SZKIERY, SZKIERY – TO JEST TO !
z dnia: 2023-03-05


Waldemar Cholch, autor newsa z „szczyptą wstydu”

dał się namówić na rozszerzenie tematu o żegludze

między szkierami. Wiele wątków, liczne obserwacje

w moim ulubionym, czyli subiektywnym stylu. Planującym

rejs w rejon „tylnego wybrzeża Szwecji” ten artykuł (bo

to jest dorosły artykuł, a nie żaden foruminowy post)

powinien okazać się przydatnym. Optyka – właściciela

jachtu. Komentarze doświadczonych w tym rejonie

żeglarzy mile widziane.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

==================================

Dzień dobry Don Jorge,

Po ukazaniu się mojego postu z dnia 02.01.23 (Rejs bałtycki) wielu znajomych i kolegów odezwało się z pytaniami dotyczącymi przygotowania

1. nawigacyjnego rejsu w szkierach - technicznego przygotowania jachtu

2. praktycznego pływania w tamtym rejonie.

Jeżeli uznasz, że moje uwagi na w/w tematy mogą się komuś przydać w sezonie 2023 - puść to proszę do publikacji w SSI.

Pozdrawiam

Waldemar

--------------------------------------------

Szkiery

W nawiązaniu do mojego poprzedniego postu https://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3993&page=0  Nie czuję się ekspertem od żeglowania w szkierach. Opowiem tylko, jak można i powinno się do tego przygotować i zrealizować na podstawie mojego doświadczenia (w tym moich błędów), aby rejsy były „łatwe, tanie i przyjemne''.

W kolejności mojego rejsu „Amarettą”,szkiery które zaliczyłem to

·      rejon Blekinge do Kalmarsundu,

·      szkiery od północnego końca Kalmarsundu do Oxelosundu,

·      szkiery Sztokholmu,

·      Alandy.

Jak pewnie zauważyliście, Kalmarsund przebyliśmy ze sprzyjającymi wiatrami, zaliczając tylko Kalmar i Okno, bez zagłębiania się w skałki.

I tak:

Blekinge do Kalmarsundu. W skali od 1-5 dałbym 3 .Są wprawdzie najbliżej nas , a więc najłatwiej dostępne, ale wg mnie stanowią jakby tylko przedsionek tej przyjemności pod tytułem ”szkiery”. Jest tam kilka miejsc gdzie można stanąć na dziko (a po to niektórzy tam płyną ), ale większość tego obszaru jest już „zagospodarowana'' – domki letniskowe, prywatne pomosty itd. Widokowo, owszem jest co oglądać, ale to tylko „3''. Blekinge i Kalmarsund nawigacyjnie i turystycznie ciekawe, ale pływa się tam praktycznie od portu do portu. „Prawdziwe szkiery'' zaczynają się od Oskarhamn na N i w oparciu o te akweny przedstawiam moje doświadczenia i rady.

.

1.Przygotowanie nawigacyjne. Jak wiecie ja nawiguję na iSailorze. Wg mnie jest to najbardziej czytelny i na iPada najtańszy program nawigacyjny z mapami. Jeżeli macie w rejsie Hamnguiden 7 lub 8 to w zupełności wystarcza. (w dalszej części będę używał skróty np. H7 lub H8 ). Ale H7 czy H8 kosztują ok 350 zł. A więc to już wydatek. Można wprawdzie się złożyć w kilku.

Można pożyczyć na miesiąc w zimie. Ja mając iSailora przygotowałem sobie kilkadziesiąt miejsc zależnych od kierunku wiatru gdzie można by się zatrzymać. Ten program zezwala na dodanie różnych informacji do map.(potem okazało się to być bardzo pomocne). Można zrobić sobie z H zdjęcia smartfonem na prywatny użytek. Jeżeli nie weźmiecie z sobą H7 lub H8, a macie iSailora, można w domu na PC otworzyć darmową przeglądarkę map Navionocsa (https//webapp.navionics.com). I w długie zimowe wieczory (czasu już niewiele) ręcznie wprowadzić w iSailora co potrzeba. Przy odpowiednim powiększeniu znajdziecie tam wszystkie (no prawie) przeszkody na Waszej drodze. O mapach pod materacem i jakimś zapasie map na smartfonie nie wspominam. Oczywiście przewodniki żeglarskie Kulińskiego i  Palacza. Przydadzą się też zwykłe turystyczne. Żeglujemy przecież świadomie .

 

2.Przygotowanie jachtu. Nie potrzeba specjalnie przygotowywać jachtu, ale jak możecie, niektóre elementy będą bardzo przydatne. W szkierach staje się dziobem do brzegu. Otwarty kosz dziobowy okaże się bardzo wygodny. Ale i z zamkniętego też można wyjść na brzeg  jak wychodzicie na keję.

.

Drabinka dziobowa. Może być przydatna – to zależy od wysokości dziobu. My użyliśmy jej tylko jeden raz. Potem podchodziłem do takich miejsc, że nie była już potrzebna (o tym potem).

.

Kotwica. Najlepiej sprawdza się tam kotwica Brucea. Dno: na ogół taka szara glinka i średnie kamienie. W zatoczce przy stałym lądzie trafiliśmy na długie trawy. Inna kotwica może się ślizgać.

Kotwica oczywiście stawiana z rufy. Tu może być przydatne zwijadło taśmy kotwicznej. Jest to wygodne, ale nie niezbędne. To wydatek kilkuset złotych. A można w kokpicie pod rumplem albo w innym miejscu ustawić składaną plastikową skrzynkę i w niej sklarować linę kotwiczną. Przy nielicznej załodze można w ostateczności sklarować linę na jednej z ławeczek kokpitowych. No ale z tym dacie sobie rade bez moich sugestii. Jeżeli macie długi łańcuch kotwiczny to OK. Będziecie mieli co wybierać. Jak zauważyłem miejscowi używają 3m łańcucha, a dalej taśma lub lina kotwiczna. To wystarcza. Tam gdzie będziecie stawiać kotwicę nie ma fali a od wiatru będziecie osłonięci. Ja też mam 3m łańcucha i taśmę na zwijaku. Nie zauważyłem by ktokolwiek tam używał bojki kotwicznej. Przydatne mogą być okulary polaryzacyjne - ja nie mam.Septitank pomocny, ale nie niezbędny. To całe przygotowanie specjalnie na szkiery. Jak widzicie - jeżeli macie sprawny jacht - można płynąć.

.

Pływanie. Można płynąć od portu do portu - odległości między przystaniami są takie, że spokojnie, niespiesznie, dopłyniecie do następnej w ciągu jednego dnia. Można zaplanować przystanki na noc w naturalnych portach. My po jednej lub dwóch nocach w szkierach płynęliśmy do portu (trzeba się przecież wykąpać w ciepłej wodzie, a nie mamy na jachcie prysznica).Tym bardziej, że na początku naszej eskapady temperatura woda w morzu była zniechęcająca do kąpieli. No i trzeba było opróżnić septitank. Codzienną praktyką było zejście ze szlaku i podejście do skałek w celu przygotowania i zjedzenia obiadu. Do tego nie trzeba daleko odchodzić w bok aby znaleźć osłonięte od wiatru miejsce. (MAPA!!! )

.

Szkiery rozciągają się w niektórych miejscach nawet kilkanaście kilometrów od stałego lądu. Te bliżej lądu to większe wyspy na ogół zalesione. Im dalej w morze tym roślinności jest mniej, a te ostatnie najdalej położone od lądu to gołe skałki wystające nad wodę. Ile ich jest pod wodą nikt nie wie. Wam bez bardzo dobrej mapy też nie polecam ich zwiedzania. Te większe, zalesione są niestety już opanowane przez ludzkość. Tam znajdują się domki letniskowe (niektóre zamieszkałe całorocznie ), pomosty z napisem „Privat'' - a więc nie dla nas. Ale dzięki drzewostanowi jest tam też podłoże leśne. Jeżeli znajdziecie dogodne miejsce do lądowania, tam może się przydać saperka - jeśli nie macie zbiornika na ścieki .(przeczytajcie mój poprzedni post). Jak pisałem im dalej w morze tym roślinności mniej. Tam już z saperki nie skorzystacie. Pomocny byłby raczej kilof. Ale jest zabroniony. Już „widzę'' załoganta biegającego z łopatką i szukającego miejsca gdzie można by wykopać jakikolwiek dołek. To nie Mazury. O tym też należy pamiętać. Na zadrzewionych wyspach znajdziecie czasami przygotowane dla turystów WC . Gdzie – znajdziecie w H7, H8 oraz w przeglądarce Navionicsa. Jak z nich korzystać (tzn z WC dalej )

.

Żagle. Najczęściej używanym żaglem będzie genua na rolerze. Grot przy sprzyjających wiatrach. Ale przewidujcie czy można go będzie zrzucić. Zejście ze szlaku w tym celu nie zawsze będzie możliwe. Główny szlak zazwyczaj jest dość kręty. Miejscowi nawet tam czasami używają spinakera. Wiedzą jakie długie w danym miejscu są przeloty, a wielu z nich używa „skarpety''. Więc ze zrzuceniem nie mają problemu. Ja nie odważyłem się użyć spina w szkierach ani razu. Może kiedyś przy liczniejszej załodze lub „skarpecie'? Przy planowaniu trasy i pływaniu uważajcie na obszary lęgowe ptaków - zakaz wejścia. Terminy i granice są dobrze oznaczone na wszystkich mapach. Po co mieć kłopoty?

Wąskie przejścia. Na mapach są oznaczone z podaną głębokością i dozwoloną prędkością. Niektóre po kilkanaście metrów między skałkami. Nam trudno na początku opanować odruch ucieczki od skał i się przyzwyczaić. UWAGA.! Dokładnie czytajcie opisy w „H'' z zaleceniami. To jest niestety po szwedzku, ale w czasach tłumacza w smartfonie to nie problem.

Dam Wam przykład. Wąskie przejście. W „H'' opisali, że trzeba się trzymać przy wejściu trochę bliżej lewego brzegu. Przejście miało po powierzchni wody ok 15-20m. Głębokość 2,40m, zanurzenie mojego jachtu 1,60m. Wchodzę. Prędkość od zera do nic. Dusza na ramieniu. Uff. Przeszliśmy. Ślad zapisany na ipadzie. Piękny, spokojny, cichy wieczór. Wokół lasy i ani żywej duszy. Rano śniadanie i wychodzimy. Idę pewnie po śladzie z wczoraj. Mała prędkość, ale szybciej niż wczoraj. I nagle BUM!! Stoimy. Silnik stop. Maszt stoi. Żona wskakuje do środka, podnosi podłogi. Przecieku nie ma. Wycofuję ostrożnie parę metrów i daję w prawo mała naprzód. Silnik stop. Przeszliśmy inercją.

Żonie krew cieknie z brody - rozcięta. Co się stało i jak? Przecież szliśmy dokładnie po wczorajszym śladzie. Dobrze, że prędkość była niewielka. Sprawdzam jacht. Wszystko wygląda na OK. Opatruję żonę. Dalej jesteśmy w tym wąskim przejściu. Dobrze, bo nie ma fali ani wiatru.

Analiza. Moja antena GPS jest przesunięta w prawo o ok.1,4m w stosunku do diametralnej. Wpływając prowadziłem jacht środkiem przejścia, ale zapis był o te 1,4m w prawo od mojego balastu. Gdy wychodziliśmy w morze „po śladzie'' mój balast był 1,4m w lewo od śladu GPS. A więc w stosunku do wczorajszej pozycji 2x1.4m = 2,80m w lewo. To wystarczyło by mieć „bliskie spotkanie''. A w przewodniku H napisali wyraźnie: trochę bliżej (wychodząc) prawego brzegu. MÓJ BŁĄD W SZTUCE, który przy naszym swobodnym żeglowaniu nie ma praktycznie żadnego znaczenia, tam był decydujący. Dobrze, że tak to się skończyło. Potem sprawdziłem - został ślad na przeciwporostówce (nie licząc podbródka mojej żony).

.   

