PRZYPOMNIJMY SYLWETKĘ STANISŁAWA CISKA
z dnia: 2016-03-05
Józef Kwaśniewicz powrócił do żeglarskiej lektury z czasów peerelu. Warto wracać, aby konfrontować uwarunkowania dzisiejszego żeglowania morskiego z tym z czym przychodziło się zmagać w nie tak znowu odległych czasach. Nie chodzi tu o trud żeglowania, ale o to ile zachodu potrzeba było aby wychylić się poza falochrony polskiego portu.
Lektura czytanej przez Józefa książki pochodzi z czasów cenzury, a jednak to i owo można wyczytać między wierszami.
To było niestety już wspomnienie pośmiertne.
Cieszmy się dniem dzisiejszym !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
-------------------------------------
Szanowny Jerzy! Opisywane również na Twojej stronie dokonania polskich żeglarzy, z uporem realizujących swoje marzenia o odkrywaniu, zdobywaniu i poznawaniu nowych światów, być może nie miałyby miejsca gdyby nie historyczne inspiracje poprzedników. Dziś (mimo zimy) po wodach mórz i oceanów żeglują liczne jachty pod polską banderą, często armatorzy realizują swoje aspiracje „na swoim i za swoje”. To dobrze, to bardzo dobrze. Dzieje się tak, mimo tego, co współcześni nam władcy twierdzą, chyba jest to odzwierciedlenie wzrostu nie tylko zasobności finansowej polskich obywateli. W moim przekonaniu to również zmiana świadomości swoich możliwości nieskrępowanych ograniczeniami, które w słusznie minionych czasach miały miejsce. Jak było dawniej? Pragnę w tym miejscu przypomnieć książkę "Polskie jachty na oceanach" (Aleksander Kaszowski i Zbigniew Urbanyi, Wydawnictwo Morskie, 1981 r.), w której autorzy podjęli próbę zebrania w jednym tytule osiągnięcia polskiego żeglarstwa w latach 1933 – 1978. Tytuł polecam, szczególnie młodym adeptom żeglarstwa. Dla mnie osobiście jednym z tych, którzy mogą być inspiracją do żeglowania po morzach małym jachtem był Stanisław Cisek z Wrocławia. To chyba właśnie on, w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy obostrzenia swobodnego żeglowania pod polską banderą były normą, udowodnił że można. Na stronach 374 – 379 jest opisany jego wyczyn, właśnie „na swoim i za swoje”. Tak, wiem, ktoś powie, że byli mu podobni wcześniej, że ich dokonania były znacznie większe. Oczywiście, że byli, ale chyba nikt przed nim, tak małym jachtem, nie pokonał bardzo trudnej trasy na Morze Śródziemne i dalej samotnie Atlantyku. Chyba największym heroizmem w jego wyprawie było pokonanie trasy zimą, w nieomal arktycznych warunkach z Calais do Marsylii, z jednoczesnym ograniczeniem posiadanych środków finansowych. Pokonanie trasy atlantyckiej w tym rejsie było już tyko nagrodą za upór w dążeniu do realizacji postawionego sobie celu. Wyprawa trwała dwa lata i cztery miesiące, armator odwiedził 70 portów na trzech kontynentach i spotkał się z ogromną życzliwością ludzi, bez których bezinteresownej pomocy rejs mógłby nie dojść do szczęśliwego zakończenia. Wydaje się, że rejs Stanisława Ciska w historii polskiego żeglarstwa jest jednym z najbardziej niezwykłych. Doceniajmy, więc i pilnujmy tego, co zostało osiągnięte w zakresie swobody żeglowania przez polskich żeglarzy. Do zobaczenia na zjeździe SAJ!
.
Józef Kwaśniewicz s/y "Marzenie J"
|