JAK SWOBODA ŻEGLOWANIA WDARŁA SIĘ DO POLSKIGO ŻEGLARSTWA REGATOWEGO
z dnia: 2016-01-21
Minęło 30 lat, ale żyją jeszcze świadkowie owych wydarzeń. Tych, których już internet nie bawi - należy doprowadzić siłą przed monitory. Niech dadzą świadectwo historii. Co prawda "przyjemniaczcy", zwłaszcza armatorzy małych jachtów morskich jako pierwsi doszukali się dziur w płotach (fizycznych i formalnych), ale pamiętajmy, że regatowcy w tym czasie byli jeszcze "na bardzo krótkiej smyczy" omnipotentnego Związunia. Łącznikiem między "przyjemniaczkami" i sportem był Jerzy Piesniewski, który przeszedł do historii swoim obrazoburczym, ale i proroczym artykułem "Żeglarstwo = swoboda".
Klasa Micro to było też coś przedziwnego jak na tamte czasy. Sport na prywatnych łódkach, za prywatne pieniadze? Łódki też były przedziwne, bo pierwotnym zamysłem polskiej odmiany tej zabawy było stworzenie małego jachtu przeznaczonego jednoczesnie do ścigania się i do turystyki rodzinnej. To jeden z symboli polskiej drogi na Zachód.
Przepraszam - długi wstęp, ale artykuł Aleksandra Frydrycha - odbieram jako pasjonujący. Liczę na kolejny rekord poczytności i liczne reprinty. Jak widzicie Aleksander Frydrych - jeden z "ojców założycieli" polskiej Klasy Micro przejął się misją Mariana Lenza - naszego kustosza pamięci*). Może odezwą się Elżbieta i Miron Galewscy entuzjaści jachtów klasy Micro z mojego macierzystego JKM "Neptun" ?
Przedstawiam Autora newsa: żeglarz, pilot, ratownik GOPR, były dziennikarz. Zawodowo zajmujący się polskim rynkiem teleinformatycznym, współtwórca i animator ruchu społecznego „Internet Obywatelski”
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
------------------------------------------------
*) „Herodot z Halikarnasu przedstawia tu wyniki swoich badań, aby dzieje ludzi nie zatarły się z czasem w pamięci i aby nie zgasła sława wielkich i niezwykłych czynów dokonanych czy to przez Greków, czy to przez barbarzyńców”. (Herodot I 1,1)
============================================================ 30 LAT MINĘŁO JAK .... Pewnie każdy z czytelników SSI zetknął się z hasłem, klasa Micro, łódka Micro, Micro Cupper itp. Część z Was być może była nawet armatorem i/lub zawodnikiem tej wciąż popularnej w Europie, klasy małych jachtów regatowo turystycznych i turystyczno regatowych. Klasy, w której od lat prym wiodą polskie załogi, zajmując niejednokrotnie wszystkie miejsca na „pudle” a łódki Micro polskiej konstrukcji , kupowane są przez zawodników wielu państw europejskich.
Archiwum "ŻAGLI"
. Przypuszczam jednak, że niewielu z Was wie, że w sierpniu bieżącego roku minie równo 30 lat od pierwszego w historii występu Polaków w Pucharze Świata tej klasy. (Brest 1986) Zaczęło się niewinnie. Po latach startów w regatach różnej rangi, kolejno, na Cadecie, OKD, Hornecie, słomkowej 505 i wreszcie laminatowej 420, licznych mazurskich i jeziorakowych obozach i prywatnych wyprawach, zacząłem interesować się „większymi” jachtami. Jednak w życiu wszystko ma swój czas, rodzina, praca, dom. Mijały lata. Pewnego grudniowego poranka ktoś wyłączył telefony i Teleranek. Trzeba było marzenia odłożyć na półkę i zająć się ważniejszymi sprawami. Pozostała jednak nadzieja że przecież kiedyś do nich wrócimy. Tak minęły dwa mroczne lata. Był rok 1983. Wszyscy mieliśmy świeżo w pamięci stan wojenny i jego konsekwencje. Część z nas wciąż jeszcze funkcjonowała w podziemiu. Lizaliśmy rany, goniąc za codziennością snuliśmy nieśmiałe plany, sięgając wieczorami na półkę z przykurzonymi marzeniami. W grudniowym numerze "Żagli", szarych jak otaczająca rzeczywistość, na 10 stronie znalazłem artykuł znanego już wówczas konstruktora i wykładowcy PW, dr. inż. Jerzego Pieśniewskiego pt: Micro, klasa na trudne czasy. Artykuł był niepozorny, opatrzony czarno białym rysuneczkiem niewiele większym od znaczka pocztowego. Podpis pod rysunkiem informował, że jest to sylwetka jachtu Saumon Fute, konstrukcji Paula Lucasa oraz, że rzeczony jacht wygrał Micro Cup 1981. Dalej autor omawiał siedmioletnią już historię klasy oraz jej podstawowe założenia i przepisy, upatrując w niej szansy na wyciągnięcie z zapaści, polskiego, regatowego żeglarstwa morskiego. Jasny gwint, to jest to! Nie spałem kilka kolejnych nocy. Nie, to nie jacht zrobił na mnie takie wrażenie, to idea zawarta w tej, wymyślonej przez redakcję francuskiego miesięcznika „Bateaux” formule. Z oczywistych powodów nie mogłem przekopać Internetu, ba, nie było jeszcze nawet pecetów! Ale był już (znowu) EMPiK i rodzona siostra za właściwą granicą. Po miesiącu wiedziałem o Micro tyle, że świadom rodzinnej maksymy: Alteri vivas oportet si vis tibi vivere postanowiłem podzielić się tą wiedzą i stojącą za nią ideą z innymi. Kilkustronicowy artykuł z bogatą ikonografią, ukazał się na rozkładówce w marcowym numerze Żagli 1984. W końcowej części tego materiału, po uzgodnieniu z Jurkiem Fijką, zaapelowałem do czytelników, którym Micro wydaje się być czymś więcej niż tylko prasową ciekawostką, aby dali listowny wyraz temu zainteresowaniu, wtedy w kolejnych numerach pociągniemy temat. W redakcji poznałem wreszcie Jurka Pieśniewskiego. Przy drugiej kawie byliśmy już pewni , że zrobimy TO razem! Reakcja czytelników była nawet dla nas, ogarniętych już ideą Micro, zaskakująca, a dla redakcji "Żagli" stała się z czasem prawdziwym... utrapieniem. Postanowiliśmy ten entuzjazm ogarnąć i nadać mu jakieś ramy organizacyjne. Trzeba pamiętać, że ustawa o stowarzyszeniach jeszcze się nikomu nie śniła a jedynym chyba NGO był KIK a i to pewnie tak nie do końca. Z odsieczą przyszły nam "Żagle" w osobach nadredaktora Błaszczyka oraz, a nawet przede wszystkim, pełniącego wówczas obowiązki sekretarza redakcji (nieodżałowanego) – Jurka Fijki. Mogliśmy nie tylko korzystać z gościny "Żagli" ale również utworzyć przy Redakcji nie do końca formalny Związek Klasy Micro. Na pierwsze spotkanie z czytelnikami w Gdańsku przybyło kilkadziesiąt osób z całego kraju. Byli wśród nich, znani konstruktorzy jachtowi, zawodnicy różnych klas, entuzjaści bez doświadczenia, był nawet zafascynowany ideą Micro ksiądz proboszcz z Janikowa oraz zakochany w Polsce czeski architekt i dziennikarz, Otokar Zekl.
"Ojcowie założyciele". Archiwum "ŻAGLI"
.
Lawina ruszyła, jak grzyby po deszczu rodziły się kolejne projekty jachtów. Jurek Pieśniewski, Andrzej Skrzat, Jacek Centkowski, Lech Grochowina, Zdzichu Abrożej, Gienek Ginter, Leszek Gonciarz, Jurek Kubaszewski i kilku innych, mniej znanych konstruktorów siadło wtedy po raz pierwszy do projektu jachtu regatowego w ściśle określonej, międzynarodowej formule. Skrzyknęliśmy maszoperię, ruszyliśmy z budową epoksydowego Microna. Nigdy się nie dowiedziałem skąd Jurek zdobył airex na przekładkę pokładu. Wiele elementów takielunku tworzyliśmy sami. Własnoręcznie wykonaliśmy nawet stopery fałowe. Nie dla fantazji, po prostu w ogarniętym głęboką recesją kraju, nie sposób było kupić nic poza podstawowymi okuciami i siermiężnymi linami. Łódka pływa. Znaleźliśmy nawet prywatnego sponsora a raczej „mecenasa” bo słowo sponsor nic jeszcze nie znaczyło. Decydujemy, jedziemy na Micro Cup 1986. Zafascynowani pomysłem nie zdawaliśmy sobie sprawy na co się porywamy. Byliśmy młodzi.
Brest dzieliło od Polski 2500km i pięć granic państwowych (wizy!) w tym ta najważniejsza z przejściem Helmstedt! Co więcej, zaczęliśmy się zastanawiać jako kto my tam jedziemy? Jako Pieśniewski, Frydrych i spółka - załoga prywatna? Kto i w jakim procesie nas wybrał i zatwierdził? Klasa Micro, a co to takiego? W żadnym kalendarzu imprez PZŻ ani w komisjach - sportu czy żeglarstwa morskiego taki twór nie istnieje. Gdzie jest PRS? Karta Bezpieczeństwa? I w ogóle co to za szum wokół tego Micro? Prywatni, za swoje, na SWOJEJ łódce mają reprezentować kraj? Toż to zamach na struktury polskiego sportu! I wtedy do gry wkroczył Zbyszek Stosio. Pozostanie dla mnie tajemnicą jak to zrobił, ale jak mówi dzisiejsza młodzież, wziął wszystko na klatę. Dostaliśmy nie tylko prawo reprezentacji ale także paszporty COSu z wbitymi i wklejonymi (sic!) wizami i Jego błogosławieństwo na drogę. Ile i czym ryzykował, możemy się jedynie domyślać. (Prezesem PZŻ był ówczesny wicepremier, M.F. Rakowski) To był wyłom, ale nie rozumieliśmy wtedy jeszcze w pełni tego co się stało.
S/y "KROPEK" (POL 14217) - łódka typu Micro, na której nadal żegluję mimo upływu 30 lat. To jest jacht, który wygrał Puchar Świata tej klasy w roku 1976! Zdjęcie ma egzemplifikować i uwiarygodniać moje nigdy niewygasłe uczucia do tych mikrobów
. Dzisiaj wszystko to wydaje się takie oczywiste. Zwyczajnie, prywatna załoga, na prywatnym jachcie za prywatne pieniądze, wystartowała w Pucharze Świata reprezentując swój kraj! O tym co było potem pisał już wielokrotnie w "Żaglach" - Jurek Pieśniewski. Bardzo dużo informacji można także znaleźć w sieci. Ciekawym dalszego ciągu, powiem tylko, że zajęliśmy wówczas miejsce na początku drugiej dziesiątki wśród 48 startujących załóg. (jak pamiętamy max. skok pływów dla Brestu wynosi ca. 10m a prędkość prądów dochodzi do 10 węzłów).
W kolejnym roku, polska załoga z Jarkiem Kaczorowskim za sterem, zdobyła w Ouisterham Puchar Świata klasy Micro.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- I tak oto, z fascynacji, przyjaźni, entuzjazmu i nieświadomości, zrodziło się w Polsce nowe, wolne żeglarstwo.
.
Aleksander
|