KOCHAM HANKĘ – KOCHAM POLSKĘ PO ANGIELSKU

Wobec nadal trwającej awarii SSI - nadesłany do SSI komentarz chwalący Andrzeja Kowalczyka – przekierowałem bezpośrednio do Francji. Zadziałało – oto mamy kolejną felietonową szyderę. Tym razem o manii nazywania wszystkiego po angielsku. Tak aby to wyglądało światowo. We Wrzeszczu mamy dom handlowy „Manhattan”, niedaleko mojego domu jest sklep z gorzałą – światowo nazywający się „Johnny OK”. a jeszcze bliżej na dopiero co odmalowanej kamienicy jakiś wandal wysprejował ogromny napis „kocham Hankę”. Tak się zastanawiam dlaczego po polsku ? No bo gdyby to napisał po francusku, to pewnie ten i ów przechodzeń mógłby odczytać w znaczeniu frywolnym. Nasz Minister Bezkultury łatwo dał się podejść grupce pieczeniarzy. I z tego właśnie szydzi nasz jeszcze nie - Andre Forgeur.

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

===================================

„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż żeglarze to gęsi, i swojego języka nie mają”.

 

To parafraza znanego od setek lat zapewnienia naszego poety Mikołaja Reja, który twierdził że Polacy mają swój język. A ja zauważyłem, że coś jednak zmienia się po 5 wiekach od chwili gdy nasz poeta reklamował nasz język.

Otóż dostałem kilka dni temu wiadomość o podróżach, naszego prezesa, naszego Polskiego, a jakże, Zwiazku Żeglarskiego. Otóż pan Prezes odwiedził „PolSailing Day” po czym już kilka godzin później był w Yacht Clubie. W tym samym czasie prasa, radio i TV w Polsce donosiły o sukcesach na Bałtyku jachtu „I Love Poland”.

W pierwszej chwili pozazdrościłem Prezesowi zagranicznych podróży, ale pomyślałem, że może to w ramach wymiany międzynarodowej. Anglicy wysłali swój jacht na Bałtyk, a my naszego Prezesa do nich.

No ale jak to ja. Czytam nie tylko tytuły ale rozgrzebuję temat jak kura nioska z którą jeden żeglarz z Francji płynął dookoła świata. Kurę i jacht nazwał po francusku co wskazywało kim jest i wzbudzało do niego sympatie wszystkich Francuzów, którzy jak wiadomo za swój symbol narodowy uważają koguta.

No więc czytam oto, że nasz Prezes nawet nie wyściubił nosa z kraju bo „PolSailing Day” odbył się na naszym Śląsku i to przy wsparciu Ministerstwa Kultury i, co warte podkreślenia, Dziedzictwa Narodowego. No z tym dziedzictwem to już poszli po bandzie. Chociaż skoro Rej protestował to może król Popiel uciekał przed myszami korzystając ze sprzętu pobliskiego Yacht Clubu, a dopiero po interwencji Reja zmieniono nazwę na Przystań Żeglarska. No bo okazało się, że i Yacht Club to też nasza rodzima słowiańska organizacja z siedzibą w Chełmie Śląskim.

O żesz ty... pomyślałem w języku ojczystym. Całe szczęście, że nie czepiłem się Prezesa o trwonienie naszych składek na zagraniczne wojaże. Sprytnie to organizuje. Zamiast tłuc się po świecie z ryzykiem załapania Covida, mamy wszystko co światowe u nas.

Pozostaje jeszcze „Kocham Polskę”, co sprawnie przetłumaczył mi internetowy słownik z angielskiego. Sprawdziłem czy może światowi Anglicy mają jacht „Kocham Anglię”, pisane po polsku. Ale nie mają. Francuzi też nie mają jachtu „Kocham Francję”. Chociaż znalazłem jacht „ J’aime France” ale złośliwie napisane po francusku. No a my kochamy Polskę po angielsku.

No i tu w sumie, po przemyśleniu, nie będę się upierał. No bo co by było gdybyśmy zamiast po polsku zaczęli kochać Polske po francusku? To już niech zostanie kochanie Polski po angielsku.

 

Andrzej, kiedyś z Agde, Kowalczyk

------------------------

PS Tak w sumie to słownik i miejscowe władze nalegają abym wreszcie nazywał sie po ludzku. Propozycja jest Andre Marechal de Forgeron, co jest dosłownym tłumaczeniem mojego imienia i nazwiska na język światowy. Muszę to przemyśleć bo podobno mają być duże zmiany w Polsce.

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu