REJS DUNAJEM – AMBITNY, EDUKACYJNY CEL

Zacznijmy od akwatorium. Dunaj to druga co do długości rzeka umownie geograficznej Europy. Ma 2.888 km, bieg zaczyna w Niemczech, przebiega przez terytoria 10 państw (uwaga - nie wszystkie „szengeńskie”!), uchodzi do Morza Czarnego, ciekawostka - jej kilometraż znakowany jest „pod włos” czyli pod prąd. Dość skomplikowana nawigacja, inne oznakowania, różne przedziwne procedury. Przedsięwzięcie ambitne, edukacyjne. Jak zwykle – Wojtek Skóra, który złote epolety żeglugi rzecznej zdobył swego czasu na Ukrainie.

Gratulacje, wyrazy uznania.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge

=======================================

Z falami, pięknego, modrego Dunaju

XLVI Rejs Żeglarsko Motorowodny PTTK

7.06-10.08.2025 r.

.
Co się odwlecze, to nie uciecze, to stare przysłowie w przypadku tego rejsu jest jak najbardziej na miejscu. Już w 2023 r miał odbyć się ta wodna eskapada na trasie przebiegającej przez siedem europejskich krajów.
Pierwotny plan zakładał start do rejsu w Wiedniu, ale uzupełniające szperanie po Internecie i poszukiwanie dodatkowych ciekawostek na trasie rejsu skłoniły mnie do wydłużenia rejsu o odcinek Melk – Wiedeń, czyli o przepiękną Dolinę Wachau, wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Słynącą z pięknych zabytkowych miejsc: zamków i opactw, a przede wszystkim z uprawy winorośli. Tam Dunaj meandruje wśród
wzgórz z niezliczoną ilością tarasowo rosnących winnic, przepływając przez małe miasteczka, wyglądające niczym z baśni. Powoli, spokojnie i niemal majestatycznie.


.
Po zwodowaniu łodzi w dniu 27 czerwca musiałem jeszcze odwieźć samochód z przyczepą do domu. Droga powrotna, pomimo że odbywała się przy dużym ruchu drogowym, zwłaszcza w okolicach Wiednia, przebiegła szybciutko i bez żadnych problemów. Potem pięciogodzinny powrót do Wiednia autobusem Flixbus i godzinna podróż pociągiem, pozwoliła mi na powrót do mariny w godzina porannych w następnym dniu. Potem szybkie, acz staranne sztauowanie łodzi i przygotowanie jej do dalekiej – prawie 2000 kilometrowej podróży w nieznane. Bardzo się przydał podczas peregrynacji po Dunaju zakupiony przeze mnie cały
9 częściowy zestaw locji Dunaju i dwa uzupełniające wydawnictwa zawierające dodatkowe informacje. Pierwsze na temat śluz, godzin, pracy, ważne nr telefonów i obowiązujące w konkretnym kraju przepisy żeglugowe i znaki nawigacyjne, drugie przekazujące wiele ciekawych informacji turystycznych i krajoznawczych.

   

.
Majestatyczny i szeroki w tym miejscu Dunaj pozwolił nam płynąc ze średnią prędkością ok. 10-12 km/h. Już pierwsze przepłynięte kilometry utwierdziły nas, że pomysł na rejs Dunajem zapewni nam ogrom wrażeń i przeżyć, nie tylko wzrokowych, ale też kulinarnych i towarzyskich.
Nie będę w szczegółach opisywał naszej 46 dniowej podróży, bo to zawsze były by wrażenia subiektywne, skupię się raczej na opisach nawigacyjnych, być może bardziej ciekawych dla kolejnych eksploratorów Dunaju, a poza tym nie chcę odbierać przyjemności poznawania po swojemu tej intrygującej rzeki. Trzeciej pod względem długości w Europie, która może nie jest specjalnie trudna nawigacyjnie, ale posiadanie kompletu locji i map pozwoliły mi ominąć wiele pułapek związanych z pływaniem po tak dużej rzece, mocno eksploatowanej przez czasami ogromne zestawy barek i statki pasażerskie pod wieloma banderami. Trzeba szczególnie uważać na mocny rozkołys wody, zwłaszcza przy wymijaniu szybko płynących pustych zestawów barek. Dodatkowo prawie przez połowę przepłyniętej przez nas trasy brzegi Dunaju są zabezpieczone przed podmywaniem kamiennymi wzmocnieniami oraz nigdzie więcej nie widzianą przeze mnie kombinacją ostróg zakończonych dodatkowo, niekiedy dość długimi opaskami, stabilizującymi nurt rzeki.

   

.


Dunaj niesie ogromne ilości wody, my na swej drodze pokonaliśmy 6 śluz, o sporych wymiarach: 250x25 m i wysokości piętrzenia 10-19 m, z bardzo ułatwiającymi śluzowanie pływającymi polerami. Tu ważna uwaga, każdy członek załogi podczasśluzowania zobowiązany jest do noszenia kamizelki ratunkowej, a łódź wyposażona przynajmniej w ręczna radiostację UKF, dzięki której będziemy mogli kontaktować się z obsługa śluzy. To oni podpowiedzą, gdzie mamy się ustawić w awanporcie, ile będziemy oczekiwać na śluzowanie, w jakiej kolejności będziemy wpływać do śluzy.

 

.

Nigdzie nie mieliśmy żadnych problemów ze śluzowaniem, jedynie w przypadku słowackiej śluzy w Gabcikovie trzeba bezwzględnie kilka kilometrów przed śluzą zgłosić chęć śluzowania się, aby otrzymać pozwolenie na płyniecie specjalnym kanałem prowadzącym do śluzy (nie ma możliwości przepłynięcia naturalnym szlakiem, pomimo, że nie istnieje żadne formalne oznakowanie lub ja go nie zauważyłem, informujące, że ten odcinek rzeki kończy zamkniętą na głucho śluzą techniczną). Tutaj dodatkowa informacja dla zainteresowanych, na 1860 km rzeki, na prawym brzegu stoi łatwy do przoczenia znak z podanym numerem kanału UKF- 78, przy którym powinniśmy nawiązać kontakt z obsługą śluzy. Znak nie posiada żadnych dodatkowych informacji czego dotyczy. Ciekawostką jest to, że w tej odległości żadną ręczną UKF nie nawiążemy połączenia, a innej informacji namiarowej brak – choćby numer telefonu na śluzę. W moim przypadku miałem trochę szczęścia, bo na początku długiej, ok 2-3 km ostatniej prostej przed śluzą zameldowałem się skutecznie u obsługi
śluzy. Ale, gdy zacumowałem we wskazanym miejscu po chwili zjawił się WAŻNY INPEKTOR ichniejszego Urzędu Żeglugi z pretensjami, że nie dopełniłem wymogu zgłoszenia, o którym nawet nie mogłem wiedzieć. Po kontroli wszelkich dokumentów łodzi, moich uprawnień i ubezpieczenia chciał nałożyć na mnie „pokutę” w wysokości 150 €, na szczęście po dłuższej dyskusji skończyło się na „surowym” pouczeniu. Dla
zainteresowanych podaję aktualny numer telefonu do obsługi śluzy Gabcikovo -+421 31 559 45 39, aby mogli dopełnić wymogu podania parametrów swojej łodzi: długości, szerokości, wysokości, tonażu (sic!). Rozumiem takie wymogi skierowane do kapitanów zestawów barek, czy statków pasażerskich, ułatwiają obsłudze śluzy bezpieczne prześluzowanie dużych obiektów, ale takie informacje o stosunkowo niewielkich jednostkach turystycznych wydają się zbędne dla prawidłowego działania śluzy. Przypomina mi się sytuacja z rejsu w 2011 r po Dnieprze, gdzie na każdej z 6 śluz musiałem podawać te same dane i gdy wpisywano dla naszych jachtów tonaż 3000 BRT, najmniejszy istniejący tonaż w księdze śluzowań. Gdyby ktoś płynął w odwrotnym kierunku podobny znak z podanym numerem kanału UKF -78 ustawiony jest na 1810 km. rzeki. Na żadnej z pozostałych śluz nie spotkaliśmy się z takimi dodatkowymi wymogami, ale co kraj to obyczaj. Do oznakowania awigacyjnego rzeki w zasadzie nie można mieć większych zastrzeżeń, bardzo przydatne tu są kolejne tomy locji Dunaju, gdzie dokładnie pokazane są pozycje poszczegółnych boi nawigacyjnych i innego oznakowania informacyjnego.

   

.

Tylko na terenie Wegier bakeny mają nigdzie wiecej nie spotykany
kształt, sam na własne potrzeby nazywałem je pływajacymi szczurkami. Przez swe relatywnie niewielkie rozmiary, są mało widoczne wśród rozbłysków na wodzie, zwłaszcza gdy płyniemy w kierunku słońca. Tu również pozwolę sobie dodać ważną uwagę, płynace zestawy barek, a nawet statki pasażerskie lubią sobie skracać drogę ścinając zakrety meandrującej rzeki - przepływając bardzo blisko w pobliżu czerwonych lub
zielonych boi. Trzeba na to zwracać uwagę i z wyprzedzeniem zejść im z drogi, tym bardziej, że fala powstała po śladzie kilwatera może nas silnie rozbujać.

