OCEANICZNE ŻEGLOWANIA Z KURĄ
z dnia: 2023-02-05


Oceaniczne rejsy z żonami nie rzadko kończyły się

rozwodami. Z pieskami i kotami żegluje wielu. Ale z

… kurą ? Okazało się że można i nawet warto.

Przekonuje nas o tym książka pewnego dzielnego

francuskiego Bretończyka, który codziennie jedząc

jajka przeżeglował z nią około 45 tysięcy mil.

Poprosiłem przyjaciela Mieczysława Krause o

recenzję. Pięknie i uczuciowo napisana. Nigdy

się takiego pisania nie nauczę.

Ale do rzeczy: książkę wydała „Nautica”, ceny

różne – od 35 do 50 zł.

Czytajcie póki śnieg leży.

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

========================================

Don Jorge,

Popularne jest powiedzenie, że „jeśli z jakiegoś szkolenia zaczerpnąłeś choć tylko jedną myśl, to ono nie było czasem straconym”. Podobnie z lekturą książeczki o umiarkowanej objętości 256 stron autorstwa Bretończyka Guireca Soudee pt. „Żeglarz, kura i ich niezwykły rejs”. Z pozoru – widokiem okładki – infantylną, jednakże, żeglując po morzu od ponad pół wieku i sporo o tym przeczytawszy, nie wstydzę się przyznać, że od trzykrotnie młodszego Guireca dowiedziałem się dwóch rzeczy, dotąd mi nieznanych.

.

Po pierwsze, że kurka jako towarzysz samotnego, oceanicznego żeglarza jest lepsza – odporniejsza i pogodniejsza – od kotka czy pieska. A także, iż codziennie obdarowuje kapitana świeżym jajkiem, pomimo nieprzerwanego zasrywania wszystkiego co się da i gdzie przebywa. Lecz to nie wszystko i nawet nie najważniejsze. Kiedy Guirec – zimując w grenlandzkiej zatoczce, na granicy zagłady, brał cięgi od ryczącego non stop morza przy minus 20 o – 30o i napierających nieprzerwanie growlerów, mini gór lodowych, co zmuszało do przestawiania 11-tonowego jachtu, wyrywając ręcznie kotwicę z 80 m łańcuchem (bo winda siadła) łącznie dobrze ponad 100 kg, istny koszmar przez miesiąc, zanim zatokę nie ściął wreszcie lód – zmaltretowany Guirec bywał smutny, a wtedy, jak pisze, cyt. „kura to wie. Zwierzęta wyczuwają takie rzeczy. Lepiej niż ludzie. Siedząc mi na kolanach, odpowiada w swoim języku cichym >>ko, ko, ko<<. Kura Monika to mój mały kawałek ciepełka na jachcie”.

. 

Drugie, czego się dowiedziałem z tej książki, to że większość żeglarzy przed pierwszym rejsem oceanicznym usuwa sobie wyrostek robaczkowy, by uniknąć zapalenia otrzewnej, a często i zęby mądrości – wielka francuska kultura samotnego żeglowania. Dobra wiadomość taka, że za następnym rejsem już nie trzeba.

.

Jest jednak i trzecia, ciekawa dla mnie kwestia, DLACZEGO Francuz podejmuje tak skrajnie trudne wyzwanie, i – porównawczo – jak do tego podchodzi Polak?

.

Otóż ten pierwszy – by być szczęśliwym na oceanie samotnie żeglując, POPRZEZ TO doświadczając siebie. Sycąc ciekawość w najtrudniejszych warunkach, by ujrzeć cudowne widoki i dotknąć „organoleptycznie” polarnej przyrody, np. opływając na desce z wiosłem górę lodową, w piance albo i bez.

.

A co na to my, którzy, jak niesie wyższościowa wieść gminna „Żabojadów uczyliśmy jeść widelcem”? Otóż Polak, jak się wydaje bardziej skoncentrowany na sobie jak na otoczeniu, swoje DLACZEGO odnosi do „sprawdzenia się” czy da radę – czy z oceanicznej konfrontacji wyjdzie cało i w ogóle wyjdzie.

  

.
Nawiasem mówiąc – ciekawość motorem historii, to dla niej Kolumb odkrył Amerykę, a w następstwie Europa skolonizowała świat. Szlachetnie – nas tam nie było.

Ograniczony – siłą rzeczy – wybór zdjęć w książce można po wielokroć powetować sobie zdjęciami i filmami na youtube, googlując w personalia autora.

Mieczysław

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3994