FLOTA MARZEŃ – „SONATA” i „AGADAN”
z dnia: 2023-01-25


Eugeniusz Ziółkowski poruszył temat szczególnie mi bliski

co to znaczy armatorem być. Dla mnie to temat zasadniczy,  

determinujący osobowość żeglarza. Tak po prostu - rozstrzyga

czy to stałe zafascynowanie czy tylko przelotna, czarterowa

przygoda (w tym roku żagielek, w następnym koniki, kolejno

nurkowanie na Bahamach i dalej kamperowa wyprawa do Grecji…).

To news o filozofii życia – tym razem o pasji budowania i

żeglowania na własnym jachcie.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

==============================================

s/y „SONATA”

Jacht typu „Tango” – jeziorowy klasyk, który doczekał się wielu wersji, łącznie z wersja morską. Przez wiele lat końca XX wieku był liderem solidnych, dużych jachtów jeziorowych.

Sonata jest klasykiem klasyków. Solidny kadłub, właściwe proporcje sylwetki, dobra stateczność, obszerne wnętrza. Nic dodać, nic ująć. Cóż więc czyni ją wyjątkową w bardzo licznej rodzinie podobnych. Jej wyjątkowość, to wieloletni poród i nieustające dopieszczanie przez całe życie (życie, które ciągle trwa).

Laminatowe skorupy kadłuba i pokładu powstały w klasycznych formach u producenta jachtów. Następnie „wcześniak” trafił w ręce pasjonatów marzycieli:  Czesławy i Tadeusza. To co działo się potem, znam z bardzo drobiazgowych opowieści-puzli, których chyba nawet sam główny opowiadacz; Tadeusz nie jest w stanie ułożyć w całość.

Każdy fragment, detal ma swoją długą historię opisującą źródło pochodzenia, cenę, zawiłą ścieżkę pozyskania, zalety lub akceptowane wady oraz szczegółowy opis technologii montażu. Pamiętajmy jeszcze o realiach materiałowych i usługowych obowiązujących w „czasach słusznie minionych” i tuż po, kiedy powstawał jacht.

Wydawałoby się odbojnica burtowa, nakładana na krawędź sklejenia kadłuba z pokładem to po prostu - odbojnica. Nic podobnego, to bardzo skomplikowany twór, który powstał w wyniku wielu  działań logistycznych Tadeusza.

.

Po pierwsze - należało znaleźć producenta, który byłby gotów wykonać indywidualne zamówienie niecałych 20 m odbojnicy. Wykonawca powinien posiadać maszynę-wyciskarkę, której parametry pracy pasowały do zastosowanego materiału. Należało dostarczyć dokumentację „ustnika” maszyny, a najlepiej ustnik (to taki specjalny otwór, który formuje wyciskaną masę na kształt przekroju odbojnicy. I to nie koniec. Pozostaje jeszcze uzyskanie założonego, czarnego koloru. Kolor podstawowego surowca, gumy jest zbyt jasny, należy dosypać czarnego pigmentu (podejrzewam, że była to powszechnie wówczas używana sadza techniczna).

.

Jest radość. Odbojnica gotowa, można mocować? Nie tak szybko. Pozostały jeszcze końcowe okucia nierdzewne. Należy „zdobyć” blachę nierdzewną, powycinać skomplikowane kształty, zagiąć część z nich, pospawać u „nierdzewnego spawacza”, obszlifować, obwiercić i wypolerować. Pozostał już tylko montaż na kadłubie: podgrzanie w gorącej wodzie, naciągnięcie, zabezpieczenie śrubami i możemy podziwiać. Jeszcze drobiazg, dla lepszego efektu podziwiania, odbojnicę należy umyć. No i na sam koniec łyżka dziegciu. Myta odbojnica – brudzi. Czarny pigment niedokładnie związany chemicznie z gumą wypłukuje się i smuży biały kadłub.

.

Trudno sobie wyobrazić reakcję Czesławy i Tadeusza, a w szczególności Tadeusza jachtowego pedanta. To musiała być trauma. Po wielu, wielu latach, odbojnica już nie smuży, ale nadal widzę podejrzliwe spojrzenie Tadeusza gdy ją myje, może gdzieś tam jeszcze w środku czai się drobina pigmentu.

.

Ten wydawałoby się drobiazgowy powyższy opis wyczerpuje temat odbojnicy, nic podobnego. Taki był zamiar, ale to tylko bezbarwne streszczenie opowieści Tadeusza na ten sam temat. Precyzja i kwiecistość autorskiego opisu bohatera zaskoczyłaby Was wszystkich. Odbojnica to tylko mały puzelek. Spisane wszystkie opowieści o budowie Sonaty z pewnością mogłyby rywalizować swą objętością z 55 tomami znanego ideologa z początku XX wieku.

.

Czy to drobna złośliwość, niesmaczny żart? Nie, to próba wyrażenia podziwu dla bezgranicznej pasji budowania i żeglowania na własnym jachcie. Jachcie, na którym Czesława i Tadeusz wychowali dwa pokolenia w poszanowaniu dla dobrodziejstw przyrody i czerpaniu radości z żeglowania.

.

„Sonata” – nazwa jachtu zawiera w sobie wiele znaczeń, bardzo ważnych dla armatorów. Forma muzyczna o tej nazwie powstała na przełomie XVI i XVII wieku. Ewoluowała jeszcze w wieku XX. Jej rozrastanie się, doskonalenie to pierwowzór wieloletniej budowy jachtu. Do tego należy dołożyć umuzykalnienie rodzinne (Tadeusz zawodowy muzyk Orkiestry Reprezentacyjnej Marynarki Wojennej, córka skrzypaczka orkiestry symfonicznej). Nie było innej opcji. Nazwa jachtu musiała być muzyczna.

Zostało jeszcze parę pociągnięć pędzlem, aby dokończyć obraz Sonaty i jej armatorów. Ważną postacią, której nie może zabraknąć na pierwszym planie jest Czesława. Akceptowała dzielnie pasję  Tadeusza, z czasem nabrała przekonania, że to również jej pasja, a cała reszta (dom, wychowanie dzieci, praca zawodowa, funkcja kierowcy rodzinnego samochodu, ciągły zachwyt nad dokonaniami szefa budowy jachtu) to takie nic nie znaczące drobnostki. Jak ona to wszystko wytrzymała, nie wiem.

.

Nadal są razem, żeglują, cieszą się każdą chwilą a papużki nierozłączki mogłyby się od nich uczyć. I jak tu nie śpiewać codziennie hymnu na część żeglowania.

----------------------------

P.S. Tadeusz odszedł na wiosnę 2022 roku. Pewnie żegluje w innym wymiarze, po bezkresie wszech wiecznego oceanu

===============================================================

s/y „AGADAN”

Jacht typu OCEAN 725. Klasyk śródlądowy końca XX wieku. Zaprojektowany przez znanego konstruktora Andrzeja Skrzata. Zwarta sylwetka, płynnie wynurzająca się z pokładu niewysoka nadbudówka, obszerny kokpit i….parę szczegółów budowy wyróżniających jacht z grupy podobnych. Te indywidualne cechy to nie próba udziwnienia konstrukcji, lecz polepszenie warunków eksploatacji. Dwie cechy zasługują szczególnie na wyróżnienie. Pierwsza to odchylana na pasach pawęż rufowa, która z wygodnego siedziska w kokpicie zamienia się rufowy pomost kąpielowy lub trap zejściowy na dziki brzeg. Druga to podnoszony pokład nadbudówki, znacznie poprawiający wewnętrzną cyrkulację powietrza i powiększający wysokość wnętrza.

We wnętrzu oprócz standardowego wyposażenia jachtów tej wielkości, wrażenie robi okrągła kanapa wokół stołu na skrzynce mieczowej, która zaprasza do wygodnego siedzenia i robienia tego wszystkiego, co robią żeglarze pod pokładem przy stole.

Armatorzy „Agadana” to Danka i Włodek. Dość długo wędrowali ścieżką prowadzącą do jachtu marzeń. Włodek, człowiek morza, systematycznie i konsekwentnie jak statek płynący pod falę do odległego portu, dążył do celu. Proza życia; utrzymanie rodziny, wychowanie córki, długie okresy zawodowej rozłąki, nie rozmyły marzeń. Po próbach i różnych eksperymentach, powstał ten optymalny nowy członek rodziny: jacht typu OCEAN 725, któremu nadano imię „Agadan”. Jak to często bywa, nazwa jachtu to połączenie dwóch imion, Agaty-córki i Danki-żony. Szkoda, że zabrakło miejsca dla Włodka, ale byłby to zbyt trudny wyczyn lingwistyczny.

.

Poród jachtu odbył się zgodnie ze współczesnymi mu zasadami. Laminaty; kadłub, pokład i pozostałe, przyszły na świat u producenta jachtu i szybko do inkubatora, którego doglądał Włodek. Wcześniak rósł powoli, przyspieszając podczas przerw międzyrejsowych Włodka. Nie miał lekko, Prowadzony precyzyjną, czasami twardą ręką, musiał w 100 procentach spełniać oczekiwania. Każdy detal, każde funkcyjne rozwiązanie, były wykonane perfekcyjne i działały niezawodnie. Po kilkunastu latach eksploatacji, „Agadan” jest w świetnej kondycji, dostosował się do zasad wspólnego życia z armatorami, a nawet do formalnych ograniczeń akwenu.

Formalne ograniczenia akwenu to przede wszystkim zakaz używania silników spalinowych. Ograniczenie, które jest kwintesencją stosowania prawa w naszym kochanym kraju.

.

Uchwała nr 145 Sejmiku Województwa Pomorskiego z dnia 27 kwietnia 2011r. W/w uchwale dopuszczono używanie na Jeziorach Wdzydzkich łodzi  o  napędzie elektrycznym o mocy do 5KM. Silniki spalinowe są zakazane. W praktyce 95% jachtów posiada zaburtowe silnik spalinowe, takie rozrywkowe gadżety do zabawy kotka i myszkę z patrolująca Wdzydze Policją, szczególnie aktywnie w bezwietrzny koniec weekendu.

„Agadan” wraz z Włodkiem poradzili sobie z tą drobną niedogodnością. Zamocowany w bakiście, pracujący na wolnych obrotach silnik jest praktycznie niesłyszalny a o tym, że jacht płynie na silniku „donoszą” tylko luźne żagle. Jakoś trzeba wrócić na noc do portu.

.

Ta wspaniała kondycja „Agadana” to efekt pełnej symbiozy armatorzy-jacht. Konserwację i drobne naprawy realizuje na bieżąco Włodek. Reaguje natychmiast i nie zna pojęcia lista rzeczy do wykonania – szczęśliwiec. Zawsze podziwiam precyzję ruchów Włodka, każda manualna czynność to uporządkowane sekwencje pracy rąk, dłoni, palców, które tworzą gotowy algorytm zaawansowanych technologii robotyzacji. Nic dodać, nic ująć. Pewnie tak zawsze pracował w gorących wnętrznościach statku, gdzie nie ma miejsca na błąd i odpowiedzialności nie da się zastąpić „jakoś tam będzie”. Może poniosła mnie trochę fantazja, ale tak to widzę.

.

Wszystko, co dzieje się pod podkładem to królestwo Danki. Jacht wewnątrz jest zawsze gotów do przyjęcia najbardziej znakomitych gości, nawet tych koronowanych. O kuchni i smakołykach nie wspomnę, bo narażę się płci pięknej na innych jeziorowych jachtach. Podział ról na jachcie jeziorowym: na pokładzie chłopiec, pod pokładem dziewczynka jest klasykiem. Takiego podziału nie zmienia nawet fakt, że zmywanie naczyń to coś, co chłopiec „wilk morski” lubi najbardziej.

/

Jest jeszcze coś o czym powinienem wspomnieć. Trudno mi to zdefiniować, ale spróbuję. Istnieje jakieś tajne porozumienie Włodka z „Agadanem”, może obietnica, wspólne marzenia. Na czym ono polega? Otóż Włodek prawie codziennie pod pokładem daje koncert na gitarze. Słychać delikatne drżenia strun, które improwizują melodię. Częstotliwość wibracji strun zapewne wcześniej została uzgodniona z „Agadanem” tak, aby synchronizowała się optymalnym odbiorem przez kadłub, pokład i grodzie. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał śpiew w tej samej tonacji jachtu i armatora. Ja słyszałem, a może to tylko moja wyobraźnia. Jeśli to tylko wyobraźnia, trudno, ale życzę wszystkim podobnych wrażeń.

.

Danka, Włodek i „Agadan”, płyną zawsze tam gdzie chcą i kiedy chcą. Jacht pływa stabilnym kursem, ostro na wiatr, a stały przechył daje komfort żeglugi, którym cieszy się cała trójka.

Czy jest to jacht marzeń, sami to oceńcie.

Gienek

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3988