WSZECHSTRONNY TEST PRZED OCEANICZNYM REJSEM

Dwa moje ulubione zaklęcia - klucze: prudencja i stopniowanie

trudności. Odmieniam je przez wszystkie przypadki i powtarzam

do znudzenia przy każdej okazji. A więc tym razem krótka relacja

mojego Przyjaciela Mieczysława Krause, który zapragnął pobrania 

emocjonujących doświadczeń podczas samotnego rejsu oceanicznego

i to na mieczówce. Jeszcze nie wiem, o którym oceanie mowa –mam nadzieję, 

że nie o Pacyfiku. Ale to sprawa nie przesądzona –poczytajcie sobie niedawny 

news o samotniczym  rejsie Eugeniusza Moczydłowskiego (wraca przez Kanał Panamski !).

A więc Mieczysław zupełnie serio potraktował wymienione zaklęcia i wybrał się samotnie 

na Bałtyk aby przed oceanem przetestować siebie, jacht i tą cholerną elektronikę, która obecnie 

trzyma żeglarstwona krótkiej smyczy.

Lektura choć krótka wygląda na pouczającą z wyraźnie nieśmiałym dydaktycznym wydźwiękiem. 

Pozdrawiania kacapów nie komentuję.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

======================

Don Jorge,

w piątek, 01 września, 2023 wybrałem się samotnie jachtem żaglowym „BONIFACIO” na Bałtyk, by sprawdzić go po doposażeniu, a i siebie, pod kątem dalekiej samotnej żeglugi w kolejnych sezonach. W myśl starego marynarskiego przesądu, nie powinno się ponoć rozpoczynać rejsu w ten dzień tygodnia, bo grozi to pechem, choć akurat Hiszpanie uważają inaczej, gdyż w piątek Kolumb odkrył Amerykę.


Oto s/y "Bonifacio" - mieczówka na ocean

. 

Ale jako żem Polak, pech mnie dopadł. W planie rejsu było dopłynięcie do Wysp Alandzkich na  Bałtyku, lecz po dniu żeglugi musiałem wracać z okolicy platform wiertniczych Petrobaltic, z powodu awarii systemu chłodzenia silnika. Na ruchliwym Bałtyku motor jest niezbędny, zwłaszcza gdy brak wiatru, między innymi po to, by unikać rozjechania przez statki kierowane automatycznie (zaniechujące obserwacji przez ludzi).

Jak wygląda ruch statków na morzach świata, w tym na Bałtyku, jest w czasie rzeczywistym pod linkiem https://www.vesselfinder.com/pl w zakładce „mapa”.

.

Wróciłem, zrobiłem co trzeba i wyszedłem ponownie – w tej samej okolicy wysiadła mi nawigacja elektroniczna, w tym absolutnie niezbędny system ostrzegania przed statkami zwany AIS. Zostałem na morzu zdany wyłącznie na swoje oczy w dzień, we mgle i w nocy – znów musiałem wracać. Z usterką pomógł mi się uporać wybitny specjalista elektroniki jachtowej Tadek Lis – WIELKIE DZIĘKI!

.

Do trzech razy sztuka – wyszedłem po raz trzeci, skróciwszy plan do opłynięcia wyspy Gotland. Gdy ponownie znalazłem się na środku Bałtyku Południowego, zdarzyła mi się niebywała gratka, tego rodzaju po raz pierwszy od półwiecza pływania po morzu. Napotkałem dryfujący (!) bez żagli w bezwietrznej pogodzie, największy żaglowiec szkolny świata, słynny rosyjski SIEDOW. Zbudowany przez Niemców w r.1921, po II wojnie, w ramach reparacji wojennych przyznano go Sowietom – więcej tu  https://pl.wikipedia.org/wiki/STS_Siedow

Zbliżając się do SIEDOW-a, na kanale bezpieczeństwa krótkofalówki VHF Ch. 16, pozdrowiłem po rosyjsku kapitana i ekipaż (czyli załogę) – odebrała dziewczyna i równie grzecznie odwzajemniła moje „pozdrawlenija”. Kontrastowało to nieco z wymachiwaniem pod moim adresem pięściami przez kadetów, gdy na silniku okrążałem statek fotografując go – ciekawe czemu? Tylko stary bosman zapytał, czy ja z Gdańska.

Wkrótce po tej uczcie duchowej – wbrew prognozom skończył się wiatr, jako skutek trwającego od tygodnia wyżu stacjonarnego znad Rosji, z perspektywą kolejnego tygodnia sztilu. Stanęła przede mną wizja rejsu silnikowego dokoła Gotlandu, coś około 400 mil – uznałem ją za bezsensowną i – ku rozczarowaniu Tadeusza i bliskich – znów zawróciłem, nie bocząc się na ich domysły: twardziel żem, czy pierdoła? No i co będzie jeśli znajdę się samotnie na większym morzu?

Ano nic nie będzie, bo jak muszę to walczę, a jak nie muszę, to spieprzam – hasło „okrążenie Gotlandu” nie oznaczało dla mnie celu, ale okazję do popływania w morskich warunkach, co na silniku se ne da.

Czy wobec tego uznaję to pływanie przerywane za udane? Otóż jak najbardziej, a to pod dwoma ważnymi dla samotnego żeglarza względami.

Po pierwsze – POCZUŁEM SIĘ W TEJ ROLI DOBRZE, wtopiłem się w taki tryb życia i prowadzenia jachtu, dawałem radę ze wszystkim i to czyniło mnie szczęśliwym. Nie miałem problemu z najtrudniejszym – rozkładaniem snu na porcje od 20 do 60 minut, wtedy sprawdzający wyskok na pokład i do komputera; do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Po drugie – zrobiłem postępy w samodzielnym radzeniu sobie z awariami, co w długim, samotnym rejsie jest na wagę złota. Wiem lepiej, w jakim kierunku przygotowywać się na dalekie rejsy.

Mieczysław

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu