DON JORGE KORESPONDUJE Z CZYTELNIKAMI SSI

Zdradzę Wam, że lubię prowadzić mailowe pogwarki z Czytelnikami SSI. Na różne tematy – orbitujące jednak przeważnie wokół żeglowania, nawigacji, nawyków, zauroczeń … itd. Pomyślałem sobie, że niektóre takie pogwarki mogą zainteresować szersze grono, czyli Czytelników, a nawet i Skrytoczytaczy SSI.

Niedawno, kilka tygodni temu zauważyłem pojawienia się co jakiś czas zakłócenia w odbiorze sygnału GPS na moim odbiorniku turystycznym. Niedogodność tą złożyłem na karb niskiej jakości taniutkiego magicznego pudełeczka – oczywiście „chińsczczyzny”. Tymczasem nadchodzić zaczęły do mnie maile Przyjaciół, którzy występowanie podobnych zakłóceń zauważyli na odbiornikach jachtowych, czyli zdecydowanie wyższej klasy. Aż wreszcie dotarły do mnie informacje o skargach naszych rybaków kutrowych i łodziowych – łowiących na Zatoce Gdańskiej. Czyli wygląda na to, że jest coś na rzeczy. Cui bono?  Czyli - is fecit, cui prodest.  Podejrzewani są sąsiedzi z rosyjskiej  enklawy militarnej Królewca. Takie niby małe złośliwostki graniczne? A może to zaczyn realnych incydentów granicznych?

A więc zagadnąłem Tomasza Piaseckiego co sądzi o tych humorach sygnałów nawigacyjnych. Oto pierwsza zmontowana z tej wymiany maili pogadanka.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge

==========================

Drogi Jerzy,

Zakłócanie sygnału GPS jest już pomału normą. Ponieważ tzw. wszyscy korzystają z GPS, GLONASS, BEIDOU czy GALILEO i z map cyfrowych, więc skutki zakłóceń lub przerw w działaniu są łatwe do przewidzenia: narastający chaos, wadliwe pozycjonowanie i możliwe błędy nawigacyjne i kolizje.

.

Mnie jako laika w dziedzinie marynistyki zastanawia jedno: rybacy to niezwykle kompetentni marynarze, dla których nawigacja kiedy była tylko narzędziem, a odnajdywanie ryby - główną sztuką i sekretem zawodu.

Wszyscy czytaliśmy, jak to kiedyś rybacy znali pozycję po zapachu wody, próbce dna z ołowianki, kierunku fali, kolorze wody, nieba i tak dalej, nie mówiąc o kompasie czy odczytach logu holowanego, a do nawigacji terrestrycznej - którą nawet zwykły żeglarz amator mógł poznać z licznych podręczników - starczała locja, mapa, dwie ekierki, kompas, lornetka i zegarek.

.

Wygląda jednak na to, że to wszystko to już prehistoria, a jedyne co się dziś liczy to ploter nawigacyjny z dużym ekranem i mapa cyfrowa na subskrypcję, stale aktualizowana przez producenta z dnia na dzień, i podobnie - coraz droższa.

Mapa papierowa jest źródłem mapy elektronicznej, więc mam parę map mórz i wybrzeży, okolicznych i egzotycznych, bo uważam, że rozsądna aktualizacja takiej mapy ma sens, jako że lądy, morza wyspy i rzeki, miasta i porty są zazwyczaj w tych samych miejscach, co kiedyś.

.

Mapa nie musi być najświeższa; również starsza - ale poprawiona wg locji, almanachów, planów portów, opisów podejść, spisów świateł, wiadomości żeglarskich - jest dobrym narzędziem nawigacji terrestrycznej.

Sekstant i protraktor, kojarzone z astronomią i żeglugą oceaniczną, ułatwiają poprawne określenie pozycji także na małym morzu, jeśli tylko wiadomo, co się widzi.

Samoster, który podobno nadaje się tylko na ocean, pozwala również na zatoce odejść od steru, popatrzeć na mapę czy rozejrzeć sie po kawałku widnokręgu, zasłoniętym przez przedni żagiel.

CDN.

.

Pogoda ładna, niby dosyć ciepło, ale kaloryfery jeszcze grzeją, bo w nocy było ledwo plus pięć stopni. Na zmianę stratusy i stratocumulusy, które powoli przesuwa wietrzyk; nad ranem popadało, a teraz to obsycha, czasem nawet wychodzi słoneczko.

 

Miało być o GPS-ach, a ściślej o radionamierzaniu, które starsi Czytelnicy SSI pamiętają ze szkoleń radiowych. Radionamierzanie jest starą, ale nadal aktualną techniką ustalania pozycji na morzu, np. we Francji jest ponad czterdzieści  brzegowych stacji radionamiarowych, które na żądanie mogą podać rzeczywisty namiar na jacht. Nasz SAR, czyli MSPiR, również ma takie możliwości.

.

Ale życie idzie naprzód i dziś rano Internet przyniósł wręcz nieprawdopodobną wiadomość o kolizji meksykańskiego żaglowca szkolnego marynarki wojennej „Cuauthemoc” z Mostem Brooklyńskim w  Nowym Yorku. Mówiąc wprost - żaglowiec szkolny „Armada de Mexico” uderzył w most, pod którym nie mógł przejść ponieważ wysokość masztów wynosi 49 metrów, a prześwit mostu brooklyńskiego ma 39 metrów. Czyli dziesięć metrów mniej niż maszty żaglowca. W momencie katastrofy śmieć poniosły dwie osoby, a dziewiętnaście innych zostało rannych.

.

Konwencja SOLAS mówi bardzo wyraźnie o obowiązku sporządzania planu rejsu, dotyczącego wszystkich statków: "All passages by any vessel that goes to sea must be planned", cytuję Almanach Reed'a, Rodz.3 Navigation, Pkt. 3.1 Passage planning and SOLAS V.

Wszelkie wątpliwości rozwiewa druk planu rejsu, opatrzony uwagą: "w razie skutków prawnych dokument ten jest dowodem sporządzenia planu podróży". 

Tak, tylko że Almanach jest przeznaczony dla amatorów, takich jak ja, niedzielnych żeglarzy, hobbistów i pasjonatów żeglarstwa - ale nie dla zawodowców, nie dla instruktorów i nauczycieli, którzy to świetnie znają - bo przecież to oni piszą podręczniki i uczą żeglowania.

 

Całej tej tragedii towarzyszą pytania, jak to możliwe, że żaglowiec szkolny (!), z liczną wieloosobową kadrą doświadczonych oficerów i marynarzy, ludzi którzy znają morze jak mało kto, praktyków - uderza w most i powoduje katastrofę. Ludzie, którzy mają obowiązek wiedzieć co będzie kilka ruchów naprzód bo odpowiadają za uczniów, razem 277 osób na pokładzie, za statek, bezpieczeństwo - i nie wiedzą czy Cuauthemoc zmieści się pod Mostem Brooklyńskim ? Przecież z internetu można się tego dowiedzieć w minutę.
Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć.

 .

Żyj wiecznie !

tomek

 

 

Komentarze
Cuauthemoc Jarosław Czyszek z dnia: 2025-05-19 14:01:00
może silnik, może sterr, może tankowanie, może...no właśnie? Tomasz Piasecki z dnia: 2025-05-20 14:08:00