WSPOMINAM KOLEGĘ - MŁODZUTKIEGO ŻEGLARZA
z dnia: 2015-12-17
Andrzej Colonel Remiszewski wspomina kolegę żeglarza, harcerza, który nie zginął na morzu. Zginął od kuli lub razów oprawców. To nie tylko rocznica, ale i aktualne memento. Pamiętajcie !
Cześc Jego pamięci !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------------------------
Dziś jest dzień szczególny. Powinienem być teraz w Gdyni, lecz oznaczałoby to nieuniknione spotkanie z osobnikiem bez honoru, którego legitymizować nie mogę, a gwizdać ani pluć w twarz na „cmentarzu” nie chcę. 17 grudnia 1970 to jedna z najważniejszych dat w moim życiu. Dla mniej biegłych w historii przypomnę, że to tzw. „Czarny Czwartek” w Gdyni, kulminacja Wydarzeń Grudniowych, kiedy to siły uzbrojone peereel strzelały na ulicach do ludzi idących do pracy i do szkoły na wezwanie władz. Osobiście wierzę, że była to prowokacja, czy też manipulacja gen, Jaruzelskiego, dążącego do umieszczenia na szczycie władzy Edwarda Gierka, choć oczywiście tej tezy udowodnić nie jestem w stanie. Dla mnie osobiście tego dnia ważne były śmigłowce milicyjne nad głową, salwy do ludzi na ulicy pod domem mojej babci, gaz łzawiący po drodze do Niej, a wreszcie już po wygaśnięciu zajść milicyjna „Warszawa” najeżdżająca od tyłu na uciekającego po ulicy 10 lutego człowieka. Ten dzień określił moją świadomość Polaka na całe życie. Dopiero wiele tygodni później dowiedziałem się z listy ofiar opublikowanej w partyjnej gazecie, że zginął mój kolega. Stanisław Sieradzan (1952-1970) był wzorowym uczniem Technikum Chłodniczego, miał zdawać maturę. Był sportowcem, rugbystą i chyba kajakarzem. Podobno był wzorowym uczniem. Dla mnie był wysokim, mocnym, mimo, iż młodszym o rok, to sprawiającym wrażenie starszego, kolegą żeglarzem. Był harcerzem, przybocznym w 30 WGH przy Technikum Chłodniczym w Gdyni, sternikiem jachtowym, spotykaliśmy się w puckim HOM-ie w latach 1968-70 – nie wiem nawet ile razy. Tamtego dnia wyszedł do szkoły. Oficjalne dokumenty mówią, że zginął na ulicy Czerwonych Kosynierów (dziś znów Morska), przy wyjściu z pomostu prowadzącego na peron Gdynia Stocznia. Skąd by się miał tam wziąć, jeśli komunikacja była wstrzymana? Jest też hipoteza, że zatrzymany gdzieś przez Milicję, został zakatowany w podziemiach budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej (tak, komuniści też lubili i nadużywali słowo „narodowy”), a potem postrzelony dla zatarcia śladów. Przeczyłaby temu informacja, że żył jeszcze po dowiezieniu do Szpitala Miejskiego na Placu Kaszubskim. I hipoteza najbardziej wiarygodna. Po wyjściu z domu przy ulicy Dzierżyńskiego (dziś z Legionów), wobec braku komunikacji zaciekawiony dołącza gdzieś do manifestacji – może tej niosącej na drzwiach 18-letniego Zbyszka Godlewskiego (Janek Wiśniewski co w balladzie padł) – w trakcie strzelaniny pod Prezydium MRN (dziś Urząd Miejski) ucieka w kierunku Wzgórza Nowotki (dziś Św. Maksymiliana), czyli do domu i ginie od postrzału z małej odległości w plecy. Morderstwo z zimną krwią. Prawdy się nie dowiemy. Wiemy tylko, że nie zrobił pięknych rejsów, nie wychował pokoleń harcerzy-żeglarzy, nie zdawał matury, nie… Być może umiem wybaczyć tamtym mordercom, już nie żyjącym i nigdy nie skazanym. Na pewno nie umiem i nie chcę zapomnieć.
A dziś staje się aktualna przestroga, by nie zapominał o tym NIKT. Obojętne jakie sztandary wywiesza i z czyim imieniem na ustach występuje. Staszka pochowana na cmentarzu witomińskim w Gdyni, dzięki determinacji Rodziców był to jeden z nielicznych, o ile nie jedyny pogrzeb, poprzedzony Mszą Świętą we własnym kościele parafialnym i udziałem rodziny, kolegów i przyjaciół.
Wzorowy uczeń pozostał w pamięci kolejnych roczników „chłodniczaka” – znalezione w Internecie Ojcu pozostało zdjęcie – ze strony www.gazeta.pl Przyjaciołom pozostał grób na Witominie – fot. A. Remiszewski
17 grudnia 2015 Andrzej Colonel Remiszewski Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.
|