Zorientowanym łatwo odgadnąć, że mowa jest o Jachtklubie Morskim „NEPTUN” w gdańskich Górkach Zachodnich, najzdrowszym, najlepiej zorganizowanym, niezależnym polskim jachtklubie. Co prawda „Neptun”, który powstał prawie 64 lata temu (dzięki popaździernikowym chwilowym rozprężeniu systemu politycznego) był początkowo klubem „przyzakładowym”, ale z biegiem lat ciągoty członków prywatyzacyjne stawały się coraz bardziej dostrzegalne, mocniejsze i przyśpieszające bieg wydarzeń. To sprawiło, że Przedsiębiorstwo „patronackie” (PRCiP) się od nas odcięło. Nawet flagowy jacht nam zabrało i sprzedało niemieckiemu taksówkarzowi.
”Neptun” za PRL miał także bardzo marną markę w gdyńskim związku żeglarskim. Nazywano nas pogardliwie „prywaciarzami” - to taka branżowa odmiana określenia „badylarzy” czyli właścicieli ogrodnictw warzywnych. O historii „Neptuna” koniecznie przeczytajcie news jubileuszowy 60-lecia: http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3153&page=45
Moja relacja oczywiście jest subiektywna. To przecież od 1962 roku jest mój klub macierzysty, którego nawet jestem członkiem honorowym. A więc – wybaczcie pliszce, która swój ogon chwali.
/
Powód był czytelny – „Neptun” był pierwszymi polskim jachtklubem cruisingowym, który nie krył swojej dewizy „na swoim i za swoje”. Był jachtklubem, który szybko doszedł do przekonania, że jachty klubowe deprawują, że żeglowanie „na krzywy ryj” jest niegodne i niezgodne z podstawami ekonomii. Sterowany i kontrolowany proces „wycinania” jachtów klubowych trwał kilka lat. „Neptun” sprzedawał jachty klubowe ich dotychczasowym wypróbowanym opiekunom. Jednostki piękniały w oczach. Klub inwestował w infrastrukturę przystani.
Dziś nazwa Jachtklub Morski „Neptun” to marka doskonała – solidna, niezależna, samodzielna, prestiżowa..
/
Nadbudówka holownika jeszcze na ziemi.
.
/
Kadra jachtklubu przy pierwszym „Jupiterze”
.
.
Nic jednak nie spada z nieba. Przyjrzyjcie się twarzom pionierów transformacji..
Moje domowe archiwum niestety nie dysponuje kompletem portrecików.
Ale to jest do uzupełnienia - oczywiście z Waszą pomocą.
/
Pionierzy transformacji
.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Jurku, tym razem językowo, nie żeglarsko.
Jak opisał mistrz Bralczyk w swojej książce o zwierzętach w języku polskim - "Zwierzyniec", w rozdziale o lisie, powiedzenie dotyczyło samicy lisa, teraz nazywanej lisicą, a w staropolskim "liszką". I to ona jak na przedstawicielkę płci przystało, swój ogonek chwaliła.
Zbyszek
Szanowny Don Jorge
Uprzejmie donoszę, że jestem na bieżąco z Twoją witryną i czytuję ją prawie codziennie.
Z przyjemnością przeczytałem laurkę na temat Klubu i przypomnieniem tych wszystkich
zacnych ludzi, którzy przyczynili się do rozkwitu jachtklubu cruisingowego “za swoje i na swoim”.
Ja jestem tylko jednym z wielu i z satysfakcją prowadzę nadal ich dzieło, jako iż nigdy
nie pływałem nie za swoje i nie na swoim.
Jednakże klub to nie tylko jachty. infrastruktura i pracownicy, ale cała społeczność,
która składa się na wizerunek klubu.
Dziękuję Ci za to przypomnienie wizerunkowe społeczności klubu.
Żyj wiecznie drogi Jurku
Z satysfakcją pozdrawiam i zdrowia życzę
Andrzej Chabrowski