SIO - ŻEGLARZE !
z dnia: 2020-09-18
Zanim przeczytacie aktualną korespondencje Lecha Parella, pozwolę sobie przypomnieć zeszłoroczny news SSI pt. „Między asekurantyzmem i i zazdrością” (15 września, 1462 czytań) http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3535&page=0 oraz fragmencik niedawnego maila od Tomasza Konnaka. Rzecz jest o tym jak oficerowie zawiadujący VTS Zatoka widzą i szanują żeglarzy. Lata mijają i nic w tym „wątku” nie ulega zamianie. Od czasu PRL w tym kręgu mówi się, że „jachty to chwasty morza”. Niby to żarty (niewybredne), ale zorientowani pewnikiem przyznają mi rację, że jednak coś jest na rzeczy. Dwa słowa o praźródle – dawnymi czasy kapitan (bo to musiał być kapitan !) podczas odprawy wyjściowej z portu był przepytywana „na okoliczność” nazwy następnego portu. Jako człowiek brzydzący się rygorami, gardłujący za liberalizacją polskiego żeglarstwa morskiego – zawsze odpowiadałem przekornie – „nie wiem”. Taka postawa skippera jachtu „Milagro” odbierana była jako ostentacyjna niegrzeczność. Ostentacyjna – zgoda, ale dlaczego od razu niegrzeczność ?
- Jak to pan nie wie ???
- No, nie wiem jeszcze skąd będzie wiało. Jak z zachodu to chyba Kłajpeda, a jak ze wschodu, to chyba Sassnitz.
- Jak to - chyba? Nie wie dokąd pan płynie ?
- No nie wiem, bo widzi pan - ja teraz mam urlop i NICZEGO NIE MUSZĘ
- Ależ panie – ja tu do książki odpraw MUSZĘ wpisać port docelowy.
- Up to you – nie jestem pieniaczem – krakowskim targiem - wpisz pan Kopenhaga.
Władze kochają inwigilację. Przecież niedawno w tym celu zarządzono rejestrację telefonów „na kartę’. Teraz ludzie „Pana Zero” zawsze mogą sprawdzić gdzie jestem. Chyba, że nie zabiorę z sobą telefonu. No i „pozwoleństwa” wszelkiego rodzaju. Władza ma prawo zaspakajać swoje ciekawości i egzekwować polecenia. Nawet, a może szczególnie te najgłupsze. Tylko czekać na powrót rejestracji rowerów i tabliczek rejestracyjnych pod siodełkiem. Przecież to już było. A jak na przykład wygląda kohabitacja statków i jachtów można na przykład zobaczyć latem na podejściu do Marienhaminy.
/
Ale do rzeczy: przy okazji przygotowań do i tradycyjnych regat Gdynia – Władysławowo – Gdynia organizator imprezy Tomasz Konnak zwierzał mi się mailowo: „…Ciekawe jaką „zgodę” da nam tym razem Kapitanat? Ale nie spodziewam się wiele, wygląda na to, że swoboda żeglugi jest solą w oku władz portowych i zatokowych. (Kuriozalny przypadek innego jachtu podczas MP w Gdańsku - może armator opisze, bo warto.)”
A dzis nadeszła ilustrowana memem korespondencja Lecha Parella.
Poczytajcie.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------------------
Don Jorge,
Bitwa o Gotland już cichnie ale w mojej głowie kołacze wciąż refleksja związana z jej początkiem. Zastanawiałem się czy poruszać ten temat, ale chyba jednak warto. Otóż gdy ub. niedzielę wypłynęliśmy na Zatokę żegnać żeglarzy ruszających na Bitwę, ciśnienie podskoczyło nam jeszcze bardziej po usłyszeniu komunikatów wypowiadanych przez dyżurnego VTS Zatoka. Wywołania dotyczyły żądania natychmiastowego zejścia z toru wodnego, w związku z planowanym wyjściem w morze statku z portu w Gdyni. Trzeba uznać ilość tych wezwań oraz ich formę za ponadstandardowo obcesowe i irytujące.
Jest rzeczą naturalną, że my żeglarze rekreacyjni, szanujemy tych, którzy orzą morze zawodowo. Schodzimy statkom z drogi zawczasu i staramy się nie robić swoim zachowaniem zbyt dużo zamieszania. Ale nie może to oznaczać, że mamy się z morza usunąć całkowicie. Jest kilka czy nawet kilkanaście sytuacji w roku, gdy zaplanowana wcześniej impreza powinna mieć prawo się odbyć a inni uczestnicy ruchu wodnego powinni być zobowiązani to uszanować.
Czy rzeczywiście jest aż takim problemem, żeby statek handlowy, widząc kilkanaście jachtów w zwartej grupie, nieco zwolnił - powiedzmy z 14 do 6 węzłów - i umożliwił wszystkim, w tym sobie, bezpieczne, bezkolizyjne przejście? Przecież ewentualne utrudnienie dotyczy bardzo krótkiego czasu i nie oznacza niemożności przejścia. Nie mówimy przy tym o jakimś kręceniu piruetów czy manewrowaniu w główkach portu, gdzie faktycznie wjeżdżanie przed statek przez żeglarską drobnice, mogloby byc niebezpieczne. Niestety, przewiduję, że na ktoś z VTS Zatoka powie, że byłaby to niewyobrażalna tragedia a świat mógłby się od tego zawalić.
Tymczasem wygląda na to, że trend luzowania bezsensownych obostrzeń i znajdowanie sposobów na godzenie żeglugi profesjonalnej i przyjemnościowej to już przeszłość. Absurdalne żądanie aby regaty organizowane na Zatoce nie przecinały torów wodnych jest jednym ze znaków tego końca. Podobnie jak coraz częstsze żądania meldowania się w główkach, przy przecinaniu torów czy maglowanie sterników nawet z takich szczegółów jak nazewnictwo przystani. Może mi ktoś wyjaśnić, jaką różnicę robi w Kapitanacie to, czy idę na stację paliw czy do mariny cesarskiej?
Żyj wiecznie, Jurku
Lech Parell
|