STAN RÓWNOWAGI (II)
z dnia: 2018-10-29
Zagajenie: oto zapowiedziana przez Eugeniusza Ziółkowskiego druga część rozważań o stanie równowagi – tym razem o żeglarstwie
regatowym. W odróżnieniu od Gienka na regatach się nie znam. Nie mniej – jak wiecie kibicuję wojownikom Bitew o Gotland,
choć przyznaję - bardziej w trosce o bezpieczeństwo tych pozytywnie zakręconych. Autor newsa de facto troszczy się również
o bezpieczeństwo żeglarstwa regatowego sensu stricte, ale sięga głębiej i przestrzega przed sytuacją, która możne ośmieszyć
wysiłki regatowe czynione w pośpiechu, nieprofesjonalnie. Projekt "I love Poland" nadal jest pod dywanem w roli gorącego kartofla itd
Przy okazji wyrażam uznanie Tomaszowi Chamerze - pierwszemu kompetentnemu Prezesowi PZŻ „ery nowożytnej”, a tak
konkretnie to chwaląc go za „Volvo Gdynia Sailing Days 2018. To naprawdę był kawał dobrej także logistycznej roboty.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
====================================
Don Jorge,
oto druga część „Stanu równowagi” - o żeglarstwie regatowym.
.
Żeglarstwo regatowe podzieliłem na dwie grupy: monotypów i pozostałych jachtów.
Żeglarstwo regatowe na łódkach monotypowych charakteryzuje się tym, że każda klasa jachtów musi spełniać szczegółowe przepisy budowy i wyposażenia, w zamian rywalizacja dla wszystkich odbywa się w czasie rzeczywistym, bez żadnych przeliczników. Klasy monotypowych jachtów regatowych ze względu na rejon użytkowania, dzielą się na narodowe i międzynarodowe. Z grupy klas międzynarodowych Komitet Olimpijski zatwierdza niektóre jako klasy olimpijskie. Przykładem polskiej klasy narodowej jest Omega, klasy międzynarodowej i olimpijskiej jest Finn (weteran klas olimpijskich – od 1952 roku). W ostatnich latach do jachtów monotypowych dołączyła rodzina windsurfingowa.
Żeglarstwo regatowe na monotypach ma dość długą historię, powiązaną z historią nowożytnych igrzysk olimpijskich. Mnogość klas monotypowych, z których tylko nieliczne zyskały rangę klasy olimpijskiej, spowodowała naturalny podział na klasy przygotowawcze i olimpijskie. Niektóre klasy przygotowawcze powstały specjalnie dla najmłodszych żeglarzy. Optymist to przedszkole dla klas jednoosobowych, Zaniedbywany ostatnio Cadet, był dobrym początkiem dla klas dwuosobowych.
A jak ma się żeglarstwo regatowe na monotypach w Polsce?
Okres przedwojenny pozostawiam historykom. Warto może tylko przypomnieć, że konstruktor Omegi Juliusz Sieradzki wystartował w Igrzyskach Olimpijskich 1936 roku w załodze jachtu R-6 „Danuta”.
Nasz ponowny start na arenie międzynarodowej to lata 60. XX wieku. Starty na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich nie były zbyt spektakularne.
Mimo to druga połowa XX wieku była okresem rozwoju żeglarstwa monotypowego w Polsce. Młodzież licznie garnęła się pod skrzydła żagli. Obowiązywała wówczas doktryna piramidalnej metody szkolenia w sporcie. Mnogość zawodników w podstawie piramidy niejako statystycznie powinna wyselekcjonować mistrza na szczycie.
Jak na czasy słusznie minione system był dobry. Angażował liczną rzeszę młodzieży (obowiązywał w większości dyscyplin sportowych) w zajęcia sportowe, był finansowany przez państwo i od czasu do czasu pojawiał się mistrz. Takim mistrzem niewątpliwie został Mateusz Kusznierewicz – najbardziej utytułowany polski żeglarz klas monotypowych.
Zmiany ustrojowe w Polsce zmieniły zasadniczo system organizacyjny żeglarstwa regatowego. Część klubów szkolących młodzież została pozbawiona środków i zaprzestała działalności. Lukę w szkoleniu podstawowym, próbowano załatać Uczniowskimi Klubami Sportowymi. Powstawały lokalne kluby szkolące młodzież. Piramida szkoleniowa legła jednak w gruzach. Współcześni żeglarze regatowi rodzą się w ośrodkach mocnych finansowo, pozyskujących środki od miasta, sponsorów i PZŻ.
Przejście ze szkolenia masowego na dedykowane dla wybranych ma swoje dobre i złe strony. Strona pozytywna to koncentracja środków umożliwiająca: wprowadzenie właściwych metod szkolenia, udział w imprezach międzynarodowych, zapewnienie najlepszego sprzętu.
Minusem tej metody szkolenia jest pozbawienie udziału w sportowej zabawie licznej grupy młodzieży.
Osiągane wyniki na arenie międzynarodowej są porównywalne lub nawet lepsze od tych sprzed trzydziestu lat. Ich ilość i ranga jest powyżej rokowań statystycznych wynikających z ilości żeglarzy w kraju. Można mówić, że sukcesów powinno być jeszcze więcej, ale to naturalny głód zawodników, działaczy i społeczeństwa w każdej dziedzinie sportu wyczynowego.
W zasadzie cel został osiągnięty, trudno więc krytykować metody. Mam nadzieję, że aktualny Prezes PZŻ skoncentruje działalność na sporcie i wykorzysta wszystkie dostępne środki.
Regaty „Volvo Gdynia SailingDays 2018” na wodach Zatoki Gdańskiej są dobrym przykładem zorganizowania w sposób właściwy zawodów sportowych o randze międzynarodowej. Pomimo znaczących osiągnięć regatowców nie podejmę próby definiowania stanu równowagi w tej dziedzinie. Pozostawię to ekspertom od wyczynu.
.
Grafika SAILBOOK - Bitwa o Gotland
.
Pozostałe żeglarstwo regatowe. Ta dziedzina żeglarstwa jest najtrudniejsza do oceny. Z jednej strony załogi jachtów z regatowym ogniem w oczach, z drugiej całkowicie amatorski sprzęt i braki w wyszkoleniu. Cieszy niezliczona ilość imprez zorganizowanych w celu rywalizacji na wodzie zwanych regatami. Aby wyrównać szanse uczestników, powstało parę nowych formuł wyrównawczych. Każde większe jezioro w Polsce ma swój cykl regat. Morskie wody przybrzeżne i nasz Bałtyk też są areną żeglarskiego współzawodnictwa.
Trudno jest jednak ustalić jakiekolwiek kryteria, na podstawie których można by dywagować o „stanie równowagi”.
Na własnym podwórku w gronie rodaków, jest super. Emocje, adrenalina, wspomnienia na długie zimowe wieczory. W konfrontacji z trzecią ligą z zagranicy – tragedia (przykład roku ubiegłego).
Kryterium sprzętu – kadłuby jachtów turystycznych, jeden czy dwa żagle uszyte z lepszego materiału, dodatkowy repetytor kursu i to koniec zaplatania grzywy naszego regatowego rumaka.
Przy tym wszystkim jestem pełen szacunku i pozytywnej zazdrości o regatowe przygody naszych morskich i śródlądowych żeglarzy regatowych.
Do wszystkiego dojdziemy powoli w sposób naturalny. Z czasem będziemy mieli super sprzęt i wytrenowane załogi, a wtedy im pokażemy, na co nas stać.
Procesu tego nie powinniśmy w sposób sztuczny, wbrew aktualnym możliwościom przyspieszać.
Próby zaistnienia w wielkim światowym żeglarstwie regatowym realizowane z różnym powodzeniem w roku 2018 są takim nieprzemyślanym skokiem na głęboką wodę. Stary jacht, za mały budżet, niewyszkolona załoga, brak konkretnego harmonogramu działań. To wszystko nie wróży zbyt dobrze. Można sobie wyobrazić udany start w regatach Sydney-Hobart. Trudniej wyobrazić sobie transport jachtu samolotem do Australii, bo chyba nikt nie myśli o rejsie na antypody regatowym jachtem?
Konkludując, żeglarstwo regatowe w Polsce ma się dobrze, oczywiście to szyte na miarę.
Zyj wiecznie,
Gieneki
|