PRASA PRL O PRZEMYŚLE JACHTOWYM
z dnia: 2015-12-10


Ponoć żyliśmy w wielkim "obozie postępu”:-) Tak zapewniały gazety. Jak to praktycznie wyglądało czytaliście już w SSI w felietonach Mariana Lenza z cyklu „Wyznanie złoczyńcy”. Otóż Polska miała w ramach podziału pracy wyłączność na budowę jachtów. Najwięcej ekspediowano do ZSRR, nieco do Bułgarii i na Węgry. Gdzie się dało - prezentowaliśmy nasze jachty, a przy okazji nasz kraj. Dzisiaj można różnie na to patrzeć, ale przyjmijmy, że była to - można powiedzieć (z duchem owych czasów) „oczeń charoszają politiczeskają rabota” – „Wybrzeże” nr 33/08/86.
Były to takie dziwne czasy, gdy stocznie nie mogły w kraju sprzedawać swej produkcji osobom prywatnym (!). Dyrektor stoczni im. Teligi, który to zrobił - rozpaczliwie bronił się przed zarzutami, z prokuratorskimi włącznie. Dzisiaj nikt z młodszych niż czterdziestolatkowie nie wie i nie rozumie co to były: „produkcja antyimportowa”, „odrzuty z eksportu”, „gospodarstwa pomocnicze” (stocznie hodowały świnie), czy „rzucanie towaru na rynek” . Można tylko liczyć, że to se ne vrati, Pane Havranek!
Jachty mogły kupować kluby, przedsiębiorstwa, a reszta klepałne były po ogródkach.
Chcieliśmy wtedy też odprowadzać jachty naszymi załogami, aby żeglarze nabywali staże, gdyż Związunio stał pryncypialnie na stanowisku ograniczania ilości wydanych patentów, stosując selekcję jak u rasowych szczeniąt. Flota jachtowa była zbyt mała by zaspokoić potrzeby i utrzymać mniemany poziom?
Każdy (ale z tych starszych) ma teraz okazję opowiedzieć - jak to z jego perspektywy wówczas życie żeglarzy wyglądało.
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge

--------------------------------------------------------------------
Wystawa w Leningradzie – „Wybrzeże” nr 33/08/86
Eksport jachtów, żagli i wyposażenia jachtowego do Związku Radzieckiego ma tendencję zwyżkową i być może w tym roku przekroczy wartość 10 milionów rubli transferowych. Całość obrotów realizuje gdański „Navimor”, będący w tej dziedzinie na tym rynku monopolistą. Akwizycja sprzedaży realizowana jest za pośrednictwem dwóch wystaw specjalistycznych i towarzyszących rocznie. Jachty są miłym akcentem wystawy „Sdiełano w Polsze”, prócz tego organizuje się wystawy przeznaczone dla specjalistów. Produkcję stoczni jachtowych prezentowano już w Rydze, Tallinie, Wilnie, Kiszyniowie, Kijowie, Nachodce, Moskwie, Suchumi, Odessie. Kraj to ogromny, dlatego do Leningradu trafiono równo dziesięć lat po pierwszej wystawie, która miała miejsce w 1976 roku.
Na nabrzeżu Centralnego Leningradzkiego Klubu Jachtowego wystawiono: dwie motorówki „Conrad-900m” i dwa jachty „Conrad-25rt” ze Stoczni im. Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku, „Minitoner” i „Carter 30” ze Stoczni im. L. Teligi w Szczecinie. Stocznia z Chojnic wstawiła: „Optymista”, „Cadeta”, „Finny” i „Venuski”. Rzemieślnicy zaprezentowali wykonany z laminatu katamaran - „Tornado”, aluminiowe maszty i trójbiegowe kabestany. Gdyński „MORS” wystawił log i echosondę, oba z odczytem cyfrowym, a echosonda dodatkowo z alarmem.
Conrad 900
.
Cała wystawa stała pod znakiem eksperymentu polegającego na dostawie jachtów morzem przez załogi stoczniowe. Tak mogą być dostarczone wszystkie duże jachty: cetusy ze Szczecina, Conrady 1420 i Conrady 1220 z Gdańska. Obie strony są zainteresowane taką formą przekazywania. Kupujący gdyż nie musi szukać statku, czy długo czekać na okazję, stocznia też jest zainteresowana terminowym przekazaniem. Widzę tu też korzyści pośrednie, dla załóg realizujących staże, podnoszących kwalifikacje żeglarskie i fachowe przydatne w dalszej pracy, w stoczni przy konstrukcji i budowie. Nowość sprawy, kłopoty organizacyjne i przeciwny wiatr spowodowały, ze jachty płynące morzem spóźniły się na otwarcie wystawy, ale gospodarze byli w tej mierze wyrozumiali.
Losy eksperymentu zależą od kosztów, które są w tej chwili, zdaniem odbiorcy wysokie. Wynika to głównie z wysokich kosztów ubezpieczenia oraz ubezpieczenia podwójnego. Ostatnie zmiany w Kodeksie morskim być może pozwolą rozwiązać ten problem Najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie jachtów pod bandera radziecką.
Blasku wystawie dodał przybyły do Leningradu jacht „Gedania” zainteresowanie tą jednostką wynika z pierwszych przymiarek do zakupu stalowego jachtu tej wielkości w polskiej stoczni. Wypełnia on lukę między jachtami mniejszymi, do 15 metrów po pokładzie, a dużymi żaglowcami typu „Pogoria” i „Dar Młodzieży”. Szkoda, ze z powodu niedopracowań formalno-organizacyjnych w kraju nie przybyły dwa inne z proszone jachty polskie.
Wystawa miała charakter specjalistyczny, nie było tłumu widzów i przechodniów. Gospodarze zastanawiali się nad ukierunkowaniem programu zakupów w latach przyszłych. Ustalano ceny. Obok kurtuazji i gładkich przemówień targowano się zawzięcie o każdą kopiejkę. Analizowano reklamacje. Podpisywano kontrakty. Wśród zwiedzających, prócz miejscowych żeglarzy, byli także pracownicy pobliskiej leningradzkiej stoczni jachtowej. Polscy uczestnicy rewizytowali stocznię Gospodarze zainteresowani są współpraca polskiego przemysłu jachtowego ze stoczniowego w Tallinie i Leningradzie, zakupem żagli, masztów i wyposażenia jachtowego.
Nad wszystkimi życzeniami dominowało jedno: aby coroczne wystawy jachtów w Leningradzie stały się tradycją. Dodaję od siebie: aby były ogólnie dostępne i przerodziły się w szersze spotkania żeglarskie jachtsmenów obu krajów.
Marian Lenz
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2872