ROMAN PIECHOWIAK SAMOTNIE PŁYNIE PRZEZ ATLANTYK
z dnia: 2021-02-08
Za oknami śnieg, dużo śniegu, mróz siarczysty, cisza – tylko wróbelki kotłują się w ogrodowym karmniku, podczas gdy z komina
sąsiadki snuje się szary dym. A tymczasem nasz samotnik Roman Piechowiak po przebyciu kolejnych 624 mil szczęśliwie
zawinął do portu Arrecife na wyspie Lanzarote, leżącej na NE skraju archipelagu Wysp Kanaryjskich. Port Arrecife
położony jest na SE brzegu wyspy Lanzarote. Geograficznie to jeszcze Afryka, najbliżej stąd do Maroka.
Teraz, kiedy większość z nas przezornie kwarantannuje – newsik odbieramy jako przynętę na przyszłość.
Romanowi dziękujemy i życzymy dalszego powodzenia.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
================================================================
Witam Don Jorge,
Drugi etap mojego samotnego rejsu z La Ciotat do Fort-de-France.
Linea de la Concepcion 19/10 do 24/10. Przelomowy okres w mojej podrozy przez Atlantyk. Czyli plynac dalej czy nie? ! W internecie znalazlem
dwa adresy Centro de Salud. Wybieram tenblizszy mariny mimo bardzo zlej o nim opini. Jestem przygotowany na oczekiwanie i niezrozumienie
od strony hiszpanskiej sluzby zdrowia. Mam europejska karte zdrowia wydana przez francuskiego odpowiednika polskiego ZUS’u. Zdrowie nie
ma ceny wiec mam tez karte Visa! Jesli nie uda sie leczenie jestem gotowy na lot do FR. A jacht nie zajac...
W przychodni pustki. Maseczki cierpiacych zaslaniaja schorowane lica. Pani przed wejsciem daje jakis tam produkt do mycia rak i po paru pytaniach
kieruje do odpowiedniego okienka. Z okienka do biura chyba do pani kierownik ktora grzecznie rejestruje dane. Dwa razy sie pyta czy Roman to
moje nazwisko. Dwa razy odpowiadam ze nie nazwisko tylko imie. Po rejestracji prowadzi mnie z powrotem do okienka. Dostaje na karteczce
napisany nr gabinetu.
Przed gabinetem nikt nie czeka. Drzwi otwarte, staje przy futrynie, pokazuje sie ze jestem i siadam w poczekalni wraz z nielicznymi pacjentami. Cisza. Po
paru chwilach lekarz wyszedl, zaprasza. Wykazuje dezaprobate, kwaszas usta pod maseczka, na moje slowa w jezyku Szekspira. Daje mi do
zrozumienia ze nie da rady wiec ja do niego po francusko-hiszpansku. Nieborak! Wyskoczyl z gabinetu. Po chwili wrocil z pania ktora mnie przyjela.
Wskazuje mnie reka, cos wyjasnia. Po jej odejsciu zaczal biegle wypytywac po angielsku! Moj angielski zbladl ale pozwolil mi wyjasnic sytuacje.
Badania, recepta, do widzenia. Nie chca pieniadzy za konsultacje. W aptece place 5€ z hakiem za antybiotyki. Juz mi lepiej.
Przygotowania jachtu. Wchodze na maszt sprawdzic takielunek. Mam do tego sprytna drabinke wciagana na fale grota. Zaopatrzenie w swieze
owoce i warzywa, konserwy, chleb do pieczenia w piekarniku, puszki rozne, cienkie wino. Zwiedzam miasto i laze tam gdzie turysci nie laza. Dzielnice w
turystycznym centrum. Ok. Dzielnice oddalone od centrum z «normalnymi» ludzmi. Nie bardzo czyste i zadbane. Ale tu jest zycie. Lubie te miejsca,
ekscentryczne (znaczy poza centrum nie zwariowane).
Lekarstwa dzialaja dobrze choc powoli. Czuje sie wyleczony na 90%.Wyganiam z glowy natarczywa mysl o chorobie. Jednak podswiadomosc nie
daje spokoju. Poplynie ze mna w podroz jak pasazer na gape! Kanary nie sa az tak daleko.
Mam czas ide do Gibraltaru. Przechodze przez dwie strafy graniczne.Europa kontra brexit. Kontroluja dokumenty osobiste. Granice od miasta
dzieli pas startowy lotniska. W poprzek jada samochody i ida piesi. Jakis smieszny wynalazek Angoli. Nie wiem dlaczego ludziska powoli zdejmuja
maseczki. Ja nie. Dopiero w miescie orjentuje sie ze wystraszone oczy tubylcow blagaja o jej zdjecie. Co robie natychmiast i znow mam ludzka
twarz! Tu masaczki nie obowiazuja.
Potrzebuje nowy silnik elektryczny do pilota bo sie spalil. GPS tez kolejny raz nawalil. Jest do wymiany. To ten ze stolu nawigacyjnego swieci bialym
ekranem. Beznadziejna sprawa. A tak fajnie bylo miec dane nawigacyjne bez wylazenia do kokpitu.
W porcie Linea de la Concepcion poznaje kilka zalog jachtow w drodze na Karaiby. Zaskakuje mnie roznorodnosc jachtow do realizacji tego
samego zamiaru oraz wiek zeglarzy. Jest mloda para z bardzo malym dzieckiem na 26 stopowym katamaranie Wharam’a z przed 40 lat! Druga
para mlodych z dzieckiem na aluminiowym jachcie tez starym ale o długości 13m. Pare jachtow seryjnych, starszych, dostosowanych do dalekiej podrozy.
Skiperzy z doswiadczeniem i nowicjusze. Jestem jedynym samotnikiem. Zywa konfrontacja doswiadczen z marzeniami przed atlantycka przygoda.
Porady jak przeplynac ciesnine Gibraltaru. Bedziemy w kontakcie z drugiej strony Atlantyku. Tani port i bezclowy Gibraltar przyciagaja amatorow
transatlantyckiej podrozy.

Samotnik.
.
24/10 przygotowania skonczone. Opuszczam port i staje na kotwicy tuz przed nim. Wiatru brak. Nie mam ochoty plynac na silniku. 26/10 internetowa
prognoza zapowiada 5B z polnocy, pozniej z polnocnego zachodu. Kierunek wiatru nietypowy. Plywy slabe. Mam nadzieje szczesliwie
przeplynac ciesnine Gibraltaru.

O 11. AM podnosze kotwice. Grot pierwszy ref i silnik, dla bezpieczenstwa. Wiatr porywisty. Baksztag. Fok 3. Miedzy statkami na kotwicy. Z wiatrem idzie
sprawnie. Troche mokro, sa fale. Wyplywam z zatoki i mijam przyladek o zapomnianej przeze mnie nazwie. Wiatr maleje. Zmieniam foka na
wiekszego. Wzdluz brzegu prady maja byc slabsze a nawet nieistniejece. Pod warunkiem ze plynie sie nie przekraczajac 35m glebokosci. Wiatr skreca
na zachodni. W miare jak zblizam sie do toru wodnego maleje prędkość jachtu do 1,6 wezla. Robie zwrot. W kierunku brzegu jacht plynie coraz
szybciej. Do 6 wezlow. Zwrot. Silnik przychodzi z pomoca bo maleje predkosc. Zalezy mi zeby przed noca wyplynac z ciesniny. Statki trzymaja sie
toru wodnego. Myslalem ze bedzie ich wiecej. Jakis zaglowy katamaran przecina tor i idzie pod brzeg Maroka. Pare wiekszych jachtow idzie na
silniku. Pogoda sloneczna choc troche zimno. A ja sobie tam i z powrotem. Na zaglach i silniku. Jest pod wiatr i jest pod prad. Na zachod, na zachod, na
zachod plynie spokojnie Ultima. Do Tarifa droga zygzakowata. Steruje i spiewam rozne stare melodie wymyslajac do nich aktualny tekst. Glupi Romek.
Samotny jak palec miedzy Europa a Afryka. Po to jestem tu i teraz! Niech Szekspir sie zmywa ze swoim «to be or not ...»
Kierunek plywu mial sie zmienic i sie zmienil. A my zyg do przodu, powoli, zblizamy sie do toru wodnego. A my zak to prad znosi nas na wschod. Nie
znosze tego! Silnik ku pomocy i wszyscy swieci. Ciagnie sie minuta za minuta. Sam juz nie wiem czy plyniemy do przodu czy przodem do tyl.
W taki sposob moja mala „Ultima” pokonala zatoka gibraltarska. Sterowalem z przyjemnoscia. Ten dzien jest jadnym z piekniejszych dni ktore spedzilem w
morzu.

Między Afryką i Europą. Zwróćcie uwagę na kształt suwklapy.
.
Ras Spartel wita nas dluga oceaniczna fala. Jacht wydaje sie być lzejszy. Poza zasiegiem pradu sprawnie plynie na poludnie. Silnik wreszcie
zamilkl. Wiatr mniej wiecej ponocno-zachodni. Slonce juz za horyzontem. Nie chce sie spac. Jestem dumny z siebie. Nie tylko z powodu pieknego
zeglarskiego dnia ale z tych 23 lat ktore poswiecilem na budowe i wyposazenie zaglowki. Jestam dumny z niej bo nigdy mnie nie zawiodla.
Ocean Spokojny - jak bardzo ta nazwa do niego pasuje! Wyspy Kanaryjskie wydaja sie w zasiegu reki. Wiatr piekny od 3 do 4B. Plyne
w miare rowna predkoscia. Okolo 4 wezlow. Czasem w ciszy wlączam silnikbo fale targaja jachtem az maszt sie trzesie, biedaczek. Najpierw wzdluz
Afryki. Powoli oddalam sie od ladu. W dzien nie ma na co patrzec. Brzeg niewyraznie plaski. W nocy lsnia przybrzezne miasta i porty.
Dzieki nadajnikowi AIS statki omijaja mnie sprawnie. Jest ich duzo. Plyna grupami jak stadne zwierzeta. Te na polnoc zaladowane chinszczyzna
bez wartosci by zaspokoic szal europejskich klientow. Te na poludnie, do Chin, przez Indie z naszymi smieciami. Znaczy ze zuzytymi dobrami made in
China (PRC). W falach oceanu spokojnego milionerzy staja sie miliarderami A glupi ludek sie biedzi na kredyt konsumencki. Samotne zeglarstwo rozwija
wyobraznie! Nie wiem co na tych statkach jedzie ani gdzie. Czas mija powoli. Nie ma sie czym zajac. Zainstalowalem syntetyzator ale on wywoluje chorobe
morska! Szkoda ze nie mam wiecej ksiazek. Wlaczone radio nadaje muzyke Maroka. Lubie brzmienie tradycyjnych instrumentow. Zwlaszcza rytm perkusji.
Jem jak jestem glodny. Spie jak chce mi sie spac. Maksymalnie godzine. Wpis do dziennika co 4 godziny. Samoster. Nudy! Zwiekszam lub
zmniejszam zagle. Sprawny system nie wymaga duzo pracy.
W nocy z 28 na 29/10 wieje mocniej i jest zimno. Wilgoc na pokladzie w srodku tez. Ubieram sie jak trzeba. Do tej pory bylo cieplo i sucho. Jacht
sunie 6 wezlow i wiecej. Samoster samosteruje. Spokojne zeglarstwo na spokojnym oceanie. To lubie. Mijaja godziny. Nie ma czym sie zajac. Nudy!
30 na 31/10 zdobyte zaledwie 87 mil. Nie ma wiatru nie ma mil! Czort mnie tu przygonil czy co?
Lanzerot na horyzoncie wypelnia mnie smuteczkiem juz konczacej się podrozy/etapu. A zagle wypelnia wzrastajacy wiatr. Zwijam grot. Na foku 2
jacht tnie do przodu i slizga sie po falach. Cala moc od rufy. Steruje z przyjemnoscia. Wyspa rosnie w oczach. Widac instalacje portowe Arrecife.

Port Arrecife
.
01/11 o 15.40 wplywam do mariny. Jest niedziela. Nikt nie odpowiada na wezwanie z UKF. Nie jest przyjemnie bo wiatr wdziera sie do portu
utrudniajac manewry. Z zacumowanego jachtu kiwa do mnie facet i pokazuje wolne miejsce. Dobijam. Sympatyczny Anglik pomaga przy cumach. Jest tez
drugi pomocnik - Francuz. W niedzielnej marinie nie ma marineros tylko ciec. Jutro sie zglosze do biura. Pozyczylem karte magnetyczna do drzwi toalety i
biegne pod przysznic. W morzu zapomnialem sie ogolic. Wlosy stargane wiatrem daja mi oblicze rozbitka. Dzis wilk morski ma czysta wyprasowana biala koszule!
Podsumowanie drugiego etapu samotnego rejsu: 148 godzin w morzu, srednia prędkość 4,21 wezla, 624 mile.
Roman
z pokladu s/y „Ultima T”.
|