„BITWA O GOTLAND” – HISTORIA PRAWDZIWA
z dnia: 2021-12-13


Jacka Zielińskiego znam od dawna jako dzielnego żeglarza, uczynnego i przyjacielskiego człowieka.

Do tego – pełnego inicjatyw, obrotności i godnej uznania pracowitości. Doceniam Jego inicjatywę organizacji

najpoważniejszych, długodystansowych regat morskich samotników. Dlatego rozumiem istotę żali, które

mu doskwierają. Odpowiedziałem mailowo – KAŻDY DOBRY UCZYNEK SPOTKA SUROWA KARA.

Wierny tej dewizie wzbogaciłem ją jeszcze inną: JAK UMIESZ RACHOWAĆ DO DWÓCH – RACHUJ NA SIEBIE.

Mam w tym względzie bogate doświadczenia życiowe. Wszystko co mi w życiu się udało – to dzięki brakowi wspólników.

Niezbyt budujący wniosek ? Takie jest życie. Jackowi wyrazy współczucia.

A teraz czytajcie historię prawdziwą, nie tylko  „Bitwy o Gotland”.

Pozdrawiam Wojów Gotlandzkich” oraz Tomka Konnaka, który już tym regatom niestety nie sędziuje.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge

-------------------------------------------

Bitwa o Gotland – historia prawdziwa

11 grudnia 2021

https://rv.sailbook.pl/www/delivery/lg.php?bannerid=0&campaignid=0&zoneid=4&loc=https%3A%2F%2Fsailbook.pl%2Fbitwa-o-gotland-historia-prawdziwa%2F&cb=13958cc8b9Po 10 latach noszenia tego kamienia nadszedł czas.

Nie jest to pełna historia, w końcu 10 lat znajomości, a tu tylko garstka naszych przygód, ale za to doskonale charakteryzujących prawdziwą twarz tego osobnika.. 

Czytam na portalu żeglarski.info: „Z żeglarstwem związał się późno (żona mu kazała), ale na swoim koncie ma osiągnięcia, których pozazdrościć mógłby mu niejeden wytrawny wilk morski.” Czy aby na pewno? Jeśli tak ma wyglądać kolejny wzór do naśladowania według żeglarskiego TVP, to ja dziękuję, zajmę się chociażby łowieniem ryb… (https://zeglarski.info/artykuly/znani-i-nieznani-krystian-szypka/).

___________________________________________________________ 

https://rv.sailbook.pl/www/delivery/lg.php?bannerid=1&campaignid=1&zoneid=3&loc=https%3A%2F%2Fsailbook.pl%2Fbitwa-o-gotland-historia-prawdziwa%2F&cb=cd9fe31623

Na marginesie, prezes Witkowski dobrze zna prawdziwy przebieg pierwszej „Bitwy”, jednak i dla niego liczy się wyłącznie dobry PR, i tak możemy w 2021 zauważyć „wielki” powrót BoG i Maristo Cup na łamy żeglarski.info (przez nieporozumienie o kierunku rozwoju żeglarstwa, sprzeciw kolesiostwu i układom, urażona duma prezesa omijała ww. imprezy i sukcesy żeglarskie, wiążące się z moim nazwiskiem). Czas minął, duma zaspokojona, można dalej promować się na czyjejś pracy.

Do brzegu. Jako człowiek z natury skromny i spolegliwy powinienem od razu napisać, że mamy do czynienia ze zwykłym kłamcą, oszustem i złodziejem, jednak każdy powinien sam wyrobić sobie własne zdanie w tym temacie. Chcę tylko powiedzieć jak było naprawdę, bo w „bitwie na kłamstwa” z ową parą nie mam najmniejszych szans (ponad 20 lat doświadczenia w korporacji na dyrektorskich stanowiskach…).

A więc nasz kapitan, Krystian Szypka, siedząc gdzieś w Żywcu wymyślił plan: znaleźć niszową dyscyplinę sportu, wyrobić sobie nazwisko i zostać „kimś”. Pewnie część z was ma świadomość, że na akwenie Bałtyckim żeglarsko jesteśmy jedynie przed ścianą wschodnią, a więc w przysłowiowej czarnej, i to jest ta nisza, na którą (za namową małżonki) postawił nasz przyszły wzór godny naśladowania.

Tak więc w 2010 skromny skipper wykupuje pakiet szkolenia regatowego u Krzysztofa Krygiera, a po kilku lekcjach wynajmuje jacht i startuje w reaktywacji regat Poloneza. Właśnie tam się poznaliśmy.. 

   Mijają dwa lata, w międzyczasie zacząłem organizować regaty SailBook Cup – 600 nm. dookoła Gotlandii (nigdy wcześniej nikt nie organizował tak długich regat w naszym rolniczym kraju nad Wisłą). W 2011 wystartowały 3 jachty, w 2012 już 7, a wśród nich s/y „Sunrise”.

Jak się domyślacie, w tamtym czasie każdy zgłoszony jacht był na wagę złota, więc z otwartymi ramionami powitałem dwie jednostki z zachodniopomorskiego, z którym wtedy był związany nasz początkujący kapitan. Wtedy po raz pierwszy uległem jego „czarowi” i na jego delikatną prośbę pominąłem w przekazie medialnym rzeczywisty czas mety „Sunrise”, który de facto przeciął ją blisko 20 godzin po wolniejszym jachcie – „Quicku” i ówczesnym zwycięzcy s/y „Femtan”. Ale nie to było wtedy istotne, piękna laurka w postaci artykułu oczarowanego regatami kapitana, była odpowiednią nagrodą (https://regaty.sailbook.pl/pl/oceanteam-o-sailbook-cup-2012/).

   Dwa dni później spotykamy się przypadkiem w gdańskiej marinie, gdzie kpt. z resztkami załogi montował nowy roller. Podczas grzecznościowej pogawędki o minionych regatach, zeszło na plany kapitana: jest potrzeba zrobienia 500-milowej klasyfikacji – a jak to ja – bez zastanowienia i z zapałem godzę się na kolejny rajd dookoła Gotlandii. Robimy Wielka Żeglarską Bitwę o Gotland, ale o tym za moment, najpierw mała dygresja.

   Na tym samym, pierwszym ‘Polonezie”, poznaję również Radka Kowalczyka, który od początku wspierał kolegę Krystiana w przygotowaniach do regat OSTAR (wtedy jeszcze nie miałem świadomości na jakim poziomie jest nasze żeglarstwo, tym samym nie zastanawiałem się nad bezsensem startu w jakichkolwiek regatach za granicą, szczególnie kogoś kto ukończył „Poloneza” i „SailBook Cupa” na ostatnim miejscu. Z czasem wyjaśniło się, że startuje się nie po to, żeby wygrać regaty, a żeby tylko w nich wystartować..).

Czasu do startu w BoG sporo, w międzyczasie mnóstwo ustaleń, a nowi koledzy zapraszają mnie do Radkowego OCEANteam-u. Kontakty medialne Radka, jako zawodnika MINI 650, pomagają, raczkujący portal SailBook.pl nie przeszkadza i rozkręcamy medialnie jesienne wyzwanie 2012 roku. Jednak o prawdziwym sukcesie przeważy – jak zwykle – pogoda.

   Jako jedyny w naszym OCEANteam-ie zwolennik formuł wyrównawczych, ulegam nowym kolegom i z małym niesmakiem, ale godzę się na rywalizację 1:1 z szybszym regatowym jachtem. „Sunrise”, Farr 37 stacjonował w Świnoujściu, dyrektor Krystian w Bielsku, a do tego koniec sezonu i kłopoty z mierniczymi formuły. 

O pierwszej Bitwie krążą legendy, głównie za sprawą dość niepomyślnych prognoz, jednak jako już zwolniony z koleżeńskiej lojalności, opowiem to, co do tej pory wiedzieli tylko najbliżsi znajomi. Jakie były nastroje, co czułem, wiecie – https://sailbook.pl/bitwa-z-pokladu-quicka/. A co pominąłem?

Mieliśmy trackery i telefony satelitarne. Trackery trzeba zgodnie z instrukcją dostawcy dla pewności restartować ręcznie, średnio co godzinę lub częściej, co też robiłem. Po regatach okazało się, że „Sunrise” tego nie robił od samego początku, dlaczego? 

  Jakież było moje zdziwienie i radość zarazem, gdy na wysokości Nyhamn, na północ od Visby, dzwoni do mnie Krystian ze swojego satelitarnego i pyta „gdzie jestem”? Wyszło na to, że jest za mną 50 nm.! Rozbitym głosem opowiedział, jak to po starcie na spinakerze godzinę go wyciągał z wody – a jakby było mało – w gazecie świnoujskiej pojawiło się zdjęcie kapitana czule żegnającego się z żoną, na co dość niefortunnie zareagowała faktyczna żona (niestety nie udało mi się odszukać tego zdjęcia)…

 

   Nie w moim stylu jest kopanie leżącego, tak więc podniecony niespodziewaną wygraną, przyjąwszy kapitulację „Sunrise”, obiecałem zwolnić, żeby zmniejszyć dystans, przynajmniej do zasięgu radia. Regaty wygrane, adrenalina opada. Okrążyłem boję zwrotną Salvorev, kolejny telefon od K., liczymy ile do mnie odrobił i nie wygląda to ciekawie – raptem kilka mil, a do mety już “z górki”.

   No cóż, warunki dalekie były od ideału, co nie napawało optymizmem do dryfu, więc bez sprzeciwu zaakceptowałem pomysł Krystiana, żeby skrócił sobie drogę i przeskoczył Fårösund na silniku, co da mu jakieś +20 nm. Nie mogąc już bardziej zwolnić, zawróciłem do południowego wejścia w kanał… W końcu regaty się skończyły, a że jesteśmy kolegami z OCEANteam-u. Uzgodniliśmy, że na metę wejdę pierwszy, z niewielką przewagą, żeby nie zniechęcić poszukiwanych przez K. sponsorów na OSTAR. Do dziś, wspominając tamtą decyzję, nie mogę sobie tego wybaczyć, no ale kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardą dupę.

Po około godzinie sztormowania na północ, w końcu się zjechaliśmy. Po chwili padł pomysł, żeby pójść spać. Ja wyczerpany brakiem drzemek (adrenalina już opadła), Krystian z kolei „rajdem” na katarynie przez Fårösund, gdzie nocą przy niesprzyjających warunkach z pewnością nie można było tego nazwać spacerkiem, okraszonym drzemkami. Tak więc kolejna umowa dżentelmeńska: idziemy spać, na całą długą godzinę. Czując bliskość Sunrise po zawietrznej nie mogłem jednak zasnąć, stale rozciągały się przede mną katastroficzne wizje sczepiających się masztów, czy uderzenia w burtę… Informuję przez radio Krystiana, że robię zwrot na północ, żeby nie narobić prawdziwego bałaganu i proszę o ewentualną pobudkę, na wypadek gdybym nie usłyszał budzika w telefonie (oczywiście zapewniając, że jeżeli wstanę pierwszy, zrobię to samo). Zmęczony tym wszystkim, obudziłem się po ok. dwóch godzinach – jakież było moje zdziwienie, gdy nie zobaczyłem Sunrise na AIS, a przez radio nikt nie odpowiadał… Dokładam żagli, i pędzę na maksa do mety, a w głowie przemyka myśl, nauczka życiowa, którą wielokrotnie podważam – dałem się nabrać, na te jęki, a on zwyczajnie to wykorzystał i uciekł…. Nie, no niemożliwe… a może coś się stało?

   Co godzinę próbuję się dodzwonić do Krystiana – nie odbiera. Nie mam odwagi zadzwonić do Radka, zapytać co jest grane; a wiem, że byli w stałym kontakcie. Sam się zgodziłem i była to moja decyzja, a teraz zadzwonię z tak idiotycznymi teoriami?! Nie! – Przecież właśnie moje naiwne stawianie na gentlemen agreement’s tak urzekło kolegę Krystiana?! Mając platformę za rufą, w końcu nie wytrzymuję i dzwonię do Radka… Po chwili oddzwania – „Krystian wstał o świcie, kilkukrotnie mnie wywoływał, ale nie odpowiadałem, więc uznał że zawróciłem i popłynąłem w kierunku mety…” – sztormując na zarefowanych grotach w miejscu przez godzinę, dwie; ile mogliśmy się od siebie oddalić – maksymalnie 4-5 nm.? A więc nie ma opcji, musiał mnie widzieć na AIS – no chyba, że AIS też nawalił. Radek informuje: Krystian obecnie jest przed Rozewiem, za którym się schowa przed piździelem, bo boi się, że „Sunrise” całkiem się rozpadnie, i tam na mnie zaczeka. – Ulga… uff, głupio wyszło… a już była panika, że ktoś – nie… nie ktoś – żeglarz samotnik, kolega, chciałby mnie okraść z wygranej w tak podły i podstępny sposób – nie… no –  żaden żeglarz by tak nie postąpił! Między innymi te cnoty od zawsze fascynowały mnie w żeglarstwie 🙂

   Uspokojony, mknę do mety. Gdzieś przed Rozewiem słyszę na 16-tym, jak „Sunrise” wywołuje statek i upewnia się, czy ów go widzi. – Ej, przecież miał czekać osłonięty za Rozewiem, a tu wychodzi na to, że mija teraz Hel?!  Wywołuję Sunrise – cisza, dzwonię do niego – nie odbiera; komórka już aktywna, ale również cisza… Dzwonię do Radka i pytam co tu naprawdę jest grane?! Podczas rozmowy z Radkiem słyszę, że właśnie Marek Słaby wrzucił na fejsbuka zrzut ekranu z MarineTraffic, gdzie Sunrise mija cypel…. Zamarłem… Zacząłem składać klocki. Uciekł. Idąc wzdłuż półwyspu nie mógł napotkać żadnego statku, bo ruta jest o wiele dalej, ale włączył AIS, żeby mieć wymówkę. Stąd to wywoływanie statku, który szedł po swojej rucie (minimum dwie mile od brzegu), więc nie mogło być żadnego zagrożenia… A na moje wywoływania nie odpowiadał. Zamarłem… idąc po płaskiej wodzie, w połówce, prosto do mety…

   Dzwoni Krystian, zaczyna od przeprosin, że złotem mnie obsypie, do najlepszego burdelu zaprowadzi, żebym tylko się nie gniewał, bo ta sytuacja, to zbieg niefortunnych zdarzeń i generalnie jacht mu tonie, dlatego chciał się schować i zaczekać na zatoce, no ale jeszcze ten statek…  ale będzie na mnie czekał! Pewnie tak załatwia się sprawy w korporacjach, no cóż.  Odebrałem jeszcze telefon od Radka, który przekonywał mnie, że przecież jestem z jednym czterech członków jego OCEANteam-u, musimy się trzymać razem, i jak powiem wszystkim, że Krystian, też z OCEANteam-u, wycofał się, przejechał Fårösund na silniku, to nie ukończy eliminacji do OSTAR. A, no i najważniejsze dla mnie – rozwalę zajebiście zapowiadającą się imprezę, z której będziemy jeszcze żyć! 

 

  W tekście Krystiana czytamy: „z uszkodzonym baksztagiem, halsowałem (w połówce, wiało z N) do mety i wtedy Jacek odrobił stratę, dzięki czemu wspólnie ukończyliśmy regaty, niczym kpt. J. Siudy i kpt. K. Jaworski na pierwszym Polonezie”. – Każdy, nawet bardzo średnio zaawansowany żeglarz turysta wie, że w połówce się nie halsuje, bo i po co?! No chyba, że po prostu czerpiesz przyjemność z pływania zygzakiem. On zwyczajnie na mnie czekał, bo bał się, że powiem jak było naprawdę. 

 

   Generalnie historia jakich wiele – człowiek człowiekowi wilkiem, itd. – ale co wy byście zrobili w mojej sytuacji?! Ulegli namowom i w konsekwencji się podłożyli, czy wyjawili prawdę publicznie w tamtym momencie? Sophie’s choice..  Z jednej strony „koledzy”, Krystianowi potrzeba tego do eliminacji do OSTAR, no i przecież budujemy razem nową przyszłość żeglarstwa.. Nie tak to sobie wyobrażałem.. Z drugiej strony na kei śp. Krystyna Chojnowska Liskiewicz, mój ówczesny prezes PoZŻ Bogusław Witkowski, media i znajome twarze. Wstyd mi się na głowę wali, po co to wszystko, dla jakiegoś karierowicza; no ale jestem w tym, sygnuję nazwiskiem, nie chcę rozwalić imprezy. Jakbym powiedział wtedy prawdę, na pewno nie byłoby dziś Bitwy, więc chyba było warto.. Z satysfakcji nawet nasz kapitan nie jest w stanie mnie okraść..

Powiedzmy, że wypadki chodzą po ludziach. Nieraz ambitnie wyznaczony cel sprawia, że delikatnie naginamy zasady. Umieściłem te wydarzenia bitwowe w głowie na półce “wstydliwe, nie wracajmy do tego, patrzmy w przyszłość”. Chłopak się nakręcił i za wszelką cenę chciał dokonać zamierzonego.

Tylko później okazało się że, nie był to przypadek jednorazowy, wypadek okoliczności. To było tylko pierwsze zdarzenie, po którym sukcesywnie następowały kolejne. Bez miejsca na przyzwoitość, po trupach do celu.

 

Dla większości dżentelmenów ten wycinek historii zapewne wystarczy, aby wyrobić sobie zdanie.

Zainteresowanych pełnym wpisem zapraszam na https://sailbook.pl/bitwa-o-gotland-historia-prawdziwa/

 

Z żeglarskim pozdrowieniem

 

Jacek Zieliński

 



 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3844