Miejscowych podzieliłbym na trzy grupy: pierwsza - podobne przyzwyczajenia do naszych rodaków tzn. w każdy weekend na działce lub wypad nad jezioro. Zawsze w to samo miejsce i grill + pełna turystyczna lodówka .To „działkowicze''. Inni mają swoje miejscówki przy wysokich brzegach gdzie nawet trudno zacumować. Ale za to nikt in nie przeszkadza. Oni nie wychodzą na brzeg. Cały weekend spędzają na łodziach. Jachty opuszczają tylko aby się wykąpać w morzu. Nie zdziwcie się widząc pływające blisko jachtu nagie kobiety. Nagość w Szwecji jest inaczej odbierana niż u nas.  Druga – „wędrowcy” wędrują po szkierach cały sezon, jedni wiele dni, inni w weekendy. Raz tu , raz tam. Wielu całe życie nie wypływa poza szkiery. No bo w końcu po co? Tu mają wszystko czego potrzebują. Wg mnie ta grupa jest mniejsza niż „działkowicze''. Trzecia grupa to „wędrowne ptaki''. Kiedy zaczynają się u nichwakacje całymi chmarami wędrują na południe - dokąd nie wiem. Gdy spotkałem ich pierwszy raz myślałem, że to jakieś regaty - tylu ich było. Potem wyjaśniło się kto to. W odróżnieniu od „wędrowców”, którzy szukają raczej spokoju i odosobnienia ta grupa jest wyraźnie stadna. W szkierach stają ciasno jeden przy drugim, aby zmieściło się więcej. Rano i tak odlatują na południe. Oni na trasie „ przelotu ptaków'' raczej nie zawijają do przystani. Na noc stają w szkierach - bo darmo.

.

"Ptaki wędrowne"

.

Wybór brzegu. Podchodząc do brzegu zawsze będziecie wybierali brzeg osłaniający Was od wiatru. Jeśli tylko na krótko np. na obiad - to wystarczające kryterium. Jeżeli na noc – zawsze sprawdzajcie prognozę czy aby w nocy wiatr się nie obróci i obudzicie się rano dopychani do skałki. Starałem się wynajdywać miejsca do cumowania o wysokości brzegu nad wodę podobną do wysokości naszego dziobu. To nie jest trudne a drabinka dziobowa okazuje się zbędna.

.

Głębokość. Najważniejsze jest znaleźć miejsce gdzie dno opada przy brzegu na tyle stromo, że głębokość jest odpowiednia. Na ogół spadek dna jest przedłużeniem spadku na brzegu. Można sobie wyobrazić co jest pod wodą. W niektórych miejscach (opisanych w H7 i H8 ) na brzegu są wbite w skałę ucha cumownicze. Nie zawsze głębokości przy uchach, mimo opisu (w H) że są przeznaczone dla jachtów żaglowych, były dla nas wystarczające. Bądźcie ostrożni ! To dziób. A rufa - kotwica. Wybierajcie miejsca o głębokości max. 4-5m. Nikt nie chce się męczyć rano wybierając kilometry liny kotwicznej. Uważajcie – może być bardzo głęboko.

.

   Tak wygodnie i bezpiecznie

.

A teraz technika podchodzenia. Na ogół Pan Kapitan przy sterze i silniku. Żona lub najbardziej skoczny członek załogi, jeżeli jest Was więcej niż dwoje - stanowisko na dziobie. Sternik obsługuje przygotowaną kotwicę na rufie. Żona - cumy dziobowe i wypatruje przeszkód pod wodą. To NAJWAŻNIEJSZE. Tu mogą się przydać okulary polaryzacyjne. A teraz samo podejście: po wyborze właściwego wg nas miejsca podchodzimy bardzo wolno do upatrzonego miejsca. Dziobowy pilnie wypatruje przeszkód. Dochodzimy do samego brzegu. Jeśli miejsce jest OK wycofujemy się do miejsca gdzie stawiamy kotwicę (lub powtarzamy podejście w innym miejscu jeśli tamto nie było dobre) i podchodzimy powtórnie w to samo miejsce po tej samej trasie. Czasami jeśli nie możemy podejść wystarczy w upatrzone miejsce podejść pod innym kątem i będzie OK. Głęboką wodę musi wypatrzyć dziobowy. Podchodzimy bardzo wolno, po „centymetrze'',kontrolując wydawanie liny kotwicznej. W razie potrzeby zatrzymujemy łódź za linę kotwiczną. Tak spokojnie centymetr po centymetrze podchodzimy do skałki, aż dziobowy bez skakania z cumą w ręku wysiądzie lub po prostu przytrzyma dziób za kosz dziobowy.

