CZY ŁATWO JEST ZAPROJEKTOWAĆ I ZBUDOWAĆ
z dnia: 2019-03-05
Pytanie aktualne, bo słowo „projekt” ostatnio całkowicie się zdewaluowało. Ja już nawet nie wyśmiewam projektantek
kiecek czy kapeluszy, gender inscenizacji, bo teraz realizacja jakichś tam ulicznych występków to też już są „projekty”.
Dzisiejszy news to felieton prawdziwego projektanta, tworzącego projekty techniczne. Może nie wagi superciężkiej jak
na przykład tunel pod Kanałem Angielskim, czy Oresundbron lub suchego doku, ale takiej – powiedzmy średniej jak
przystań jachtowa nad Martwą Wisłą. Niedawno był news o Przystani Gminnej Wislinka – dzieło Jana Kłosowskiego
- http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3414&page=0
Spoko – Jan nie będzie Was dziś zamęczał mądrościami statyki, wytrzymałości materiałów, mechaniki gruntów, analizą falowania….
Dziś news o prozie i realiach formalnych procesu prawdziwego projektowania. J
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
------------------------------------------------------
Don Jorge - czy łatwo jest dziś zaprojektować i zbudować przystań żeglarską?
Teoretycznie tak, w zasadzie jaki to problem, w dobie gotowych, ogólnodostępnych rozwiązań projektowych jak pomosty pływające, Y-bomy, szafki dystrybucyjne. Wydaje się to być jak budowanie z klocków. Cała Skandynawia na tym stoi! Nim jednak ktoś zacznie te klocki ustawiać potencjalny inwestor oraz wykonujący na jego rzecz prace projektant muszą przejść ciernistą i wyboistą drogę.
Samo planowanie i rysowanie układu pomostów, rozmieszczanie stanowisk cumowniczych jest naprawdę przyjemną robotą, kiedy jednak zaczynam myśleć o ścieżce administracyjnej to robi mi się ciemno przed oczami….
Z definicji jestem apolityczny, jednak to co zmieniło się przez ostatnie kilka lat w procedowaniu inwestycyjnym to są mówiąc kolokwialnie jakieś jaja, niby ma być prościej, jest Internet, błyskawiczne przesyłanie korespondencji, uzgodnień, a jest dokładnie odwrotnie, wszystko wydłuża się miesiąc za miesiącem a ilość uzgodnień i kolejnych wymaganych dokumentów formalnych wciąż rośnie.
Ścieżka od idei do realizacji z pozoru wydaje się prosta: decyzja lokalizacyjna, decyzja środowiskowa, pozwolenie wodno-prawne, kupa uzgodnień i na koniec pozwolenie na budowę. W międzyczasie gdzieś tworzy się projekt jako dokument techniczny.
Całość patrząc z punktu widzenia Kodeksu Postępowania Administracyjnego powinna zająć 4-6 miesięcy, w praktyce trwa minimum rok! I to w zasadzie tylko dzięki dwóm instytucjom sterowanych i obsadzanych centralnie z dalekiej stolicy, działających w oparciu o napisane na kolanie ustawy. W obu instytucjach, gdy tylko ktoś zaczyna cisnąć i pytać czemu to trwa tak długo, mimo obowiązujących innych przepisów ,odpowiadają zgodnie: BO NIE MA KOMU TEGO ROBIĆ, SPADŁY NA NICH LICZNE DODATKOWE OBOWIĄZKI, OGRANICZONO IM KASĘ I ETATY! Tak niestety działa tzw. dobra zmiana, tylko czemu w telewizji wszystko wygląda tak wspaniale?
Z punktu widzenia prostego inżyniera, za którego się uważam (ze wskazaniem na PROSTEGO) nie powinno mnie obchodzić że urząd/instytucja nie ma etatów by załatwić moją sprawę, musi jednak obchodzić bo wciąż jednocześnie owe instytucje sugerują że nie muszą wcale nam nic uzgadniać i zawsze mogą zapytać się o coś jeszcze, o co wcześniej nie pytały….
I tak oto chociażby musieliśmy udowadniać że żelbetowe pomosty pływające nie tyle że są obojętne dla środowiska ale że wręcz są dla niego bardzo korzystne bo na betonowej powierzchni pod wodą zadomowią się żyjątka…
Prowadzenie jakichkolwiek prac czerpalnych należy poprzedzić zebraniem warstwy bentosu (czyli warstwy namułu w którym też są żyjątka), odłożeniem go w innym miejscu i po zakończeniu robót ponowne przeniesienie go na miejsce pierwotne. Absurd! I do tego jaki drogi! Nie wspominając już że fizycznie niewykonalny….
Na ostatniej prostej wędkarze zasugerowali że ograniczamy im łowisko i wypadałoby to jakoś zrekompensować. Tu również doszliśmy jak zwykle do kompromisu…
Przebrnąłem przez to w Wiślince, przebrnąłem w Sobieszewie, zaczynam brnięcie w Błotniku. Brną przez to sąsiedzi w Jachtklubie Stoczni, brnie AKM i zastanawiam się często kiedy ktoś wreszcie powie pass? Kiedy komuś wreszcie puszczą nerwy. Naprawdę podziwiam naszą brać żeglarską za upór, konsekwencje i anielską cierpliwość.
.
/
To może ciut przyjemniej teraz - projekt przystani żeglarskiej w Sobieszewie wszedł formalnie na ostatnią prostą przed uzyskaniem pozwolenia na budowę. Po wielu bojach (cenionym specjalistą od boi jest podobno Jacek Zieliński) udało się nadać mu ostateczną formę. Chyba wygląda to całkiem nieźle: ponad 80 miejsc wewnątrz basenu uformowanego z pływaków pomostowych, kilkanaście lub nawet dwadzieścia kilka miejsc longside na zewnątrz pomostów. Głębokości jak na ten akwen przyzwoite (od 2 do 4 m), zaplecze socjalne (toalety, mesa, grill i wielki trawnik do wylegiwania się w słońcu), w tle oczywiście hałda w Wiślince…. Oczywiście brak też miejsc na zimowanie jachtów, ale za to jest slip by móc te mniejsze wyciągnąć i wywieźć go gospodarza na pobliską łąkę.
Teraz nic tylko przymierzyć się do budowy. Nasze miasto konsekwentnie dąży do celu, więc o to że obiekt w końcu powstanie jestem raczej spokojny.
Na wizualizacji widać jak będzie wyglądać to docelowo- z jedną uwagą- tych miejsc w Y-bomach na zewnątrz nie będzie - tam tylko longside.
Teraz zabieram się powoli za powiększenie przystani w Błotniku co także zapowiada się obiecująco. Z resztą i stamtąd widać hałdę!
Jeszcze z ciekawostek hydrotechniczno-wodniackich w rejonie delty Wisły na ostatnią prostą wchodzi też projekt i wkrótce budowa żelbetowego slipu przy brzegowej stacji ratownictwa (SAR) w Świbnie - na Przekopie Wisły. Co prawda nie będzie to ogólnodostępny obiekt dla wodniaków - ale w sytuacji awaryjnej będzie gdzie się wyciągnąć, lub przycupnąć na chwilę. Zrzucenie RIBaSARu do wody i ruszenie do akcji ulegnie znacznemu skróceniu.
Jak będzie zbudowane dostaniesz materiał do zaktualizowania mapki Przekopu Wisły.
.
Jan
===================================================================================================
Ilustracja do komentarza Jacka Pietraszkiewicza:
|