GDZIE TA KEJA ?
z dnia: 2011-11-22


Stefan Hołownia jest żeglującym (na jachcie) marynarzem (na statku). Z opowiadanka wynika, że skoro pamięta swinoujską "Kaskadę" i nachodzą go wspominki z epoki przedkomórkowej, to napewno jest w ... sile wieku. Marynarskie nawyki i doświadczenia skutkują teraz tęsknotą do portowych tawern. I to takich bliskich pomostom jachtowym.
W gronie stałych Czytelników SSI mamy kliku naprawdę kompetentnych w tej materii kapitanów. Na przykład naszego kochanego Zbieraja, który swego czasu raczył nas poezja pisaną pod palmami, Andrzeja Drapellę, Jurka Wąsowicza (z Jajem), Honorowego Jurka Knabe czy Starszego Celi - Mietka Leśniaka (obecnie na Dominikanie).
SSI to nie ostoja ponuractwa.
SSI to nie tylko fortyfikacje bojowników o  swobodę żeglowania.
Uśmiechnijcie się !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
__________________________
GDZIE TA KEJA ?
Szliśmy raz  stateczkiem  do Brazylii, konkretnie do Manaus /cztery doby w górę Amazonką/. W drodze powrotnej  zawinęliśmy do Itakuczary. Maleńki port,a tuż obok portu na skarpie knajpa. Trochę , a nawet bardzo byłem zmęczony po pracy, ale kolega mnie wyciągnął argumentacją, że jutro wyjście to wypada dziś miasto odwiedzić. Byłem tak zmęczony, że ledwo dotarłem do  tej knajpy na skarpie. Siedliśmy na tarasie, zamówiliśmy miejscowe serwezio  podawane w litrowych butelkach. Smak tego piwa powiedzmy, że niezły, a w miarę upływu czasu coraz lepszy. Sączymy piweńko, kontemplujemy  widoki, jest powiedziałbym dobrze , a nawet lepiej, w zasadzie „ knajpa kołysze się całkiem bezpiecznie”.W dole widac statek i  Amazonkę, czyli  jest pięknie. Jest wieczór, wieje leciutki wiatr, cały czas płynie jakaś lekka muzyka.
Nagle słyszę :”Do you like samba?” Podnoszę oczy i oniemiałem. Pierwsza myśl : „O k…., chyba jestem w raju”. Przede mną piękna , wysoka dziewczyna i się szeroko uśmiecha do mnie. Przeleciałem wzrokiem  od dołu do góry i z powrotem, a nawet jeszcze raz .Wszystko, cholera ,że tak powiem na miejscu-wcięcie ,wycięcie, wdech , a nawet wydech,   a nogi prawie do szyi. Poderwałem się  :”Yes,sure”, chociaż w życiu samby przedtem nie tańczyłem. Potem ryknąłem do właściciela  :”Have you any rockandroll?” i były tańce nawet z podrzutem na biodro.
I pomyśleć ,że przedtem ledwo wlazłem na tą skarpę.

Staliśmy kiedys na remoncie w Singapurze. Do miasta było dość daleko, ale czasami się człowiek wyrwał, żeby nie siedzieć  codziennie na statku. Jak przyleciałem do Singapuru to na lotnisku dostałem plan miasta, gdzie była zanaczona Hard Rock Cafe. Trochę mnie to zaintrygowalo, chociaż  za hard rockiem nie przepadam, ale mówię sobie trza zobaczyć. Jadę i rzeczywiście  po paru minutach już miałem dośc, wyszedłem  i niedaleko widze neon Country Cafe. Wchodzę a tam prawdziwe zagłębie  knajp, lokali, dyskotek, czyli Orchand Tower/taka trochę nasza dawna "Kaskada" do kwadratu/.Wchodze ,ledwo zająłem strategiczne miejsce przy barze,a  już piekne dziewczę w stroju szeryfa pyta się co się napiję. Zażyczyłem sobie piwo,a że w tropiku piwo smakuje bardziej, szczególnie te pierwsze , to w krótkim czasie szklanka /duża, ale/ zobaczyła dno. Natychmiast  słyszę pytanie :”Do you want next one?”. I już w tym momencie polubiłem tą barmankę i knajpę bardzo. Atmosfera dobra , leci country, czasami  rockandroll, chociaż  do trzeciego czy czwartego piwa trochu przeszkadza duża ilość dziewczyn, które chcą , powiedzmy, że, pogadać . Potem już nie.

Staliśmy kiedys w Buenos. Kontenerowiec, postój krótki. Była już Poland Direct, ale komórek jeszcze nie było. Zadzwoniłem  z pierwszego dostępnego telefonu i już chciałem wracać na statek, ale koledzy Filipińczycy mówią :”co będziesz na statku siedział, chodż  z nami do karoke baru” . Pojechałem z nimi. Zaczeli tam cos śpiewać, a ja przy barze sączę Cuba Libre. Jedno, potem drugie. Coś słyszę, że ktoś do mnie cos mówi,  coś odpowiadam , ale generalnie myślami jestem daleko. Przy trzecim drinku zauważam, że obok mnie siedzi dziewczę, przy czwartym  nawet zaczyna mi się podobać , po następnym widzę że jest piękna, a nawet najpiękniejsza, a w zasadzie najpiękniejsza na świecie.

San Pedro. Maleńki port. Wybrzeże Kosci Sloniowej. Seamens Club na plaży.
Drewniany lokal  z weranda na samej plaży nad Atlantykiem.Tropik, ale wieczorem maleńki wiaterek, szum oceanu, piwo i dziewczyny. Jak się tańczyło to trzeba było uważać, bo podłoga nierówna, ale wspominam ten bar bardzo dobrze. Jakie widoki, ocean, gwiazdy, okolice, możliwość spaceru przepiękną plażą.

Houston. Sobota. Juz nawet niedziela bo po pólnocy.Wychodzimy  z  lokalu, w którym trudno było się dopchac do baru, a tu na ulicy tłum, że trudno się przecisnąć .Cholera, nawet piwa się spokojnie człowiek nie może napić. Co oni spać nie mogą ,czy co?

Durban. Weszliśmy po paliwo. Było jakoś tak w weekend i cały port i okolice białe od żagli.
Po dobiciu chief mate/Amerykanin/, kucharz /Filipinczyk/ i ja  jechaliśmy taksówką do Domu Marynarza , a tu taksówkarz nawija , że jest nowy extra lokal, że jest super, i tak dalej. Nazywa się Tiger &Tiger. No dobra, jedziemy. Wchodzimy a tam morze extra dziewczyn. Śliczne, zadbane, bogato ubrane, biżuteria itd.Tak ładne, że musieliśmy walnać z marszu  ze trzy piwa, żeby nam się głowy nie ukręciły od tego oglądania się bez przerwy. Jak się okazało to miejscowe białe dziewczyny, którym do szcześcia nie brak nas , tylko młodych mężów. Zmieniliśmy lokal na Lido, gdzie wszystko jasne.
Ale jakbym był kawalerem i trochu młodszym to tylko  do Tiger& Tiger.

Świnoujscie. Wyszliśmy we trzech z Albatrosu i obraliśmy kierunek na Gryfię. Dawno temu, taxi na telefon jeszcze nie było, ze o komórkach nie wspomnę. Idziemy , a tu kontrakursem , drugą stroną ulicy, ale, idzie śliczne dziewczę. Kolega  nie wytrzymał: „Muszę ją poderwać”. A my, że tak z marszu, na ulicy, nie dasz rady. To zakład o flaszke. I kolega  idzie na drugą stronę ulicy i  wali prosto  z mostu :”Dzień dobry. Chciałbym Panią zaprosic na kawę”. -Gdzie i kiedy ?- odpowiedziało rezolutnie dziewczę , że aż nam szczęki opadły z wrażenia.
Gdzie ta keja?
Był kiedyś news  w SSI  o marinie, gdzie kolega żeglarz  miał about 20 metrów od miejsca cumowania jachtu do przyjaznej tawerny. News zapamiętałem.
Mariny nie.

Pozdrawiam
Stefan Hołownia
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1860