Po raz drugi (w ostatnich miesiącach) poradnikowy
news Tadeusza Lisa wprawił mnie w skrajnie głęboki
kompleks niewiedzy, nie tylko jako operatora silnikowego,
ale po prostu - prostaczka obyczajowego. Do tego dochodzi
nie tylko nieustanny i wielki podziw dla niewyobrażalnej (dla
mnie) szerokości horyzontów zainteresowań, ale i
multidyscyplinarnej wiedzy oraz umiejętności praktycznych.
Człowiek Renesansu ? Podejrzewam, że ktoś może
potraktować ten news jako żart. Spokojnie – zapewniam
Was jednak że to życzliwe rady całkiem na poważnie.
Dla kogo ?
Oooo ! … to dobre i celne pytanie.
Tadeusz ma bardzo wysokie mniemanie o Klanie SSI.
Tak mi teraz mignęła myśl - kto z Was mógłby podjąć się
wymiany poglądów z Tadeuszem w tej materii, ale boję
się wywołać Ją do tablicy J
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=============================
Kolacja w kokpicie w ciepły, letni wieczór
Czcigodni,
nie chciałbym, aby ten skromny artykuł wywołał zgorszenie w klubie dżentelmenów SSI. To o czym piszę jest oczywiste w moim pokoleniu, ale czy w młodszym – głowy bym nie położył.
A właściwe podanie nawet skromnego posiłku na wieczornym przyjęciu w porcie jest nieodłączną częścią etykiety pokładowej. Zadanie nie jest trudne, ale wymaga uprzedniego zaplanowania i skompletowania kilku rekwizytów.
Zakładam, że podajemy skromny, wieczorny posiłek. Dla ustalenia rangi wydarzenia zaplanowałbym następujące menu (ważne, gdyż do nich będę odnosił naczynia i sztućce oraz szkło).
.
Otwieramy tymbalikiem lub mniej pracochłonną miniaturową grzanką z kawiorem lub łososiem. Ten mały klejnocik powinien zawierać w sobie pewną nutę fantazji. Na przykład. pod różową różyczką z łososia możemy ukryć dwie krople tabasco rozprowadzone w trzech kroplach świeżego majonezu. Kawior możemy ustabilizować stopionym płatkiem gorgondzoli (bezpośrednio na grzance glazurowanej świeżym masłem) i przyprószyć delikatnie czarnym pieprzem (ale grubo zmielonym, by efekt nie był zbyt prostacki).
.
W drugim rzucie świeża sałata z serem błękitnym i gruszką, z nutą orzechową i sosem miodowo-limonkowym lub miodowo-cytrynowym na bazie greckiej oliwy z pierwszego tłoczenia (ale uważamy, aby niechcący nie osunąć się w kierunku winegret – zepsujemy efekt gruszki).
Potem zupa cebulowa na białym winie – ale nie bądźmy dogmatykami – to nie muszą być koniecznie grzanki, bo w grę wchodzi również podanie chleba razowego z masłem oraz subtelną nutą czosnkową, którą uzyskamy prażąc krótko czosnek na patelni.
.
Jeżeli czujemy się pewnie w jachtowym kambuzie to podałbym sznycel wiedeński - oczywiście z sałatką ziemniaczaną z pietruszką, ale uwaga, jeżeli mamy przy stole 6 osób to musimy pracować zręcznie na dwóch patelniach – a nie jest to proste. Warto jest pamiętać, że w sznyclu wiedeńskim niepofalowana panierka, która przylega do mięsa (jak w schabowym z kością) jest hańbą kucharza. Zatem pójdźmy w kierunku bezpieczniejszej karkówki z piekarnika, przekładanej boczkiem wędzonym, z goździkami w sosie śliwkowo-jabłkowym.
Podamy ją z kapustą kiszoną z marchwią i jabłkiem, której oczywistość skruszymy odrobiną kminu i majeranku. Ziemniaki puree z odrobiną gałki muszkatołowej, pamiętajcie jedynie, że śmietana to minimum 18% i przed dodaniem powinna być podgrzana. Frytki choć proste, jawią mi się jako dodatek ocierający się z niewłaściwej strony o granicę dobrego smaku. Ale też w Forcie Lauderdale nie wywołają one takie zgorszenia jak w Europie.
Bądźmy jednak kreatywni i nie bójmy się nawet ziemniaków w łupinach, jeżeli mamy pewność, że konsternacja gości będzie w zakresie tolerancji konstrukcyjnej wieczoru. Pamiętajmy jedynie o maleńkich łyżeczkach do masła oraz o tym, by dodana do niego sól była grubo mielona.
.
Deser nie musi być wymyślny. Wydaje mi się że płonące lody obok świeżych ciast plus dobrze schłodzony szampan będzie skromnym domknięciem wieczoru zanim przejdziemy do mocniejszych alkoholi.
Zatem jak to podać? Odpowiedź – prosto, ale z przestrzeganiem sztuki nakrywania i dekoracji stołu uwzględniającej specyfikę kokpitu.
.
Zacznijmy od obrusa. Oczywiście śnieżnobiały i wyprasowany. Nie możemy być zniewoleni przez eskalację perfekcjonizmu – na jachcie na pewno dopuszczalny jest niewykrochmalone płótno. Duże wrażenie robią na gościach ręcznie haftowane obrusy z motywami morskimi na przykład w rogach. Połaście się do zaprzyjaźnionych babć i cioć. Obrus musi być dedykowany do blatu, tak aby wysokość bocznej firany wynosiła dokładnie 20 cm. Możemy użyć tricku z tasiemkami na rzepach, które umocują firany do dolnej części blatu.
.
Teraz nakrycia. Na samym środku proponuje postawić szklaną misę wypełnioną pływającymi tea-lightami oraz kwiatami. Zarówno róża jak i lilia lub orchidea świetnie się komponują, jeżeli w łodygę wbijemy jako balast pionizujący niewielki gwoździk. Misę obsypujemy malutkimi kamyczkami i muszelkami zebranym wcześniej na plaży.
.
Dlaczego potrzebujemy tego elementu? Ponieważ dolne światło doskonale wydobędzie bukiet i klarowność wina i wyeksponuje relief srebrnych sztućców. Jestem przeciwnikiem bukietów na stołach w kokpicie, gdyż nagła bryza może przewrócić wazon, a tenże przedmiotem u dam źródłem konfuzji nadzwyczajnej stać się może.
Jeżeli jednak upiera się przy nim Pani Waszego serca, to nie protestujcie, ale zadbajcie aby na dno wazonu wrzucić silny magnes neodymowy, a pod blat drugi. Magnesy przydadzą się Wam na jachcie do szukania utopionej kotwicy lub śruby.
Miejcie jednak baczenie, by bukiet nie przysłaniał twarzy gości, gdyż czyni to konwersację nieco niezręczną. Zatem kwiaty tniemy nisko i układamy je jak zawsze po skosie - koniecznie prawoskrętnie.
.
Nakrycie zaczynamy od tzw. podtalerza, który wyznaczy nam jednoznacznie położenia sztućców. Srebrne sztućce są najbardziej uniwersalne – ale możemy sobie pozwolić też na zwykłe metalowe, o ile na nich na przykład wygrawerowaliśmy logo i nazwę jachtu. Jednak srebrne będą zawsze elegantsze, a ich koszt jest tak niewielki, że nie ma uzasadnienia, aby nie były na stałe na służbie na naszym jachcie.
.
Przyjmijcie następującą regułę wyboru talerza:
1. Danie główne z gorącym dodatkiem witaminowym (np. marchewka z groszkiem lub buraczki zasmażane) – średnica 26-32 cm
2. Danie główne mono lub desery – na przykład ryba lub zraz zawijany z ziemniakami bez dodatku witaminowego 23-26 cm.
3. Zakąski - na przykład tatar 19-21 cm. Desery podobnie
4. Najmniejsze talerze to tzw. pechowniki – 13 cm. Podajemy na nich tosty lub pieczywo. Mogą służyć na odpadki – na przykład kości z ptactwa lub ości ryb.
Uwaga. Na przyjęciach w kokpicie proponuje nie używać kłopotliwych talerzy głębokich. Lepiej jest je zastąpić bulionówkami, czyli filiżankami z dwojgiem uszu o ściankach pionowych. Ładnie się prezentuje ich odmiana o ściankach skośnych które nazywamy kokilkami. Zarówno bulionówki, jak i kokilki powinny pozostawać w bliskiej przyjaźnie z podtalerzykiem. Dobrze jest je rozgrzać we wrzątku przed podaniem na stół - w wieczornej bryzie lekkie zupy szybko stygną. Wybaczcie, że piszę o rzeczach oczywistych.
.
Noże i widelce układamy oczywiście ostrzami w kierunku talerza. Napisałem noże, bo w zaplanowanym menu użyjemy osobnych sztućców sałatowych. Trzeba się tylko nie pomylić i mniejsze rozmiarowo sztućce sałatowe powinny znaleźć się na zewnątrz. Łyżka po prawej stronie. Odległość od krawędzie stołu? Dokładnie długość kciuka – dzięki temu gość biorący np. widelec swobodnie oprze bok dłoni o krawędź stołu.
.
Sztućce do deserów powyżej talerza (na kierunku N), z tym uściśleniem, że jeżeli układamy łyżeczkę do lodów oraz widelczyk do ciasta to ich trzonki powinny wskazywać kierunki E,W. Talerzyk do chleba wraz z nożem łopatkowym do masła powinien być w odległości dwóch palców na kierunku NNW.
.
Uwaga. W czasie przyjęcia w kokpicie rezygnujemy z fantazyjnych konstrukcji przestrzennych serwetki typu łabędź. Zamiast tego złożona na trzy serwetka spoczywa na podtalerzu i jest przyciśnięta talerzem sałatkowym.Talerzyk z apetizerem (grzanką lub tymbalikiem) zaserwujemy z tacy tuż przed podaniem.
O podawaniu za chwilę, gdyż w kokpicie nie mają zastosowania zasady żadnej z czystych czterech szkół (niemieckiej, francuskiej, angielskiej lub rosyjskiej) dlatego zaproponuje wariant zmodyfikowanej szkoły niemieckiej (czyli talerzowej, zwanej też amerykańską) połączonej z francuską szkołą odmiany B – czyli tacowej. Ale o tym za chwilę.
Nie mamy jeszcze ustawionego szkła. Unikamy niezręcznego błędu ustawienia kieliszka do wina na kierunku N. Stawia to gościa w kłopotliwej sytuacji potencjalnego ubrudzenia rękawa . Kieliszek do wina zawsze powinien stać na przedłużeniu ostrza noża dania głównego. Obok niego może stać po prawej stronie oddalony o szerokość palca wskazującego tzw. gobler – czyli kieliszek do wody czystej. Jeżeli jednak planujemy podanie wody z cytryną i miętą lub opcjonalnej lemoniady kryształowa szklanka z rżniętego szkła będzie zdecydowania bardziej na miejscu.
Co do szkłą, zasada jest prosta – na stole stoją wyłącznie kieliszki pierwszego rzutu. Wyjątek stanowi kieliszek do szampana (flecik), który może stać samotnie w odległości szerokości palca po lewej stronie od kieliszka na wino serwowane do głównego dania. Postawienie kieliszków do mocniejszych alkoholi jest zasmucającym niedopatrzeniem - nie biegniemy na skróty.
.
Stół mamy nakryty. Ale jak teraz serwować dania, skoro nie mamy dostępu od lewej strony pleców gości? To co mi się zawsze sprawdzało w rejsach, to kreatywne połączenie kelnerskiej szkoły niemieckiej ze szkołą francuską wariantu B. Co to oznacza?
W niemieckiej szkole kelnerskiej podajemy gotowe dania na talerzu zaczynając od najdalej siedzących gości. Dania mogą być już pięknie przystrojone w kambuzie. Ale wyzwaniem jest tutaj zróżnicowanie wielkości porcji. Na pomoc przyjdzie nam szkoła francuska. Po podaniu średnich porcji, gdy pierwszy gość skończy, podajemy mięsa i wypełniacze na dokładki.
Oczywiście wcześniej na stole zagościły dzbanki z wodą, sosjerki i otwarte butelki wina. Trzeba być uważnym, ponieważ to na gospodarzu spoczywa obowiązek uzupełniania wina. Ponieważ będzie to robił zapewne przez długość stołu jedną ręką, więc zgodnie z kanonem sztuki trzyma butelkę u nasady, u której szczytu zawiązana jest niewielka serwetka nazywana w gwarze kelnerów kapinosem. Po nalaniu wina nie patrząc na kapinos powinniśmy obrócić butelkę wokół osi aby zatrzymać kapiącą krople.
.
Deser typu płonące lody podajemy ze srebrnej tacy, pozwalając aby każdy gość wziął je sobie własnoręcznie. Ciasto powinno być podane centralnie na obrotowej podstawce już pokrojone. Jedyny wyjątek stanowi tutaj tort. Nóż do krojenia tortu powinien być nagrzany przed podaniem w gorącej wodzie.
Jest rzeczą roztropną nie pomylenie filiżanek do herbaty i kawy. W przypadku libańskiego wariantu kawy podajmy miniaturowe naparstki. Sądzę, że dopuszczalny jest tutaj kompromis (uchodzący na Bliskim Wschodzie za kulinarne barbarzyństwo) podania podgrzanego, skondensowanego mleka do kawy w wersji arabskiej.
Na koniec praktyczna uwaga. Na jachcie trudno jest tak zorganizować przyjęcie, aby każdy gość mógł umyć ręce. Rozwiązaniem jest podanie gorących bawełnianych chusteczek wraz z pojemnikiem do którego zostaną wrzucone po użyciu. Jak w samolocie. To zawsze wywołuje wdzięczność.
Co z szampanem? Trick jest prosty. Wypełnijcie wiaderko kostkami lodu, ale te ostatnie posypcie gruboziarnistą solą. Temperatura nawet po dłuższym staniu będzie adekwatna.
Na koniec uwaga. Gdy podaje posiłek trudno jest mi usiąść w białym fartuchu do stołu. Dlatego siadam po podaniu deseru. W międzyczasie szybko przebieram się w kremowy golf do granatowej marynarki i jasnych spodni (Dżentelmeni. Na małym jachcie spodnie nie muszą być z białego płótna żaglowego. Lekka szarość z zaprasowaną żyłką la utrzymania kantów jest jak najbardziej na miejscu.
Półbuty wsuwane (mokasyny) np. Bass Seafarer z charakterystycznym przeplotem z rzemienia. Szukajcie modeli wywodzących się od pomysłu Sperrego o nazwie Top Sider. Z moich doświadczeń wynika, że te buty produkowane w Polsce nokautują konkurencję angielską i amerykańską. Ustępują we wzornictwie Włochom, ale ich jakość i trwałość jest zachwycająca - starannie konserwowane nawet po latach wyglądają bardzo dobrze.
Zamiast podsumowania. Jestem przekonany, że nawet proponowane proste, chłopskie jadło – ale ładnie podane – sprawi gościom prawdziwą przyjemność. Ci którzy ze mną żeglowali, wiedzą, że czasami daje upust kulinarnej, ułańskiej i bardzo polskiej fantazji i na przykład na przyjęciu we Władysławowie podałem odtworzoną w szczegółach jadalną makietę bitwy pod Oliwą. Ponieważ gośćmi byli Szwedzi, więc trochę zafałszowaliśmy historię doprowadzając do remisu.
Tym niemniej chciałbym Was jednak utwierdzić w przekonaniu, że opisana wyżej szlachetna prostota, może być również wyrazem elegancji i dobrego smaku etykiety jachtowej. Zwłaszcza jeżeli będziemy pamiętali o uniwersalnych, dobrych obyczajach, jak na przykład ten, że nigdy nie zajmiecie miejsca siedzącego, dopóki nie zajmą ich wszystkie damy na pokładzie.
/
Pozdrawiam cały Klan SSI.
T.L.
|
|
Szanowny Panie Kapitanie Don Jorge, Szanowny Panie Doktorze Tadeuszu,
Artykuł o kolacji już przetłumaczyliśmy. Żonie bardzo się podoba. Co to jest szkoła niemiecka i francuska podawania dań?
Ten artykuł jest bardzo ciekawy. Czy Pan Lis jest właścicielem stargo s/y „Donald” - Stettin/Stepnitz?
Pozdrawiamy z szacunkiem
V. Dwornik
Szanowny Kolego Wiktorze, oto szybka i zwięzła odpowiedź.
Serwis francuski to metoda obsługi naszych gości, która jest elegancka, ale jednocześnie dość wymagająca i skomplikowana. Jeżeli zdecydujemy się na ten sposób podawania potraw, a nie mamy stałej, zaufanej służby, to sugerowałbym aby przed rozpoczęciem przyjęcia sprawdzić obycie i kwalifikacje wynajętego personelu.
Szkoła francuska ma dwie odmiany znane w środowisku restauracyjnym jako serwis francuski typu A oraz serwis francuski typu B.
Serwis francuski typu A
Podający serwuje dania gościom bezpośrednio albo z dużego talerza (trudniejsze), albo z wózka serwisowego.
Potrawy nakładane są w obecności gości, przy czym gość może wskazać, ile danej potrawy chciałby mieć na talerzu – dlatego poszczególne składnik powinny być serwowane niespiesznie. Podający utrzymuje kontakt wzrokowy z gościem. Lekkie skinienie głową lub przymknięcie oczu oznacza, że ilość nałożonej potrawy jest właściwa.
Musicie zadbać o odpowiednie narzędzia, takie jak na przykład powiększone widelce dwuzębne, łyżki i łopatki do serwowania. Szczypce płaskie potrafią amatorom oddać nieocenione usługi. Nie nabierajcie zbyt dużo na jeden raz, bo trudno jest zapobiec temu, że coś spadnie. Odradzałbym wariant w którym nasz gość sam nakłada sobie potrawę z półmiska trzymanego przez podającego. Łatwo jest o kłopotliwą wpadkę typu upadek potrawy na czysty obrus lub podłogę. W przypadku upadku na obrus powinniśmy mieć przygotowaną wykrochmaloną serwetę wielkości stanowiska przy stole, którą zręcznie zakrywamy plamę.
Serwis francuski B:
W tym przypadku, wózek zostaje ale są już na nim gotowe porcje, które podający serwuje na talerzach. Należy robić to dość sprawnie gdyż potrawy gorące stosunkowo szybko stygną
Serwis niemiecki (czasami nazywany amerykańskim lub talerzowym) polega na sprawny i szybkim podaniu posiłku w formie gotowych porcji. Doświadczony podający potrafi wziąć z kuchni do czterech talerzy. Pamiętamy, że podajemy wyłącznie z prawej strony. Nie jest błędem używanie tac, jeżeli jako amatorzy nie mamy w prawy w tzw. czterochwycie kelnerskim.
Warto jest pamiętać że dodatki stawia się na stole przed daniem głównym. Reguła jest dość ścisła lewa strona - surówki, prawa strona sosy lub owoce. Ponieważ szybkość podania jest tu ważna – operowanie sosjerką pozostawiamy gościom. Ma to również wymiar towarzyski – sosjerkę podsuwamy damą, dbając aby położenie trzonka łyżeczki do sosu było wygodne do uchwycenia. Podajecie tak aby szyjka przechylonej sosjerki była zawsze od strony wewnętrznej talerza damy której usługujecie. Jeżeli Was lubi może swoją dłonią musnąć Waszą rękę, ale przy otwarciu przyjęcia, tak daleko posunięty gest intymności uważałbym za pewną niezręczność.
Serwis angielski uchodzi w towarzystwie za elegancki i ciekawy, aczkolwiek podający musi lubić swoich gości i mieć duszę kulinarnego artysty. Uwaga, ze względu na brak zawodowego doświadczenia muszę się ograniczać w tej metodzie do niewielkiej liczby gości (max.6 a 8 to już jest naprawdę dużo). Sądzę, że zawodowy kelner (dwóch kelnerów) poradziłoby sobie z większą ilością gości. Podanie realizujemy w następujących krokach:
Podający podjeżdża do stołu z wózkiem na którym ma zaawansowane półfabrykaty konstrukcyjne do skomponowania głównego dania, ale też przystawki (np. tatara).
Na oczach gości komponuje potrawę np. porcjując dużą sztukę mięsa lub odgławiając rybę. Bardzo się sprawdza w przypadku tranżerowania drobiu, mięs gorących czy filetowania ryb. Inne operacje takie jak trybowanie i luzowanie odnosi się zazwyczaj do mięs surowych – wyjątek może stanowić upieczona w piwie golonka. Odradzam jako trudne (przy braku wprawy) eksperymenty z pieczoną kaczką na oczach gości. Metoda angielska nadaje idealnie do zorganizowania małego cook show. Nawet jak dotyczy to niewinnego klejnociku jak przygotowany na żywo Crème Brûlée. To proste i efektowne – zajmujecie tym gości w czasie gdy druga osoba dyskretnie sprząta talerze otwierając fazę deserową przyjęcia. Dekoracja skarmelizowanej warstwy listkiem mięty i malinami jest miłą kropką nad i.
Serwis rosyjski jest popularny rodzinnych przyjęć lub w gronie bliskich przyjaciół. Uchodzi niesłusznie za prostacki. Podający i obsługa przygotowują stoły oraz nakrycia. W pierwszym rzucie ustawiają półmiski z zimnymi przystawkami, pieczywem i napojami przed przybyciem gości.
Podawane są również owoce. Jeżeli upewniliśmy się, że wszyscy goście usiedli już do stołu podajemy potrawy gorące. Konieczne jest regularne uzupełnianie półmisków – najlepiej jest je zebrać gdy pozostaną na nich na przykład ostatnie sztuki mięsa. Dobry wózek jest tutaj nieoceniony. Raczej unikałbym pomocy gościom w nakładaniu potraw czy nalewaniu napojów – to nie tak konwencja.
Jest pewien kłopot z brakiem miejsca na ciasta – możemy je wydzielić na osobnym stoliku wraz ze wszystkimi niezbędnymi akcesoriami. Talerzyki pechowniki (13 cm) lub nawet mniejsze – inaczej duża część różnych ciast zostanie niezjedzona na talerzykach gości, którzy jedzą oczami.
Tadeusz
Drogi Jerzy !
Zapewne Ty i ja chcielibyśmy zobaczyć ten dystyngowany posiłek wieczorny na s/y „Donald” nawet w Stepnicy dla min. 4-ch osób.
Izydor Węcławowicz
-----------
PS. Tymi srebrnymi z grawerka sztućcami T.L. mnie dobił.
Całe szczęście, że jestem 80 + i takowego "przyjątka" już nie zrealizuję. 😏
Izydorze,
Jeżeli tylko zwoduję „Donalda” w przyszłym sezonie - proszę się czuć zaproszonym.
Jeżeli nie pasuje - to proponuję balkon w Warszawie z widokiem na błonia elekcyjne. Stół jest nieco mniejszy niż w kokpicie „Donalda”, ale damy radę.
Proszę dokompletowac z SSI jeszcze dwójkę ochotników i uzgodnimy termin.
Co do grawerki (generalnie personalizacji zastawy). To są powszechnie dostępne i tanie rzeczy - oczywiście grawerowanie laserowe. Na naczynia można łatwo nanieść dekor metodami termotransferu np. z rysunkiem jachtu lub logiem. Obrus możemy personalizować haftem maszynowym.
Poza wszystkim wieczorne, niespieszne kolacje w portach w których nigdy wcześniej nie byłem są istotnym składnikiem głębi smaku żeglarstwa. Wyrastają czasami z tego interesujące znajomości i nowe inspiracje.
Pozdrawiam. Zapraszam.
Tadeusz
---------
PS. Odpowiedz na pytanie o mocowanie stołu. Centralna noga nie sprawdza się u mnie, bo mam zdejmowana klapę w dnie kokpitu. Optymalne mocowanie jest do przedniej ścianki achterdeku. Od lat mieszka normalnie pod materacami w forpiku.
Szanowny Kolego Darku,
Odpowiem z rozkoszą. Również na zarzut Pani Dominiki, że na pewno byłoby mnie stać na podanie czegoś bardziej wyrafinowanego na deser niż płonące lody, gdyż tanie efekciarstwo jest zaprzeczeniem dobrego smaku.
Przychylę się też do prośby o niedyskryminowanie wegan.
Pozdrawiam cały Klan SSI.
T.L.
Muszę przyrzynać, że czyta się ten artykuł świetnie. Gratuluje autorowi pomysłowości i wyobraźni oraz fachowej wiedzy. Jeżeli ktoś zastosuje się do rad p. Tadeusza to bardzo proszę o relację pisemno-fotograficzną lub lepiej nakręcenie filmiku z przygotowań i realizacji. Wydaje mi się, że chętnych do oglądania nie zabraknie a szanowny (ukłon) Don Jorge chętnie reportaż albo linka poda dalej w swojej domenie.
Teraz pytania do kuchmistrza. Czy czarny kawior z jesiotra, czy z siewrugi? A może bardziej będzie pasował delikatniejszy czerwony kawior z kiżucza? Wtedy różyczka z łososia nie będzie z czarnym kawiorem kontrastowała. Inaczej efekt mógłby być zbyt prostacki.
Jaką muzykę włączmy w oddali? Cos z klasyki operowej czy może łagodny Debussy lub nasz nokturnowy Chopin?
Ja bym proponował oliwę Frantoio Muraglia i miód melaleuca z antypodów na bazę sosu do gruszki z serem Gruyere. Jest szansa, że wyarazista grecka oliwa z pierwszego tłoczenia może zepsuć nam efekt nuty orzechowej — Lactobacillus Helveticus podobnie jak opisany przez autora winegret.
Sznycel wiedeński na dwóch patelniach to moje marzenie i chyba zaplanuję dodanie jeszcze jednej kuchenki na kardanie. Inaczej w kambuzie na dwie klasyczne francuskie patelnie miejsca brak. Oczywiście kuchenka z wyższej półki (Levante) z laserowo wygrawerowanym logo jachtu. Francuskie kuchenki Eno Gascogne nie są tak wydajne i brakuje im potrzebnej kaloryki, aby schaboszczak wiedeński miał panierkę pofalowaną jak Bałtyk w Listopadzie.
Co do krytyki frytek, to ja jestem za frytkami ale jedynie smażonymi na oleju truflowym i ze szczyptą soli z białą truflą, ale tylko z Piemontu!
Imponuje mi pomysł, aby babcia i ciocia zajęły się haftowaniem marynistycznych motywów na obrusie, ale ja bym się uparł, aby wysokość zwisu bocznej firany wznosiła dokładnie 7.874 cala. Wujek tez haftuje i to sporo, ale tylko w weekendy popijając wyłącznie szlachetny Remy Martin Louis XIII, aby się ciocia nie zgorszyła, że znowu zagląda do kieliszka typu snifter wypełnionego nieco podlejszym gatunkiem Hennesy XO. Najlepsze do koniaku lub dobrej brandy są kieliszki typu snifter, czyli o kształcie szerokiego kielicha tulipana, rozszerzającego się ku górze. Umożliwiają one odpowiednie wykierowanie aromatów do odpowiednich partii ust, podniebienia i nosa. Snifter pozwala zapachom ‘wybuchnąć’, dzięki czemu uzyskujemy lepsze efekty z degustacji naszego wspaniałego koniaku.
Subiektywnie, większe wrażenie robią na mnie praktyczne porady p. Tadeusza na temat przygotowań wyżywienia na długi rejs z jesieni ubiegłego roku. No może nie “Bon Ton” ale tona dobrych i praktycznych porad. Jednak na długie zimowe wieczory literacki artykul marynistyczno-gastronomiczny to dobra rozrywka.
“Się panie częstują”
Darek
Post Scriptum
Wszyscy wiemy (ale nie koniecznie się zgadzamy), że w okrzepłej demokracji, bez szykanowania można się bawić, fantazjować i przebierać w arystokratów, kowboi i Indian, piratów, nie mówiąc o przebieraniu się w damskie fatałaszki, mimo iż do ‘dam’ tym pan(i)om raczej nie blisko… Podoba mi się opisana ułańska fantazja gastronomiczna, brawo panie Taduszu!
Po drugiej stronie ulicy jest McDonald’s. Tutaj się nie zatrzymujemy i płyniemy dalej…
Panie Tadeuszu,
Dał Pan przykład newsu, nazwanego przez Gospodarza SSI, kulinarno -etykietowym.
Serwowane menu uważam za wręcz wykwintne. Podczas wszystkich lat żeglowania (wraz z Markiem) niestety, nie wydaliśmy takiego "książęcego" przyjęcia. Sztuka nakrywania i dekoracji stołu "poraziła" mnie wysublimowaną elegancją - obrus, sztućce, misa z pływającymi tea lightami. Wszystko to było dla nas nieosiągalne, zważywszy, że nasze rejsy trwały zazwyczaj parę miesięcy i zawsze w jachcie brakowało miejsca na luksusy typu serwisy, grawerowane sztućce, szkła do napojów.
Jeżeli już podejmowaliśmy gości na jachcie - stosowaliśmy szkołę niemiecką: każdemu gotowy talerz, na obrusie plamoodpornym, ale z motywami żeglarskimi lub rysunkami map nawigacyjnych.
Po przeczytaniu newsa odtąd będę marzyć , by uczestniczyć na jachcie w opisanym przez Pana przyjęciu.
Pozdrawiam Pana.
Iwona
Szanowna i Miła Pani,
Jej obecność na pokładzie byłaby dla mnie honorem i zaszczytem. Oczywiście warszawskie drzwi naszego domu są zawsze otwarte dla Pani.
Zawsze jesteście Państwo dla mnie wielką inspiracją, kochających się ludzi, którzy zrealizowali swoje marzenia.
Problem miejsca na małym jachcie jest zawsze dotkliwy. Moje doświadczenie praktyczne jest takie:
1. Sztućce - bez pudełek, zawinięte w zapasowe ścierki, które służą jako przekładka. Upchnięte w okrągłym, zakręcanym pojemniku (szczelnym). Mogą mieszkać zaklinowane w płytkiej zęzie.
2. Talerze: poprzekładane pociętą karimatą i ściśnięte paskiem do mocowania bagaży w rowerach. Włożone do misy od sałaty z przeźroczystego arcopal'u (tea-lights). Misa zawinięta w gąbkową podkładkę pod obrus, która zapobiega uszkodzeniom od gorąca blatu (blat jest intarsjowany XV wieczną mapą w której każdy kontynent jest wykonany z drewna jemu tylko właściwego). Też ściśnięta paskami rowerowymi. Kieliszki w gąbce w pudełku śniadaniowym z zatrzaskiem.
3. Zastawa recepcyjna spała przez większość czasu w nogach hundkoi zawinięta w zapasowe swetry i bluzy polarowe.
Łączę wyrazy szacunku. T.L.