Co tu będę truł i to po raz setny? Wszyscy wiemy, że
Bałtyk to nasze morze, nasz krąg cywilizacyjny, klimat
do którego nawykliśmy od pokoleń. Rozumiem chwilowe
zainteresowanie cieplejszymi i bardziej przejrzystymi
wodami, ale chyba już najwyższy czas wrócić na Bałtyk.
I zaraza też tu nie szaleje. Tego samego zdania jest nasz
Przyjaciel – Zbigniew Rembiewski – armator wszędzie
znanego jachtu „Sloni” (foto). Ten jego „botaniczny” rejs dokładnie
wpisuje się w promowany już przez SSI program „Podboju
Kalmarsundu”.
O Kalmarsundzie czytać będziecie niebawem w nowej
markowej locyjce „KALMARSUND i OLAND”.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=============================
Don Jorge,

Dodatkowo nasza trasa miała prowadzić z grubsza po śladach podróży lądowo-wodnej jaką odbył Linneusz, słynny przyrodnik szwedzki w 2-giej połowie XVIIIw. Nasz plan był taki: Borgholm, ogrody letniej rezydencji szwedzkiej rodziny królewskiej; Visby, nasz ulubiony ogród botaniczny przy porcie i bulwarze: Stockholm, uniwersytecki ogród botaniczny Bergianska, z częścią japońską; Mariehamn, Esplanada, zaprojektowana i posadzona w połowie XIXw aleja lipowa z założeniem parkowym; Palanga koło Kłajpedy, park uzdrowiskowy Tyszkiewiczów.



/////////// Nowe pomosty w porcie BYXELKROK//////////////////////////
Przelot na Gotlandię do Visby mieliśmy przy mixcie wiatrwym, od świeżego baksztagu do flauty i znowu silnik. O Visby nie ma co pisać, wszyscy znacie i tak jak my kochacie. Dodam tylko,że w porcie takie puchy, że na kei z bojami na której zawsze stajemy, część jachtów stawała longside. Etap do Stockholmu początkowo chcieliśmy odbyć w dwu ratach, ale dobrze szło i w Nynashomn byliśmy bardzo wcześnie po overnightowej żegludze, do tego wypoczęci, więc pociągneliśmy do celu cumując wieczorem w Vasahamn. Następnego dnia, ci co nie byli, do Vasamuseum, a ja na rower i objazd śródmieścia połączony z zakupami. Z objazdu polecę wyspę stoczniową, Skeppsholmen, dużo się na niej dzieje. Po krótkiej regeneracji, komunikacją miejską pojechaliśmy do ogrodu botanicznego. Nie zawiódł oczekiwań. Na deser już pod wieczór spacer po starówce i okolicach pałacu królewskiego. Na koniec nagroda - pizza z piwem na bulwarach. To był długi dzień. 15 000 kroków. Kolejnym rankiem, w niedzielę 11 lipca wypływamy przez szkiery sztokholmskie na Alandy do Mariehamn. Pogoda przepiękna, wiatr bajka, w plecy, w szkierach cała Szwecja na wodzie, co chwila otwiera się nowy widok przyozdobiony rezydencjami, miasteczkami lub zamkiem.
Na wodzie kupa starych pływadeł. Silny wiatr z dobrego kierunku pozwolił szybko pokonać dystans 75 mil i póżnym wieczorem gnani przez rozbudowaną falę wpadamy między wyspy. Marina zachodnia o dziwo załadowana po kokardę. Bardzo wygodna. W poniedziałkowe przedpołudnie obchodzimy pętlę wokół miasta. Zaliczone; aleja lipowa, nabrzeże z historycznymi warsztatami szkutniczymi i zabytkami morskimi, centrum i oczywiscie kontemplacja barku „Pommern” z naturalnego amfiteatru jaki tworzy nadbrzeżna skarpa.
Wczesnym popołudniem wypływamy w długi etap do Ventspils na Łotwie, 175 mil. Wiatry sprzyjające w pierwszej części zamieniają się w kręcące pod wpływem przelatujących nad lądem burz, aż do zanikania. Do Ventspils dochodzimy pod wieczór. Jeszcze na morzu łapią nas pierwsze sms-y a potem telefony ze złą wiadomością. Zmarła moja mama. Wobec zmęczenia długim przelotem decydujemy się na nocleg w porcie, by następnego ranka ruszyć prostym kursem na Gdańsk.
Tarcice po 210 milowym przebiego osiągamy o 2-giej nad ranem w piątek16 lipca.
Zbyszek
==============================================================================================.