KILKU STARSZYCH PANÓW NA SZALUPIE
z dnia: 2012-07-30


Poniżej przeczytacie wspomnienia z "korporacyjnego" rejsu prawników. Żeglowali po bliskich i atracyjnych wodach niemieckich. Krzysztof Marski wyraźnie zachęca do odbycia takiej wycieczki, nawet na otwartopokładowej łodzi.

Łódź "SUM" Czytelnikom SSI jest już dobrze znana. Wyprawiali się już nią weterani na drugi brzeg naszego kochanego morza. Niech żyje spartański wypoczynek !

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-----------------

.

PS. A locyjka "Porty Niemiec wschodnich"  jest jeszcze tu i ówdzie do nabycia :-)

.

___________________ 

In Gremio przedstawia rozliczne przejawy życia.. środowiskowego i chwała mu.  Życie to także toczy się za granicami i na falach. Być może na Karaibach też, ale ja widziałem to co jest za bliską granicą. W naszym Euroregionie  nawet. Opisuję zeszłoroczny obrazek. Na wodach Bałtyku koło Sassnitz na pokładzie bezpokładowej szalupy  „Sum,”JK AZS w Szczecinie i tak dalej ,jest w załodze dwu prawników. Jeden to świeży adwokacki emeryt, a drugi to ho! ho! nawet z władz In Gremio. A tu wyprzedza nas jacht ”Lancet”  z tego samego klubu. Tam jest szeroko znany żeglarz i adwokat Mikołaj Marecki z załogą.

Jacht nie na próżno ma nożowniczą nazwę  i jak sama nazwa wskazuje, rozcina fale. Tego dnia wprawdzie falki. Raźno płynie pod wiatr i nas zostawia. Sternik pyta  kapitana naszej łodzi Michała Jósewicza o kurs -”na Mareckiego”.Gromadka choć to gromadka seniorów nie chce być w tyle. Każdy żeglarz jak tylko jest okazja to się ściga czyli regaci.

Po każdym pytaniu sternika jest odpowiedź -”na Mareckiego” i załoga to powtarza pomrukując jak część szanty.  Próbują regulować (trymować) żagle i wszystko co można by nie zostać za tym ”Lancetem”. Niestety sylwetka „Lanceta” maleje bo jest coraz dalej. Niby wiemy jakie możliwości ma łódź,  ale trochę markotno. Całej załodze markotno, czyli markotnieje wspomniany kapitan, prawnicy dwaj, jak i Stanisław regatowiec i dzielny Maciek, co już nie udaje, że morza nie zna.

O a tu jacyś Niemcy jeszcze nam wiatr zasłaniają! W tym nastroju na łodzi dostają bardzo krajowy rolny epitet. To im się zdarza zaglądanie od  nawietrznej. Sympatyczni zazwyczaj  niemieccy żeglarze chcą widzieć jaka to załoga i czy naprawdę tam nie ma kabiny. Trochę wtedy naruszaja etykietę, od nawietrznej lepiej widać. A tam istotnie nie ma pokładu i budki.

Po jakimś czasie ci również seniorzy  są lepiej postrzegani. Powód prosty. Mają typowy jacht kabinowy, trójkątne żagle a my im nie ulegamy.

Nieco potem robią dłuższe halsy by nie było widać, że nie mogą wyprzedzić szalupy. I tak to dwaj  nieznani kamraci poprawiają nam nastrój.A Marecki to już pewnie pod Świnoujściem.

Taki artykulik to nie jest tylko opis jak autor miło miał w wakacje, chcę kontynuować ideę Lucjana Mancewicza by zachęcić środowisko do pływania pod żaglami.

Trzymajac się jeszcze toku zdarzeń, to w Świnoujściu byliśmy już pierwszego wieczora rejsu i chcieliśmy jeszcze zażyć uroków południowej Rugii i Greiwswalder Boden. Niemcy nie dość, że mają Rugię, to mają Boden.

Kto pływał to wie, a kto nie, niech żałuje. Rugia na mapie to taki kleks lądu a wokół woda. Greiswalder Boden to kleks wody a wokół ląd.

Na wypustkach kleksa wiele zatok szerokich rzek, portów i porcików. Mniejsze od naszego Zalewu wiec bardziej zaciszne i cieplejsze.

Nawet w czasach enerdowskich nie zdecydowano się pozbawiać  żeglarzy pływania po Boden, ale i tak pozostałe wieże wyrastajace z morza  przypominają jak

perfekcyjny i wymyślny był system uniemożliwjajacy wypłyniecie z Boden na morze.

Zalety szalupy na Boden (akwenie Boden by było mądrze) ujawniają się w całej pełni. Szalupa dopłynie praktycznie wszędzie i wszelkimi możliwymi kursami.

Można sobie żeglować i rozważać czy wpłynąć na noc do tego czy może innego portu. I tak zastanawiajac sie, nasz dowódca doprowadził nas do uroczego porciku Gager. Nawet ostrożność by nie wpływać w czasie ulewy okazała się zbawienna . Zobaczyliśmy potem podwójną tęczę. Tęcza jednym końcem łuku była w wodzie a drugim na hali /sic!/ stromego stoku  małego półwyspu Rugii.

Mimo nabytej życzliwości po pływaniu u Niemców, jako człowiek z mojego rocznika  pamiętam to co się o nich nasłuchałem.I naoglądałem też. Wprawdzie rodzicielka przekazała mi, że  w tej Generalnym Gubernatorstwie dzieci niemieckich kolejarzy ”tylko” pluły mi do wózka i nic nie można było się poskarżyć, to negatywne oceny usilnie zwalczam.

Ale jak im kto dokuczył, to była satysfakcja. Jedną z wiekszych to był filmik i to o dziwo hiszpański, na temat jak różne nacje wypoczywają w Hiszpanii.To był przerywnik  występu  zespołu Gitanes co wygrali kiedyś festiwal w Sopocie. Innych nacji nie pamiętam, ale raczej różne przejawy lenistwa. Natomiast  Niemcy na plaży zaraz porzucili bezruch. Czepki dobrali jak znane z wojny hełmy. Usypali grajdoły, ale jakie grajdoły, to były transzeje. Po usypaniu  tych transzeji, ale jakże solidnie, wzięli liczne dinghy. Ten gumowy sprzęt też  miał kształt dziwnie militarny.To się zrobiły grosse Schlauchbooty. Sprzęt został obsadzony  załogami. Płetwonurkowie pchali a na łodziach jednakowe załogi.

Końcem zadania był desant  bardzo grożnie wyglądąjących dinghy na sąsiednią wysepkę.

W tym rejsie myślałem, że coś takiego zobaczę. Port Rankwitz, powrotna droga, już poniżej Wolgast czyli sympatycznej Wołogoszczy, na Pianie. To już swojski  Uznam tylko nie ten nasz kawałek. Porcik składa się praktycznie z basenu portowego i z lokalu  rybnego wraz z wędzarnią. Dzień pochmurny. Przypływa statek białej floty, wielu pasażerów. Zapewne to nadmorscy kuracjusze z „Kurortów Cesarskich” bo dziś nie ma plażowania. Widzę wiele rowerów. Może bedą wojska rowerowe ku mojej uciesze.

No nie, rowerzyści  i rowerzystki w różnym wieku zjechali sprawnie w różne kierunki zerkając na swe mapy.

Nie było tworzenia oddziałków rowerzystów z dowódcą, komend czy jednolitości  szyku albo proporczyków.

Trochę lat minęło i może wiedzą o hiszpańskich filmikach lub im podobnych.To i dobrze.

My za to poczuliśmy potrzebę aktywności. Udaliśmy sie do Rankwitz Dorf by sprawdzić czy sympatyczna Tante od sklepiku ma cytryny.

Szliśmy skrajem drogi gęsiego niczym czujka, to szosa ordnung czyli porządek musi być.

                                                   

Krzysztof Marski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2034