KRAJOBRAZ PO BITWIE
z dnia: 2016-09-25
Najpoważniejsze polskie długodystansowe, samotnicze morskie regaty już za nami. Uczestnicy odsypiają trudy kilkudobowej żeglugi. Dzięki nowoczesnej technice mieliście okazję śledzić jak im szło podczas tej szlachetnej rywalizacji na jesiennym Bałtyku. trzeba przyznać, że Brat Dyrektor (przez niektórych także tytułowany - Ojciec Dyrektor) Krystian Szypka dołozył wszelkich starań, aby zawodnicy byli otoczeni troskliwą opieką. To jest ta różnica pomiędzy papierową opieką urzędniczą a realną opiekuńczą asystą na morzu.
Trud sędziowania regat spoczywał na Tomaszu Konnaku.
SSI kibicował uczestnikom. A jak to tam było na morzu zwierza się skipper jachtu "Polled 2" - Jacek Chabowski.
Poniżej - wyniki.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-----------------------------------
Witaj Don Jorge! Po tych regatach potrzebowałem około dwóch dób na odespanie i regenerację do poziomu normalnego funkcjonowania. Mój błędnik jeszcze żegluje, a w nocy, już w domu zdarzyło mi się dwa razy poderwać z łóżka i prawie sprawdzać na ploterze czy coś nie chce mnie na wodzie rozjechać.
Morze, to taki bezwzględny audytor – nie da rady się z nim dogadać i obiecać, że następnym razem ja to lepiej zainstaluję. Słońce podchodzi do lądowania i na czerwono podświetla podniebny sufit. Woda pod dziobem szumi i znowu ten przenoszę się ten trochę dziwny, magiczny, żeby nie powiedzieć mistyczny stan. Jest pięknie, cholernie pięknie. Kto tego nie zobaczy, a właściwie nie doświadczy, uwierzcie mi wiele traci. Zdjęcia, owszem są piękne ale to trzeba przeżyć. Jak Was tym zarażę, to po prostu to zróbcie i popłyńcie po zachody i wschody słońca na morze. Kolacja na Polledzie odświętna – jajecznica z cebulką ("Polled 2" to raczej hotelową łódką nie jest, dlatego takie danie to jest wyjątkowego), trochę mało soli, bo gdzieś solniczka się schowała ale nie jest źle. Po kolacji pierwsza kawa w tym rejsie (kawoszem jestem) i rozpływam się nad zapachem. Trwaj chwilo, trwaj. Noc luksusowa, serie senne po 20-30 minut, chyba z 8 razy. No, normalnie wyspałem się (tak mi się wtedy wydawało). Kolejny dzień i noc bardzo podobnie – zmiany ustawienia żagli: raz baksztag, raz fordewind (na motyla) i tak mile lecą. Kolejna, ostatnia noc z nową „rozrywką” – płyniemy po granicy wód rosyjskich, a tam na poligonie no normalnie „nawalanka”. Akwen zamknięty, kilka statków czeka na granicy akwenu jak samochody na czerwonym świetle. Trzeba uważać aby nie wpłynąć, bo oni jacyś tacy przewrażliwieni są. Nad ranem nie widzę ale czuję już nasz brzeg. Linię horyzontu powoli rozcina zarys półwyspu helskiego. Za rufą niebo zaczyna się trochę gotować i podświadomie dodaje gazu aby przed deszczem na metę wjechać. Jakoś mnie chmury oszczędzają i w miarę suchy dopływam do mety. Tam miła niespodzianka, na mecie, na swojej łódce Ellessar czeka Marek i łódź organizatorów. Bardzo mi miło, bo Marek zawsze dużo dobrej energii wysyła. Na brzegu kolejne przyjazne twarze, pomoc przy cumowaniu, szampan, wino – super ale zmęczenie powoli zaczyna zachowywać się jak gorset i trudno radość w pełni okazać. Kilka „miśków” z tymi co przypłynęli. Bardzo, bardzo bratersko znowu się robi – bezcenne – to trzeba doświadczyć. Jadę autem do domu i głowa zaczyna mi spadać. Adrenalina powoli organizm opuszcza i w końcu padam.
Niesamowite dekoracje
. Tegoroczna edycja Bitwy o Gotland dostarczyła uczestnikom całkiem niezły wachlarz pogodowy. Od ciszy w nocy przy małej wysepce Karlsoarna, do wiatru dochodzącego do 25kts już na północy Gotlandii. Zatem każdy dostał to co, lubił lub w czym czuł się najlepiej. Sporym zaskoczeniem był silny wiatr i bardzo nieprzyjemna fala już w trakcie „zakręcania” nad wyspą. Prognozy mówiły, że będzie 7-10 kts wiatru, a tu 9 godzin wiatru 17-18 kts, z porywami do 25kts. Do tego ta paskudna, bałtycka fala – krótka i stroma. Dziób łódki momentami celował w niebo, aby po chwili hukiem spadać w dół fali. Jak ja tego nie lubię, jak mnie serce boli, jak dno łódki wali o wodę, a takielunek dostaje drgawek. Wiem, wiem starsze konstrukcje, zdecydowanie lepiej sobie radzą w tych warunkach. No cóż, jest jak jest. Autopilot dostał na ten czas wolne, bo chyba zapomniał, że to regaty i trzeba jednak cały czas pracować nad wynikiem. Patrzę na elektronikę, która pokazuje mi 30 mil do boi zwrotnej. Patrzę za godzinę i pokazuje 28 mil! Co, taka niska prędkość zbliżania?! Czy da się tam dopłynąć? Walczymy dalej. Menu tzw. emergency czyli batonik i kabanos na zmianę – menu całodzienne. Kombinuję jak koń pod górę jak chociaż trochę tę falę przechytrzyć. Pod koniec halsówki płynę pod wyspę Faro (przy okazji, ma coś w sobie i nie dziwię się, że Ingmar Bergman tam sobie mieszkał) i tam fala jakby trochę mniej złośliwa. Inni też kombinują jak mogą. Mam skojarzenie i przyrównuje ten moment do ataku szczytowego na jakąś wysoką górą – nie wiem dlaczego ale jakoś mnie to mobilizuje. W końcu jest boja i w krótkim czasie omija ją nie mała grupa jachtów. Po boi jakby ktoś Bałtyk w inny tryb pogodowy przełączył. Odkładam się na kurs z wiatrem, zmieniam ustawienia żagli. Siadam w kokpicie, ciśnienie schodzi i otwieram sobie puszkę z popularnym napojem – pssss (…). Jest dobrze, jeszcze na ploterze ustawiam kurs docelowy, czyli boję GW w okolicach Górek Zachodnich. Elektronika mówi mi 223 mile do domu. Jest dobrze. Na radiu oczywiście cały czas gwarno. Chyba wszystkim ta halsówka dała w kość, bo jakoś bardziej rozmowni się zrobili, żarty coraz bardziej pikatno – polityczne. Niestety, spływają kolejne informacje o awariach na kolejnych łódkach. Coś w tym roku dużo tego. Tak sobie myślę, że wspólnym mianownikiem jest tutaj chyba dość słabe przygotowanie łódek na trudniejsze warunki. Ilość wyposażenia to nie wszystko. To wszystko musi być jeszcze solidnie zrobione.
Dobrane towarzystwo
.
Towarzystwo na plotterze jachtu "Polled 2" prezentuje się jak wyżej
.
Szukam słów jakimi podsumować najkrócej te regaty i przychodzi mi do głowy bardzo ich długa lista. Doświadczenia żeglarskie, doświadczenia wspólnego żeglowania (mimo, że każdy na oddzielnej łódce), doświadczenia dobrych myśli i energii spływających od rodziny, przyjaciół i znajomych – to wszystko jest bardzo trudno opisać słowami. To trzeba doświadczyć, dotknąć, przeżyć. Bardzo tego życzę i polecam. Dla mnie, bez wątpienia to regatowa żeglarsko – towarzyska impreza roku. Gratulacje należą się organizatorom, jachtom i załogom obstawy wdzięczność (Ojcze Dyrektorze – nie zapomnimy!), a współzawodnikom podziękowania za bardzo sportową i przyjacielską rywalizację. - pozdrawiam Jacek
--------------------------------------------------
Oficjalne, uroczyste zakończenie Bitwy O Gotland, połączone z wręczeniem nagród, odbędzie się pod koniec października.
.
WYNIKI:
.
Klasa OPEN:
1. Dancing Queen, Jerzy Matuszak
2. Konsal II, Ryszard Drzymalski
3. OFO, Krzysztof Fojucik
4. True Delphia, Andrzej Kopytko
5. Fidoo, Marcin Wroński
6. Zezowate Szczęście, Paweł Biały
ORC:
1. Hobart, Mirosław Zemke
2. Quick Livener, Jacek Zieliński
3. Atlantic Puffin, Szymon Kuczyński
4. Hadron, Piotr Parzy
5. Busy Lizzy, Kuba Marjański
6. Polled 2, Jacek Chabowski
7. Dexxter, Witek Nabożny
8. Zena II, Marek Marcinkowski
9. BLUESinA, Piotr Falk
10. Oceanna, Zenon Jankowski
11. Ocean 650, Michał Weselak
12. Kosia III, Aleksandra Emche
13. Vector Baltica, Joanna Pajkowska
14. Double Scotch, Tomasz Ładyko
15. Delphia III, Maciej Muras
16. Akademia Jachtingu VIII, Rafał Skroński.
------------------------------------
Pełne wyniki z czasami przed i po przeliczeniu znajdują się w poniższych linkach:
Open http://bitwaogotland.pl/wp-content/uploads/2016/09/Bitwa_2016_open.pdf
ORC: http://bitwaogotland.pl/wp-content/uploads/2016/09/Bitwa_2016_orc.pdf
ORC 1 http://bitwaogotland.pl/wp-content/uploads/2016/09/Bitwa_2016_orc1.pdf
ORC 2 http://bitwaogotland.pl/wp-content/uploads/2016/09/Bitwa_2016_orc2.pdf
---------------------------------------------
Sędzia Główny - Tomasz Konnak
____________________________________________________________________
Fotka do komentarza poniżej
|