MARYNISTYKA – WOJCIECH KOSSAK i JULIAN FAŁAT – PREZENTUJE KRZYSZTOF BARANOWSKI (VI)
z dnia: 2020-06-13
Prezentowane dziś przez Krzysztofa Baranowskiego obrazy Wojciecha Kossaka i Juliana Fałata należą do najbardziej
znanych przez miłośników naszego morza. Nie mniej – przypomnijmy je Czytelnikom i Skrytoczytaczom SSI. Pozwalam
sobie przypomnieć moją uwagę (patrz locyjka „ZATOKA GDAŃSKA”, wyd. II strony 129 i 132 – „Ceremonia odbyła się nie
tam gdzie dziś stoi skromny monumencik, ale … w baseniku portu wojennego na zamkniętym terenie dzisiejszych Puckich
Zakladów Mechanicznych AMEX.”. Na stronie 129 zamieszczona jest fotografia uczestników z lotu ptaka).
Sezon rozpędza się, pamiętajcie o kamizelkach i lifelinach.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=====================================
Zaślubiny z morzem
Odzyskanie niepodległości w roku 1919 oznaczało też powrót na wybrzeże Bałtyku. Niewielki to był skrawek brzegu, ale morze budziło olbrzymi entuzjazm społeczeństwa.
Ceremoniał „zaślubin z morzem” to specyficznie polska uroczystość. Na obrazie Wojciecha Kossaka widzimy jak generał Józef Haller wjeżdża koniem do wody i rzuca platynowy pierścień. Był to dzień 10 lutego 1920, ale autora obrazu przy tym nie było. Wojciech Kossak namalował go zresztą w roku 1930.
Na obrazie widzimy niezłą pogodę tymczasem Eugeniusz Koczorowski pisze:
Dzień był pochmurny, padał deszcz…
/
Zaprzyjaźniony meteorolog, Maciej Ostrowski, sięgnął do prognoz pogody z tego okresu i potwierdza, że w tym dniu panowała odwilż i mógł padać deszcz. Ale w poprzednich tygodniach tego roku panował siarczysty mróz i Zatoka Pucka była skuta lodem, czego żaden deszczyk nie był w stanie roztopić. Z innych źródeł wiadomo, że na potrzebę chwili trzeba było wyrąbywać przerębel, żeby generał mógł wrzucić do morza ceremonialny pierścień. W tym względzie Julian Fałat (drugi obraz) był bliższy sytuacji pogodowej…
/
Ponowne zaślubiny z polskim morzem miały miejsce 18 marca 1945 w okolicach Kołobrzegu, gdzie dotarła I Samodzielna Warszawska Brygada Kawalerii. Plutonowy Franciszek Niewidziajło wypowiadał ceremonialną formułę w imieniu ludowego Wojska Polskiego, a że wojsko ludowe, więc o żadnych pierścieniach nie było mowy – wystarczył wbity w morskie dno sztandar. I nie trzeba było rąbać lodu.
Chętnie wiążemy się z morzem ceremonią, ale na co dzień ani go nie szanujemy ani wykorzystujemy, a w większości traktujemy jako malowniczy dodatek do plaży.
Z książki Krzysztofa Baranowskiego „Żagle na sztalugach”
=====================================
Ilustracje do komentarza Jarosława Czyszka
.
|