W majowym numerze miesięcznika "Biznes i Ekologia" ukazał się złośliwy tekst „Ekologia i rowerologa” - autorstwa naszego Korespondenta - Mirosława Czernego (tego od nagód "Przyjazny Brzeg"). Ponieważ pismo jest absolutnie niszowe (mało prawdopodobne, aby ktoś z Czytelików SSI je czytywał) - pozwalam sobie na dokonanie reprintu. Tak się składa, że żeglarze, zwłaszcza śródlądowi z problematyką "eco" stykają się często. Z prawdziwymi i fałszywymi przyjaciółmi natury także. Dlatego przeczytajcie przesłanie Mirka.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________________
Ekologia i rowerologia
W Zbiorniku Rybnickim widziano krokodyla. Przed laty odwiedziłem Zalew Zegrzyński akurat w szczytowym momencie gorączki, iż pojawia się tam potwór, „paskudą” nazwany. Zapytałem przyjaciela, doktora filozofii, czy wierzy on w istnienie owego potwora. Z filozoficznym spokojem odpowiedział: a ostrzegałem żonę, by nie przyjeżdżała...
Możemy się śmiać, ale nadchodzą wakacje i znowu eko-idioci, fałszywi przyjaciele natury, przed urlopem wyrzucać będą pieski, kotki, ptaszki czy rybki. Dumni, że „zwracają im wolność” – zresztą mają ludzkie podejście, bo mogliby zabić albo poczekać aż zdechną z głodu. Potem z zagranicznych urlopów przywozić będą żółwie, węże, ciasno związane i upite alkoholem by cicho były małpki i papugi. Mamy wiec eko-idiotów, eko-drani.
Często zafascynowani egzotyką, nie zdają sobie sprawy, iż sprowadzają zagrożenie na ludzi i przyrodę, bo egzotyczne zwierzęta i rośliny mogą „sprzedać” choroby na które rodzima natura nie jest uodporniona. A i tak dość jest przypadkowego, choć nieuniknionego „importu”. Choćby gdy statek na Bałtyku spuszcza wody balastowe, wraz z fauną i florą z innych mórz i oceanów, gdy przy masowym imporcie najróżniejszych towarów nawet wraz z komputerami trafiają w kontenerach obce nam istotki. Tak rak amerykański wyparł jadalnego, polskiego raka królewskiego. W wycinkach nad rzekami usuwane są szybko rosnące drzewa także z innej strony oceanu pochodzące, eliminujące polskie, europejskie gatunki.
Bardzo szanuję naukowców będących ekologami, prowadzących badania, opracowujących zalecenia jak człowiek powinien koegzystować z przyrodą. Bo ekologia to dziedzina nauki. Czasem i mnie zapraszają na konferencje, bym jakiś temat naświetlił z punktu widzenia ekologii. Tymczasem „ekologów” mamy w Polsce chyba więcej niż domorosłych medyków i polityków. Zawłaszczają tą nazwę i psują opinię naukowcom. Owszem, naturą się interesują, ale przecież cyklistę nie nazwiemy „rowerologiem”!
Ten ekologiczny Brehms Tierleben (internetowa wyszukiwarka wyjaśni, co to jest, ja mam na półkach) to – między innymi:
1. Ekoprotestanci, choć w naszym kraju głównie katolickiego wyznania. Najgłośniejsi, protestujący gdzie się da i nie da.
2. Ekoterroryści – idący krok dalej. Dziadek był na wojnie, tata internowany w stanie wojennym, więc też chcą powalczyć. Że naruszają prawo? Ale przecież chodzi im o wyższe wartości!
3. Ekowyłudzacze – skończyła się koniunktura dla pseudoekologicznych organizacji, wymuszających pod hasłem ekologii odszkodowania od inwestorów. Ale endemicznie dalej to występuje.
4. Ekochałturzyści. Korzystają z sytuacji, gdy przy wielu projektach można zażądać „oceny środowiskowej” – robionej często za ciężkie pieniądze. Ilustruje to stary rysunek Andrzeja Mleczki, gdy dwie kwoki patrzą na trzecią, z kogutem: Oni tak na serio, czy dla jaj?
Przepraszam, nie chcę wszystkich obrażać. Są sensowne ekspertyzy, podobnie jak większość doktoratów to nie plagiaty. Gdy był pomysł zrobienia kopalni odkrywkowej węgla brunatnego w otulinie rezerwatu jeziora Gopło, ze zrzucaniem do niego wód kopalnianych, sam mobilizowałem wszystkie kategorie ludzi EKO do protestu.
Rozwinął się w Polsce na serio, nie na niby, przemysł ekologiczny, oferujący technologie, urządzenia chroniące przyrodę – i nas, jako jej część. Czasem z osiągnięciami na światową miarę.
Jako sekretarz jury konkursu o Nagrodę Przyjaznego Brzegu, skutecznie rekomendowałem do nagrody Partol św. Franciszka. Patron bardzo EKO, młodym ludziom udało się pozyskać poparcie Kościoła, tak ważnej w Polsce instytucji. To chyba najbardziej dziś ogólnopolska akcja sprzątania wód i brzegów. Podpisuję się pod nią wszystkimi czterema łapami, mym diabelskim czasem ogonem też. Polecam, można się przyłączyć http://kajakowypatrol.pl/.
I jeszcze prośba. Trwa kolejna edycja akcji „Bezpieczna woda” http://msport.gov.pl/aktualnosci-turystyka/1624-Akcja-informacyjno-edukacyjna-Bezpieczna-woda-?retpag=/turystyka/ . Centrum Turystyki Wodnej PTTK, które reprezentuję, wspiera ją. Także jak akcje „Woda bez promili”. Mój przyjaciel, Jurek Kuliński, animator żeglarstwa składać lubi życzenia „Żyj wiecznie!” – a na wodzie najlepiej w kamizelkach asekuracyjnych. Grand Prix Przyjaznego Brzegu za ostatni rok dostały „Mazury PTTK. Sp. z o.o”. Ministerstwo Sportu i Turystyki jako nagrodę ufundowało setkę takich kamizelek.
Nie zachowujmy się jak rybnicki krokodyl czy piranie w Warcie.
Mirek
Mirosław Czerny