ANDRZEJ PLACEK TRAWERSUJE ATLANTYK
z dnia: 2016-12-20
Skrupulatni, permanentni Czytelnicy SSI wiedzą kim jest Andrzej Placek. Na wszelki wypadek podaję drogowskaz do poprzedniego meldunku naszego przyjaciela (i jego kotki) - http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3078&page=0 Także tytułem przypomnienienia: Cabo Verde - inaczej Wyspy Zielonego Przylądka to archipelag położony w środkowej części Oceanu Atlantyckiego, ponad 450 km na zachód od wybrzeży Afryki, na wysokości Przylądka Zielonego. Archipelag ten składa się z 10 głównych wysp i 16 mniejszych wysepek. Niezależne państewko republikańskie, ludność 450 000, w większości mulaci. Potomkowie białych Portugalczyków i afrykańskich niewolnic.
Fajne miejsce na ziemi.
Ale Andrzej szuka dalej. Zyjcie wiecznie ! Don Jorge
. --------------------------------
. Dziesiąty dzień rejsu, pogoda cały czas prawie sztormowa bo 7 B to juz coś. Mam przeciek przez dławice wału śruby chyba nic groźnego, ale denerwuje. Co do mojej załogi to kocia Tosia nie wychodzi na pokład bo tam wieje, przeżywa każde kopnięcie fali, a było ich już sporo. Na początku trochę się bała, ale teraz już jest spoko, zaczyna się bawić i je za dwie. Były momenty że "Tiggy" stawała dęba. Marek Popiel zwany Białym Wielorybem powiedział, że tego typu jachty ładnie chodzą na falach. Było kilka chwil dość nieciekawych, gdy doczłapałem do prądu Kanaryjskiego. On "Tiggy" popychał, ale dawał w kość. Zastanawiam się dlaczego w żadnych czasopismach żeglarskich nie doczytałem się, że jak wieje 5 B to i fale robią się takie same a do tego kręcą, raz rufa a to lewa burta a to prawa.
Jedną noc, która była chyba najgorsza przesiedziałem na stopniu przy wejściu do kabiny w kamizelce ratunkowej na sobie i z Tośką na smyczy, i sobie myślałem czy "Tiggy" wytrzyma, wiadomo to juz wiekowy jacht - 56 lat, ale dzielna dawała radę tak jak na Biskajach. Jęczała, skrzypiała tak, jakby pytała Andrzej długo jeszcze. W końcu przewaliło się to co najgorsze i później już było w miarę dobrze. UWAGA żeglarze na prąd Kanaryjski, jak jest 4 B to i fale są takie same, nakładają się na siebie i jacht tańczy co jest dość nieprzyjemne.
Z Teneryfy zabrałem sporo żywności i owocow, jednak spora część owocow nadawała się za burtę bo była poobijana i gniła, tak samo chleb, dwa poszly za burtę i żółty ser również. Nie mam lodówki i to jest mały kłopot. Rewelacyjne są za to wecki mojej produkcji (mięso i kiełbasa) no i buraczki, pychota. Jednego wieczoru myślałem, że mnie krew zaleje, wylał mi się olej na stolik przy kambuzie a pod nim trzymam śpiwory, wiadomo nadają się teraz tylko do porządnego prania. Mam jeszcze trzy to sobie poradzę. Ogólnie rejs przebiegał normalnie, wiadomo jak w żeglarstwie czasem w ciągu 40 minut zmieniłem genuę a zaraz potem na foka, aż wreszcie na sztormowy i "Tiggy" pędziła jak regatówka. Teraz jestem na Cabo Verde w Mindelo, przeciek naprawiony, czekam na okienko pogodowe i ruszam dalej. Pozdrawiam Andrzej, Tosia no i "Tiggy". ---------------------- Z ostatniecj chwili (19.12.2016 - 2136): Witaj Don Jorge, Jak będze dobrze, to jutro rano ruszam dalej. Odezwę sie po drugiej stronie Oceanu. pozdrawiamy - Andrzej Tosia "Tiggy".
|