--------------------------------------
Kochany Don Jorge!
Mimo uplywu czasu, wciaz jestem nie tyllko zeglujacym czytelnikiem, ale i czytajacym żeglarzem.
Moze omowienie ksiazki Comptona wzbudzi zainteresowanie Czytelnikow SSI
Zyj wiecznie!
pozdrawiam z Bornholmu
Bogdan
-----------------------------------------------------------------------------
N. Compton,
Dlaczego żeglarze nie potrafią pływać oraz inne morskie osobliwości.
Wzbogacone o polski aneks przygotowany przez Stanisława Tekieliego, przeł. S. Tekieli, Wydawnictwo Nautica, Warszawa 2016, ss. 104; ISBN 978-83-943159-6-2; cena 39,90 PLN
------------------------------------------------;
Do niedawna niekwestionowanym liderem, monopolistą niemal na rynku książek dla żeglarzy była oficyna Almapress. Od niedawna ma jednak rywala w postaci wydawnictwa Nautica.
Nowe wydawnictwo postawiło na polskie edycje sprawdzonych już w świecie bestsellerów. Ukazały się nakładem Nautici dwie książki czołowego angielskiego instruktora Tima Cunliffe’a,
tłumaczony z niemieckiego poradnik manewrowania w porcie i kilka innych pozycji.
Recenzowana książka jest luźnym zbiorem anegdot i ciekawostek związanych z morzem. Oczywiście wybór taki musi być subiektywny i zamknięty w rozsądnych rozmiarach. O wartości takiego zbioru decyduje znajomość tematu, jaka cechuje autora, jego talent narracyjny, poczucie humoru i szereg innych czynników. Opowieści Comptona podzielone są na osiem działów: Marynarze i przesądy, Statki i szkutnictwo, Nawigacja i sztuka żeglarska, Piraci i przemytnicy, Ryby i rybacy, Wybrzeża i oceany, Pływy i pogoda, Sztuka i literatura. Książkę można czytać tradycyjnie, „od deski do deski”, lub też zaczynając w dowolnym miejscu. Sąsiadujące ze sobą opowieści na ogół nie są powiązane ze sobą w żaden sposób. Widać na pierwszy rzut oka, że autora cechuje daleko posunięty „anglocentryzm”. Pojawiają się co prawda wzmianki o Francuzach, Holendrach i innych nacjach, ale dominują Anglicy i Amerykanie. W kilku miejscach, gdzie opisywane są różnej maści rekordy żeglarskie nie ma ani słowa o Kapitan Krystynie Chojnowskiej-Liskiewicz, która jako pierwsza kobieta opłynęła świat jachtem. Jest to fakt, którego swego rodzaju zmowa milczenia nie jest w stanie zmienić. Zresztą i w ojczyźnie jakoś rzadko przypomina się o wyczynie Pierwszej Damy Oceanów. Opowieści Comptona tworzą niezwykle pstrą mieszankę. Od genezy niektórych terminów poczynając, poprzez zwyczaje morskie po ciekawostki z zakresu techniki. Uzupełnieniem tekstu autora są cytaty z pisarzy marynistycznych i aktów prawnych. Często cytowany jest Conrad-Korzeniowski. W tej różnorodności każdy znajdzie coś dla siebie. Do zabawniejszych fragmentów należy wykaz powodów, dla których statek w języku angielskim jest rodzaju żeńskiego. Na słynnym kliprze Cutty Sark w Greenwich jest tablica, zawierająca ów „dekalog”. Omawiana książka nie jest encyklopedią ani podręcznikiem, więc nie w wierności faktograficznej leży jej główna wartość. Jednak pomyłki, pomieszanie różnych zdarzeń występuje dość często. Opisując narodziny chronometru Harrisona autor myli się kilka razy. Przede wszystkim nawigację w XVIII zrewolucjonizował chronometr i sekstant, a nagrody za wygranie konkursu wynalazca nigdy nie otrzymał! Co najmniej kontrowersyjne jest stwierdzenie, że picie wody morskiej w małych ilościach nie jest szkodliwe. W 1983 r. Unia Europejska jeszcze nie istniała (s. 61). Przy charakterystyce najbardziej i najmniej słonych mórz, autor myli promile i procenty. Chociaż, może i tutaj w charakterystyczny dla siebie, zabawny sposób pokazuje związek spożywania procentów z promilami zawartymi we krwi (nie tylko w wodzie)? Problemy z podstawami rachunków wykazuje zresztą Compton objaśniając również powstanie grogu. Zresztą proporcje 4:1 na niekorzyść rumu od początku uważane były za nieludzkie. Kiedyś podczas postoju na Helgolandzie moja załoga świadomie zmodyfikowała przepis i sporządziła napitek w wersji 2 działki wody na 1 część rumu. Zapomnieli przy tym, że używają rumu Stroh w wersji 80% (procenty, nie promile). Legli pokotem w pół godziny!
Tłumacz, znany dotąd jako autor dwóch wyborów łacińskich sentencji oraz współtwórca powieści żeglarskiej, orientalista z wykształcenia, generalnie dobrze radzi sobie z nie zawsze łatwą do oddania w polszczyźnie terminologią i angielskim poczuciem humoru. Jednak w kilku miejscach mu się to nie udaje. Dodatkowy żagiel doczepiany do rei na wytyku to ” lizel”, w liczbie mnogiej „lizle’, a nie „lizele”. Terminy „sterburta” i „bakburta” we współczesnej terminologii nautycznej nie są spotykane. Za to z lubością posługują się nimi tłumacze, często słabo zorientowani w kwestiach fachowych. Geneza „port” (lewa burta) jest powszechnie znana. Wiosła sterowe z reguły montowane były na prawej burcie, więc w porcie przy nabrzeżu stawano lewą. Na s. 31 przedstawiony jest schemat ożaglowania trójmasztowej fregaty, a nie „trójmasztowca”. Zastosowana w opisie terminologia nie jest zgodna z tą, która jest używana w Polsce. Np. zamiast „dolny marsel grotmasztu” mówi się „grot marsel dolny”. W tym samym opisie pojawiają się „lizele sterburty” zamiast „lizle prawoburtowe”. Często można spotkać „kundy portowe”, ale o „lizelach portowych” jako żywo nikt nigdy nie słyszał. Częste w przekładzie są anglicyzmy, np. posługiwanie się czasownikami w drugiej osobie liczby pojedynczej, zamiast typowych dla polszczyzny form bezosobowych. Zabawnie brzmi to w przekładzie z Herodota: Kiedy masz pod sobą 11 sążni i muł, wiesz, że jesteś dzień drogi od Aleksandrii. Dzisiaj może trudno uwierzyć, ale Herodot żył bardzo dawno i nie znał angielskiego (polskiego zresztą też nie). Tradycyjnie już węzeł „pętlowy” staje się w polskiej wersji „ratowniczym”. Ale tak postępują wszyscy tłumacze, nawet doświadczeni żeglarze. Wierszyki związane z przepowiadaniem pogody mają zwykle swoją polską wersję, chyba nie znaną tłumaczowi, skoro dokonuje bezpośrednio przekładu z oryginału.
Polska redakcja i tłumacz zdecydowali się na Aneks. Znajdziemy w nim notki o Conradzie-Korzeniowskim, Wagnerze, narodzinach polskiego żeglarstwa, aspiracjach kolonialnych przedwojennej Polskie, itd. Bitwę pod Oliwą trudno uznać za mało znaczący epizod, skoro w Muzeum okrętu Vasa w Sztokholmie, na jednym z dzownów wygrawerowany jest, i to z detalami, schemat działań obydwu eskadr w czasie walki. Polska flota pojawiła się wcześniej niż za Zygmunta Augusta. Król Kazimierz Jagiellończyk powołał przecież flotę kaperską w czasie wojny trzynastoletniej z zakonem krzyżackim. Maurycy Beniowski jest jednym z pierwszych Polaków, który na własnej skórze przekonał się jak funkcjonuje imperium rosyjskie. Mimo gwarancji bezpieczeństwa udzielonych przez carskich dyplomatów, został aresztowany zaraz po przekroczeniu granicy. Trudno nie zgodzić się ze Stanisławem Tekielim, że życie Beniowskiego to gotowy scenariusz hollywoodzkiego filmu.
Sumując - książka dość ciekawa, napisana barwnie i z poczuciem humoru. Każdy znajdzie w niej coś interesującego
W dawnych czasach, kiedy co miesiąc ukazywał się magazyn Morze, znajdowała się w nim rubryka Z archiwum Neptuna. Był to wybór z czasów dawniejszych i bardziej współczesnych ciekawostek, anegdot i sensacji związanych z morzem i żeglugą. Niestety Morza od dawna już nie ma. Podobną tematyką zajmował się w swoich licznych książkach i artykułach śp. Komandor Eugeniusz Koczorowski., nie tylko dobry pisarz, ale i uzdolniony rysownik. Wszystko to warte przypomnienia, pewnie do znalezienia w bibliotekach i na aukcjach internetowych. Bardzo ciekawą są Opowieści nawigacyjne kapitana Józef Gawłowicza. Z pewnością warte wznowienia, bo w niczym nie ustępują recenzowanej książce, a rzetelnością podawanych informacji i zabawną formą przekazu znacznie ją przewyższają. W tej właśnie książce jest anegdota o mosiężnej tabliczce, jaka znajdowała się w łazienkach polskich transatlantyków: SAVE WATER, SHOWER WITH A GIRLFIEND! A zatem, oszczędzajmy wodę!