie wystarczy. Drugi krok jest następujący.

Rozbieramy górną pokrywę, gdzie znajdują się ogniwa Peltiera chłodzące naszą lodówkę. Ogniwo Peltiera ma tę własność, że gdy przyłożymy do niego napięcie jedna strona będzie zimna, a druga gorąca (https://pl.wikipedia.org/wiki/Moduł_Peltiera ). To co zobaczycie w środku będzie wyglądać mniej więcej tak:


Rysunek 3 - ogniwo Peltiera do przeróbki

.

Modyfikacja jest prosta. Rozbieramy całość i robimy tylko dwie rzeczy:

Polerujemy radiatory w miejscu styku z ogniwem pastą polerską do karoserii samochodowych, aż uzyskamy prawie lustrzany połysk.

Wymieniamy pastę termoprzewodzącą po obu stronach ogniwa. Pasta musi być dobrej jakości stosowana w radiatorach komputerów i notebooków.

Składamy całość i cieszymy się istotnie lepszym chłodzeniem. Ale to jeszcze nie jest mistrzostwo świata, ponieważ i wentylatorek jest lichy i radiatory za małe.

Dlatego też dla nieco bardziej ambitnych proponuje nieco głębszą modyfikację górnej pokrywy. Polega ona na kupieniu najtańszej lodówki pasywnej (bez wentylatora) oraz samodzielne zmodyfikowanie jej pokrywy, tak, aby wykonać własną płytę chłodzącą. Jest to niezwykle proste, ale trzymajcie się dość ściśle opisu, jeżeli ma to działać powyżej oczekiwań i być tanie. Trick jest prosty.

Kupujecie sami ogniwa Peltiera o mocy w przedziale 300-500W (więcej nie jest Wam potrzebne). Kupujemy też dwa możliwie duże radiatory – ale uwaga: nie aluminiowe tylko miedziane.


Rysunek 4 - gotowy radiator z miedzi. Ceny są bardzo różne - polowanie jest niezbędne, jeżeli ma być tanio

.

Skręcamy ogniwa Peltiera między radiatorami polepszając styk za pomocą pasty termoprzewodzącej. Wykorzystując pokazane otwory montujemy na obu radiatorach cichobieżne wentylatory od chłodzenia zasilaczy komputerowych. Ich praca jest tak cicha, że nawet bezwietrzna, cicha noc na kotwicowisku pozostanie taką, nawet przy pełnej mocy chłodniczej. W praktyce najlepiej jest użyć albo dwóch dużych wentylatorów fi=180 mm, albo 6 małych – fi=100 mm. Zależy to od konstrukcji pokrywy.


Rysunek 5 - przerobiona pokrywa lodówki

.

Na ilustracji powyżej widać, że wykorzystano przetłoczenia na kubki – proste i eleganckie. Dokładny opis podobnej modernizacji znajdziecie tutaj: https://www.swiatelka.pl/viewtopic.php?t=14215

Zwracam tylko uwagę, że istotnie lepsze chłodzenie uzyskacie, jeżeli jednak zastosujecie radiatory miedziane, a nie aluminiowe – tak, jak zrobił to autor posta. Czy to koniec modyfikacji? Nie – ponieważ przy stale włączonym zasilaniu zamiast lodówki otrzymacie zamrażarkę głębokiego schłodzenia. Zatem pójdźcie najprostszą drogą i kupcie gotowy termostat


Rysunek 6 - tani termostat na 12V. Tylo 4 zł, a ile szczęścia!

.

To inwestycja rzędu 5 zł na Aliexpress + symboliczne koszty wysyłki. W komplecie jest już skalibrowana sonda, którą umocujecie od środka pokrywy. Termostat załącza Wam albo ogniwa Peltiera i wentylatory, albo same wentylatory przez najtańszy przekaźnik samochodowy umieszczony w środku pokrywy. Eleganckie, dedykowane pudełeczko na termostat wydrukowałbym na drukarce 3D z logiem naszego jachtu. Zwróćcie uwagę, że drukarki są już powszechnie dostępne w szkolnych kołach technicznych i modelarniach – wystarczy się rozejrzeć po okolicy.

Tak zbudowana lodówka wyniesie Was w częściach około 400-500 zł (łącznie z zakupem lodówki) + jeden dzień majsterkowania (włączając w to zakupy). Sprężarkowy ekwiwalent no-name który nie rozpadnie się po pierwszym rejsie (lekki nie jest) kosztuje około 2500 zł + wysyłka.

Sugerowana modernizacja nie wymaga garażu, da się to zrobić na stole kuchennym, o ile kobieta Waszego życia akceptuje Wasz zapał twórczy. Nie bójmy się prawdy, smród ciętego PCV, pianki i pasty termoprzewodzącej słabo konweniuje z kuchnią, ale pomyślcie ile warto jest zimne piwo i lody 50 mil od brzegu w piątym dniu rejsu.

Przyjemnej zabawy. Czekam na pytania – jakby co!

Pozdrawiam Cały Klan.

T.L.

----------------------------

PS. Pytania, które dostałem na temat co robić z pontonem na kotwicowisku, aby go tubylcy szybko nie zajumali muszą jeszcze chwilę poczekać. Dobra wiadomość jest taka, że znaleźliśmy z Mieciem Krause elegancki sposób na jego wciąganie na pokład i to nawet w rejsie single-handed na Jego Bonifacym. Jak złapię oddech to to opiszę.

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=4009