CZY W GDYNI TAK JAK W TRZEBIEŻY ?
z dnia: 2015-01-08


Zbigniew Klimczak niby się cieszy, ale aby jego optymizm nie zwolnił środowiska żeglarskiego z obowiązku przyglądania się dobrodziejom. Historia juz nie raz pokazała jakie są skutki zawierzania tym, którymi ponoć tylko dobro publiczne kieruje.

No więc, skoro już mowa o Gdyni, to tak na wszelki wypadek przyjrzycie się losom Trzebieży.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-------------------------------

Rzeczywistość zawraca mnie do historii – i niepokoi

W Gdyni ponoć zaczęło się rodzić coś wreszcie wielkiego i dającego nadzieję polskim żeglarzom. Mamy już kilka przykładów, że trend odwracania się samorządów od morza uległ zahamowaniu, a nawet odwróceniu. Ostatnim spektakularnym przykładem jest pomysł budowy Nowej Mariny i rozbudowy zaplecza, jako inwestycji miasta i PZŻ. Mam, zamiar pisać o czymś innym, w aspekcie nowych ambitnych planów PZŻ. Tu w wielkim skrócie informacje zaczerpnięte ze strony Michała Dworaka - http://www.dworak.sails.pl/ – jako „rzeczywistość” nim przejdę do „historii”. Prześledzenie wpisów na podanej stronie, a dotyczących tej inwestycji PZŻ rodzi moje obawy i zapraszam do tej ciekawej lektury. Zwracam tylko uwagę, że „ogłoszenie o konkursie ofert” znikło ze strony PZŻ. Życzę żeglarzom i Gdyni zrealizowania tej wizji, popatrzcie tylko na wizualizacje projektu, ale moje myśli zwracają się ku historii i to odległej oraz pytaniu – jak się to skończy, czy nie daj Boże, jak zwykle!

Czemu się cofam zamiast wybiegać myślą do przodu. Wbrew pozorom wybiegam, jak najbardziej wybiegam... a cofam się, aby powiedzieć, że to się może skończyć tak samo, jak drzewiej bywało choćby z COS Trzebież, które miało przed sobą analogiczną perspektywę raju dla żeglarzy, gdyby nie „szczęśliwa” ręka Związku. Pomińmy lata od zakończenia wojny do 1956 roku, jako czarną noc nad polskim żeglarstwem. Po odwilży w 1956 roku na Zalewie Szczecińskim zaczęły się pojawiać polskie jachty a 1 stycznia 1959 r. Zarząd Główny PZŻ powierzył kpt.j. Wandzie Paradowskiej (Chojnowskiej) prowadzenie ośrodka. Pierwszy turnus szkoleniowy rozpoczął się 1 lipca 1959 roku i liczył 89 uczestników. Ośrodek dysponował wówczas dwoma dingami, siedmioma mieczowymi szarpiami oraz wyczarterowanymi jachtami: Nakon (30 m. kw.), Conrad (50 m. kw.), Konikiem Morskim – „Pietrkiem”. Zapisy w historii podają jeszcze jednego Konika....”Wiatr”, ale 1 lipca był tylko jeden, a skąd to wiem? Stąd, że miałem honor, zaszczyt i ciężką pracę przy napełnianiu słomą sienników na I turnusie szkoleniowym, byłem jednym z tych 89 kursantów. Poniżej zdjęcie 6. szczęśliwców wytypowanych na rejs pod Bornholm, tuż przed egzaminem.

Od lewej: W.Kowalenko, trzeci od lewej kpt.j. Pallawicini, (nie pamiętam imienia i nie wiem czy poprawnie napisałem nazwisko Pallacini)i, pierwszy od prawej - I oficer, czyli ja (nazawisk pozostałych też nie pamiętam – sorry, taką mam pamięćJ

Powyżej - kolega z wachty, w najnowocześniejszym ocieplaczu Anno Domini 1959 oraz kompas ławkowy (wg. J. Kulinskiego - łaminóżka)

.

KWŻ- tem był kpt.j. Witold Kowalenko ze Śląska. Jednym z instruktorów był ksiądz, później wysoki hierarcha kościoła na Pomorzu (niestety nazwiska nie pomnę). Opisuję zajęcia z nim na wodzie i przepytankę z sygnalizacji. Przepływały koło nas barki i jak zwykle na pokładzie suszyła się bielizna. Tak życzliwie- prowokacyjnie padło pytanie; instruktorze, a co oznacza ten kod?

Błyskawiczna odpowiedź – „kobieta na pokładzie”.

Do końca lat 80. trwała dobra passa COS.

Wraz ze zmianami ustrojowymi w Polsce, w Trzebieży też powiało zmianami. W 1992 r. PZŻ powołuje do życia Spółkę z o.o. Centralny Ośrodek Żeglarstwa PZŻ im. Andrzeja Benesza.

Z ambitnych planów nic nie pozostało a dobra marka Trzebieskiej Szkoły zaczęła chylić się ku upadkowi.

Później wszystko padało „ na ryja” jak się wyraził jeden z internautów.

Dewastacja majątku Ośrodka, wojny podjazdowe instruktorów, które sprawiły, że zdawało 30 % kursantów. Miało to być źródłem chwały szkoleniowców, a było kpiną i krzywdą żeglarzy. Jak oblewa już 20-30 % to czas zmieniać nauczycieli, a 30 % zdających to skandal szkoleniowy, a nie powód do chwały. Od 1959 r. do 2011 r. zmieniło się 11 kierowników Ośrodka. Nie mogę uniknąć dygresji, ponieważ pokaże ona zbieżność metod rządzenia. Wioska Żeglarska w Mikołajkach przechodziła podobne koleje losu, ale szybciej znalazła inwestora i jest jak jest. Wracamy na Zalew Szczeciński.

Stan techniczny infrastruktury i jednostek pływających oraz znaczne zadłużenie spowodowało konieczność wprowadzenia daleko idących zmian.

W marcu 2011 roku spółka Centralny Ośrodek Żeglarstwa im. Andrzeja Benesza zmieniła właściciela. Nowym została firma Smart, dystrybutor łodzi, pontonów, środków ratunkowych i sygnalizacyjnych, elektroniki, silników i wyposażenia pokładowego. Całą flotę Trzebieży Polski Związek Żeglarski (właściciel terenu, na którym znajduje się port) oddał firmie Smart w długoletnią dzierżawę. Wszystkie jachty nadawały się do remontu a niektóre do kasacji. Nowy właściciel ( posłałem im maila z życzeniami powodzenia w naprawie spieprzonego) wymienił personel, spłacił długi i zainwestował poważne kwoty w sprzęt. Chyba idzie ku lepszemu?!

Ale nie z PZŻ-tem, z nieznanych powodów (jak twierdzi się, jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze). Swego czasu PZŻ wykupił z 90 % upustem działkę, którą następnie wydzierżawili Smartowi. Może trzeba pokusić się o odzyskanie i sprzedaż z zyskiem.

22 grudnia pracownicy PZŻ wyprosili pracowników spółki z terenu Ośrodka, pojawiła się policja i podobno wiszą na bramie dwa łańcuchy z kłódkami.

Rozpocząłem od rzeczywistości i do niej wracam – aby nareszcie historia się nie powtarzała, patrzmy na ręce i reagujmy w porę. Choć, moim zdaniem, najlepiej by było powiesić jedną solidną kłódkę na solidnym łańcuchu i nie puszczać lisa do kurnika.

.

Zbigniew Batiar Klimczak

 

.

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2654