ŻUŁAWY SĄ PIĘKNE I INTERESUJĄCE

Kanary, Kaledonia, Peloponez – zachwycamy się, zazdrościmy, a nie mniej atrakcyjny akwen mamy u siebie. Damian Swięs postanowił to sprawdzić i to przy użyciu tak nietypowego (dla Czytelników SSI) pływadła jakim jest hausbot. Kraina piękna, co ciekawe - depresyjna, jeszcze niemal dzika i o bogatej historii. 

Wykorzystajcie te walory. Zwracam jednak uwagę na przysłowiową  „łyżkę dziegciu” na końcu opowieści Damiana.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge 

=========================================

Szanowny Don Jorge,

słowo się rzekło - poniżej kilka słów - wspominek z sielankowych rzek żuławskich. Tym razem trzeba było się przemienić w motorowodniaka, co budziło mój niepokój, bo co ja biedny zrobię bez Tadeusza Lisa jak się zepsuje silnik? Co ja postawię? Jak zniosę ten nieustający warkot? Nie było jednak tak źle, najbardziej dała się nam w kość słaba sterowność naszego hausbota (zanurzenie 50 cm, natomiast wysokość nad linię wodną 275 cm), którą porównywaliśmy do wannolotu Tytusa, Romka i A’Tomka (na korzyść wannolotu). Szczęśliwie udało się w nic nie przyfasolić, nawet gdy wpływaliśmy z Wisły do śluzy Gdańska Głowa i wiatr wiejący prosto w śluzę jeszcze przyspieszył ścieśniając się między potężnymi ścianami śluzy, co powodowało, że miotał naszymi łódkami jak papierowymi okręcikami. Łódkami, bo płynęliśmy we dwie jednostki, tego typu. Skład stały: u mnie Żona i Kumpel, a u Kumpeli: Mąż, Syn i Kuzyn.


.

Zaczęliśmy w Rybinie i od razu deja vu bo most na Wiśle Królewieckiej co prawda po remoncie, ale nadal (bodajże od 2018 roku) nie otwierany. Ponoć odbywa się łapanka dygnitarzy, żeby w końcu z pompą go otworzyć, ale to pewnie złośliwe plotki. Chociaż…Kiedyś podobnie mieliśmy z mostem w Sobieszewie, znaczy naprawiał się sporo dłużej niż miał, a jedyną alternatywą z Błotnika był Przekop Wisły. Na szczęście niski poziom Szkarpawy umożliwił przejście pod eksniebieskim, a obecnie szarym, nieczynnym mostem po remoncie i ruszyliśmy w siną dal do nieodległej zatoczki we wsi Płonina. I to był strzał w dziesiątkę. Zacisznie,miejsce na ognisko, a miejscowi niezwykle życzliwi – to będzie zresztą częsta
sytuacja.


Szkarpawa


Nogat, czapla biała

.
Pan Wiesław zaprosił nas na śliwki i gruszki, a Bartosz na próbę kapeli heavy metalowej, która miała się odbyć nazajutrz w świetlicy. Tak też było, w niedzielę po zbiorach u pana Wiesława, podziwialiśmy nieco surrealistyczne klimaty powodowane przez ostre dźwięki gitar słyszanych z daleka w malutkiej wsi. Pierwszy nocleg 10 na 10. Następny to już Elbląg, gdzie ciut za dużo tej cywilizacji, po czym ruszyliśmy na południe Kanałem Jagielloński i Nogatem. No i ten Nogat to dopiero. Jedna z bardziej urokliwych rzek, na których byliśmy. Żurawie, perkozy, kaczki, czaple
siwe, białe, czarne, łyse, no może łyse nie, trochę się rozpędziłem. .


Biała Góra

.


Biała Góra

.

Następnie dwie śluzy, Malbork, jeszcze jedna śluza i przepiękna przystań oraz nie gorszy zabytkowy kompleks śluzowy z wrotami przeciwpowodziowymi w Białej Górze. Tu nieco zwolniliśmy, po rozmowie z operatorem śluzy panem Henrykiem Ogórkiem z Piekła (a zachowywał się jakby był z Nieba), odpuściliśmy wejście na płytką w tych dniach Wisłę. Serdecznie pozdrawiamy pana Henryka.


krowy różne

.

Zatem już wyluzowani po podjęciu decyzji o powrocie tą samą drogą, znaleźliśmy fantastyczny nocleg między śluzami Rakowiec i Michałowo (kiełbaski, ziemniaki i gwiazdy, nie trzeba chyba tłumaczyć, że gwiazd nie zjedliśmy). Następnego dnia powrót na Szkarpawę i nocleg w prywatnej i bardzo fajnie utrzymanej przystani w Żuławkach, a następnie przycupnięcie w Drewnicy, bo spacery m. in. do wiatraka i domów podcieniowych się same nie zrobią. Wiatrak tzw. koźlak, jedyny taki w Polsce właśnie podlega renowacji, trzymamy kciuki za chłopaka. Dziko się skończyło, bo wpłynęliśmy przez Wisłę i śluzę w Przegalinie na Martwą Wisłę w poszukiwaniu noclegu, były bowiem ambitne plany spacerowe. Ma się to
szczęście, świeżutka Przystań Nadwiślańska w Sobieszewie spadła nam z nieba. Co prawda nie jest ideałem bo fala od pływających motorówek wdziera się do środka, ale nadrabia za to miłą obsługa i ogólnie nowością.
Po pieszym odwiedzeniu stada fok w ujściu Wisły, które gdzieś załatwiały w tym czasie swoje focze sprawy, ruszyliśmy w drogę powrotną do Rybiny, gdzie już dosłownie na centymetry zmieściliśmy się pod wspomnianym na początku szarym mostem.


Drewnica. Wiatrak Koźlak

.
Tak to wykonaliśmy pierwszy krok do wykonania zaległych planów zaznajomienia się z co fajniejszymi polskimi rzekami, jeszcze ich parę mamy na liście, ale następna to może już z jakimś (jednak!) żaglem.
Na koniec, nawet nie łyżka , a chochla dziegciu. Sprawa dotyczy kupy, choć się jej nie trzyma, i jest poważna. Otóż na całej naszej trasie nie natrafiliśmy na ani jedną odsysarkę do fekalii. Zbiorniczek na fekalia ma 40 litrów, przy kilku osobach załogi nawet na jeden dzień nie wystarczy. Próbowałem buntować miejscowych, by nie dali sobie zapaskudzić tych przepięknych rzek, ale najwyraźniej mają to w nosie, lub nie zdają sobie sprawy ze skali problemu (na szlaku samych hausbotów jest kilkadziesiąt). Nasz armator na stwierdzenie, że to straszne - powiedział, że woda
jest czysta bo ryby są, a zwyczajowo opróżnia się zbiornik między portami (sic!).
Bardzo to smutne.
Żyjcie wiecznie!
Damian

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu