mam już z głowy. Dawniej doświadczałem wielu niewygód,
w tej dziedzinie ale dzisiejsze przekomarzania się z cudami
informatyki jednak mnie zniesmaczają. To sprawa oczywista –
nowości zawsze zniesmaczają starych.
Podziwiam wachlarz zainteresowań Tadeusza Lisa, który
przecież już juniorem nie jest.
Ale do rzeczy – sporo praktycznych rad w tym newsie.
Tadeuszowi bardzo dziękuję.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=============================
Komunikacja w wysokim morzu – skuteczna, rozsądna cenowo i prawie prosta w użyciu…
Atlantycki rejs naszego Kolegi i Autora newsów w SSI - Mieczysława Krause zbliża się szybkimi krokami. Zastanawialiśmy się w jaki sposób podnieść bezpieczeństwo przez zapewnienie stałej łączności.
.
Ideałem byłby telefon satelitarny. Można porozmawiać, wysłać SMS, no i jest internet. Niestety, dwa tygodnie poszukiwań po życzliwych żeglarzom firmach przyniosło smutny rezultat, jeżeli chodzi o ekonomikę rozwiązania.
.
Nie wdając się w szczegóły, finał podsumował mój kolega łącznościowiec, gdy pokazałem mu wyniki analizy porównawczej kosztów zakupu telefonu oraz abonamentów. Po weryfikacji danych diagnoza brzmiała: w którą stronę się nie obrócisz d…a zawsze z tyłu co oznacza:
1. Cena za aparat (z gwarancją od 6000 do 16 000 złotych)
2. Rozsądny abonament (jak nie spojrzeć – od 2000 do 12 000 zł)
Z drugiej strony dla żeglującego w pojedynkę Mieczysława, możliwość regularnego meldowania pozycji, wymiany nawet krótkich SMS-ów z lądem, prognoz pogody, a w godzinie „W” nadania sygnału SOS ma istotną wartość – jak dla każdego z nas.
.
Rozważałem tutaj różne warianty, łącznie z radiostacją KF – ale i koszty, i kłopoty z montażem anten oraz stopień skomplikowania użytkowania zgasił ten pomysł w zarodku. Nie mówiąc już o konieczności uzyskania licencji krótkofalarskiej. Dla chętnych studia pomysłu można zacząć od tej strony: https://sr3wlk.pl/informacje-winlink/ .
.
Ponieważ skończyła mi się wyobraźnia - zadzwoniłem do pani Natalii ze szczecińskiej firmy Escort Technology (https://escort-technology.com/pl/) - moim zdaniem jednych z najlepszych zawodowców od elektroniki morskiej. W ofercie jest to co trzeba i nie ma żadnych gadżeciarskich śmieci (popatrzcie na przykład na ręczny telefon z AIS i DSC).
.
.
Pani Natalii zawdzięczam odkrycie cudownego, małego pudełeczka o nazwie InReach Mini 2 – produkcji, a jakże – Garmina.
Pełną informację znajdziecie tutaj https://www.garmin.com/pl-PL/p/592606/pn/010-01879-01 . Za około 400 USD (udało nam się kupić go istotnie taniej – polujcie) uzyskujecie pełnię szczęścia wyrażoną przez:
1. Możliwość dokładnego śledzenia położenia jednostki na wodzie (cały świat) przez dowolnego człowieka któremu dacie dostęp do internetowej bazy danych.
2. Możliwość wezwania pomocy (Przycisk SOS) 365/7/24 – Garmin własne centrum powiadomień
3. Możliwość odbierania kilku typów prognoz pogody – ale nawet morska, najdroższa jest w bardzo rozsądnej cenie.
4. MOŻLIWOŚĆ WYSYŁANIA I PRZYJMOWANIA SMS-ów o długości do 160 znaków.
.
Teraz pierwsze wrażenia z użytkowania.
1. Zakup wybranego abonamentu poszedł gładko
2. Aktywacja jak wyżej – to jest około 30-60 minut pracy, aby uzyskać potwierdzenie gotowości do działania komunikatora (łączność z centrum Garmina)
Garmin inReach Mini Hiking GPS/Satelite Communicator
.
Posługiwanie się magicznym pudełeczkiem jest dziecinnie proste. Mamy cztery klawisze funkcyjne, działające ze słusznym oporem, co wyklucza ich przypadkowe naciśnięcie w kieszeni. Całość jest wodoodporna i wygląda na konstrukcję dość dobrze chronioną przed przypadkowymi uderzeniami.
Dość szybko opanowałem wysłanie komunikatu (SMS) – interfejs jest koszmarny, ale to jest rozwiązanie ostatniej szansy (literki przewijamy z listy na bębnie i wybieramy kliknięciem – jak w pierwszych Nokiach).
Prognoza pogody ściąga się błyskawicznie, tracking aktualizuje pozycję co 10- 20 – 30 minut. Są trzy predefiniowane komunikaty do wysłania, których treść możemy sami ustalić.
Ale ten jasny obraz przyćmiły nieco trudności których doświadczyłem, próbując zintegrować się ze smartfonem (po Bluetooth), aby wykorzystać znacznie wygodniejszy interfejs.
.
Po kilku godzinach się udało (jak, do końca nie wiem), bo ścisłe trzymanie się instrukcji nie do końca pomogło. Miałbym dla Klanu SSI wartościową radę z mojego doświadczenia z opornymi pacjentami sprzętowo-programowymi.
Ich działanie oraz obsługa jest zazwyczaj logiczna – ale często zawodzi twórca instrukcji. Radzę sobie w ten sposób, że biorę czystą kartkę papieru i staram się pomyśleć jak zaprojektowałbym obsługę nieznanego urządzenia włączając w to jego komunikację z innymi urządzeniami. Prawie zawsze udaje mi się zgadnąć. Kanon sztuki inżynierskiej jest ten sam na całym świecie – nasz kolega na drugiej półkuli myśli z dużym prawdopodobieństwem podobnie jak my.
.
Obsługa pomarańczowego pudełeczka przy użyciu smartfonu lub komputera jest wyjątkowo wygodna. Na telefonie instalujecie aplikacje Garmin Messenger™ (Sklep Play Googla).
W tym momencie otrzymujecie możliwość wysyłania i przyjmowania SMS-ów (każdy płatny przez użytkownika InReach!), tak samo wygodnie jak zwykły SMS w sieci GSM. Instalacja aplikacji jest potrzebna na telefonie właściciela urządzenia.
.
A co z lokalizacją? Wystarczy wejść na stronę share/garmin.com/konto gdzie konto jest identyfikatorem jednostki, które założyliście w celu śledzenia jednostki. Strona może być zabezpieczona hasłem – jak tak zrobiłem.
.
Poniżej śledzenie krótkiego rejsu na Zalewie Wiślanym dla wypróbowaniu świeżo zamontowanego Ariesa. Jesteście pod wrażeniem?
Ślady są bardzo wyraźnie wizualizowane. Każdy punkt ma swoje atrybuty (również prędkość i stan baterii urządzenia).
.
Co ciekawe, możecie bezpośrednio z tej strony wysyłać również komunikaty.
.
Co z prognozą pogody? Jest ich kilka rodzajów. Ale nawet ta najtańsza, w abonamencie już jest ogromnym skokiem bezpieczeństwa żeglugi. Kosztuje tyle co jedna wiadomość SMS w In Reach (zależy od planu)
Prognoza morska kosztuje 1,1 USD każda + opłata za 1 SMS garminowy (nie we wszystkich planach, bo w najwyższych liczba SMS jest nielimitowana)
.
Jaki jest koszt abonamentu? Oferowanych jest kilka planów taryfowych w podziale na grupę konsumencką i profesjonalną. Model planu wygląda na intuicyjny.
Szczegóły dotyczące planów można znaleźć pod adresem: https://www.garmin.com/pl-PL/p/837461/pn/010-06001-SU
Dla większości z nas optymalny będzie albo comiesięczna wersja RECREATION lub przy intensywnym pływaniu EXPEDITION (z nieograniczoną liczbą SMS w abonamencie). Ten pierwszy kosztuje brutto około 40EUR miesięcznie + podobna suma za aktywację (jednorazowo). Jest to cena która zabija jakąkolwiek ofertę telefonu satelitarnego.
InReach w czasie akcji ratunkowej
Moim zdaniem powinien być obowiązkowym wyposażeniem GrabBag wraz z kilkoma powerbankami oraz solarną ładowarką. Tutaj przykład takiego urządzenia: https://www.euro.com.pl/ladowarki-sieciowe/sbs-panel-solar-21w-2xusb-a-czarny.bhtml?gclid=Cj0KCQjw0IGnBhDUARIsAMwFDLl1jjZlYEuSDRsH4EP0ceV9QUB1hIrNfR-PK4Sew3QYZ__4hMw0h00aAo1DEALw_wcB&gclsrc=aw.ds
Na tratwie bywają trudne warunki więc ładowałbym go zamkniętego w szczelnej torebce strunowej z poduszeczkami pochłaniającymi wilgoć.
.
Mam nadzieję, że zainteresowałem Klan SSI magicznym pudełeczkiem. O strategii planowania pogodowego w oparciu o krocząco aktualizowane prognozy – innym razem.
Pozdrawiam.
T.L.
Szanowny Don Jorge,
pozwolę sobie, jako użytkownik "magicznego pudełeczka" czyli Inreacha 2 od trzech lat, na komentarz.
Podobnie jak Tadeusz uległem początkowej fascynacji rzeczonym urządzeniem, ale rzeczywistość mnie szybciutko zweryfikowała. Producent deklaruje siedmiodniową żywotność energetyczną (czyli, że bateria trzyma 7 dni) i to okazało się nieprawdą, pomimo starannego ustawienia funkcji jak najmniej pochłaniających energię jak np. odświeżanie punktu drogi itp. Mnie wytrzymywał góra 3, faktem jest, że raczej na chłodnych wodach. Do tego stopnia mnie to ruszyło, że reklamowałem urządzenie jako uszkodzone i Garmin bez szemrania je wymienił, ale problem pozostał, ergo ten typ tak ma.
Drugim, o wiele ważniejszym (dla mnie) problemem, a używałem Inreacha głównie do komunikacji z Żoną, czyli kwestia o najwyższym priorytecie było to, że krótkie informacje tekstowe (mam taryfę bez limitu wysyłanych smsów) były cięte na króciutkie mini smsy i wysyłane w dowolnej kolejności i w różnym odstępie czasowym. Znaczy przyszedł do Żony najpierw fragment szósty za 15 minut pierwszy itd., takie klocki do poskładania, niemniej można się do tego przyzwyczaić. Tak naprawdę wkurzało mnie to, że urządzenie zatrzymywało dla siebie cześć przychodzących smsów i nie przekazywało ich na połączonego przez bluetootha smartfona, a trzeba mieć świadomość, że bez sparowanego telefonu pisanie informacji jest potwornie trudne (cztery przyciski).
Reasumując, po konsultacjach z kolegami używającymi różnych modeli komunikacyjnych Garmina, nie wybrałbym żadnego, niemniej gdym musiał, a w takiej sytuacji jestem, następnym razem wybiorę Garmina Explorera bo ma te same wady, ale większą klawiaturę i spory ekran oraz mapy lepiej widoczne. Natomiast Mieczysławowi poleciłbym zapoznanie się z ofertą Starlinka (niestety montaż anteny), bo ceny spadły i słyszę, że świetnie działa na morzu. Rzecz jasna piszę o komunikacji ogólnej, czyli internecie, a nie o a nie komunikacji bezpieczeństwa bo tu Inreach wygrywa.
Żyj wiecznie!
Damian
--
Drogi Jerzy,
Z zainteresowaniem przeczytałem wpis Tadeusza Lisa dot. komunikacji satelitarnej na morzu.
Temat brałem na tapet dwukrotnie - przed wyprawą „Eternity” w latach 2014-2015 oraz przed powtórką w latach 2022-2023, którą 2 tygodnie temu szczęśliwie zakończyłem.
Mogę zatem "na świeżo" podzielić się własnym doświadczeniem.
Przede wszystkim należy odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: do czego potrzebna mi jest łączność na oceanie ?
Jeśli chciałbym w nieskrępowany sposób rozmawiać przez telefon raz korzystać z internetu a do tego miałbym wysoki budżet, poszedłbym w Starlinka.
Gdybym niekoniecznie musiał się liczyć z kosztami albo miałbym majętnych sponsorów, poszedłbym w inRicha - to nietani ale bardzo interesujący i szeroko chwalony gadget.
W inRicha poszedłbym również gdyby możliwość stałej obserwacji z lądu mojego śladu na wodzie oraz konieczność regularnej, dwustronnej, komunikacji sms-owej była warunkiem udzielenia przez Rodzinę zgody na samotną, oceaniczną żeglugę.
W moich indywidualnych rozważaniach przyjąłem założenie, że nie po to płynę na ocean żeby odbierać telefony czy non stop komunikować się z siecią.
Potrzebuję jednak mieć możliwość komunikacji dwustronnej w sytuacji, gdy przewidywany czas żeglugi z punktu A do punktu B przekroczy 48-72h - czyli czas po przekroczeniu którego gwałtownie spada wiarygodność posiadanych prognoz pogody. Dla mojej Eternity, która mimo swoich niezliczonych zalet demonem szybkości nie jest, oznacza to niemal każdy atlantycki odcinek żeglugi "od wyspy do wyspy".
Komunikacja na oceanie jest ważna z 2, jednakowo ważnych, powodów:
1. informowania Rodziny i Przyjaciół o aktualnej pozycji jachtu i "dobrymsięmaniu"
2. Pozyskiwania prognoz pogody, ostrzeżeń i ew. sugestii dot. kursu, czyli szeroko pojętego routingu.
Przy czym obydwa powyższe zadania realizowane są zwykle przy okazji jednej łączności (wykorzystaniu 1 jednostki), o czym dalej.
Potrzeba powiadomienia o zagrożeniu życia, wezwania pomocy itp. oprócz wykorzystania innych niezbędnych na jachcie a przewidzianych do tego celu środków łączności (Epirb, Ukf z DSC, PLB) realizowana jest w tym samym trybie co pkt. 1.
Poniżej podam przykład względnie "ekonomicznego" rozwiązania łączności satelitarnej dla zrealizowanej przeze mnie żeglugi po wodach północnego Atlantyku - rejs z Polski na Karaiby i z powrotem.
Po raz pierwszy potrzeba łączności satelitarnej wystąpi gdy opuszczamy English Channel aby przeskoczyć Zatokę Biskajską. To będzie raptem kilka dni.
Następna potrzeba pojawi się dopiero podczas przeskoku na Maderę a później na Wyspy Kanaryjskie, Cabo Verde (zależnie od wybranego wariantu trasy) oraz oczywiści podczas głównego "crossingu" t.j. c.a. 2000 Nm, na Karaiby.
Podczas pobytu na Karaibach telefonu nie używałem, ponieważ niemal wszędzie jest zasięg gsm (na dodatek na wyspach francuskich realizowany w roamingu jak w Kraju).
Ponownie telefon satelitarny będzie nam potrzebny dopiero gdy na dłużej stracimy brzeg z oczu, t.j. gdy rozpoczniemy drogę powrotną do Europy.
Jeśli zatem musimy liczyć się z kosztami, musimy uznać że niezbyt sensowne jest wydawanie pieniędzy na "stały" abonament, który tani nie jest a dodatkowo przez większość czasu nie będzie wykorzystany.
Po analizie aktualnej oferty rynkowej zdecydowałem się na "system" umożliwiający stosowanie "kart przedpłaconych", który całkowicie spełnił moje oczekiwania.
Przed rozpoczęciem wyprawy "dogadałem się" z moim operatorem satelitarnym co do "modus operandi".
Przelałem na Jego konto należność za 2 karty przedpłacone, po 100 jednostek każda i koszcie 100 USD każda.
W wybranym przeze mnie momencie operator uruchomił kartę.
W moim przypadku prośbę o uruchomienie pierwszej wysłałem mailem z Cherbourga. Karta została uruchomiona i telefon w ciągu kilku godzin uzyskał pełna funkcjonalność.
Limit czasu na wykorzystanie 100 jednostek to 90 dni - czyli mniej więcej tyle ile czasu potrzeba na żeglugę wzdłuż półwyspu iberyjskiego, odwiedzenie atlantyckich wysp i dotarcie na Karaiby.
Jeśli zachowamy dyscyplinę - t.j. nie będziemy przez telefon satelitarny rozmawiać a ograniczymy się jedynie do codziennych sms-ów zawierających niezbędne informacje dot. pozycji, kursu, prędkości i samopoczucia załogi, co z powodzeniem można zawrzeć w 160 znakach przewidzianych dla 1 sms-a (t.j. 1 jednostki) to 1 karta przedpłacona w żegludze "TAM", powinna wystarczyć.
Gdyby nie wystarczyło czasu albo jednostek, w odwodzie jest druga karta (i ew. kolejne) "zdeponowane" u operatora, uruchamiane kolejno uzgodnionym sygnałem - np. sms-em z telefonu satelitarnego.
W drugą stronę komunkacja jest za free - t.j. "team brzegowy" czyli osoba która zdeklarowała się odbierać nasze sms-y z trasy rejsu i przesyłać odwrotnie aktualne prognozy i ostrzeżenia realizuje to za pomocą darmowej "bramki internetowej" przesyłając tyle 160 znakowych sms-ów ile potrzebuje i ma ochotę.
Mój abonamet nie przewiduje naliczania opłat za nadchodzące do telefonu satelitarnego sms-y więc "hulaj dusza piekła nie ma"... nie trzeba się ograniczać.
Pamiętać należy tylko o numerowaniu sms-ów aby były czytelne jeśli podczas drogi przez "cyberprzestrzeń" zostanie pomieszana ich kolejność, oraz o podpisywaniu sms-ów aby posiadacz telefonu satelitarnego wiedział kto do niego napisał.
System powyższy mimo pewnych przejściowych perturbacji (opisanych niegdyś na blogu) zdał u mnie dwukrotnie egzamin, mogę go więc zaproponować jako "sprawdzony w boju".
Kwestia poboru prądu, "trzymania baterii" czy ładowania aparatu nigdy nie była problemem, więc o niej nie wspominam.
Celowo nie podaję natomiast nazwy operatora ani nazwy posiadanego aparatu aby nie być posądzonym o kryptoreklamę.
Jeśli ktoś będzie zainteresowany mogę podać tę informację indywidualnie, na życzenie.
Zakup używanego telefonu satelitarnego to wydatek rzędu 1000-1500 zł. Koszt 1 karty przedpłaconej, jak wspomniałem wyżej, to ok. 100US$ (rok 2022)
Podwyższenie poziomu bezpieczeństwa żeglugi - bezcenne.
W dzisiejszych czasach nie wyobrażam sobie odpowiedzialnego żeglarza na oceanie bez łączności satelitarnej, nawet gdyby miało się to łączyć z odmówieniem sobie kilkudziesięciu piw ;).
Serdecznie pozdrawiam szacowne grono, w tym w szczególności Gospodarza witryny oraz Tadeusza Lisa
żyjcie wiecznie !
Jacek Guzowski
sy „Eternity’, 2023-08-21
Czcigodni,
Chciałbym się ustosunkować do obu interesujących komentarzy: Kolegi Damiana i Jacka.
Kwestia pierwsza: Starlink. Nie ukrywam, że w chwili debiutu wersja Maritime wygłądała bardzo dobrze. Ale przyjrzyjmy się rzeczywistości na dzień dzisiejszy.
Ponieważ jestem zawodowym analitykiem, to szukając cierpliwie rozwiązania na Bonifacio które da najlepszy stosunek funkcjonalności na wydanego $ zacząłem od telefonii satelitarnej.
Z pewnym bólem odrzuciłem pomysł zakupu używanego telefonu satelitarnego po konsultacji z serwisem – ale mogę potwierdzić, że bez problemu można kupić telefon satelitarny (używany) w cenie od 200 – 800 USD.
Problem z używanym telefonem nie polega wbrew pozorom na baterii (która musi być zazwyczaj wymieniona, a nie jest tania) oraz wymianie zwykle uszkodzonego gniazda antenowego (czego sam bym nie robił mimo, że dysponuje profesjonalnym hot-airem) – ale na fakcie, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy na skutek upadku nie jest uszkodzona płyta główna. Wynika to z faktu, że telefony te są eksploatowane w dość trudnych warunkach. Mi telefon w ciągu tylko jednej wyprawy terenowj upadł kilka razy – w tym raz na marmurowy podest (wstyd się przyznać, zasnąłem z telefonem w ręku). Niestety poza pękniętym ekranem są inne losowe dolegliwości – w tym problemy z logowaniem – chociaż nie takie częste, abym go wyrzucił. Zaprzyjaźniony serwis orzekł, żeby lepiej nie otwierać bo jeżeli już, to nie będzie to tania usługa. Podsumowując nie jest już sprzęt na który mogę liczyć.
Oczywiście sprzedając go poinformowałbym o tym potencjalnego nabywcę – o ile znalazł by się jakiś chętny. Więc wyjątkowo nie kupiłbym w tym wypadku używanego telefonu. Ale na BONIFACIO jest system nawigacyjny na używanym notebooku PANASONIC (Thougbook).
Dlaczego? Ponieważ:
1. Kupiłem go od zaufanego dostawcy prowadzącego serwis
2. Poprosiłem o gruntowny przegląd (łącznie z czyszczeniem złącz) przy okazji wymiany dysku
3. Przeprowadziłem na nim maksymalnie głębokie i długotrwałe testy, w tym testy odporności termicznej – ponieważ mam tu i doświadczenie i oodpowiednie oprogramowanie
4. Na Bonifacio są redundantne GPSy i komplet map papierowych, a właściciel dowodził przeszło 100 rejsami – każdy zakończył się szczęśliwie, więc kompetencje są niekwestionowane.
W przypadku telefonu ani nie umiem go przetestować, ani nie mam pomysłu na redundancje.
Tym nie mniej pomysł Jacka uważam za bardzo kreatywny przykład maksymalnego wykorzystania każdego dolara dzięki głębokiej znajomości realiów morza i tras na których pływa. Proponuje jak najszerzej pomysł rozpropagować. Podawajcie dalej Koledzy na forach i tawernach.
Co do STARLINKA. Trzeba sięgnąć do źródeł, w w przypadku promocji czytać tekst drobnym drukiem. Proponuje zacząć tutaj:
https://www.starlink.com
Przechodzimy do zakładki MARITIME. Oferta dotyczy, cyt:
Starting at 1 384 zł/mo with a one-time hardware cost of 13 601 zł.
A może tańsza będzie wersja mobility?
Starting at 1 384 zł/mo with a one-time hardware fee of 13 601 zł. Try for 30 days with a guaranteed full refund on hardware.
Nie. To jest to samo.
A może opcja residential – nie przystosowana do pracy na morzu?
335 zł/mo with a one-time hardware cost of 2 720 zł.
To ostatnie, zaczyna być porównywalne z ceną InReach. Jedyny ból, to taki, że nie nadaje się do pracy na morzu. Ale – żeglarz potrafi, więc tutaj macie inspiracje (https://www.yachtingworld.com/yachts-and-gear/starlink-for-yachts-true-remote-connection-for-yachts-141421 ).
Adaptacja wydaje mi się prosta, choć może nie dla każdego (konstrukcja solidnego gimbala śledzącego satelity), no i natychmiastowa utrata gwarancji. Plus ewentualne zdalne zablokowanie serwisu przez operatora. A więc raczej coś dla fanów eksperymentów o nieco głębszej kieszeni oraz większej akceptacji ryzyka.
Co do Garmina Explorera. Rozważałem tę opcję. Ma zalety o których pisze Damian. Gorszą baterię i co dla mnie najważniejsze – nie bardzo jest na niego miejsce w kamizelce ratunkowej Mietka – bo tam w kieszeni już jest miniaturowa, profesjonalna krótkofalówka. InReach Mini 2 bez problemu umieścimy w małej kieszonce kamizelki.
Pozdrawiam Cały Klan. Następny artykuł o sensie i ścieżce uczenia się nawigacji elektronicznej – dlaczego szło mi to pod górkę przed laty, a dziś nie wyobrażam sobie wygodnego życia na pokładzie bez niej. T
Szanowny Tadeuszu,
dziękuję za, jak zwykle, wnikliwą analizę, faktycznie miałem w głowie gwałtowny spadek cen (Starlink), oraz porównanie do cen telefonów satelitarnych Irydium ale jak teraz widzę chodziło o skok z 5000 $ na 250$ za miesiąc czyli nadal bardzo drogo, aczkolwiek rozmawiałem z panem używającym opcji residential, czy opcja dla kamperów i twierdził, że bez gimbala czyli płynnego ukierunkowywania się na satelity wszystko hula niemniej sam tego nie stwierdziłem. Wybacz zatem pochopne hurraoptymistyczne stwierdzenia:).
Natomiast co do baterii Explorera vs InReach to się niestety nie różnią i obie są do bani dlatego się tak żołądkowałem w temacie :)
Żyj wiecznie!
Damian
--
Opcję wersji starlinka dla RV rozważałem. Ale niestety doświadczenie na forach jest takie, że internet na stacjonarym kampingu działa doskonale, natomiast w ruchu (po płaskiej drodze) tak sobie.
Tak wygląda rzeczywistość deklarowana drobnym drukiem przez producenta:
2. Starlink RV zapewnia zasięg nawet w najbardziej odległych lokalizacjach, dzięki czemu idealnie nadaje się do długodystansowych podróży kamperem.
3. Starlink RV oferuje prędkość do 40 Mb/s, co jest więcej niż wystarczające do przesyłania strumieniowego filmów, pobierania dużych plików i innych czynności wymagających szybkiego połączenia w trasie. UWAGA TL: czyli to jednak nie jest 100Mb/s deklarowane na pudełku)
4. Jest bardziej przystępny cenowo niż inne opcje, a plany zaczynają się od około 99 USD miesięcznie. Komentarz TL: tak, ale wyłącznie w USA.
Wady:
1. Starlink RV jest dostępny tylko w USA, co czyni go mniej atrakcyjną opcją dla RVers podróżujących za granicę.
2. Instalacja może być nieco skomplikowana i wymaga pewnej wiedzy technicznej. Komentarz TL. To prawda, np. metalowe części pojazdu mogą silnie zakłócić pracę anteny. Pożądany jest dodatkowy wysięgnik.
3. Usługa jest nadal w fazie beta, a zasięg może być nierówny w niektórych obszarach.
4. Wymaga dwuletniej umowy, więc nie jest idealny dla RVers, którzy często podróżują lub na krótkie okresy czasu.
Ale zrobienie gimbala to nie jest bardzo duże wyzwanie.
Tutaj ciekawa dyskusja: https://www.reddit.com/r/Starlink/comments/f0b3ni/maritime_use_of_starlink/?rdt=52148
Pozdrawiam.
T