ZIMOWĄ PORĄ (46)
z dnia: 2016-12-19


Andrzej "Colonel" Remiszewski - trochę o jachtach, ale więcej o rzadkiej dziś umiejętności portowego manewrowania bez silnika. Popełniłem kie4dyś opowiadanko pod wszystko mówiącym tytułem - "Manewry portowe krew w żyłach mrożące". Tak, tak to prawda - manewrowanie bez silnika wymagało bardzo wielu ćwiczeń i poznania "zwyczajów" konkretnych jachtów. Jak reagują na ster, jaką mają inercję, jak przechodzą przez linię wiatru, jak daleko odpadają po zwrocie. Tamte jachty nie miały "hamulca" czyli silnikowej "całej wstecz". Obserwowałem kiedyś jak Waldemar "Rumi" Rumiński (pierwszy Komandor "Neptuna") whalsowywał się "Jupiterem (I)" do Łeby. Stare, wąskie wejście, prąd rzeczki Łeba. Fakt - wiatr wiał nieco z boku czyli jeden hals długi, drugi tylko do "nabrania wysokości". Nie mniej - to był popis wręcz cyrkowej zręczności. Pamiętam też jak trenowaliśmy przed egzaminem na "morsa" manewrowanie i cumowanie "Jupiterem II" (Opal) w zatocze "Neptuna". Tyle, że jeszcze z... uwiązanym na sztywno rumplem. Czyli nie tylko pod żaglami. Wiecie który żagiel był w tych manewrach najważniejszy? Oczywiście, oczywiście - ten najmniejszy, czyli bezan. A wiecie, kto nas wszystkich w tych zabawach bił na głowę ? Tak, tak - mistrz FD Eugeniusz Ziółkowski. To ten, którego teraz newsy czytujecie w SSI.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
-----------------------------------
.
Czterdzieści sześć lat temu, w piątek 18 grudnia, w Gdyni panowała straszliwa cisza. Wydaje mi się, że pogoda była podobna jak dziś, mglista, nie bardzo mroźna, choć poprzednie dni były mroźne. Skwer Kościuszki, a więc i Basen Jachtowy im. Zaruskiego, były odcięte od miasta szeregiem wozów bojowych, lecz i z ulicy 10 Lutego, spod istniejącego do dziś (!) salonu fryzjerskiego „Rococo”, można było dostrzec szare sylwetki okrętów wojennych na redzie.
Dało to okazję do wykorzystania znajomości tych sylwetek poznanych podczas żeglowania i odgadywania: „nasze czy ruskie”. Nie znałem jeszcze wtedy pełni tragicznych skutków poprzedniego dnia, osobisty ogląd wydarzeń na ulicach Gdyni, mimo iż ukształtował moje poglądy na całe życie, nie dawał mi takiej podstawy. Nie wiedziałem też, że ubył mi jeden kolega – wspominałem Go tutaj rok temu, kto zechce, poszuka.
Kolejny sezon na szczęście się odbył. I tak jak pisał „National Geografic” w wielkim reportażu „Springtime of hope in Poland” relacjonując tchnienie nadziei w Polakach, był to sezon długi i optymistyczny. Niezła pogoda, sporo żeglowania, Puck, jeziora, morze, awans na całkiem poważny stopień jachtowego sternika morskiego, beztroska młodość, studia, czteromiesięczne wakacje.
Kurs manewrowy na sternika morskiego odbywał się we wrześniu w Trzebieży. Spotkałem wtedy kilka ciekawych jachtów.
Po pierwsze był to „Ogar”, prototyp „Taurusów”. Coś szokującego! To żelazko ma pływać? Ogromny i pusty pokład, wysoki, stalowy (!) cienki maszt, dwie zejściówki, ster zawieszony na szerokiej pawęży. Ta rufa! Potem dowiedziałem się o nowatorskim kształcie balastu, płaskich liniach teoretycznych, umieszczeniu silnika centralnie. A potem okazało się jak szybki jest ten jacht!
/
Rufy: dwa najsławniejsze „Taurusy”, między ówczesnymi typowymi jachtami – źródło: „Portal żeglarski”
.
Krótko potem przy pirsie „T” stanął obok „Ogara” - „Polonez”. Był jeszcze we wczesnej, stoczniowej wersji z dziwacznym takielunkiem, który później na słuszne życzenie Baranowskiego zmieniono. Po szoku wywołanym kształtem „Ogara”, żelazkowatość „Poloneza” mnie już zachwyciła. Zresztą kształt tego jachtu, wywodzący się od „Arcturusów”, był znacznie bardziej podobny do tego, co uznawaliśmy wówczas za normalność.
Niedługo potem zjawił się gość dla mnie najbardziej zaskakujący. Biało-czerwono-niebieska bandera. Czechosłowak?! Na szczęście przy stoliku trzebieskiej stołówki siedział ze mną Tadziu Rusek, Polak z Zaolzia i on wiedział, kto to Richard Konkolski. Ze względów rodzinnych bardzo mnie to zainteresowało. Dzięki pomocy Tadzia udało mi się dowiedzieć kilku szczegółów, o tym, że „Nike” to nieco przedłużona polska „Zośka” Zbyszka Milewskiego, że wybiera się startować w przypadających na kolejny rok 1972 regatach OSTAR, w których startowali także Polacy.
/
Riša na "Nike"– fot. Internet
.
A sam kurs… były to trzy tygodnie codzienne manewrówki na żaglach w zatłoczonym basenie trzebieskim, gdzie naraz kręciło się kilkanaście jachtów, w tym kilka 11-metrowych drewnianych „pięćdziesiątek”, stalowa „stoczterdziestka” („Śmiały” albo ”Jurand”) i nieco mniejsza „Jaskółka (potem przezwana „Indią”). Po tych trzech tygodniach każdy z nas umiał z jachtem bez silnika zrobić wszystko.
Chciałbym widzieć miny dzisiejszych żeglarzy, gdyby wsadzono ich na komendę na którymś z tamtych jachtów. A wtedy była to nasza codzienność i, w co dziś zapewne trudno uwierzyć, obywało się bez kolizji! Pamiętam poczucie wyższości wobec „bogatych Szwabów, którzy zwijali żagle już na długo przed portem, manewrowali wyłącznie na silnikach i nie wychodzili w morze jeśli miało wiać choćby 50B.
Wspominam to z sentymentem, lecz wcale nie chciałbym powrotu tamtych czasów. Oczywiście lepiej jest dobrze manewrować na żaglach, niż nie radzić z tym sobie wcale. Ale na pewno lepiej być człowiekiem wolnym, któremu żaden urzędnik nie mówi kiedy i dokąd ma prawo popłynąć. Lepiej pływać za swoje i na swoim, od portu do portu, niż pędzić niezależnie od warunków na zachód, dbając o to, by nieopatrznie nie wejść do polskiego portu, co oznaczało utratę ważności odprawy granicznej i konieczność zdania władzy paszportów.
Tak to wspomnienia mieszają się z nadzieją, szczególnie silną w grudniowych dniach. A więc tą nadzieją, także na przyszłoroczny udany sezon, pragnę się z Czytelnikami podzielić życząc wszystkim Wam wraz z Don Jorge spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Żyjmy wiecznie!
18 grudnia 2016 r.
Colonel
-------------------------------------
PS. A ta tytułowa zbieżność liczb? Zastanawiając się nad tytułem spostrzegłem, że 46 felietonik zaczyna się od słów czterdzieści sześć”. Pomyślałem sobie, że ten zbieg okoliczności można zaakcentować. Przynajmniej nikt nie poczuje się zgorszony.
Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3089