.
W zasadzie to nic nowego. W czasach kiedy jeszcze żeglowałem starałem się trzymać zasady, że jeżeli nie musiałem – jacht „MILAGRO” nie zawijał do polskich portów. Po prostu – unikałem kłopotów. Od kiedy Państwowa Szkoła Morska awansowała do statusu szkoły wyższej – wśród jej absolwentów ujawniła się nie tylko żądzy wszechwładzy, ale i nieukrywanej niechęci wobec jachtów – zwanych w tym środowisku „chwastami morza”.
Przykładów dużo – dziś aktualny – kłopoty armatora-skippera jachtu „Castania” bandery szwedzkiej przedstawione przez Jacka Zielińskiego.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
================================================
Drogi Don Jorge,
jako permanentny Czytelnik SSI wiem, że ciągle znajdujesz czas na walkę o normalność. Zatem przesyłam w załączeniu skargę, a w niej "krótki" opis przygody turysty którą dzisiaj wysyłam do Dyrektorki UM w Gdyni. Aż się prosi zatytułować „Monty Python w Caracie Kapitanatu Gdańsk”.
Jeżeli uznasz za stosowne zamieszenie tekstu na SSI, zrobię reprint na SailBook.pl
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek
--------------------------------------
Jacek Zieliński
(adres znany w SSI)
..
Dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni
mgr inż. Anna Stelmaszczyk - Świerczyńska
ul. Chrzanowskiego 10
81-338 Gdynia
Skarga
Chciałbym zgłosić wyjątkowe nadużycie władzy przez pracowników Kapitanatu Portu Gdańsk. W dniu 7 lipca br. na wodach Zatoki Gdańskiej skontrolowano jacht „Castania”, żeglujący pod szwedzką banderą, którego kapitan jest obywatelem Litwy, na stałe zamieszkały w Szwecji. Inspektorzy Kapitanatu Portu bezpodstawnie zatrzymali i przetrzymywali jednostkę, opierając się na swojej wymyślonej interpretacji przepisów, które dotyczą jedynie polskich jednostek komercyjnych. Zgodnie z prawem, jacht pod szwedzką banderą jest traktowany jako terytorium Szwecji, a polskie służby nie mają prawa wymagać od kapitana spełniania wymyślonych na poczekaniu przepisów, a tym bardziej przetrzymywać jacht przez miesiąc.
Jak się dowiedziałem, powodem zatrzymania i kontroli jachtu żaglowego Castania, był brak nasłuchu na kanale 14 (obowiązujący jedynie na terenie portu Gdańsk).
Międzynarodowym priorytetowym kanałem, obowiązującym także w Polsce, jest kanał 16. Kapitan jachtu, dysponując jednym radiem (z racji jego wieku nie posiadającym funkcji DW), zgodnie z dobrą praktyką morską nie mógł i nie powinien zrezygnować z monitorowania głównego kanału 16. W całym akwenie Morza Bałtyckiego, poza portem w Bałtijsku (Rosja), nie stosuje się obowiązku nasłuchu czy zgłaszania na innym kanale vhf aniżeli 16. Castania płynęła z Gotlandii do Kłajpedy, jednak ze względu na zdarzenia losowe skierowała się do Bałtijska, gdzie odmówiono jej zgody na wejście. Załoga była zmuszona obrać kurs na Górki Zachodnie, nie planując wcześniej rejsu do Polski.
Idiotyczne i niespotykane na świecie przepisy wymagają zgłaszania się jachtów do kapitanatów/bosmanatów na dedykowanych kanałach.
Zaistniałe nieporozumienie można było wyjaśnić poprzez uprzejme upomnienie kapitana kontaktującego się z jachtem na kanale 16 i nakazując mu nasłuch na kanale 14.
Co ciekawe VTS Zatoka potrafi wywoływać jachty na kanale 16. To znaczy, że można.
Kapitanat wybrał jednak zaangażowanie Straży Granicznej, która sprowadziła jacht do Górek Zachodnich, gdzie następnie został skontrolowany przez inspektorów oddelegowanych z Kapitanatu.
Ciekawe, że Kapitanat nie raczył wysłać do jachtu własnej jednostki.
W wyniku kontroli przeprowadzonej przez inspektorów Kapitanatu, jachtowi zakazano opuszczenia mariny, a bezradny właściciel jachtu został zmuszony ponosić koszty za wymuszony postój, który ostatecznie kosztował go równowartość 350 euro.
Kapitanat zatrudnił do codziennego pilnowania jachtu w Górkach pracownika Straży (przez okres jego postoju czyli jeden cały miesiąc).
Bezradny turysta/właściciel był zmuszony dwukrotnie podróżować do Sztokholmu, aby szukać pomocy w odzyskaniu swojej własności, a jego urlop został brutalnie zniweczony przez naszych inspektorów żonglujących wedle swojego uznania wymyślonymi na poczekaniu przepisami.
Dnia 3 września, po zapoznaniu się z protokołem nr 38, zwróciłem uwagę na zupełnie kuriozalne w nim zapisy, takie jak brak okazania silnika do łodzi ratowniczej, której jachty żaglowe nigdy nie posiadają na swoim wyposażeniu, choćby dlatego, że bardzo ciężko pomieścić ciężką 12 metrową szalupę ratowniczą na 10 metrowym jachcie żaglowym. Nie uznano również uprawnień kapitana (ISSA), wpisując w protokół „brak uprawnień”, mimo że w Szwecji można żeglować jednostkami do 12 metrów bez uprawnień.
Jako żeglarz, postanowiłem pomóc koledze, który nie zna polskich zwyczajów i naszej osławionej „gościnności”, i który nie wiedział jak odzyskać swoją własność, nie wydając kilkudziesięciu tysięcy na zakup łodzi ratowniczej czy map papierowych Zatoki Gdańskiej i Gdańska, oraz drukarki która pozwalałaby mu na bieżąco drukować ostrzeżenia nawigacyjne…
Tutaj trzeba dobitnie podkreślić, że wymyślone przez inspektorów „braki” nie tylko miały żadnych podstaw prawnych, to jeszcze były zupełnie idiotyczne, bo kalką przeniesione z wymagań dla statków. Dużych statków, na których „szalupy ratunkowe z silnikiem spalinowym” mają szansę się zmieścić.
Pracownicy Kapitanatu na moje wątpliwości odnośnie kontrowersyjnych zapisów w protokole nr 38 zgodnie odpowiadali, że „tu jest Polska, a w Polsce obowiązują polskie przepisy", co jest niezgodne z prawdą, bo nawet polskie jednostki niekomercyjne nie mają tak rygorystycznych i głupich, nie bójmy się tego słowa, wymagań.
Ludzie morza, jakimi NIE są pracownicy Kapitanatu, bardzo dobrze wiedzą, że jacht pod obcą banderą podlega prawu kraju, którego banderę nosi. W tym przypadku jacht pod szwedzką banderą podlega szwedzkiemu prawu jeżeli chodzi o wymagane wyposażenie oraz rejestrację.
Po dwóch godzinach rozmów ze Strażą Graniczną oraz licznych telefonach dyżurny oficer Kapitanatu wyraził zgodę na warunkowe wypłynięcie jachtu celem udania się do miejsca zamieszkania i usunięcia „wad”. Jednak już po 10 minutach od wydania zgody, Straż Graniczna w Górkach Zachodnich otrzymała informację o cofnięciu tejże zgody, przez dyżurującego w tym czasie Kapitana Kapitanatu Ryszarda R..
Domyślam się, że to cofnięcie zgody było powiązane z tym, że to jego imię i nazwisko figuruje jako pierwsze w nieszczęsnym protokole nr 38 z 7 lipca 2024.
Kolejne 5 godzin zajęło wydzwanianie po wszystkich dostępnych telefonach celem szukania pomocy, (Kapitanat Gdańsk, Urząd Morski w Gdyni) wypraszanie o zrozumienie tej chorej sytuacji, beznadziejne słowne przepychanki z urzędnikami. Tak więc, wysłuchawszy wszystkich zaleceń pracowników Kapitanatu według których właściciel jachtu powinien:
- zawieźć 55 letni kompas do Gdyni celem sprawdzenia jego dewiacji i potwierdzenie tego stosownym zaświadczeniem.
- jechać do Warszawy gdzie znajduje się ambasada Szwecji i tam wymóc, aby wydali mu dowód rejestracyjny jednostki, choć w samej Szwecji nie jest to wymagane
- zawieźć gaśnicę do legalizacji
Kolejne telefony których tego dnia wykonałem 39, zaowocowały wysłaniem przeze mnie oficjalnej prośby droga mailową, o reinspekcję (reasumpcje, reinspekcje są teraz na czasie) jachtu „Castania”, mającą na celu zakończenie tej farsy.
Trzej inspektorzy z Kapitanatu Portu Gdańsk, którzy przybyli do mariny Akademickiego Klubu Morskiego, przeprowadzili szybką kontrolę - trwała może 5 minut i oczywiście podtrzymali protokół sprzed miesiąca, odmawiając prawa do opuszczenia mariny i upierając się przy tych samych punktach z pierwszego protokołu.
Dość liczne grono miejscowych żeglarzy, którzy mieli pecha oglądać działania władzy jak za najlepszych czasów poprzedniego ustroju, dość dobitnie wyraziła swoje poglądy na temat całej sytuacji.
Cała trójka inspektorów zeszła z jachtu, ale ku zaskoczeniu wszystkich po 12 minutach wróciła, w tym samym składzie, na kolejną reinspekcję. Co samo w sobie jest kuriozalne.
Kolejna reinspekcja (to było działanie na jakiś rekord?) już po 4 min stwierdziła, że jacht jednak spełnia wymagania Kapitanatu!
Jest to o tyle ciekawe, że zebrani świadkowie z pobliskich jednostek jak i monitoring mariny, który zarejestrował obie „kontrole” zgodnie wykazują, że w tym czasie przerwy między kolejnymi inspekcjami nic na jacht nie było wnoszone ani wynoszone, poza pożyczonym kołem ratunkowym. I o dziwo ten sam jacht, z tym samym wyposażeniem, bez map papierowych, bez atestu gaśnicy, kompasu, łodzi ratowniczej, bez dowodu rejestracyjnego, bez wydrukowanych ostrzeżeń nawigacyjnych 14, 16 i 19, przeszedł pomyślnie inspekcję!
Panowie Inspektorzy nie byli tak uprzejmi pozostawić protokołu z inspekcji, nie wymagali również mojego podpisu jako reprezentującego kapitana jednostki. Tym samym z przyczyn oczywistych nie mogę załączyć tych protokołów.
Tak przy okazji, niezostawienie protokołu po ani jednej z tych kontroli nie mieści się w żadnych zasadach „państwa prawa”.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego doszło do takiego postępowania wobec turysty, obywatela UE, który spędzał urlop na swojej łodzi. Czy wynika to ze zwykłej złej woli? Uprzedzeń wobec obywateli Litwy? Braku kompetencji? Czy też z poczucia bezkarności urzędników? Jak urzędnik państwowy może wymyślać sobie na poczekaniu przepisy i na ich podstawie bezkarnie aresztować czyjąś własność?
Jak można tego samego dnia, od tej samej podobno poważnej instytucji za jaką miałem do tej pory Kapitanat Portu Gdańsk, otrzymać dwa razy zgodę na kontynuację rejsu, a raz nie?! I to wszystko przy identycznym stanie wyposażenia jednostki? Sam ten fakt, świadczy o bałaganie panującym w podległym Pani Kapitanacie Portu Gdańsk.
Ze smutkiem i żalem stwierdzam, że ten siłowy pokaz niekompetencji, ignorancji naszych urzędników z całą pewnością odbije się szerokim echem wśród żeglarzy z Litwy i Szwecji… Jak to się ma do działań promujących turystykę w naszym regionie? Czy ktoś kto usłyszy tę historię, zechce sprawdzić na sobie i swojej rodzinie moc „polskiej gościnności” w wydaniu pracowników Kapitanatu? Obawiam się, że nie.
Tym samym w imieniu armatora Arturasa Satkumasa, wnoszę o zwrot kosztów miesięcznego aresztu jednostki Castania w Akademickim Klubie Morskim w wysokości 490 euro (postój w marinie, loty, taksówki), zadośćuczynienie za stracony urlop i okres blokowania dostępu do użytkowania swojej własności oraz oficjalne przeprosiny.
Zwracam się z prośbą o wyjaśnienie tej skandalicznej sytuacji.
.
Z poważaniem,
Jacek Zieliński
-------------------------------
P.S. Dla zobrazowanie skali niekompetencji i złej woli kontrolujących załączam przepisy, które obowiązują w Polsce i dotyczą jednostek niekomercyjnych, oraz przepisy szwedzkie dla jednostek niekomercyjnych.
.
Dla jachtu żaglowego o długości 10 m, pod polską banderą, żeglującego po Morzu Bałtyckim, obowiązkowe wyposażenie jest regulowane przede wszystkim przez Rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej w sprawie bezpieczeństwa morskiego jachtów morskich oraz Konwencję SOLAS i Międzynarodowe Przepisy o Zapobieganiu Zderzeniom na Morzu (COLREG).
Oto lista wyposażenia obowiązkowego dla prywatnych jednostek niekomercyjnych:
1. Środki nawigacyjne:
· Mapa nawigacyjna odpowiednia dla obszaru, na którym odbywa się żegluga (w wersji papierowej lub elektronicznej).
· Kompas magnetyczny – sprawny, dostosowany do jednostki.
· Światła nawigacyjne – zgodne z przepisami COLREG (czerwone, zielone i białe światło).
· Sygnał mgłowy – ręczny sygnalizator dźwiękowy (np. trąbka mgłowa lub gong).
2. Środki ratunkowe:
· Kamizelki ratunkowe – dla każdego członka załogi, odpowiednie do warunków pełnomorskich, z gwizdkami i światłami.
· Koło ratunkowe – co najmniej jedno z liną ratunkową (minimum 30 metrów).
· Pas ratunkowy z liną asekuracyjną – na wypadek MOB (man overboard).
· Środki pirotechniczne:
· Flary ręczne (czerwone),
· Rakiety spadochronowe (czerwone),
· Świece dymne (pomarańczowe).
3. Radiokomunikacja:
· Radio VHF – wyposażone w system DSC (Digital Selective Calling) z zarejestrowanym numerem MMSI.
· Kanał 16 VHF – obowiązkowy nasłuch na międzynarodowym kanale alarmowym.
4. Środki przeciwpożarowe:
· Gaśnice – co najmniej jedna gaśnica odpowiednia do gaszenia pożarów na jachcie, zwłaszcza w okolicach kuchni i silnika.
5. Środki przeciwzatonięciowe:
· Pompa zęzowa – ręczna lub elektryczna do odprowadzania wody z zęzy (w przypadku elektrycznej zalecane jest posiadanie ręcznej jako rezerwowej).
6. Inne obowiązkowe elementy:
· Kotwica – z liną lub łańcuchem o odpowiedniej długości do panujących warunków.
· Wiosło – jedno zapasowe (zalecane dla jachtów żaglowych).
· Zapasowe liny cumownicze – co najmniej dwie.
7. Dziennik jachtowy:
· Dziennik pokładowy – prowadzony na bieżąco, z rejestrowaniem kursu, położenia i innych ważnych informacji na morzu.
8. Sygnalizacja i alarmy:
· Dzwon lub gong – jeśli jacht ma powyżej 12 m długości, jednak dla jednostek 10 m nie jest to obowiązkowe.
9. Wyposażenie sanitarno-bytowe (dla długich rejsów):
· Apteczka pierwszej pomocy – podstawowe środki opatrunkowe i leki.
Te elementy muszą być obecne na pokładzie, aby jacht spełniał wymagania bezpieczeństwa na wodach morskich, w tym na Morzu Bałtyckim.
.
Dla prywatnego jachtu żaglowego pod szwedzką banderą, żeglującego po Morzu Bałtyckim, podstawowe wymagania dotyczące wyposażenia bezpieczeństwa będą uproszczone, ale nadal muszą spełniać minimum określone przez szwedzkie przepisy i międzynarodowe normy. Oto najprostsze wymagania:
1. Środki nawigacyjne:
· Kompas – sprawny, podstawowy kompas nawigacyjny.
· Mapy nawigacyjne – mogą być elektroniczne, ale papierowe mapy zapasowe są zalecane.
· Światła nawigacyjne – jacht musi być wyposażony w podstawowe światła pozycyjne zgodne z międzynarodowymi przepisami COLREG.
2. Środki ratunkowe:
· Kamizelki ratunkowe – dla każdej osoby na pokładzie, jedna kamizelka ratunkowa.
· Koło ratunkowe – jedno koło ratunkowe z liną.
· Flary – podstawowy zestaw pirotechniczny: co najmniej kilka czerwonych flar i jedną świecę dymną.
3. Radiokomunikacja:
· Radio VHF – na jednostce powinna być zamontowana radiostacja VHF z dostępem do kanału 16.
4. Środki przeciwpożarowe:
· Gaśnica – co najmniej jedna podstawowa gaśnica (1-2 kg).
5. Środki przeciwzatonięciowe:
· Pompa zęzowa – ręczna lub elektryczna pompa do wypompowywania wody z jachtu.
6. Kotwica:
· Kotwica – jedna kotwica z liną lub łańcuchem o odpowiedniej długości.
7. Apteczka pierwszej pomocy:
· Apteczka – podstawowa apteczka z niezbędnymi środkami opatrunkowymi.
.
Jacht pod szwedzką banderą podlega szwedzkiemu prawu, niezależnie od miejsca, w którym się znajduje. Prawo morskie mówi, że banderę jednostki uważa się za jej "narodowość", a zatem na pokładzie jachtu obowiązują przepisy kraju, którego banderę jednostka nosi. Oznacza to, że zarówno przepisy dotyczące kwalifikacji żeglarskich, jak i kwestie prawne, takie jak rejestracja i odpowiedzialność za jednostkę, podlegają przepisom szwedzkim, a nie np. polskim.
Analogicznie, jeśli jacht pływa w międzynarodowych wodach lub odwiedza inne kraje, to jego załoga i pasażerowie są zobowiązani do przestrzegania przepisów wynikających z prawa obowiązującego na banderze, a nie tylko przepisów lokalnych. W tym przypadku, szwedzkie prawo będzie decydujące dla formalnych kwestii związanych z jachtem, niezależnie od miejsca, gdzie aktualnie znajduje się jednostka.
Jurku, nie zgadzam się z tytułem. Nie chcę omijać naszych portów. Raczej bym szukał tytułu mobilizującego do odzyskania naszego morza i naszych portów dla nas obywateli i gospodarzy naszego kraju. Szczególnie obszaru Zatoki Gdańskiej. Że jest możliwe inne, nie tak opresyjne podejście, również w tym samym prawodawstwie, wskazuje podejście administracji morskiej zespołu Szczecin-Świnoujście, którą można zilustrować jednym zdaniem: "nie masz 20 m, nie zawracaj nam głowy, stosuj się do przepisów"
ZR
Czytając historię „Castanii” można się zadumać: który to już raz kapitanat (ten czy tamten) postępuje tak głupio, że aż to jest szokujące. Urząd Morski oczywiście wspiera swoich podwładnych. Do całej akcji zostaje zatrudniona Straż Graniczna, jakby i tak nie miała co robić.
Sprawa była mi znana wcześniej z opisu kolegów żeglarzy z klubu, gdzie „Castania” stała tak długo.
Komentarze na temat działań inspektorów i ogólnie kapitanatu (świadomie małą literą) nie nadają się do druku.
Właściwie, to czy coś się zmieniło od, hmmm, „zmiany ustroju” te 35 lat temu? Na morzu prawie nic.
Sam obowiązek meldunkowy, o czym i UM i pracownicy kapitanatów, skwapliwie informują, wynika z ustawy. Jest głupi tak, jak ta ustawa i wiele innych. Ale nie wierzmy pracownikom UM-ów i kapitanatów, gdy mówią, że oni nic nie mogą w tej sprawie, choć może być chcieli.
Kłamią w żywe oczy. Raz, że mogliby coś z tym zrobić lobbując wyżej. Dwa, i to jest najgorsze, im absolutnie na tym nie zależy. Jest to przecież takie fajne, kiedy każdego żaglarza można opieprzyć przez radio za cokolwiek. I gdy można nałożyć mandat za brak zgłoszenia.
Co gorsza, sami oficerowie łamią prawo, czasami zakazując się meldować (ostatni przykład z parady jachtów w Gdańsku).
Co też przechodzi w patologiczny system pod władzą drugiego naszego UM-u. Gdzie jest rozsądniej, ale niezgodnie z prawem. Czy to komukolwiek z urzędników przeszkadza?
W tym wypadku sprawa jest o tyle gorsza, że jacht, który nie słuchał wywołań na kanale 14 i który się nie zgłosił, został tak naprawdę ukarany za coś, co się urodziło w głowie oficera dyżurnego a potem inspektora.
Dobitny przykład powiedzenia: dajcie człowieka a paragraf się znajdzie.
Bezprawne wymagania dotyczące wyposażenia, bezprawne i kuriozalne inspekcje.
System bezkarności urzędniczej jest stary jak powojenna Polska. Pomaga w tym wyjątkowo głupie prawo, którego nikt nie chce zmienić. Nikt poza żeglarzami, ale ci zawsze mają prze...kichane w starciu z władzą.
Temat jest oczywiście szerszy, ale wygląda na to, że pracownicy kapitanatów, ci mający kontakt z ludźmi (choćby przez radio), są z dawnej epoki i powinni mieć zakaz rozmów przez radio.