.

Teraz okładamy linę kotwiczną i idziemy na dziób. Cumy dziobowe okładamy wokół kamieni, drzewa lub wbijamy w szczeliny skalne specjalne haki cumownicze (to dozwolone) do nabycia u nas w Juli. Uważajcie na młotek. Jeżeli spadnie z trzonka to na tych kamieniach zrobi ,,plum '' i tyle go będziecie widzieli. Specjalny do wbijania haków ma na stałe przyspawany trzonek. Haki można kupić. Trudniej z oryginalnym młotkiem ( kupiłem w Castoramie „ młotek kamieniarski '' z metalowym trzonkiem zcalonym z bijakiem za ok. 20 zł. ). No i  tak stoimy, klar portowy. Przy pływaniu rodzinnym (2 lub 2+2 ) żony lub przyjaciółki  „robią '' na dziobach za galiony. Zdziwicie się jak sprawne są na dziobach nasze panie. Tylko sprawdźcie jakie mają buty na nogach. Przy pięknej pogodzie mogą mieć z rozpędu klapki. A to najkrótsza droga do awarii nogi. Uważajcie.

.

A teraz wspomnienie. Wchodzimy do pięknej zatoczki. Podchodzimy do wybranego miejsca – nie nadaje się. Wycofuję jacht i podchodzimy w inne miejsce. Znowu to samo - za płytko. Zauważam,że kiwa na nas Szwed z jachtu motorowego i pokazuje, że koło niego jest głęboko – dobra miejscówka. Kieruję się tam i podchodzę próbnie blisko jego jachtu tak jak wskazał (1,5-2m od niego ). Faktycznie jest OK. Zaczynam wycofywanie i włosy stają mi dęba na głowie. Uświadamiam sobie, że mój jacht na wstecznym, szczególnie na małej prędkości nie słucha steru. Mało tego, na wstecznym znosi mi rufę w prawo - prosto na jego taśmę kotwiczną. Silnik stop. Jakoś udaje mi się przejść nad jego taśmą bez obcięcia. Kotwica i podchodzę jeszcze raz „ na bojowo ''.jest OK. A niewiele brakowało. Mam wprawdzie na jachcie płetwy, maskę, fajkę i pas do nurkowania, ale wyciąganie obciętej kotwicy sąsiada i odszkodowanie za obciętą taśmę nie było by przyjemne. Zapamiętajcie i nie róbcie tego błędu co ja. Podobno najlepiej uczyć się na cudzych błędach - a to już mój drugi - więc się uczcie (jak Pan Prezydent). W prawie wszystkich naszych postojach w szkierach ta metoda i kotwica się sprawdzała. Raz tylko po zatrzymaniu „ na obiad'' postanowiliśmy zostać w tym miejscu na noc. Rychło okazało się, że przepływające na dużej prędkości jachty motorowe (pewnie chcieli zdążyć na noc do domu) powodują fale. Obawiałem się , że kotwica w tej sytuacji może nie trzymać co skończyło by się stuknięciem dziobem w skałę. Nie chciało już mi się szukać innego miejsca więc po mojej taśmie kotwicznej na bardzo dużej szekli i osobnej linie kotwicznej spuściłem na dno dodatkowo kotwicę mułową15 kg. To było już nie do ruszenia i noc spędziliśmy bez obaw.

.

No a sam postój. Pisałem, że miejscowi grilują na potęgę, to prawda, ale śladów grilowania (popiołu i innych) nie zobaczysz. Zabierają ze sobą lub zanoszą do pojemników na śmieci. Tam gdzie są przygotowane WC-ty zawsze są też pojemniki na odpady. Ognisk nie wolno palić. Skała możepopękać. Cumowanie do drzew lub krzewów nie jest zabronione ale jeśli możecie używajcie własnych haków. Tam gdzie są przygotowane ucha cumownicze (H7,H8 ) zawsze są też przygotowane WC-ty. Czasami na przeciwległym brzegu zatoczki. Nie ma drogowskazów, ale wypatrujcie wydeptanych ścieżek – one zaprowadzą Was do celu. Wewnątrz niektórych znajdziecie wiadro ze zmieloną korą i chochlę. To do zasypania „swojego'' po użyciu. Tam gdzie byliśmy, zawsze był papier toaletowy (dziwne, nie kradną ?). Jeżeli macie septitank możecie - jeśli traficie użyć pływającego urządzenia do (darmowego) opróżniania. Nie zapomnijcie na koniec pompowania zanurzyć końcówkę w morzu i 2-3 ruchy pompką z czystą wodą.

.

Jak napisałem na wstępie - nie jestem ekspertem od szkierów. Ale na pewno stałem się ich miłośnikiem. Tych pomiędzy Kalmarsundem a Oxelosundem. Jest tam kilka archipelagów i jest gdzie pływać. Jak napisał na swoim blogu Rafał Wrzochol op.cit.,, Tak sobie płynę i tak sobie myślę ,że mogliby u nas w Polsce trochę takich szkierów wybudować.” Anooo.

.

Dalej na północ Archipelag Sztokholmski. Wg mnie stolica i duże pieniądze zbyt blisko. Urbanizacja, dużo drożej, ciasno (szczególnie po rozpoczęciu wakacji), duży ruch komunikacyjny i wszelkich motorowych i żaglowych pływadeł. Moja ocena 3-. Tam nie polecam. Oczywiście tym którzy szukają w szkierach spokoju, widoków, natury i spokojnej wody. A propos spokojnej wody: moja żona na trasie z Górek do Helu oddaje hołd Neptunowi 2 razy (wynik średnio-roczny). Tam, w szkierach zapomniała o hołdowaniu. Twierdzi, że był to najlepszy jej urlop na wodzie . Przypomi

nam, że do Szwecji przyleciała samolotem (patrz mój poprzedni post ).

.

Wnioski końcowe SZKIERY

- Jeśli macie sprawny jacht-płyńcie tam.

- Jeżeli to daleko rozważcie pływanie etapowe i płyńcie.

- Jeżeli żona nie lubi fali (patrz wyżej) i płyńcie.

- Jeżeli macie dosyć tłoku (Zatoka Gdańska, Mazury) płyńcie.

- Jeżeli nie macie własnej łódki, rozważcie czarter i płyńcie. (sprawdźcie   czy czarter w Szwecji nie wyjdzie taniej niż w Polsce)

- Jeżeli nie macie septitanka zaplanujcie trasę od WC do WC (wiem, to brzmi śmiesznie, ale jest realne) i płyńcie

- Pierwszy raz w szkierach? Instrukcja: zachowujcie się przyzwoicie - to wystarczy i płyńcie.

- Pooglądajcie filmiki o szkierach na Youtube - dużo się można nauczyć - i płyńcie.

- Uczcie się na cudzych błędach i płyńcie.

- Wprawdzie niektóre wysepki są już opanowane przez kormorany ale puki szkiery nie są jeszcze zadeptane - płyńcie.

- Uzupełnijcie apteczki jachtowe o Steri-Stripsy – i płyńcie.

W szkierach dochodzi się do brzegu dziobem. Nie polecam wyprawy w szkiery kolegom z ułomnością pozwalającą wysiadać z jachtu tylko z rufy. Dużo tracą.

Nie polecam też pływania w szkierach jednoosobowo. Obawiam się, że nawet sonar patrzący w przód nie rozwiąże problemu cumowania mimo, że będzie niewątpliwie pomocny. Trzeba będzie zrezygnować z cumowania „na dziko'' (chociaż...?)

Pozdrawiam cały Klan SSI

Waldemar

-------------------------

PS. Kolegów mających doświadczenie w pływaniu w szkierach proszę o uwagi i rady. Wszystkim nam się to przyda.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=4002