Ten news to ciąg dalszy sprawa kłopotów szwedzkiego jachtu „Castania”, o których możecie raz jeszcze przeczytać pod tymi linkiem: Jerzy Kuliński (navsim.pl) oraz Jerzy Kuliński (navsim.pl)
Autor tej korespondencji – Jacek Zieliński, mimo że teraz w rejsie nie daje się spławić nijakimi unikami czy wykrętami. Sprawa jest nadal w biegu. Ja teraz tylko cytuję konkluzję maila Jacka - pamiętajcie, że takie kłopoty mogą dosięgnąć też waszego jachtu.
W załączeniu do poniżej zamieszczonej korespondencji otrzymałem skany – załączniki, które PT Zainteresowanym mogę wysłać na ewentualne życzenia.
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
=================================================
Drogi Jerzy,
Na wstępie składam najlepsze życzenia noworoczne prosto z portów północy! Tak się złożyło, że pierwszy raz Swięta i Nowy Rok spędziłem na „śnieżnych, a przede wszystkim wietrznych” wodach Kattegatu i Skagerraku. To, że prąd elektryczny i postoje w marinach są tańsze, to fakt bezsporny. Natomiast to, że przecinając jeden z najruchliwszych akwenów świata, nie usłyszałem ani jednego komunikatu na radiu – cóż, to może już zdziwić nasze zatokowe władze. No bo jak to tak, bez kontroli?
Dla porządku wspomnę, że mieliśmy aż trzy kontrole straży granicznej: raz wywołali nas na kanale 16, a dwa razy odwiedzili w marinie. Ale w dzisiejszych czasach chyba nikogo to nie dziwi. Nawet mnie ;)
Winien jestem wszystkim, którzy przeczytali opis przygody z „Castanią”, małą aktualizację. Nie należę do tych, co zapominają takie „draństwo”. Dzięki nieocenionej pomocy kolegi Wojtka, maszerujemy dalej w tej „świętej wojnie”. Uważam, że jeśli odpuścimy takie zachowania, będzie tylko gorzej.
A jak wygląda sytuacja? Otóż odwaga i brawura nieszczęsnych inspektorów gdzieś się ulotniły… Ale, co za niespodzianka, w marinie, w której bezproblemowo cumowałem czwarty sezon, dziwnym trafem w dzień inspekcji przeprowadzonej przez Kapitanat, poproszono mnie o natychmiastowe opuszczenie nabrzeża z powodu „nieplanowanego remontu”. Co ciekawe, stałem longside do innego jachtu, a tylko ja dostałem ten nakaz. Nie lubię teorii spiskowych, ale wyczułem w tym „zasługę” inspektorów... a może to faktycznie zwykły zbiegu okoliczności?!
Przesłałem drogą mailową do Caratu i Dyrekcji Urzędu Morskiego opublikowaną u Ciebie skargę. W odpowiedzi (oczywiście w terminie 30 dni!) otrzymałem prawniczy bełkot. W skrócie: fajna historia, ale taka trochę nieprawdziwa, bo – uwaga – nie powołałem się na podstawy prawne. W związku z tym „nie mogą nic zrobić”, ale obiecali, że postarają się, by pracownicy Caratu byli bardziej „ludzcy” wobec żeglarzy.
Nie dałem za wygraną. Przygotowaliśmy z Wojtkiem pismo, dla czytelności i porządku podzieliliśmy je na punkty, każdy z nich poparty aktualnymi przepisami i znów przesłałem drogą mailową z prośbą o odniesienie się do każdego punktu.
I wtedy – cisza. Urząd postanowił zastosować taktykę przeczekania. Po 60 dniach i wielokrotnych ponagleniach z mojej strony, okazało się, że "Właściciele Zatoki” wykorzystali fakt, że nie przesłałem pisma drogą urzędową (papierową), a jak do tej pory kontynuowałem korespondencję drogą mailową, i schowali głowę w piasek...
Tydzień temu wysłałem im wszystko jeszcze raz – tym razem jak „pan urzędnik przykazał”. W międzyczasie złożyłem zawiadomienie do prokuratury.
Załączam wszystkie pisma i zachęcam wszystkich zwolenników normalności do walki. Pamiętajcie – kolejną „Castanią” możecie być Wy i wasza rodzina czy też znajomi.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek Zieliński