Z bardzo małymi wyjątkami, jeżeli chodzi o kapitanat Gdańsk.
Gdy wraca się jachtem z dalszego rejsu, to ustawienie radia na jakiś kanał roboczy jakiegoś bosmanatu czy kapitanatu wywołuje chęć ucieczki.
Ten bezsensowny, kretyński jazgot: chciałem zgłosić wejście, wyjście, chęć na siusiu. W odpowiedzi: skąd pan płynie?, ale dokąd? proszę powtórzyć nazwę jednostki, i tak dalej i tym podobnie. Do tego ciągłe pouczenia: można zgodnie z przepisami, nie przekraczać, poczekać, zgłosić się za chwilę bo teraz słyszy pan, ze wchodzi zajebiście wielki prom „Wawel”, a czy pan się zgłaszał? a czemu nie? A ile lat ma żona? Co było na obiad?
To są rozmowy takiej właśnie treści. Bezsensowne, nikomu niepotrzebne ględzenie, spotykane tylko u nas... No ale „u nas jest Polska, tak musi być bo tak!”.
Oczywiście jest to uzasadniane mitycznym bezpieczeństwem. Oraz pomocą Straży Granicznej.
Gdyby obie te instytucje zajmowały się tym czym powinny, to może z kraju nie znikaliby „hiszpańscy nurkowie” a z pontonów i nabrzeży nie spadałyby dźwigi.
Ale ta druga strona medalu, czyli koszty błędów, które nagminnie robią tzw. zawodowcy w branży mają się nijak do kosztów, które ewentualnie robią amatorzy na jachtach.
W UM usłyszałem, że generalnie UM nie jest od małych jednostek, oni są od spraw wielkich i poważnych.
I super, tylko proszę konsekwentne. Czyli niech kapitanaty, UM-y się zwyczajnie od jachtów odpieprzą. Ale oni tego dobrowolnie nie zrobią nigdy.
Żeby było jasne. Zdaję sobie sprawę, że głupio postępują także czasami sternicy jachtów. Oczywista sprawa. Ale jak już pisałem: błędy amatorów są znacznie mniej kosztowne niż błędy zawodowców.
Napisałem w moim komentarzu akapit o Straży Granicznej, ale go skasowałem.
Pozdrawiam
Tomasz
Wystarczy prześledzić życiorysy górnej warstwy Caratu, zapytać paru sąsiadów, starych kumpli ze szkolnych lat i już wiadomo, kto przewodniczył kółku szkolnych socjalistów ZSMP (i to nie jest żart). Wszyscy dookoła rozglądamy się za „szpiegami” i „ruskimi onucami,” podczas gdy dawni działacze komuny siedzą nad nami, wygodnie w fotelach. Dlaczego niby miałoby być inaczej niż w Bałtijsku?!
Drodzy koledzy, warto zdać sobie sprawę, że nasze interesy powinien reprezentować prawdziwy związek żeglarski. Tam płyną nasze składki, tam idą dotacje na żeglarstwo. Płacimy za to. A co dostajemy w zamian? Nasz „przedstawiciel” woli trwonić fundusze na propagandę i, co ważniejsze, na autopromocję własnej osoby, bo przecież jego „ambitnym” celem jest zostanie prezesem PZŻ. A czemu by nie? Skoro jego trzecia kadencja to ciąg pasm sukcesów podobnych do tego, co widzimy. 🤡
Ten chory stan rzeczy trwa nie od roku, nie od dwóch, ale od lat 80. XX wieku. Chcecie prawdziwego sprzeciwu? Proszę bardzo – wystarczy jeden dzień. Trzydzieści, pięćdziesiąt jednostek żeglujących po Wiśle Śmiałej, Zatoce Gdańskiej, które przepisowo zgłaszają zmianę halsu na torze wodnym pod Błotnikiem albo starym JSG. Ci, którzy nie dobiją się na kanał 14, niech dzwonią na numer Caratu. To byłby prawdziwy paraliż! Żaden statek nie wejdzie ani nie zejdzie z redy! Oczywiście, jak zawsze, to my, podatnicy, zapłacimy za przestój statków i portu, ale co tam! Władza od lat bawi się za to, co i ile z nas wyciśnie.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek
Dzień dobry Jerzy.
Jako akaemowcowi temat jest mi znany z pierwszej ręki. I dochodzę do wniosku, że parafrazując, "okazja czyni ....... " wiele służb na różne sposoby wykorzystuje obecną sytuację geopolityczną aby, świadomie lub nie, kolokwialnie ujmując, przykręcać nam żeglarzom śrubę.
Kiedyś pewien gość, aby (upraszczając) zmienić sposób postrzegania i myślenia swoich ziomków wyprowadził ich na długie lata na pustynię. Mojżesz mu było.
W przypadku naszej administracji morskiej zmiany mogą/powinny nastąpić na podstawie jednoznacznego przepisu (niestety), albo ...... PESELU.
Bądź zdrów.
Krzysztof
Jurku
Wczorajszy opis wydarzeń związanych z jachtem Castania, bardzo mnie zbulwersował. Po dalszych przemyśleniach, w szczególności do hasła z mojego poprzedniego maila do Ciebie, o odzyskiwaniu morza, postanowiłem napisać Obywatelską Skargę. Już ją wysłałem.
ZR
Ten stan zawieszenia w komunie torujemy od zawsze, niczym rodziny alkoholików, oszukujemy się, że to samo się zmieni. Jednak PESEL uderza tak samo w nas, jak i w urzędników – podświadomie godzimy się na to, że za nasze pieniądze ktoś funduje nam socjalizm rodem z portu w Bałtijsku. Większość z nas, „chwastów oceanów,” przywykła do tego stanu. Przemilczymy gorszy humor dyżurnego, który zbeszta nas jak półgłówków na Ch 14 za zakończenie korespondencji słowami „bez odbioru” (sam tego doświadczyłem i słyszałem to wielokrotnie). No bo przecież Carat może wysłać inspektorów i "umilić" nam urlop.
Jestem prostym żeglarzem – złotoustym politykiem nigdy nie zostanę, dlatego stawiam na prosty i czytelny przekaz. Nie ma wytłumaczenia dla takiego zachowania! Ci, którzy tam siedzą, przez lata doszli do perfekcji w wykorzystywaniu „prawa morskiego” do zaspokajania swoich chorych ambicji. Prawa, na którym nikt się nie zna, bo i po co to komu? Żonglują wymyślonymi nakazami pod pretekstem naszego bezpieczeństwa. Władza w rękach głupców to niebezpieczne narzędzie.
Czasy są takie, że większość czyta tylko tytuł i zerka na zdjęcie. Każdy ma swoje problemy i nie chce tracić czasu na walkę z urzędniczą maszyną, wyszkoloną w odbijaniu piłeczki. Jednak mamy nową dyrektor UM, i warto skorzystać z okazji, która się nadarzyła. Piszcie skargi obywatelskie tak, jak zrobił to Zbyszek. Niech wiedzą, że nie tylko ja nie mam wszystkiego w przysłowiowej „rufie”!
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek
Jacek Zieliński
(adres domowy znany SSI)
.
Dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni
mgr inż. Anna Stelmaszczyk - Świerczyńska
ul. Chrzanowskiego 10
81-338 Gdynia
.
Skarga
Niniejszym składam zażalenie dotyczące postępowania w sprawie uszkodzenia mienia na wodach podlegających pod Kapitanat Portu Gdańsk oraz niestosowną postawę Kapitana Ryszarda R. (nazwisko znane SSI). Uszkodzenie mienia (jacht żaglowy Bavaria 42C z 2005r – „VALHALLA”) nastąpiło 14.07.2024 o godz. 1550. Sprawca złamania dwóch zakazów, czyli zakazu wytwarzania zafalowania oraz ograniczenia prędkości (szacunkowa prędkość wyliczona na podstawie zarchizowanego monitoringu w firmie SARENS ul. Tarcice 14, to 12.3 węzła) został zatrzymany przez patrol Policji Wodnej (jeszcze zanim zdołałem powiadomić ten patrol o wyrządzonych szkodach). Z braku urządzeń pomiarowych na jednostce policji, a co za tym
idzie braku możliwości wykazania skali wykroczenia, policjanci jedynie pouczyli skippera o obowiązku przestrzegania ograniczeń. Po moim zgłoszeniu szkody i powtórnej interwencji policyjnej, skipper ze skruchą oświadczył, że uciekał przed zbliżającą się nawałnicą. Moje obszerne zeznania przed Policją jak i Kapitanatem Portu Gdańsk, oczywiście mogę
dostarczyć, lecz cała korespondencja znajduje się na skrzynce mailowej Kapitana Kapitanatu oraz jego podwładnych.
Rozmów telefonicznych odbyliśmy kilka, początkowo został nawet wyznaczony termin wstępnego przesłuchania w sprawie. Jednak podczas rozmów telefonicznych, które próbowałem prowadzić zarówno ja, jak i moja znajoma w moim imieniu (miałem problemy z zasięgiem), od samego początku dało się wyczuć niechęć do prowadzenia tej sprawy i sugerowanie, że „moja wersja zdarzeń” jest delikatnie mówiąc naciągana.
Podczas rozmowy Pan prowadzący przytaczał kolejne argumenty, czy też swoje wątpliwości:
1. Jacht nie był zacumowany w marinie. (Czy to jakiś obowiązek? Czy jachty cumujące do nabrzeża można bezkarnie niszczyć?)
2. Nikt inny nie zgłosił uszkodzeń, tylko ja (a może nikt inny nie był w tym czasie na pokładzie, nie stoi w miejscu monitorowanym i nie przepływał akurat patrol Policji..?)
3. Oznajmił, że sprawca zmienił swoje oświadczenie dodając, że faktycznie uciekał przed burzą, jednak ma świadków, którzy mogą zaświadczyć, że płynęli z przepisową prędkością, a ja świadków nie mam. W takim razie na jakiej podstawie była wykonana pierwsza interwencja Policji, zanim jeszcze zdążyłem powiadomić policję o wyrządzonych szkodach?
4. Kapitan prowadzący, miał również wątpliwości, czy właściciel monitoringu udostępni nagranie Kapitanatowi, bo z reguły nie chcą tego robić. (kilkukrotnie informowałem, że nagranie jest zabezpieczone i tylko czeka na oficjalne pismo z Kapitanatu, tym bardziej, że nie obejmują go przepisy RODO gdyż nie widać na nim twarzy, czy nazwy jednostki)
5. Kapitan, oznajmił, że jest wielce prawdopodobne, iż to nadchodząca burza wywołała zafalowanie, a ja po prostu próbuję wyłudzić odszkodowanie od właściciela jachtu wartego kilka milionów. Jednak umówmy się, chmura burzowa nie jest w stanie wywołać kilkunastosekundowego zafalowania. Czy gdyby na kanale było tak wielkie zafalowanie, łódź Policji byłaby w stanie przybić burtą do jachtu CAVA?! (już na tamtym etapie postępowania można było sprawdzić, czy tego dnia były jakieś anomalia pogodowe - nie było). Na nic były moje argumenty o zabezpieczonym nagraniu z monitoringu, z którego bez trudu
można wyliczyć prędkość jachtu, jak i dostrzec zafalowanie jakie wywołał, tym samymłamiąc dwa przepisy. Ponadto na nic zdały się moje kolejne podpowiedzi o możliwości weryfikacji prędkości jachtu motorowego CAVA na podstawie rejestrowanego tracku z IRM VTS Zatoka. Nadal Pana Kapitana prowadzącego dochodzenie nie przekonałem.
Kolejnego dnia otrzymałem postanowienie o umorzeniu sprawy, ze stwierdzeniem – parafrazując - iż skoro mi nie zależy na ukaraniu sprawcy, a sprawca trochę zmienił zeznanie, to nie ma o czym mówić - sprawa zamknięta.
W tym samym piśmie zaproponowano mi dochodzenie roszczeń drogą sądową z oskarżenia prywatnego lecz zastanawia mnie ta propozycja - dlaczego, skoro według Kapitana nie ma podstaw do dalszego prowadzenia sprawy, bo sprawca ma świadków, którzy mogą zaświadczyć, że skipper płynął zgodnie z przepisami? Konsekwentny brak logiki… pismo
zamykające dochodzenie sugeruje, że jako zainteresowani nie mamy do siebie pretensji, jednak gdybym zmienił zdanie mogę skierować sprawę do Sądu.
Zaraz po otrzymaniu decyzji, odpisałem na maila, prostując nieporozumienie i prosząc o przywrócenie trybu dochodzenia. W kolejnych wymianach korespondencji mailowej dołączyłem zapis nagrania z monitoringu,
umożliwiający weryfikację prawdziwości mojego oświadczenia, jak i oświadczenia sprawcy zdarzenia. Jakież było moje zdziwienie, gdy w wiadomości zwrotnej otrzymałem zdawkową odpowiedź, że nagrania nie można wykorzystać w sprawie, gdyż Kapitanat opiera się wyłącznie na dowodach zebranych przez Policję, która według mojej wiedzy prowadzi oddzielne postępowanie na podstawie złożonego przeze mnie zawiadomienia o przestępstwie pod numerem SDW-61641/24 w Komisariacie Policji II ul Długa Grobla.
Moje kilkukrotne sugestie odnośnie potrzeby sprawdzenia zapisu z sytemu AIS są konsekwentnie pomijane milczeniem. W dniu 02.09.2024 zaraz po otrzymaniu kolejnej odpowiedzi drogą mailową od Kapitana
Tomasza K. wykonałem telefon do Kapitana Ryszarda R., jednak podczas rozmowy telefonicznej usłyszałem, że kamera przemysłowa nie posiada homologacji i to żaden dowód (skąd taka wiedza?), a na zakończenie rozmowy padły słowa „źle pan zaczął i źle pan skończy”…
Pani Dyrektor, czy tak się zachowują ludzie morza? Według mojej wiedzy, Kapitanat ma obowiązek zajmować się utrzymaniem porządku na sobie podległym terenie. Czy naprawdę tak powinna wyglądać procedura rozstrzygania sporów? Czy władze tolerują bezkarne niszczenie czyjeś własności/mienia i łamanie przepisów?
Odnoszę wrażenie – mam nadzieję, że niesłuszne - że Skipperem/ armatorem jachtu motorowego „Cava” jest po prostu wpływowy człowiek, który wie gdzie i jak pociągnąć za sznurki, by pozostać bezkarnym…
Załączam nagranie z monitoringu, którego pracownicy Kapitanatu nie raczyli uwzględnić.
Jak dużo trzeba mieć złej woli, żeby widząc to nagranie nie podjąć dalszych działań i dalej twierdzić, że nic się nie stało i że moje zeznania są mniej “prawdopodobne”, niż zeznania skippera jachtu „Cava”.
Proszę o interwencję w kontekście zachowania podległych Pani pracowników. Proszę również o przeniesienie mojej sprawy do Urzędu Morskiego W Gdyni, celem wskazania i ukarania sprawcy uszkodzeń jachtu „Valhalla”.
Będę wdzięczny za odpowiedź na powyższe pismo drogą mailową, ponieważ jestem w trakcie rejsu.
Z żeglarskim pozdrowieniem!
Jacek Zieliński
Tego rodzaju horrendalną biurokrację zwykło się nazywać „bananową”, jako pochodzącą z okolic, gdzie banany rosną i dojrzewają. Jednak o ile wiem, Polska ojczyzną bananów nie jest. Czyżby? Bo bananowa biurokracja Urzędu Morskiego w Gdyni przywodzi na myśl piosenkę z czasów PRL, o tzw. „bratniej pomocy” obozu socjalizmu dla krajów Afryki, kiedy Bambo śpiewa: „Wy nam węgiel – my wam banana. Wy nam maszyny – my wam banana”. Taki rodzaj banana mam na myśli, wspominając o biurokracji UM.
Zdruzgotany niektórymi przejawami tzw. „polskości”, w tym tępej, niewolniczej żądzy „wadzy”, wiele dociekań i wysiłku na przestrzeni lat włożyłem w odkrycie ich przyczyn i możliwości naprawy. I uspokoiłem się dopiero gdy doszedłem, że tego naprawić se ne da – trzeba wy***ać. Bo nie do naprawy jest zapóźnienie cywilizacyjne i mentalne, które tu doszło do głosu. W związku z morzem – na stepowej zasadzie Słowian, że „wody starcza im tyle, by konia napoić”. A w związku z zachodnią kulturą wolności – na zasadzie, że „nikt nam tu nie będzie”. To wszystko w zapóźnionej formie pisiorskiej, jako spadek po byłym dyrektorze Urzędu Morskiego, zaciekłym pisiorze robiącym karierę na kaczej piramidzie Cheopsa – tzw. „Przekopie Mierzei”, z pogwałceniem potrzeb pogardzanych przezeń, jako „chwasty morza” żeglarzy.
Ja się pytam, dlaczego demokratyczna i cywilizowana władza na którą głosowaliśmy, jeszcze tej stajni Augiasza żelazną miotłą nie wyczyściła? Oraz kiedy to nastąpi?
Z poważaniem,
Mieczysław
Drogi Jerzy,
Wczoraj przeczytałem artykuł o bardzo nieprzyjemnej przygodzie, jaka spotkała w Polsce - żeglującego pod szwedzką banderą Kolegę żeglarza, a dziś - komentarze znanych z kompetencji polskich żeglarzy.
Ponieważ kompletnie nie rozumiałem powodów zatrzymania, a potem a potem - uwięzienia szwedzkiego jachtu, zafundowanych przez nasze władze litewskiemu żeglarzowi mieszkającemu w Szwecji, to zacząłem się zastanawiać, czy sprawa nie ma jakiegoś drugiego dna, o którym może sie wkrótce dowiemy. Przeczytałem więc cały opis sprawy i wszystkie komentarze ponownie, ale nie jestem z tego powodu ani odrobinę mądrzejszy.
Lektura jest tym dziwniejsza, że w końcu - kompletnie ni stąd ni z owąd - raptem wszystko okazało sie OK, chociaż przez miesiąc było wręcz przeciwnie.
Zastanowiło mnie to, jak to się dzieje, że Bogu ducha winny człowiek ma grube kłopoty - bo chyba aresztowanie jachtu w zagranicznym porcie, to są bardzo poważne kłopoty i ponosi z tego tytułu poważne straty - jest bez znaczenia, jakby to wszystko było w normalnie i w porządku.
Całość aż się prosi o zestawienie z niedawnym opisem Michała Kozłowskiego, który pisze, że podczas miesięcznego rejsu po Bałtyku - nikt nigdzie nawet nie interesował się nawet ich papierami, nie mówiąc o jakichś kontrolach, zatrzymywaniu, przeszukiwaniu czy aresztowaniu.
Najwyraźniej głupieję i nie rozumiem tekstu pisanego. Pewnie dlatego, że próbuję sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji i myślę co by było, gdyby to moja zabytkowa radiostacja, słynny "zielony Sailor", równie stara jak łódka - nie odebrała wezwania na kanale 14, bo byłaby przecież ustawiona na kanał 16.
A co by było, gdyby tak dla odmiany - to Szwedzi zatrzymali, pod strażą, na koszt właściciela i na miesiąc polski jacht - ponieważ nie spełnia on szwedzkich przepisów, np. dotyczących instalacji gazowych...
Żyj wiecznie !
tomek
Od wielu lat wraz z kolegami z „Samosteru” namawiamy wszystkich żeglarzy z okolic Gdańska na zorganizowanie strajku włoskiego. Jeśli Kapitanat będzie musiał przez cały dzień odpowiadać na zgłoszenia przesunięcia jednostki o kilka metrów wzdłuż nabrzeża, uruchomienia silnika na postoju, czy umycia pokładu (takie m. in. wymagania są w przepisach portowych), to sami dojdą do wniosku, że trzeba zmienić przepisy.
Pozdrawiam
Wojtek
-------
PS. Żeby nie dostać mandatu, trzeba mieć na cumach tarcze przeciwszczurowe, a do wychodzenia na ląd zainstalowany trap. Co ciekawe w Szczecinie chyba szczury nie występują, bo tam takiego wymagania nie ma.
Na morzu zaostrza się walka klasowa z małymi łódkami. Dlaczego można się zapytać.
W zeszłym roku jak pływałem po Zatoce czarterujący nam jachty nakazał nam meldowanie się na 14 kanale do Kapitanatu aby zgłosić wyjście. Plotka portowa głosiła że to jest po to aby mieć kontrolę nad ruchem z powodu dywersantów.
Jak kazali tak się robiło ale większego sensu w tym nie widziałem bo nasz jacht był wyposażony w AIS i było widać jego ruch na Marine Trafic.
Przed laty czytałem informacje o tym jak wyczarterowany jacht w Turcji z polską załogą przypłynął na Krym i tam została dokonana zmiana załóg.
Jedni przypłynęli przez morze Czarne z Turcji drudzy mieli wracać. Wpłynąć było łatwo wypłynąć im nieco trudniej. Wpadli jak śliwka w kompot.
A czy mają upoważnienie właściciela jachtu do pływania. Kontakt z firmą czarterującą i taki dokument został wysłany, a musi być przetłumaczony na ukraiński przez przysięgłego tłumacza.
Przeszkody się piętrzyły, czas uciekał. Jak był efekt po trzech dniach biegania z papierami 500 $ opłat jacht został zwolniony. Konkluzja była taka omijaj Ukraińskie porty z daleka.
Tutaj kwota kosztów podobna ale miesiąc pozbawienia prawa do swojej własności to gorzej niż na Ukrainie.
Z czego to wynika? Nie wiem. Urzędnik podjął raz decyzję i nie chce się z tego wycofać? Dlaczego? Może mu szwedzko-litewscy żeglarze podpali i czekał na okazję aby się zemścić? Trudno powiedzieć.
Natomiast co można zrobić w tej sprawie? Awanturę na cały kraj – skutkującą zwolnienie w trybie dyscyplinarnym osób odpowiedzialnych za to kuriozalne zdarzenie z aresztowaniem jachtu za „niemanie świateł”
Jak to zrobić? Upowszechniać informację gdzie się da na mediach społecznościowych. Ja udostępnię na FB na X itp.
Musi się zrobić wokół tej sprawy szum.
------------------------
PS moja żona też jachtowy żeglarz morski wypatrzyła tą informację na Tawernie skipperów
Pozdrawiam
Mariusz Wiącek port Mielec
Komentarz do propozycji strajku włoskiego.
Sam pomysł jest znakomity i bardzo dobry, w sumie znany od dawna.
Ale czemu ograniczać się tylko do Kapitanatu Gdańsk?
Ten Kapitanat jest wyjątkowo zachłanny, bo czepia się o zgłoszenia wejścia/wyjścia do samego Gdańska, do Górek, a nawet do Sopotu. To ostatnie jest już naprawdę wyjątkowo głupie.
Ale zgłoszenia w innych portach są tak samo bezsensowne. Dlatego strajk warto powiększyć o porty inne. Np. Gdynię, gdzie zgłaszanie wejścia do marin obu (a do jednej zwłaszcza!) jest zupełnie bezsensowne. A co z Helem? Co z Jastarnią, gdzie trzeba się zgłaszać dwa razy?
No i co z Nowym Światem?
To jest chore, tak jak chore są w ogóle przepisy portowe w części, które dotyczą jachtów tak samo jak statków. A tak dokładniej, to każdy jacht jest statkiem, ze wszystkimi konsekwencjami.
Właśnie trapy, klapy na cumach, zgody na przecumowanie, uruchomienie silnika i wiele, wiele innych debilizmów.
Inną jeszcze rzeczą jest bosmanat w Górkach. Ja się w Górkach wychowałem żeglarsko. Gdy przy rzekomej zmianie ustroju, ponad 30 lat temu, bosmanat w Górkach został zlikwidowany, skakałem z radości. I co? Ano mamy powrót. Po co? Po co został uruchomiony bosmanat, skoro przez 30 lat nie był nikomu do niczego potrzebny? Przy czym mam na myśli meldowanie się tam.
Tak przy okazji. Od jakiegoś czasu oficerowie dyżurni Kapitanatu zwracają uwagę, nie zawsze w sposób miły, że (i tutaj uwaga): w godzinach 8-16 jednostki żeglujące w wejściu do Górek mają wywoływać bosmanat.
I teraz pytanie: skąd żeglarze mają to wiedzieć? Jesteśmy duchami świętymi? Telepatycznie?
Cały ten system w Polsce jest chory, głupi i do zaorania.
Pozdrawiam
Tomasz
Drogi Jerzy,
Zgadzam się z kolegami, jedynym sposobem jest nagłośnienie tego skandalu (dlatego ten tekst pojawił się na SSI). Nasze milczenie to ciche przyzwolenie. Jeśli nowa Dyrektor UM w Gdyni nic z tym nie zrobi, proponuję wspólnie zorganizować strajk włoski, o którym wspomniał Wojciech! Majówka 2025!? Kilka godzin paraliżu portu i straty finansowe z tego tytułu na pewno otworzą oczy władzom i mediom. Wszystko oczywiście pod patronatem SSI ;)
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek
Dzięki Kolegom Zielińskiemu, Konnakowi, Rembiewskiemu, a gdzie głosy gdyńskiego PoZŻ, gdzie SAJ, gdzie Gdańska Federacja Żeglarska, gdzie kluby ? Kunktatorstwo, oni nie chcą się wychylać ?
Ahoj !
Adam
Drogi Jurku.
Nie znalazłem nigdzie przepisu, który jest przywołany w tekście. W Polsce na dzień dzisiejszy obowiązuje Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 10 kwietnia 2024 r. w sprawie inspekcji jachtu morskiego (Dz.U. 2024 poz. 642), a tam stoi czarno na białym w § 2. ust 1 pkt 2), że "Inspekcji nie przeprowadza się na jachtach rekreacyjnych o długości do 15 m".
Więc panowie najwyraźniej złamali prawo i reakcja pokrzywdzonego nie powinna się ograniczyć do listów protestacyjnych.
Podszedłbym do tematu bardzo poważnie, bo jeżeli panowie robią to w stosunku do jachtu obcej bandery, to tym łatwiej pójdzie im w stosunku do rodzimej, a to może dotknąć nas wszystkich...
I nie ograniczy się do wstydu.
Żyj wiecznie!
Michał
Już wspominałem o PoZŻ, czyli o prywatnej misji prezesa i wiceprezesa ds. morskich PZŻ. Ten człowiek nie jest żeglarzem i zapewne nie ma pojęcia, o czym tu rozmawiamy. Tym bardziej, że prawdopodobnie mają teraz na głowie organizację 100-lecia polskiego żeglarstwa, chociaż najstarszy polski klub - Polski Klub Morski, obchodził je już samodzielnie jakieś dwa lata temu 🤡
Reszta podmiotów miała na to, lekko licząc, jakieś 40 lat. Czas wziąć sprawy w swoje ręce i załatwić to strajkiem w ciągu jednego dnia.
No chyba, że lubimy być traktowani jak...
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek
Nie znam przypadku tak gremialnego i ekstremalnego wzburzenia środowiska żeglarzy jak niniejszy, w reakcji na przekraczającą wszelkie cywilizowane granice niekompetencję, agresywność i ewidentne łamanie prawa przez urzędników Urzędu Morskiego w Gdyni. Lecz nie wierzę, że pomogą strajki włoskie, czy interwencje pogardzanych przez to pasożytnicze lobby żeglarzy – jego reakcją, z mściwym uśmieszkiem na gębie w poczuciu bezkarności, będzie spotęgowanie anty żeglarskiej agresji.
Dlaczego? Bo Urząd Morski to INSTYTUCJA RZĄDOWA, jak pokazuje życie – gardząca z takiego wysoka żeglarzami, więc ukrócenie jego wynaturzeń oraz normalizacja funkcjonowania jest KWESTIĄ POLITYCZNĄ, na szczeblu rządowym. Bowiem Urząd Morski ma za swą zasadę i filozofię – pogardę dla nas, „małych”, spotęgowaną antycywilizacyjnym okresem powrotu do komuny za PiS.
Więc zwracajmy się do demokratycznych polityków których wybraliśmy, lokalnych i w rządzie, by – w imię walki z antyspołecznym i anty gospodarczym złem – podjęli i zrealizowali inicjatywę restrukturyzacji UM. Tak na płaszczyźnie kadrowej, i to nie tylko poprzez pesel, jak i wyrzucenia do kosza kuriozalnych przepisów o stalinowskim pochodzeniu, które – wbrew stanowisku urzędników – nie służą bezpieczeństwu w jakimkolwiek przejawie, a syceniu ich tępej żądzy władzy.
Musimy więc, żeglarze, zacząć od powołania ciała społecznego, które będzie nas reprezentować, jako konkretny, nazwany partner. Bo nie tworzy go indywidualna, rozdrobniona dyskusja na SSI.
Słowo się rzekło – jeśli uznacie Szanowni celowość powołania tego rodzaju reprezentacji, nie odmówię uczestnictwa.
Stopy wody!
Mieczysław Krause
Nie tędy droga.
Przez lata powstawały i upadały kolejne inicjatywy, które rzekomo miały reprezentować interesy żeglarzy – PZŻ, okręgowe związki żeglarskie, federacje, stowarzyszenia... o klubach nie wspominając. Jak się to skończyło? PZŻ przejął majątki (Gdynia, Trzebież...) i dzięki wsparciu „żeglarzy” w swoich szeregach kreuje wyłącznie politykę działaczy. Co faktycznie załatwili dla nas ci działacze? Reja24 sprowadziła polską banderę na dno (74 tysiące zarejestrowanych jachtów, których właściciele nie wiedzą, jak poprawnie zawiesić banderę). Mamy najdroższe mariny...
Prawda jest taka, że nie oczekujemy od nikogo niczego, bo „bawimy się na swoim i za swoje”. Nie chcemy nic więcej, a jedyne, czego żądamy, to normalności. Żeby władza przestała brać przykład ze ściany wschodniej i dała nam wreszcie spokój, tak jak to wygląda w reszcie Europy. Dla mnie czarne to czarne, a białe to białe – nie warto marnować życia na półśrodki. Strajk, paraliż Zatoki Gdańskiej, zagwarantuje rozgłos, a oni tylko tego się boją.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Przykro czytać o sytuacjach mających jednak miejsce w sercu Europy po 20 latach od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej!
Jacku, dobrze czytać o Twojej otwartej postawie i realnej pomocy udzielonej właścicielowi i skipperowi jachtu "Castania". Gratuluje postawy! Nie mniej jednak polskie organy nie dość, ze niekompetentne, to nadal nie rozumieją celu swojego istnienia odstraszając żeglarzy!
pozdrawiam
Agnieszka
Rodzi się we mnie pytanie: Kto teraz, po ostatecznym rozwiązaniu tej sytuacji, położy swój głupi łeb pod topór konsekwencji służbowych za niekompetentne i nieżyczliwe dla ludzi postępowanie? Oczywiście - nikt!
Dowiemy się w wyjaśnieniach jakiegoś wyszczekanego rzecznika stosownego urzędu, że „pewne aspekty zaistniałej sytuacji wymagały szczegółowych wyjaśnień” itp. itd.
To nie zmieni sytuacji, że paru tępych biurokratów poczuło upojenie swoją władzą. To przykład nie tylko z żeglarstwa - to dowody na brak nadzoru nad sobiepaństwem prowincjonalnych urzędasów. Wstyd!
Yourek
Drogi Jerzy,
Ponieważ czytam i obserwuję rosnącą liczbę wyświetleń oraz komentarzy w sprawie afery dotyczącej zatrzymania przez nasze władze szwedzkiego jachtu, więc przy okazji dodam parę prywatnie słów od siebie.
Administracja morska jest, jak wiadomo, częścią administracji państwowej.
Dz. U. 2024.1125 wersja z dnia 26 lipca 2024 roku stanowi, że dyrektor urzędu morskiego podlega ministrowi właściwemu do spraw gospodarki morskiej, ministrowi infrastruktury.
Zatem wszelkie uwagi dotyczące działania (albo zaniechania) danego urzędu morskiego winny być skierowane do dyrektora tego urzędu; jeżeli jednak dyrektor nie reaguje w terminie ustawowym, to należy się zwrócić do organu nadrzędnego, czyli do ministra do spraw gospodarki morskiej.
Żadne masowe pisanie przez naszych żeglarzy maili, blokowanie łączy radiowych urzędu, itp. formy "protestu społecznego" nie wydają się być działaniem skutecznym.
Wszystko to co napisałem wyżej, dotyczy obywateli polskich.
Natomiast cudzoziemiec przybywający do Polski ma tu swoje przedstawicielstwo konsularne i ambasadę i wyłącznie do nich powinien się zwrócić. W opisanej sprawie wręcz pierwszym i podstawowym ruchem jest wystąpienie samego poszkodowanego obywatela królestwa Szwecji do swojego przedstawiciela konsularnego; Szwecja przecież ma konsula w Gdańsku, a konsul musi tego rodzaju problemy rozwiązywać do ręki. W razie kłopotów, konsul zwraca sie wprost do naszego MSZ-tu i stara się rozwiązać problem.
Inne działania dotyczą instancji żeglarskich.
W komentarzach widać brak zaufania żeglarzy do zarządu Polskiego Związku Żeglarskiego. Mowa jest o braku pozytywnych skutków działań zarządu PZŻ w usuwaniu kłopotów naszych żeglarzy w polskich portach. Jak wiadomo, zarządy stowarzyszeń sportowych są wybierane na kadencje przez WZC, a same stowarzyszenia sportowe podlegają nadzorowi rządowemu, sprawowanemu przez właściwych ministrów. Skoro zarząd PZŻ jest od siedmiu lat ten sam, to chyba ktoś go jednak wybierał, a zatem nie bardzo wiadomo skąd ta krytyka. Ale przecież istnieją jeszcze nadzwyczajne walne zebrania członków jak również w każdym statucie jest powiedziane, jak się powołuje i odwołuje prezesa.
Czyli - jak nie bardzo rozumiałem całą tę aferę, tak nadal nie wszystko jest jasne.
Żyj wiecznie !
tomek
Drogi Jerzy,
"Zainteresowani" jak zwykle nabrali wody w usta. Mam pełną świadomość, że to świetna taktyka, by przeczekać burzę. Jednak po rozmowie z Tomkiem postanowiliśmy iść na całość i spróbować raz na zawsze skończyć z tym idiotyzmem, który serwują nam na co dzień mnożące się kapitanaty.... oto link do petycji: https://www.petycjeonline.com/protest_eglarzy_-_strajk_woski_1-3_maja_2025
Z żeglarskim pozdrowieniem
Jacek
Wyjaśnienie jest bardzo proste i to patrząc z różnych punktów widzenia.
1. PZŻ dla żeglarzy nie zrobił nic przez 35 lat, więc czemu nagle miałby coś zrobić?
2. PZŻ został po wojnie tak zaprojektowany, żeby był ramieniem władzy w „niepewnym i reakcjonistycznym środowisku żeglarzy”.
3. Doświadczenie uczy, że protesty, zwłaszcza typu strajku włoskiego, są skuteczne. Na pewno bardziej niż inne działania, które się przez lata NIE sprawdziły.
4. Zależność służbowa Kapitanaty - UM-y - Ministerstwo. Tutaj oczywiście skargi można składać, ale także doświadczenie uczy, że UM całkowicie popiera działania Kapitanatów, a Ministerstwo ma to dokładnie w nosie, bo też popiera.
Liczenie na to, że jakikolwiek urząd dobrowolnie ograniczy swoją władzę i zliberalizuje przepisy w naszej rzeczywistości i w naszym kraju nie ma racji bytu. Powtarzanie działań, które nie przyniosły efektu, jest stratą czasu. Zresztą to służy tylko temu, żeby spacyfikować wszelkie protesty.
Pozdrawiam
Tomasz