ŚLĄSKI YACHT CLUB MA 50 LAT !
z dnia: 2007-03-16
Jesień 1956 roku była tym zakrętem politycznym, który jakby nieco, ciut, ciut poluzował cumy. A i to wystarczyło. Niemal natychmiast - w roku 1957 powstało lub reaktywało działalność wiele polskich jachtklubów. W tym samym roku powstał mój macierzysty JKM "NEPTUN", który w następnych latach - z roku na rok coraz bardziej skręcał w kierunku znienawidzonego przez ustrój "prywaciarstwa". Dlatego przełomowy rok 1989 zastał "NEPTUNA" w dobrym zdrowiu. A jak się ma teraz - w roku jubileuszu swego 50-lecia widzi każdy. Zacny, zasłużony rówieśnik - Śląski Yacht Club nadal ma pod górkę. Życzę mu wszystkiego dobrego w nowym 50-leciu, ale nie zapominajcie o jednym - własność społeczna, to własność niczyja.
News ten czytacie dzięki Markowi Popielowi, znanemu także jako "Biały Wieloryb". To Markowi udało się otworzyć zazipowany tekst zakonserwowany programem... "Gadu-Gadu". Poprzednio dostałem to w Acrobacie, który za Chiny Ludowe (tak się kiedyś mówiło o rzeczach niemożliwych) nie chciał wejść do programu obsługujacego to okienko. Drodzy Czytelnicy - miejcie litość - przysyłajcie teksty w Wordzie. Marek to przecież wolontariusz.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Poproszę o klik tym razem z lewej burty________________
Andrzej Kania 50 LAT ŚLĄSKIEGO YACHT CLUBU Już wcześniej, w dwóch wydaniach miesięcznika „Z życia Politechniki Śląskiej”, .ukazywały się informacje o żeglarskich wyczynach studentów naszej Uczelni.
Przed dwoma laty była to informacja o pokonaniu przylądka Horn i odwiedzeniu Polskiej Stacji Antarktycznej przez jacht „Stary” w kwietniu 2003 roku, natomiast okładkę grudniowego numeru z 2006 roku zdobi zdjęcie „Starego” na tle grenlandzkiej góry lodowej a wewnątrz można przeczytać artykuł Tomka Szewczyka mówiący o wyprawie jachtu przez lody północnej Kanady - North West Passage, czyli najtrudniejszym żeglarskim szlakiem na Ziemi. Organizatorami obydwóch wypraw i ich uczestnikami, byli w dużej części studenci Politechniki Śląskiej zrzeszeni w Śląskim Yacht Clubie.
Obydwie wyprawy - okrążenie Ameryki Południowej w 2003 roku i aktualnie realizowane okrążenie Ameryki Północnej mają światowy wymiar i można je chyba uznać za ukoronowanie żeglarskiego półwiecza klubu. Bo udział naszych studentów w prestiżowych wyprawach nie jest odosobnionym przypadkiem, jest raczej konsekwencją całej dotychczasowej, półwiecznej drogi Śląskiego Yacht Clubu. Klub powstał w 1957 roku w środowisku studentów Politechniki Śląskiej - jeszcze pod nazwą: Akademicki Klub Żeglarski, jako pierwszy w Polsce studencki, klub turystyczny, działający przy Zrzeszeniu Studentów Polskich. Wieloletni (15 lat) prezes Katowickiego Okręgowego Związku Żeglarskiego – kapitan jachtowy Józef Żyła, pisząc do ŚYC-u z okazji jego 50-lecia, użył określenia: „...Klub jakich niewiele”, podkreślając w swoim przesłaniu, że „...jest to jeden z najprężniej działających klubów żeglarskich w historii nie tylko naszego Okręgu, ale także Polski”.
Odważyłem się pisać o historii klubu, bowiem prawie od samego początku w niej uczestniczyłem - czynnie w wydarzeniach, bądź jako ich świadek. Początki działalności klubu, jak w każdym klubie bez bogatego sponsora - były trudne – mało sprzętu, wszystko trzeba było robić własnymi rękami. Ale zapał studentów był imponujący – na organizowanych w pierwszych latach kursach żeglarskich największe audytoria politechniczne z trudem mieściły po 200 ich słuchaczy. Studenci byli skarbem klubu, bo przez te kilka lat studiów długie wakacje przeznaczali na żeglowanie, szkolenie siebie a potem innych; poświęcali klubowi dużo czasu, którego nie liczyli w wymiernych wartościach materialnych. Dzięki temu szybko rosła klubowa kadra z coraz wyższymi uprawnieniami - do kapitańskich włącznie. Początkowo żeglowaliśmy po jeziorze Dzierżno i na Mazurach, tutaj zdobywało się podstawowe stopnie żeglarskie, po wyższe trzeba było jeździć nad morze - do centralnych ośrodków szkoleniowych. Rosnąca liczbowo i jakościowo kadra, coraz liczniejsze pływania morskie na jachtach różnych armatorów rodziły marzenia o ...własnym jachcie morskim. Kiełkująca idea znalazła realizatorów. Grupa zapaleńców pod wodzą Andrzeja Kurzei, wspierana „pospolitym ruszeniem” członków klubu, wspomagana przez rodzimą Politechnikę, gliwickie zakłady pracy i „fachowców od lokomotyw” rozpoczęła w Gliwickich Zakładach Lokomotyw Elektrycznych budowę stalowego kadłuba jachtu typu J-80 (80 m. kw. ożaglowania, 14 m długości). Jacht, ochrzczony 12 kwietnia 1975 w porcie gliwickim (fot. 1) jako „Politechnika Śląska”, rozpoczął nową erę w historii klubu. Dziesiątki rejsów po Bałtyku, Morzu Północnym w sumie z setkami studentów na pokładzie to kolejne pracowite lata jachtu. Ale wcześniej, zaraz po wodowaniu i próbnym rejsie, jacht – pod nazwą zmienioną na „Asterias” (nazwa „Politechnika Śląska” dublowała nazwę innego polskiego statku) - popłynął z czwórką jego budowniczych w półtoraroczny rejs dookoła świata. Odwiedzili USA, Jamajkę, przez Kanał Panamski wyszli na Pacyfik, gdzie odwiedzili Peru, kilka wysp Polinezji Francuskiej i Australię. Kapsztad i Azory były ostatnimi egzotycznymi postojami jachtu. Rejs, którego trasa liczyła 40 tysięcy mil morskich, był jeszcze przez długi czas rekordzistą długości trasy w historii polskiego żeglarstwa. Tymczasem zakończona wyprawa podsuwała pomysł zorganizowania w klubie innej wyprawy – też w atrakcyjne miejsca globu, ale tym razem dla dużej liczby studentów. Dookoła świata popłynęło czterech - dlaczego nie zorganizować czegoś podobnego dla czterdziestu?
Tak zaczęliśmy realizować klubową wyprawę KARAIBY’80, która wystartowała 6 września 1980 r. W jej pięciu etapach, w ciągu 12 miesięcy żeglowało na „Asteriasie” 33 klubowych żeglarzy. Połowa z tej liczby była studentami, pozostali stanowili konieczną kadrę jachtu. Lotnicze wymiany załóg odbyły się w Casablance, na Grenadzie i dwa razy w Hawanie. Kolejne załogi odwiedzały wszystko, co było po drodze – zwłaszcza Małe i Duże Antyle oraz wyspy Meksyku (z wycieczkami w głąb Jukatanu). Wyprawa, pierwotnie zaplanowana na krócej, wydłużyła się do 12 miesięcy z powodu złamania się masztu jachtu na samym początku wyprawy - na Atlantyku koło Lizbony. Dwa miesiące trwał awaryjny postój jachtu w Lizbonie Następna klubowa wyprawa – następstwo udanych KARAIBÓW’80 - miała wykorzystać tylko okres zimy 1983/84, czyli okres w którym na Bałtyku się nie żegluje. Nazwaliśmy ją ATLANTYK’83. Celem wszystkich etapów były Wyspy Kanaryjskie i Madera, a wymian załóg dokonywaliśmy samochodami towarowo-osobowymi w południowej Hiszpanii. Samą jazdę na południe Europy załogi wykorzystywały dla zwiedzania miejsc leżących przy trasie. Załoga jednego z etapów, w drodze powrotnej zorganizowała sobie tygodniowy narciarski przerywnik we włoskich Alpach. W czterech etapach wyprawy uczestniczyło 29 żeglarzy. Po odliczeniu kapitanów i sterników morskich, 100% załóg stanowili nasi studenci. Kolejną wyprawę „Asteriasa” należy zaliczyć do wyczynowych. 16 maja 1985 jacht z siedmioosobową załogą popłynął na północ, a celem była wyspa Jan Mayen. Po krótkim postoju na wyspie, trzykrotnie próbowali dotrzeć do Grenlandii, ale lody nie pozwoliły na to. W drodze powrotnej odwiedzili Islandię a następnie, po pokonaniu trudnej nawigacyjnie cieśniny Pentland Firth, 13 lipca zawinęli do Świnoujścia. Okazję do zorganizowania kolejnej klubowej wyprawy stworzyli Australijczycy. W 1988 roku przypadła 200 rocznica utworzenia australijskiej państwowości i na obchody zostało zaproszonych wiele statków żaglowych i jachtów z całego świata. Z zaproszeniem jachtu wiązała się lotnicza wymiana załogi jachtu w Sydney na koszt Australijczyków. Wśród klubów, które wykorzystały szansę i zorganizowały wieloetapowe wyprawy, znalazły się dwa śląskie. Ich jachty: „Asterias” i „Nitron” z Krupskiego Młyna popłynęły w wieloetapowe wyprawy do Australii. Kolejne porty etapowe wyprawy „Asteriasa” to: Świnoujście (11.07.1987), Kadyks, Sydney, Montevideo, Kadyks, Świnoujście (18.11.1988). Trasa jednego z powrotnych etapów „Asteriasa” prowadziła przez południowy Pacyfik i Horn, który został pokonany 28 marca 1988 r.
Do wspomnianej wyprawy „Nitrona” członkowie ŚYC-u też przyłożyli rękę: autor niniejszego współorganizował tamtą wyprawę i prowadził jacht na trasie z Hawany do Sydney, a oficerem w tym samym etapie była Teresa Kuczkowicz (też wieloletnia działaczka ŚYC-u). Klubowym dramatem było utracenie „Asteriasa” – jedynego gliwickiego jachtu morskiego w powojennym półwieczu. Ostatnią przystanią dzielnego jachtu stała się 24 lutego 1990 r. rafa koralowa w wejściu do kubańskiej mariny Barlovento. Zawiedli ludzie, nie jacht. Dla Klubu zakończyła się 15–letnia era „morskiego mocarstwa”, amatorzy dalszych przygód z oceanami mogli już liczyć tylko na jachty czarterowane u obcych armatorów.
Wkrótce w klubie pojawiła się młoda żeglarska generacja, która potrafiła się znaleźć w zmienionych warunkach społeczno-gospodarczych. Kilku młodych studentów – w dużej części z naszej Politechniki, przy wsparciu rodziców zorganizowało pierwszą z wypraw wspomnianych na wstępie niniejszej historii. Dla przypomnienia: wyprawa o nazwie Cape Horn Antarctica wystartowała 22 września 2002 z Portugalii na „Starym” - stalowym „bruceo” (14 m długości, 80 m kw. żagli) pod kapitanem Jackiem Wacławskim. Po przejściu Atlantyku odwiedzili kilka wysp z Małych Antyli i 11.grudnia, po przejściu Kanału Panamskiego, wyszli na Pacyfik. Jacht skierowany na południe odwiedził tylko dwa porty Ameryki Południowej: Salinas w Ekwadorze i Valparaiso w Chile, by 29 marca 2003 przeciąć południk Przylądka Horn) i 1 kwietnia wejść do Polskiej Stacji Antarktycznej na Wyspie Króla Jerzego. Powrót - przez Falklandy, Argentynę, Brazylię - zakończył się 27 września hucznym powitaniem w Szczecinie. Byli drugim polskim jachtem który dopłynął tak daleko na południe, byli najmłodszą załogą, która tego dokonała (średnia wieku - 21 lat, tyle samo miał kapitan).
Utrata „Asteriasa” spowodowała, że klub znalazł się w sytuacji, w której był kiedyś i teraz znów musiał zacząć „pracę od podstaw”. Prowadzi nadal akcje morskie, czarterując jachty u obcych armatorów, organizuje rejsy mazurskie na własnym sprzęcie, prowadzi intensywne szkolenie. Przez klubowe kursy żeglarskie i motorowodne przewija się co roku po kilkudziesięciu kandydatów. Jeżeli historia zatoczyła koło, to być może wkrótce ktoś pomyśli o nowym ...jachcie morskim na nowe pięćdziesięciolecie?
____________________
Fot. 1 „Asterias” w gliwickim porcie (foto. T. Kuczkowicz); Fot. 2: KARAIBY’80 – „Asterias” kotwiczy u brzegu jednej z wysp na Małych Antylach (foto. Z. Partyka); Fot. 3: ATLANTYK’83 – W drodze na Kanary; (foto. A.Kania) Fot. 4: s/y „Stary” w drodze na Antarktydę; (fot. D. Bac)
|