Z KARAIBÓW DO EUROPY TO REJS „POD WIATR” ?

Obserwując licznik czytań poszczególnych odcinków

relacji Romana Piechowiaka – zainteresowanie

Czytelników i Skrytoczytaczy SSI rośnie. Dziś żadnych

mrożących krew w żyłach  momentów na szczęście

nie ma. Jest za to sporo ciekawych obserwacji, które

dla niejednego z Was mogą okazać się pożytecznymi.

A więc czytajcie jak Roman z Azorów zmierza do Zatoki

Biskajskiej.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge

======================================================

Witam Don Jorge,

szczere gratulacje Orderu od wieloletniego Skrytoczytacza!

Tak trzymaj !

NA AZORACH

19 do 27 maja - naprawy w Lajes das Flores, Azory.

 

Po niedawnym huraganie zdewastowany port oficjalnie nie przyjmuje gosci. Trwaja pokazne prace przy budowie nowego falochronu. Stary polamany lezy w bezladzie betonowych blokow. Tym razem robi sie wieksze, szersze, mocniejsze. Moze zwycieza nawalnice nadchodzace wraz ze zmianami klimatu.

  

Czesc przeladunkowa wydaje sie funkcjonowac normalnie, leniwie. Mala wyspa nie ma potrzeb na morskie giganty. Przyplywaja statki z dzwigami. Przenosza kontenery na nabrzeze. Na ladzie jeden dzwig na kolach uklada je w niewysokie bloki i laduje na ciezarowki. Na statek ida kontenery chlodnicze. Oceaniczny klimat z wulkaniczna gleba sprzyjaja rolnictwu. Dosyc strome stoki nie pozwalaja na uprawy «przemyslowe». Zdrowy rozsadek  umiarkowanej wyspierskiej cywilizacji? Bajkowa Atlantyda? Nie zawsze tak bylo na Azorach.

.

Z checia i ciekawoscia sprobowlem tutejsze specjaly. Sa niedrogienie i pyszne. Przyklejone do produktow widoczne etykiety informuja o Azorskim pochodzeniu. Lubie kupowac lokalnie. Wypelnilem jacht konserwami z Flores! Smaczne pamiatki.

.

Falochron portu rybacko-jachtowego nie ucierpial. Za to zostaly zerwane pomosty. Na potrzeby celnikow i policji oraz przypadkowych zeglarzy naprawiono dwa. Mozna bezpiecznie cumowac. Osobno stoi pilotowka. Brak pradu, a po wode trzeba podplynac do pomostu policji blizej jedynego kranu. Plywy umiarkowane, moze do 4 metrow nie sa upierdliwe przy plywajacych pomostach.

.

Rano przycumowalem “Ultime” «long side». Z drugiej pomostu strony tylko jeden jacht z portugalska bandera. Przy betonowym nabrzezu male i srednie lodzie rybackie. W kapitanacie portu poinformowano ze ktos przyjdzie. Po poludniu przyszedl. Moja prozbe o wyciagniecie jachtu i potrzebe spawania przyjal bez emocji. Tlumaczyl ze niestety nie maja mozliwosci wyciagniecia jachtu ani nie ma jak bezpiecznie go ustawic na brzegu! No i ze trzeba czekac bo oni sie zorganizuja i pomoga! Poradzil tez zebym pogadal ze spawaczem, tym z odbudowy portu. Firma z Madery. Spawacz potraktowal mnie jak starego kolege ktory potrzebuje pomocy. Dogadalismy sie jezykiem migowym.

Jacht na cumach wody bierze malo. Port w Lajes wydaje mi sie oaza humanizmu. Zyczliwi ludzie. Na kazdym kroku spotykam sie z zainteresowaniem i zrozumieniem. A obawialem sie ze bedzie po europejsku znaczy: rejestracja, sprawdzenie polisy ubezpieczeniowej, znudzenie na widok «turysty». Mialem wizyte policji, policji miejskiej i celnikow. Jedynie celnicy sprawdzili dokumenty. Przy okazji dowiedzialem sie ze dowod osobisty jest niewazny od kilku miesiecy i ze powinienem go zmienic na nowy. Nikt na jacht nie wchodzil i nie kontrolowal. Celnicy pytali o narkotyki. To powazna sprawa. Bez konsekwencji.

.  

Po dwoch dniach czekania przybiegl Pan z portu i oznajmil ze dzwig sie zblizy do wybrzeza naprzeciwko ze mam tam plynac. Nie maja nic do rozladunku wiec wyciagna jacht za pomoca dzwigu kolowego. Tego do kontenerow. Na kei zauwazylem male zamieszanie. Pare gapiow. Jeden wozek widlowy. Zblizono betonowe bloczki ktore dzielily droge od terenu budowy portu! Na nie pare belek i jacht bedzie stal dodatkowo przywiazany linami! Nie brakowalo pomocnych rak do manewrow przy cumach i przy ustawianiu jachtu. Kazdy wyrazal swoja opinie w glosnej dyskusji. Czlowiek z kapitanatu zdecydowal jak ma to wygladac i tak sie sprawnie stalo. Pułkownik jakis a moze zastepca generala! Pracownicy sluchaja uwaznie i bez sprzeciwu wykonuja polecenia. To mi sie podobalo. Po wrazeniach zaproponowalem piwko. Ludziska serdecznie dziekujac sie rozeszli! Tylko dwoch zostalo. Bardziej spragnionych czy z braku prac ladunkowych?

.

Przygotowalem kadlub do spawania i polamane blaszki z kwasowki bo na miejscu nowych nie da rady zrobic. Mialem jakies okucia z ktorych zrobilem wzmocnienia. Spawacz zna sie na robocie. Mimo trudnego dostepu spaw wyglada jak zagojona blizna. Niestety trzeba bylo przyspawac miecz zeby sie nie ruszal. 4 nieduze kąntowniki wystarczyly. Biedna „Ultima” moja! 

.

Po sprawnym wodowaniu chcialem sie odmeldowac. Zaplacic. Okazalo sie ze nic nie jestem winien bo port/marina nie funkcjonuje. I ze jak ktos przyplynie to bedzie. Moj jacht wymagal naprawy. Naprawa zrobiona. To proste i to wszystko. Podziekowalem za bezinteresownosc i zyczliwosc jak moglem najcieplej. Zostal bym z wami dluzej lecz coz ... 

Biale zegla na maszt. „Ultimie” lepiej w morzu. A mi do domu sie spieszy. Na stary kontynent.

.

Z Azorow do La Rochelle. Pogoda jedzowata. Figlarne nize odbijaja sie o brytyjskie wyspy i zamiataja Biskaje.   Chcialby plynac bezposrednio do La Rochelle. Okolo 900 mil. Znaczy ponad 10 dni samotnego oceanu. Kombinuje. Nie da rady. Wiec Horta najpierw. Mimo 100 mil z hakiem nie zblizam sie do celu. Zeglarstwo jest upierdliwe. Czasemi. Z Lajes wyplynelem polwiatrem o sile 6°B. Pogoda Azorska. Mgla i niskie chmury. Zlosliwa fala zaprasza sie na poklad. Przed Horta jak na Mazurach. Silnik w blekicie. Pelne slonce.

.

Horta. Wszedzie pelno jachtow i statki. Cumuje przy stacji paliw. Do mnie dobija jacht z polska bandera. Tez z Karaibow przyplyneli. Mamy wspolnych znajomych na Martynice. Swiat wydaje sie mniejszy. W Horcie mozna stac na kotwicy. W porcie nie ma miejsc. Negocjuje. Argumentuje ze maly jacht i moze sie znajdzie male miejsce. Pomoglo. Na trzeciego. Na samym krancu betonowej kei. Z widokiem na PETER’S CAFE SPORT. Mialem szczescie. Dzien po moim przybyciu zerwal sie wiatr. Szkwaly do 9°B. Dopoki wialo od ladu nie bylo zle. Niestety kierunek sie szybko zmienil. Szkwaly szly miedzy glowkami portu.  Zaczelo sie rodeo. Najpierw jachty odkrecily sie z wiatrem. Potem zaczely sie obijac ustawiajac w nowym kierunku. Tlok jak na Marszalkowskiej. Niektorym kotwica poszla sie jeb...c. Wielkie manewry. Pod warunkiem ze na jachcie jest zaloga. Latwo sobie wyobrazic te bez opieki! Moja grupa 3 jachtow powyciagala wszystkie odbijacze i podwoila cumy. Ja na moich dalem luzu starajac sie oddalic maszt od masztu sasiada! Kierunek fal i wiatru odpychaly „Ultime”. Wiekszy kecz przeszedl o 3 metry obok orajac  kotwica. Liczna zaloga wybierala ja jednoczesnie manawrujac na silniku. Uf jak goraco! Pare wiekszych jachtow wyplynelo poza falochron i tak nie dajacy oslony. Gdzies tam podarla sie genua uwolniona przez niezablokowany mechanizm. Inny skipper lapal podarte bimini. Klasyka. Burzowa nawalnica trwala  od rana do wieczora.

1 czerwca. Dobra prognoza na najblizszy tydzien. Wiatr slaby przez dwa dni. Ruszam w towarzystwie 12-o metrowego jachtu. Ten ktory byl przycumowany pierwszy. Przy kei. Tez plynie do La Rochelle. Na nim Alain, 70 latek. Francuz. Jacht zbudowal amatorsko pare lat temu. Na nim 4 przebiegi przez Atlantyk. Cale zycie w morzu. Mistrz klasy Fireball. Nie ma szans plynac rowno z nim. Wyplywam pierwszy. Trzeba przecumowac srodkowy jacht i uwolnic Alain’a. Wiatru troche malo. Plyne powoli. Prawie pod wiatr i calkowicie pod prad. Z prawej burty wyspa Pico. Doskonaly stozek wulkanicznego pochodzenia. Wiatr slabnie. Prad nie. Znosi mnie na Pico. Alain prawie na horyzoncie. Niedlugo zniknie miedzy wyspami. A mnie znosi. Włączam silnik. Mam nadzieje ze jak wyplyne poza wyspe San Jorge dostane wiatr. Nic z tego. Doplywan do Graciosy. Silnik. Czasem zagle. Zapada noc. Na mapie szukam portu. Nie ma sensu sie bujac wzdloz brzegu Terceiry. Skonczyl sie abonament na wiatr. Przelew dla Zefira. Szklanka rumu dla Neptuna. Ktos tu rzadzi! Jest noc i nie ma fal. Wyłączam silnik.

.

3 czerwca okolo 30 minut po polnocy kotwicze przed marina Praia da Vitoria/Terceira. Nie chce sie spac. Swiatla miasta w nocnym bezruchu. Fajnie tu jest. Spokojnie. Dobra oslona przed oceanem. Port handlowy oddalony do jachtowego. Noc na kotwicy. Rano podplywa policja i prosi zebym wszedl do portu sie zameldowac. Co robie niechetnie. Nie mam map portu. Jest odplyw. Przechodze miedzy plaza a pomostem. Ciasno. Plytko? Pierwszy raz spotykam taka konfiguracje portu. Sonda nie dziala od Martyniki. Nie lubie tego. W tyl zwrot. Wychodze i cumuje do pierwszego pomostu od strony zatoki. Zameldowalem sie mowiac ze nie zostaje tylko czekam na wiatr. Ze ma byc po poludniu. Pozwolili mi zostac bezplatnie. Wyplywam okolo 14-tej. Na najblizszy tydzien ma byc troche wiatru. Nie mam prognozy na dluzej. W tydzien mam nadzieje dopłynac do Cabo Finisterre. To hiszpanska brama zatoki Biskajskiej!

Bay bay Azory.

 

Cdn.

 

Pozdrawiam z Rochefort.

Roman.

 

 

 

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu