WYSPY, ODLUDZIE, DZIKOŚĆ, RESZTKI POSOWIECKIE
z dnia: 2017-09-08
Bardzo cenię coroczne sprawozdania porejsowe Michała Kozłowskiego. To nie są tłumaczenia leafletów przystaniowych,
ale rzetelne, nie wygładzone świadectwa tego co Was czeka. Lubię konfrontacje stanu obecnego z tym, co mi przed laty
było dane obejrzeć. Na przykład bardzo był byłbym rad dowiedzieć się jaki użytek zrobili Łotysze z posowieckiej bazy marynarki
wojennej Karosta w Liepaji. A było to niesamowite, gigantyczne, ponure złomowisko.
Nie wątpię, że ten news zachęci wielu z Czytelników SSI do pożeglowania farwaterem jachtu Michała.
Czeka Was prawdziwa eksploracja.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
--------------------------------------
.
W ubiegłym roku zwiedzałem jachtem Estonię, zabrakło niestety trochę czasu. http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3018&page=0 W tym chciałem zwiedzić pozostałą część. Popłynąłem wraz z dwoma przyjaciółmi na własnoręcznie zbudowanym jachcie typu Odys 28 "MAZU 2"
Tradycyjnie rozpoczynamy od transportu jachtu lawetą z Jadwisina do Górek Zachodnich, szybkie wodowanie i odpływamy. Vandburg na Gotlandii
poznałem dokładnie wcześniej, ale stanęliśmy aby trochę odpocząć. Jak na ten port to tłok, stały... 4 jachty. Przepłynęliśmy do Windawy na Łotwie,
marina zadbana i dobrze osłonięta. Kolejny etap to długi przeskok bezpośrednio na Hiumę. Wypatrzyłem na mapie maleńki porcik Kalana. Był w miejscu
gdzie zaplanowałem sporo atrakcji do zwiedzania. Niestety dopłynęliśmy w okolicę tego portu w nocy, więc zrezygnowałem z wpłynięcia. Kolejny malutki
port planowany to Kõrgessaare. Wpłynęliśmy do portu, ale niestety podejście było płytkie i jachty kilowe lepiej, aby omijały to miejsce. W porcie nowe
nabrzeże. Jedyne miejsce z głębnością ponad 1,5m zajęte przez jakiś zrujnowany jacht. W główkach portu brak oznakowania tylko chorągiewki i pływaki sieci...
Może byliśmy pierwszymi goścmi. Daliśmy radę zacumować i poszliśmy na spacer. Miejscowość mała i senna, raczej bez atrakcji do zwiedzania, nie wpływajcie.
Jakby wiatr wzrósł miejsce na nocleg niebezpieczne, więc odpłynęliśmy dalej. Zacumowaliśmy w porcie Lehtma, to port przeładunkowy drewna. Byliśmy
jedynym jachtem. Pomost dla jachtów z bojkami, prąd, woda, prysznic. Bosmani uczynni i życzliwi. Wody bym nie brał ponieważ jakoś dziwnie pachniała.
Dawna reduta ogniowa Obrońców Pokoju Światowego.
.
Mieliśmy mapki lokalizacji umocnień wojennych, więc było co zwiedzać. Jest tu dawna baza rosyjska z dwoma poziomami labiryntów pod ziemią. Zwiedzanie
koniecznie z zapasową latarką, bo wyjść po omacku się nie uda. Dolny poziom to nie jest wycieczka dla dzieci. Trochę się rozwiało \w porcie 6B\ więc
zwiedzaliśmy dokładnie Hiumę. Wypożyczyliśmy samochód w mieście Kärdla i objechaliśmy całą Hiumę. 30euro+20 paliwo. Zwiedziliśmy pozostałe porty i
najważniejsze atrakcje. Dobrze, że do portu Kalana nie wpłynęliśmy bo trochę… wymaga remontu. Fale na podejściu wyglądały groźnie. W porcie jest barek
i dużo turystów przyjeżdża. Najładniej od strony lądu wyglądał port Heltermaa. W porcie Orjaku jachty mocno szarpały cumy. Zwiedziliśmy wiele umocnień,
latarnie, kościoły i cypelki. Wieczorem zmęczeni, ale pełni wrażeń wróciliśmy do jachtu. Z wypożyczalni pozwolili abyśmy samochód zostawili w marinie, a
klucze u bosmana. Wiatr i deszcz odpuściły trochę, więc popłynęliśmy dalej. Chciałem zakotwiczyć i zwiedzić wyspę Osmussaare. Miałem sporo zaplanowanych
tam miejsc do zobaczenia. Wiatr trochę osłabł po sztormie, fale nadal były duże. Miałem nadzieję, że wyspa nas osłoni, ale się myliłem. Na oznakowanym
podejściu do wyspy głębokości spadły do 2m a mapa nie rozwiewała wątpliwości. Podpłynąłbym dalej gdyby woda była gładka. Do lądu nadal było daleko jak
na nasz ponton, więc zawróciłem. Zakotwiczyliśmy przy wyspie Mała Pakri i popłynęliśmy pontonem na brzeg. Cumowisko bezpieczne i piaszczyste 59 20,38N 24 00,32E.
Koło Lauterhorn
.
Znakomite miejsce na spacery w ciszy i spokoju. Są tu dwie wyspy połączone groblo/mostkiem właśnie odbudowanym. Pozostałości bazy wojskowej, łąki, małe
laski i klif. Na części obu wysp i między nimi jest rezerwat. Wioska z kilkoma domkami wygląda jak skansen. Byliśmy też na drugim kotwicowisku gdzie nawet
jest pomost dla małych motorówek. Jest jedną milę na południe od pierwszego kotwicowiska. Warto pójść na drugą wyspę. Dostępne informacje mówią o
zrujnowanym mostku. Faktycznie jest już odbudowany. Miały być zabytkowe pojazdy wojskowe rozstrzelane na poligonie, niestety ich nie znalazłem. Po noclegu i
zwiedzeniu wyspy ruszyliśmy do wyspy Naissaare. Na tej wyspie byłem w ubiegłym roku, lecz zabrakło czasu na dokładne zwiedzenie. Wejście do portu dobrze
oznakowane i łatwe, Y bomy, postój 10 euro, prąd dodatkowo płatny. Obeszliśmy całą wyspę. Potrzebny jest na to dzień szybkiego marszu. Można wypożyczyć
rowery albo autko elektryczne. Na wyspie była fabryka min i bazy wojskowe. W ubiegłym roku było pełno grzybów, ale teraz nie. Stąd już blisko do Tallina, trzeba
tylko uważać na promy. Przepływamy do portu Pirita, port duży i pełno jest tu wolnych miejsc dla gości. Prysznic 2 euro automat, reszta w cenie 20 euro. Stacja
paliw w porcie, do hipermarketu blisko. Kolejne odwiedzone miejsce to wyspa Aegna. Blisko do Tallina i ściąga tu dużo gości. Wygodne miejsca cumownicze są
zarezerwowane dla stateczków dowożących turystów. Postój jest darmowy, ale bez wygód. Raczej miejsce na zwiedzenie i odpłynięcie. Pozostają dwa miejsca dla
jachtów z zanurzeniem do 1,5m. Sklepik z pamiątkami i deptak dla turystów. Sporo turystów jak na tak małą wyspę, jakieś pensjonaty w lesie. Szlaki piesze oznaczone,
zielony dla przyrodników i czerwony dla pasjonatów militari. Z wyspy wynieśliśmy po kilka kleszczy. Przepłynęliśmy koło maleńkiej wyspy Keri \bez portu\ ale celem
była wyspa Prangli, port Kelnase. Wejście dobrze oznakowane, pomosty z y bomami, prąd. Gdy wieczorem przypłynęliśmy, port był niemal pełen jachtów \10 szt\.
Groźny brzeg.
.
Rano szybko opustoszał. Sklep z pamiątkami w porcie otwierany jest tylko, gdy przypływa prom, sprzedawczyni przyjęła opłatę bo bosmana nie widzieliśmy. Sklep
spożywczy, kościół i cicha senna wioska. Warto pospacerować po wyspie. Wielkich atrakcji nie będzie, ale przyroda zachwyca. Jest to kolejne miejsce gdzie widać
sporo aut bez tablic rejestracyjnych. Kolejnego dnia wypatrzyłem mały porcik Tapurla, po podpłynięciu okazało się ze stoją tam 3 kutry i zajmują całe miejsce.
Lahtma.
Wpłynęliśmy do portu Hara, była tu rosyjska baza do demagnetyzacji kadłubów okrętów podwodnych. Betony i nic więcej, ale miejsce mające swój klimat.
Głębokości w porcie od 6 do 8 m, kotwicy bym tam nie rzucał, bo mogą być liny i kable. Zanocowaliśmy przycumowani do nabrzeża. Cisza absolutna i osłonięcie
od wiatru i fal. Stawać warto tam tylko przy słabym wietrze, wszędzie wystają stalowe pręty i blachy. Było kilku wędkarzy, więc może warto tam wędkę zarzucić.
Lauterhorn
.
Odpłynęliśmy w stronę wyspy Mohni, widać latarnię i kilka domków. Miejsca do bezpiecznego zakotwiczenia nie znalazłem i popłynęliśmy dalej. Zanocowaliśmy
w porcie Vergi. To porcik na 10 jachtów, latarnia i knajpka z pensjonatem. Postój spokojny, prąd i woda na pomoście. Trafiliśmy chyba na jakąś uroczystość bo
2 ekipy telewizyjne filmowały nasze wpłynięcie. Miejscowość cicha i raczej letniskowa. Widać było fotografów z teleobiektywami zaczajonych na ptaki. Mieliśmy
płynąć do Narwy, ale zmieniliśmy plan i zawróciliśmy. Uciekając przed burzą wpłynąłem do przemysłowego portu Loksa. Według moich informacji miał tam być
też port jachtowy. Był pomost z kilkoma bojkami i stała motorówka z załogą. Porozmawialiśmy trochę po rosyjsku. Twierdzili, że można tu stać za darmo i zaproponowali
przewodnictwo w zwiedzaniu miasta. Trochę byłem zdziwiony, gdy mówili, aby zabrać dokumenty jachtu i załogi bo potrzebna przepustka na ląd. Port jest na terenie
jakiegoś zakładu i po dojściu do biura przepustek portier nie wiedział, co z nami zrobić. Tłumaczenia przewodnika, że chcemy tylko do sklepu nic nie dały. Po kilku
telefonach portier kazał nam pomimo podłej pogody i późnej pory natychmiast odpłynąć. W porcie stał tylko jeden statek i było pusto. Tam nadal jest chyba
Związek Radziecki. Po drugiej stronie zatoki mieliśmy poznany wcześniej port Hara i tam popłynęliśmy. Pogoda była burzowa i o świcie odpłynęliśmy bo spać się
nie dało. Wróciliśmy do portu Pirita. Zakupy w sklepie nas zaskoczyły. Poszliśmy po świeże bułeczki na śniadanie, a sklep czynny od 9, więc trzeba czekać. Po
otwarciu bułek nie było, bo dopiero zaczęli piec. Chcieliśmy kupić piwo regionalne a tu kolejne zaskoczenie bo wolno kupować alkohol od 10. Wróciliśmy na łódkę
mocno zdegustowani. Słaby wiatr rekompensowała słoneczna pogoda, wspieramy się silnikiem płynąc na zachód. Brak wiatru umożliwił zbliżenie się do malowniczego
wysokiego klifu na półwyspie Pakri. Niestety pobliski port Paldiski nie ma mariny. Była tu rosyjska baza do szkolenia załóg podwodnych okrętów atomowych.
Hara.
Szkoleniowy okręt atomowy został rozebrany a reaktory atomowe zabezpieczone. Wpłynęliśmy między wyspy Pakri pozwiedzać okolicę. Brak fali i wiatru umożliwiał
bezpieczne zbliżenie się do brzegu. Warto tu wpłynąć, ale tylko przy braku wiatru bo okolica niebezpieczna. Można stanąć na opisanym wcześniej kotwicowisku i
pospacerować groblą między wyspami. Mnóstwo ptactwa tam pływa, widzieliśmy nawet Bielika. Z wody wystają wraki statków i głazy. Na obu wyspach w niedalekiej
okolicy są pozostałości bazy wojskowej. Od przewężenia między wyspami do grobli jest rezerwat, więc dalej wpływać nie wolno. Cała doba w morzu, ale opłynęliśmy
Hiumę. Dopływając do Saremy zobaczyliśmy trzy okręty wojenne. Obawialiśmy się czy to w jakieś manewry wpływamy. Gdy przepływaliśmy koło jednego, zobaczyliśmy
jak wodują riba. Odetchnęliśmy, gdy popłynął do kolejnego okrętu. Wracając obrał niestety kurs prosto na nas. Podpłynęli i pomachali serdecznie, nie zwalniając wrócili
na okręt. Zacumowaliśmy w porcie Sareemaa na Saremie. Byliśmy jedynym jachtem w porcie i oprócz nas była tylko kelnerka z kawiarni. Wieczorem zostaliśmy sami,
cały port dla nas. Prąd, toalety, prysznice- wszystko w cenie. Warto zrobić spacer na pobliski klif bo widoki śliczne. Zastaliśmy tam orła jedzącego martwą fokę,
wynagrodził długi marsz. Tu wszystkie domki są wypieszczone, ale chyba to domki letniskowe. Wracając zwiedziliśmy kolejną opuszczoną bazę wojskową.
Kalana.
.
Wypływamy w stronę Gotlandii, strugi deszczu i sztormowy wiatr ustały dopiero w cieśninie Fårö. Byliśmy zmęczeni, więc stanęliśmy w pierwszym porcie Fårösund.
Duży basen portowy z wszelkimi udogodnieniami a w środku 2 jachty. Port chyba zamiera. Zwiedziliśmy miejscowość i pobliski port promowy i popłynęliśmy dalej.
Naissaare.
.
W cieśninie wiatr nadal przekraczał 5B pomimo kierunku z Gotlandii. Wyszło słońce i mogliśmy podziwiać brzegi wyspy Fårö . Nawet, gdy ktoś nie planuje tu cumować
warto przepłynąć cieśniną Fårö bo widoki ładne a promy mało groźne. Przepłynęliśmy do wyspy Fårö i zacumowaliśmy w porcie Lauterhorn, był to znakomity wybór.
Pakri
.
Aegna.
.
W porcie 4 jachty gości a miejsc na kolejne 15. Zaplecze portu wykorzystują też kampery. Okolica odludna i warto pospacerować do pobliskiego klifu. Można nacieszyć
się ciszą. Niedaleko jest stary port rybacki z zabytkowymi domkami a dalej kolejne urocze skały. Na tej wyspie mieszkał i zmarł reżyser filmowy Ingmar Bergman, kręcił
tu sceny do kilku filmów. Czas niestety nagli, więc ruszamy w stronę Gotlandii. Wiedzieliśmy, że wiatr będzie mało korzystny, ale moc miała być mniejsza. Halsówka
przez cały dzień umożliwiła przynajmniej dokładne obejrzenie wybrzeża Gotlandii. Wymęczeni żeglugą pod 6 do7B po zmroku zacumowaliśmy w Visby. Rano Pani Bosman
dała nam mapkę i zaznaczyła miejsca warte szczególnej uwagi. Zwiedziliśmy mury obronne i pospacerowaliśmy po starówce. Tu warto było poświęcić więcej czasu na
zwiedzanie, ale ruszyliśmy w stronę Olandii. Niestety wiatry nie dopisywały i sporą część trasy płynęliśmy na silniku. Na północ od Olandii \ przy kardynałkach\ stanęliśmy
na ryby. Złapałem tylko dwa kury- diabły, więc rybki zjemy w Helu. Podpłynęło do nas zaciekawione stado fok, jedna wręcz pozowała do zdjęć. Było to kolejne spotkanie
fok w tym rejsie. Przez całą noc płynęliśmy cieśniną Kalmarską. Tu bardzo ułatwiał nawigację ploter z AIS. Rano zacumowaliśmy w Kalmarze, zwiedzanie i odpoczynek.
Wieczorem niestety przyportowa dyskoteka waliła łup łup niemal do rana. Niewyspani ruszyliśmy dalej, chciałem kumplom pokazać moją ulubioną wysepkę Utklippan.
Faro
.
Opowiadałem im o odludnej wysepce. Omal nie zawróciłem, gdy zobaczyłem las masztów w porcie. Znaleźliśmy jednak wolne miejsce wśród 17 jachtów. Biało czerwona
zawisła niemal natychmiast na maszcie przy latarni. Mieliśmy jeszcze płynąć na Christianso i Bornholm, ale zabrakło czasu i obraliśmy kurs na Łebę. Do portu wpłynęliśmy
w środku nocy. Już przywykliśmy do nocnych wejść bo jest to kolejne w tym roku, po ciemku to trochę bardziej emocjonujące. Cały dzień lenistwo, spacery i smażone rybki.
Ten port znamy, ale jako miejsce odpoczynku jest znakomity. Wieczorem ruszyliśmy w stronę Helu, aby zacumować rano. Wiatr sprzyjał wyjątkowo i po 10 godzinach
wpłynęliśmy do Helu, kolejne nocne cumowanie. Hel to dobre miejsce, aby odsapnąć i pogodzić się, że to już koniec rejsu. Ostatni etap to rejs do Górek Zachodnich i
powrót na lawecie.
Rejs trwał 4 tygodnie sierpnia, przepłynęliśmy około 1400 mil. Odwiedziliśmy 20 portów, byliśmy na 9 wyspach. W ubiegły roku odwiedzane estońskie porty mnie mile
zaskoczyły jakością usług, kolejne tegoroczne już tak dopieszczone nie były. Płynęliśmy kilowym jachtem Odys 28 o długości 8, 4 m i zanurzenie 1,4m. Map papierowych
nie wyjąłem ani razu. Mieliśmy mapę Bałtyku na ploterze i drugą mapę na laptopie, mapy drogowe Estonii. Gdy opuściliśmy Estonię przydała się Locja Gotlandii J. Kulińskiego.
AIS ułatwiał przepływanie tras statków. Nigdzie dokumentów nie potrzebowałem, kontakt z bosmanami ograniczał się głównie do opłat i informacji o usługach. Opłaty za
port od 15 do 20 euro. W Estonii nie spotkałem żadnego jachtu z Polski, głównie fińskie i estońskie. Internet przestał być problemem bo na sprawdzanie pogody wystarcza
komórka. Na wielu z odwiedzonych wysp są tablice z mapkami atrakcji miejscowych. Starałem się je fotografować bo są to dokładne i precyzyjne źródła informacji.
Estońskie wyspy to raj dla ornitologów. Spacerując po plażach spotykałem pełno ptactwa, a ludzi wcale. Największą przyjemność sprawia mi poznawanie nowych miejsc.
Pomimo, iż Estonia mi się podoba, obiorę kurs na inną część Bałtyku. Kamizelki ratunkowe i szelki zdejmowaliśmy tylko w portach. Michał Kozłowski
|