Samotny rejs z Karaibów do Europy Romana Piechowiaka –
Zakończony ! Rejs pełen przygód. Poprzednie odcinki relacji
Romana możecie odszukać w SSI – najwygodniej przy
pomocy wewnętrznej wyszukiwarki – wpisując słowo-tag
„Piechowiak” do okienka „szukaj” na lewym marginesie strony
tytułowej. Wyrazy wielkiego uznania i podziwu. Gratulacje i
podziękowania. Moim zdaniem ten powrotny rejs Romana
zasługuje na nagrodę „Rejs Roku”. A więc może uda mi się
uścisnąć dłoń dzielnego żeglarza podczas gali w Dworze Artusa ?
Tylko czy Wysokie Jury RR czytuje SSI ?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=================================================
Witam Don Jorge,
oto dalszy ciąg relacji mojej podróży z Karaibów do La Rochelle. 3 czerwca - przede mną teoretycznie ostatni etap rejsu. Parę mil oceanu i
Biskaje słynne z trudnych warunków. W sumie okolo 1000 mil. Wieje 5B. Grot na 2-gim refie i duży fok dają bardzo dobra prędkość 5,7 węzła. Pierwsza doba
i już 112 mil na liczniku. Gdzieś w głowie wizja pospawanych okuć dręczy nieustannie i zabija spokój. Czy to strach ? Czy tylko chora wyobraźnia bawi
się ze mną ? Zmieniam duży fok na marszowy. Nie spieszy się. Dopłynąć do celu jest od paru tygodni CELEM.
.
Wiatr słabnie, deszcz pada, jacht płynie zaledwie 4 węzły. W rytmie rock and roll`a. Znów nie jestem zadowolony. I can`t get no satisfaction. Mimo że wieje z dobrej strony. I faluje z wiatrem. Cztery doby dają 459 mil. SATISFACTION. W końcu. O tropikach lepiej nie myśleć. Mgła, niskie chmury, deszcz. Pogoda jest zmienna jak kobieta. Jak kobieta niezbędna. Znika wiatr. Przestają biec mile. Słońce, morze martwe, silnik. Cholera ! Kurs prosto na La Rochelle. Znowu wieje. Na liczniku 713 przebytych mil. Wpatruje się w horyzont. Czy to mój limit ? Za rufą wraz z kliwateram zamazana przeszłość. Jacht tnie fale nieznanej przyszłosci. Ja i moja żaglówka istniejemy tu i teraz. Monotonia oceanicznego rejsu. Do przylądku Finisterra jeszcze daleko. Chciałbym zauważyć ląd !
.
Barometr spada. Nienawidzę cię. Nie ma litości albo szczęścia brak. Znów zaczyna mocno wiać. Mam złe przeczucie. A może doświadczenie ? 2-gi ref i duży fok. Przed nocą mały fok. W nocy 3-ci ref. Śpię, samoster steruje. Pod wiatr. AIS nie brzęczy mimo że jacht zbliżam się do toru wodnego. Tam statków płynie masa. Jeszcze do nich daleko. Same olbrzymy. Dziś na Biskaje nie wpłynę. Tym lepiej. 7B i nieznośne fale. Bardzo słoneczny dzień. Kochać morze ? Dziwne zachowanie statków na elektronicznej mapie. AIS dobrze że jesteś. Ciebie też kocham i wszystkie nieupierdliwe technologie. Olbrzymy mórz zwolniły bieg nawet do 0,5 mili. Te które szły na północ. Dryfują, dziobami we wszystkich kierunkach jak rozsypane bierki. Te z Biskajów pełną parą prosto na południe. Nie potrzebuje odświeżyć prognozę pogody. Tam już jest niezły sztorm. Kto wie na jak długo. Jacht skacze nieznośnie. 8B.
Muixa
.
Sztormowy fok. Grot zwinięty w lazy bag`u i dodatkowo związany bawełnianymi pasami. Samoster ma prowadzić do Vigo. Około 80 mil. Jacht półwiatrem dryfuje nie płynie. Nie jest dobrze. Natrętne czarne myśli w nerwowy wybuch smiechu. Zatonąć teraz ? Próby z silnikiem i fokiem sztormowym bez rezultatu. Większe fale walą w burtę. Przez pokład przelewa się kipiel. Czasem potężne uderzenia wznoszą „Ultimę” i przestawiają gdzieś dalej. Czekać. Czasem jacht spada na dno fali. Uderzenie, wszystko się trzęsie jakby miało się rozpaść na strzępy. Wibrują wanty a z nimi maszt. „Ultima” jęczy. Cierpi. Leżę zaklinowany pod szafkami w tej sztormowej koi. Prosić nie znaczy modlić się. Co więcej robić. Barometr nadal spada. Słońce świeci. 9B. Duże fale. Zasypiam.
.
Dwa razy przestał działać zalany GPS. Zniknął obraz dalekich statków. AIS nadaje. Do tego nie potrzebuje ekranu. Pojawiło się jeszcze więcej statków. Dryfując oddaliłem się od toru wodnego. Na południe. W porywach 10B. 3 dni w dryfie i ponad 80 mil. Już po sztormie. Wiatr szybko osłabł. Zostały fale.
.
„Ultima” znalazła się na południe od Vigo. Niecałe 30 mil od brzegu. Maszt jest, bom, jest, antena AIS, jest załogant, jest. Szczęście jest odmianą nieszczęścia.
Na żaglach i silniku. Mija mnie kuter, łowi. Nadrabia sztormem stracony czas. Więc świat naprawdę istnieje ! Dziś jest 13/06 około 17-tej. Dotarłem do Vigo,
marina Davilla.
Vigo
.
Przepłynąłem 979 mil. Do La Rochelle jeszcze daleko. Bez strat. Z poczuciem
szczęścia powrotu na ląd. Nareszcie. Vigo. Po raz pierwszy. Bardzo duży, prężnie działający port. Duże i dobrze utrzymane stare i nowe miasto. Nowi znajomi. Oni. Ona, Mari znaczy kropla morza. Płyną z … i do … Morskie opowieści. Portugalia, Hiszpania, za oceanem. Wymiana doświadczenia o nowym terenie zabawy między Vigo a La
Coruna. Piwko, winko. Wakacje. Z brakiem wiatru na najbliższe dni i zbiornikiem pełnym ropy 17 czerwca płynę dalej. Po tylu tygodniach w morzu mam dosyć żeglarstwa.
.
/
Tor wodny przy Finisterra
.
Silnik. Lixia de Ribeira na kotwicy. Port Muros. Silnik. Przy darmowym pomoście portu Finisterra. Silnik, żagle. Muxia. „Ensenada Corme” na kotwicy. Silnik. Wciąż mgła i prawie bez wiatru. 23 czerwca Club Nautico La Coruna. Po drodze poznaję sympatycznego Belga. Patrick ma 40 letnią sklejkową żaglówkę z długim kilem. Taką wzorowaną na tradycyjnych holenderskich. Tylko że bez bocznych mieczów. Pływa od dziecka. Jest nadzwyczaj spokojnym i wyśmienitym kumplem. Na silniku płyniemy równą prędkością. On po rocznych wakacjach w Portugalii spieszy się do pracy. Tylko Biskaje i Kanał Angielski ! Ja mam bliżej. W La Coruna spotykam młodego regatowca z Francji. Stracił maszt na południe od Azorów. Poprosił o ropę przepływający w pobliżu rosyjski statek. Zatrzymali się i dźwig przeładował 4 karnistry ropy. FROM RUSSIA WITH LOVE na karnistrze nabazgrany napis.
/
Jacht bez masztu
.
To 007. Z humorem. Niezależnie od pochodzenia są ludzie dobrzy i źli. Zeglarz dopłynął na Azory. Tam z bomu zrobił maszt i z dodatkową załogą przepłynęli do La
Coruna. Stąd do Les Sable płyną. Mocne chłopy ponad 1000 mil na zmajsterkowanym z bomu maszcie !!!
.
Na Biskajach spokojne morze. 26 czerwca rano w La Coruna ropy do pełna. Gotowy na podbój ostatnich 300 mil. Ruszam z nadzieją. Długo ciągnie się
linia brzegowa. Silnik i 2-gi ref grota. Fale kołyszą. „Albatros”, jacht Patryka oddala się w ocean. On ma kurs bardziej północny. Prosto na Kanał Angielski.
Leć do domu ptaszyno jeszcze się spotkamy. Ja do La Rochelle uparcie jak wół w orce. Słońce, silnik. Trochę ponad 100 mil i AIS wariuje. Kutry ! Są wszędzie.
Jak ja przepłynę na drugą stronę zapory. Liczę. Najpierw 17. Dużo więcej. 50. 150 ? Łowią na olbrzymie wędki. Krążą bez ładu. Często wokół jachtu. „Ultima”
na silniku robi 5 węzłów. Elektryczny pilot prowadzi prosto. Oni mnie mijają sprytnie. Czasem płyną grupą prosto na jacht. Mijają bez kłopotu. Zawodowcy !
Nawet im się wędki nie poplątały. Francuzi, Hiszpanie, Potosi. Wyciągają z wody średniej wielkości tuńczyki. Dzień słoneczny. Wyplywam ze strefy
łowów. Zwalniam bieg jachtu.
/
Kutry w szale połowowym
.
Zbliża się noc. Żagle. Jutro rano nowy nieznany ląd. Najpierw niskie ledwo widoczne wyspy. A między nimi La Rochelle. Jestem zmęczony. Moment magiczny i smutny. O tym marzyłem. Przygotowałem. Walczyłem z i przeciw. Dokonałem. Port docelowy ? Etap samotnej żeglugi. Etap samotnego życia. Co dalej ? Nie wiem. Trzeba zrobić remont jachtu. Ona mi dała co umiała. Najlepiej. Wymaluje jej białe boki. Naprawię kiecki. Jeszcze potańczysz dziewczynko miła. Świat nie ma końca. Tam nie byłaś ! Nie mam planów na rejs ani na życie. Może kupie kawałek lądu i zasadzę ziemniaki. Do
ziemniaków cebule. Kura zniesie jajko. Koza da mleko. Nie będzie zle.
.
/
La Rochelle na horyzoncie - koniec rejsu
.
Marina La Rochelle. Celnicy. Kontrola jachtu i dokumentów przy pomoście dla gości. W kapitanacie dają mi miejsce na miesiąc. Szara codzienność.16 czerwca o 1355 odpływam z kotwicowiska Le Marigot na wyspie St. Martin 18 maja Lajes das Flores na Azorach. 2522 mil
.
27/05 o 1050 wypływam z Lajes.
13/06 o 1700 port marina Davilla, Vigo. 979 mil.
23/06 o 1500 port Club Nautico La Coruna. 119 mil.
29/06 o 2025 port marina w La Rochelle. 338 mil.
W sumie 3958 mil samotnego Atlantyckiego rejsu z zachodu na wschód.
Don Jorge bardzo dziękuje za zamieszczenie moich morskich opowieści.
Z pokładu s/y „ULTIMA”
Roman