POLSKIE AKCENTY W REJSIE MATTA RUTHERFORDA
z dnia: 2012-05-02
Sami widzicie, że świat się skurczył. Nigdzie już nie jest daleko zwłasza... telekomunikacyjnie. W poniższej korespondencji Wojtka Wejera zabrakło mi wyjątkowo tylko Roberta Krasowskiego (oby żył wiecznie - pozdrawiam). No, ale to nie jego wina :-)))
Co z tych newsów wynika ? Przede wszystkim dostrzegamy solidarność - wspólną cechę zwłaszcza żeglarzy morskich. Kto nie żeglował, tam gdzie nie widać lądu, ten nie zrozumie radości (i pożytku!) z nawiązania radiowej, telsat czy internetowej łączności z przyjaciółmi.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_________________
Jorge, Marek Zwierz bardzo dobrze opisał ten temat i gratuluję jemu.Historia jest trochę skomplikowana bo ten news w
pewnym stopniu i mnie dotyczy. Mam nadzieję że nie będzie to cała książka. Jest to relacja "od kuchni" której nikt
nie zna oprócz kilku przyjaciół.
__________
W połowie czerwca 2011 przeczytałem w internecie o żeglarzu który chce przepłynąć Northwest Passage i jak
jemu zabraknie żywności to będzie strzelał ptaki wędrowne (kaczki i gęsi). Tym żeglarzem miał być Matt
Rutherford. Prawo Kanadyjskie i USA zabrania tego ludziom nie lokalnym. Tak więc odnalazłem adres Matt'a i wysłałem jemu epistołę na ten temat. Na to Matt odpowiedział mi bardzo szybko - prostując że, może to dotyczyć polowania na południowym Atlantyku. I na tym to się skończyło aż do końca lipca kiedy facet zaczął mieć wątpliwości co do swojej żeglugi w zatoce Baffin'a. Momentalnie więc przesłałem mu instrukcje i informacje, bo w tym czasie ten akwen był zalodzony bardzo poważnie. Jak już wszedł do cieśniny Lancaster to już był niemal w domu, bo lodów w ubiegłym roku tam prawie nie było. Wszystko szło świetnie i wymienialiśmy informacje zaledwie OK raz na tydzień.
inwentaryzacja każdej mili Perfect Weather - mój Boże !
.
Jak podpłynął do Pt. Barrow (Alaska) to się zaczęło, ale nie tylko z nim, bo wszystkie inne jachty napotkały tam niezwykle sztormowe warunki, a tam prawie nie ma miejsca gdzie się skryć. Porty tam to są kamieniste plaże gdzie się stoi na kotwicy w bezpiecznej odległości. Morze Czukocke jest wprawdzie głębsze niż Morze Beringa, ale tam nie ma żadnych gór które by osłaniały. Tam więc, a raczej bliżej Pt. Hope stał Matt na spadochronowej dryfkotwie przez 10 dni aby 12-go września
wreszcie przejść Cieśninę Beringa. Po tym była walka z Morzem Beringa i kwadratowymi falami gdzie fala wyrywa żwir z dna. W tym samym czasie Monika Witkowska też tam przepływała z Czukotki i radziłem im uciekać do Nome. Wiatry w tym czasie osiągały szybkość huraganów. W Dutch Harbor, kiedy Monika Witkowska tam była, to Matt w pobliskiej zatoce brał re-supplies z kutra rybackiego. Tylko dwa jachty w ubiegłym roku przekroczyły Gulf of Alaska, jeden to był 50-stopowy niemiecki jacht "Santamaria Australis", a drugi to 27-stopowy "St. Brendan Matt'a" Rutherfod'a. Tam wszyscy dostali w kość, bo sztormy trwał cały czas, przez dwa tygodnie. Gdy "Solanus" w 2010 tam przepływał, to maczali salingi w wodzie, a w 2006 "Stary" miał niemal wywrotkę. Gulf of Alaska jest znany z notorycznie występujacych sztormów. Na wysokości Vancouver Matt osiągnął strefę spokoju lecz poniżej w międzyczasie szykowały się huragany. Dlatego też zaopiniowałem o odejściu od brzegu i w ten sposób uniknął on huraganu "Kenneth" w okolicach Meksyku. Po tym przyszedł równik i ITCZ. Matt jak się zorientowałem był trochę "zielony" tam i w dalszym ciągu nie odmówiłem jemu pomocy choć mój sezon NWP już był zakończony. Jego WP's były bardzo teoretyczne, a chciał przejść przez Horn nie później jak 20-go stycznia. Tak więc poprosiłem Wojtka Jacobsona o porady i Wojtek momentalnie przesłał mi skany tras i map specjalistycznych. Z tego opracowałem nowe WP's uwzględniające pogodę i wiatry i Matt trzymał się tego jak różańca. Wojtek później w dalszym ciągu dosyłał "ściągawki".
z żeglowaniem oceanicznym różnie bywa
. Ryczące czterdziestki nie były tak ryczące dla niego a "furious fifties" nie pokazały zębów wszak miał tam wiatry ok. 40 kn. W ten sposób znalazłem mu okno na 6-go stycznia przy 4-5 ºB bez niespodzianek. I zrobił to ok godz. 2200 lokalnego chilijskiego czasu. W tym czasie jeszcze tam były resztki dnia i Matt zrobił zdjęcie skały bo zachód słońca był ok. 2220 przechodząc ok. 10 mil od skały. Heniu Wolski też miał tam swoje udziały, bo był blisko w Ushuaia. Południowy Atlantyk powitał jego flautą więc wybraliśmy taktykę pogodową, a nie tradycyjne przejścia. I rzeczywiście w tym roku tam było inaczej. Ja mu przekazywałem pogodę z analizą na następnych kilka dni i w ten sposób nowa trasa się układała bez WP's i wszystko ładnie szło, aż powoli "St. Brendan" okazywał zmęczenie. Więc wybrano nowy punkt na re-supply blisko Recife (Brazylia) i trasa musiała być zmieniona. Nie dużo to dało, ale choć trochę. Na północ od Brazylii za daleko odszedł w morze i stracił efekt South Equatorial Current który by go niósł ładnie na Karaiby, a po tym wybrał trasę atlantycką, krótszy dystans lecz wolniejszy zamiast Karaibów które są szybsze i zawsze w razie czego można gdzieś tam wylądować. W ten sposób stracił ok. dwa tygodnie. Kłopotów nie było końca na ostatnim odcinku, bo już prawie wszystko wysiadało na jachcie, a maszt przesuwał się razem z nadbudówką. W sumie wymieniłem z nim blisko 300 tekstów poczty, bo podał mi ekskluzywny adres od połowy Pacyfiku, kiedy to jego Iridium zdechło. Załączam kilka moich zrzutów z komputera (powyżej). Sprawdź jego website www.solotheamericas.org z zapisem z September, tam Matt pisze o mnie. Na zakończenie zatelefonował do mnie z podziękowaniem już z Annapolis. Tak więc mamy akcent polski w tej wyprawie, która już została nagrodzona przez Cruising Club of America. Pozostałe uroczystości odbędą się w New York Yacht Club w marcu 2013, gdzie będzie oficjalna gala Cruising Club i chyba tam będę.
Utnij co nie potrzebne
Cheers, Wojtek Wejer
|