.


Postoje i cumowanie, to dość złożony i trudny temat – generalnie ich brak. O ile w Austrii czy na Węgrzech jeszcze można spotkać i zacumować na przystaniach, głównie klubów lub stowarzyszeń wodniackich, to w pozostałych krajach wymaga to uważnego poszukiwania miejsc do spokojnego postoju. Warto cumować na biwakach, bo blisko natury, w ciszy i spokoju, i z dużą ulgą dla kieszeni. Wbrew przewidywaniom
nawet w czterech stolicach państw, przez które przepływaliśmy nie było wcale wyboru.
Wiedeń – to ładna w pełni wyposażona, dwuczęściowa marina (przedzielona przystaniom statków pasażerskich), z częścią sanitarną tylko w jednej części, z dość karkołomnym dojazdem do Centrum. W pierwszej kolejności musimy udać się metrem na przeciwny Centrum brzeg Dunaju, aby tam przesiąść się do kolejki podmiejskiej i po około 25 minutach dojechać do ogromnego Dworca Centralnego – Wien Hauptbahnhof. Stąd już blisko do najciekawszych miejsc Wiednia.
Bratysława – jedyna marina umożliwiająca gościnne zacumowanie turystycznych jednostek usytuowana jest po minięciu Centrum, na obrzeżach miasta, dodatkowo była niedostępna, gdyż refuler z rozłożonym rurociągiem pogłębiał i zastawiał całą szerokość wejścia do przystani. Pomijam tu mniej czy bardziej legalne, krótkotrwałe cumowanie przy jednostkach profesjonalnej żeglugi pasażerskiej u podnóża Zamku na Hradczanach.
Budapeszt – tu już jest większy wybór przystani (choć ten sam Operator), ale przystanie usytuowane są jeszcze przed Centrum. Najbardziej znana to Marina Viking, tuż przed Wyspą Małgorzaty, powstała na terenie starego kanału portowego. Nowoczesna, ze wszystkimi dodatkami, ale z dziwnym, dość stresującym systemem wyjścia/wejścia do mariny (nie dostaje się żadnego klucza lub czipa). Trzeba przejść przez działającą cześć portu i pokonać dużą przesuwaną bramę bez dzwonka, wcześniej telefonując do ochrony lub hafenmajstra, aby ją otworzył. Ta sama procedura odbywa się w drodze powrotnej, a język węgierski nie należy do najłatwiejszych, zaś nie wszyscy z obsługi znają inny. Dodatkowo była to najdroższa marina na całym szlaku Dunaju, opłata za pobyt łodzi o długości 7-8 m wynosiła ponad 52 € (20200 HUF) za dobę (sic!). Na terenie mariny zlokalizowana jest stacja benzynowa, ale przy cenach za cumowanie „bałem” się sprawdzać ceny paliwa jakie tam proponowano. Tak na marginesie, sam z Polski zabrałem 70 l benzyny, po drodze dokupiłem 60 l
(po 20 l na Węgrzech, Serbii i Bułgarii), w zbiorniku po zakończeniu rejsu pozostało mi około 8 l. Przepłynąłem na tej ilości paliwa około 1860 km (wskazania GPS na chartplotterze). Różne było spalanie (6-9 l na 100 km), w zależności od szerokości Dunaju – od 250 m (Żelazne Wrota) do ponad 2 km w kilku miejscach, siły i kierunku wiatru (pływający po rzekach wiedzą, że normą jest mordewind), po głębokość (od kilku metrów – standard na torze wodnym do prawie 80 m (tyle zauważyłem na sondzie, choć zdjęcie udało mi się zrobić tylko przy 74,9 m głębokości). Prędkość pomiędzy 7-15 km/h, średnio około 10km/h, nigdzie nie było miejsc o bardzo dużym, niebezpiecznym uciągu, raczej dość spacerowy nurt.
Nowy Sad – na Lb, w ładnej, osłoniętej od wiatru i fali zatoce znajduje się kilka przystani, można coś wybrać dla siebie. Do Starego Miasta około 2,5 km. Warto się tu zatrzymać, bo atmosfera w marinach bardzo przyjazna Polakom i jest co zwiedzać.
Belgrad – tutaj jak w większości dużych miast, w pobliżu centrum nie znajdziemy przystani z gościnnymi miejscami do cumowania. Albo wszystkie zajęte przez rezydentów (95% to łodzie motorowodne i wędkarskie) lub przeznaczone dla obsługi ruchu pasażerskiego. I tak też jest w Belgradzie, dopiero po minięciu Twierdzy Kalemegdan, w odległości ok 1,5 km, w mało zauważalnym kanale na Pb trafiliśmy do przystani pamiętającej pewnie późne lata 70 ubiegłego wieku. Na metalowych,chybotliwych pomostach jest woda i prąd (toaleta to stare Toi Toi, trzeba się wspinać po wąskich schodach do góry, nie korzystaliśmy), a po rozmowach z ochroną (nie ma hafenmajstra) nie płaciliśmy nic za trzydniowy postój. To pewnie ostatni rok istnienia przystani w takim stanie, cały teren wokół jest już przygotowywany pod budowę nowego, zamkniętego osiedla mieszkaniowego, z własną mariną (według umieszczonych na banerach wizualizacjach). Zalety obecnej przystani to brak opłat i bliskość do sklepów spożywczych, niedalekiej stacji benzynowej i niewielkiej odległości od Twierdzy Kalemegdan, której zwiedzanie powinno być na liście każdego odwiedzającego Belgrad. Z Twierdzy blisko też do Starego Miasta, z cudownie oświetlonymi nocą uliczkami, z niezliczoną ilością małych i dużych restauracji i kafejek. Warto poświęcić 2-3 dni, na zwiedzanie miasta. Powrót na przystań drogą wzdłuż ZOO wiedzie częściowo ulicą T. Kościuszki.

   

.

Granice – odprawy celne. Aby przepłynąć cały Dunaj musimy opuścić na kilka dni obszar Strefy Schengen. Wypływając z Węgier, w Mohaczu na Pb znajduje się posterunek celny i odprawy paszportowej. Cumujemy przy żółtym, charakterystycznym pomoście, a cała procedura polega na wypełnieniu kilku pozycji z obszernego formularza obowiązującego przy obsłudze ruchu towarowego. Parę pieczątek i można płynąć dalej, nikt nie był zainteresowany, aby spojrzeć na nasze łodzie, nie mówiąc już o jakiejkolwiek kontroli. W Serbii najwygodniej odprawić się od razu w pierwszym punkcie odpraw paszportowo – celnych w Bezdanie na Lb. Zacumować trzeba przy stojącej na stałe dużej barce i stromymi, żelaznymi schodami udać się do budynku odpraw. Procedura podobna jak wcześniej, ale trzeba mieć ze sobą druk węgierskiej odprawy. Potem tylko pieczątki, w tym w paszporcie, i już będziemy mogli się chwalić, że mamy potwierdzenie przekroczenia serbskiej granicy drogą wodną. Kilkanaście km. Dalej wpływamy na graniczny odcinek Dunaju, wspólnej granicy z Chorwacją. Możemy płynąć całą szerokością rzeki, lecz nie możemy zatrzymać się, a tym bardziej cumować przy chorwackim brzegu. W przypadku kontroli będzie to traktowane jako nielegalne przekroczenie granicy, z nieznanymi mi konsekwencjami. Dotyczy to również granicy pomiędzy Serbią i Rumunią, ale w tym przypadku warto się zastanowić, czy nie należy wcześniej odprawić się w Rumuni, aby cały karpacki odcinek przełomu Dunaju płynąć, z możliwością częstego zatrzymywania się przy rumuńskim brzegu. A jest co oglądać i podziwiać, niesamowite widoki z wykutym w skale pomnikiem Decebala i dostępnymi tylko od wody Tablicami Trajana. Wysokie szczyty górskie, z ciągłą zagadką, po której stronie burty będziemy mijali widzianą przed sobą górę, kończąc na wielu ciekawych miejscach do cumowania po rumuńskiej stronie. Ponownie też wrócimy na teren Strefy Schengen, co pozwoli na dalsze swobodne cumowanie po dowolnej stronie rzeki, wzdłuż granicy Rumuńsko – Bułgarskiej.
Karpacki Przełom Dunaju to drugie po Dolinie Wachau miejsce dla których warto poświęcić kilkadziesiąt dni żeglugi i kilkaset kilometrów drogi. Wypływając z Karpat wpływamy na tereny nizinne, gdzie Dunaj wyzwolony z górskich ograniczeń, szeroko rozlewa się na boki, leniwie płynąc w kierunku ogromnej delty i ujścia do Morza Czarnego.
W tym miejscu zakończę swoją opowieść o rzece, która przepływa przez wiele fascynujących, czasami tajemniczych miejsc, i która daje ogrom satysfakcji po dotarciu do jej ujścia. Niech ten w pełni subiektywny opis stanie się inspiracją dla tych którzy nie tylko marzą, ale chcą spełniać swoje plany. Niech każdy przeżyje swój rejs po Dunaju po swojemu.
Ogromu wrażeń i szczęśliwości na szlaku Dunaju
życzy
Wojtek Skóra

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu